Come-back Natalii Rolleczek

Błażej Warkocki

Come-back Natalii Rolleczek, autorki „Drewnianego różańca”, czyli polskich „Sióstr magdalenek”. Niegdyś jej powieść była używana w walce z Kościołem. Dziś może być czytana bez  ideologicznego balastu

Jeszcze 1 minuta czytania

– Dlaczego ona tak krzyczy?
– To mateczka daje karę Rózi
odpowiedział mi spod stołu głos Ludki – bo linoleum przed Sercem Jezusa wcale się nie błyszczy. Ja słyszałam, jak mateczka gniewała się na Rózię.
Nikt się jednak specjalnie nie przejął Rózią. Może dlatego, że niedaleko, w szwalni, siostra Alojza opowiadała pobożną historię o pobycie w Rzymie: „Jedna za drugą podchodziłyśmy kolejno ucałować pierścień i nogę ojca świętego. Gdy schylałam się do świętej stopy, doznałam uczucia, którego wypowiedzieć się nie da”.

Natalia Rolleczek, „Drewniany różaniec”,
Korporacja Ha!art, Kraków, 216 stron,
w księgarniach od września 2009

To jedna z wielu ironicznych scen ze wznowionego przez Ha!art „Drewnianego różańca”. Autorka, Natalia Rolleczek, przeżywa właśnie swój come-back za sprawą wczesnej autobiograficznej opowieści o pobycie w sierocińcu prowadzonym przez siostry felicjanki. Rzecz działa się na początku lat trzydziestych, książka wyszła w 1953 roku. I trafiła na swój czas. W ciągu kilku lat miała pięć wznowień. Została przetłumaczona na kilka języków, a potem dodatkowo jeszcze sfilmowana (przez  Ewę i Czesława Petelskich). Niewątpliwie bardzo przydała się władzom do ideologicznych rozrachunków z Kościołem katolickim. Przez ówczesne Ministerstwo Oświaty została uznana za „pożądaną w bibliotekach licealnych”.

A czy dzisiaj byłaby pożądana w liceach? Tak? Nie? Dlaczego nie? W pewnym sensie na to pytanie odpowiada wywiad z autorką, który można odnaleźć w „Wysokich Obcasach” (z 19 grudnia 2009 r.). Katarzyna Bielas zauważa: „W nowym wydaniu złagodziła pani niektóre sformułowania i okrucieństwa zakonnic, bicia tytułowym różańcem”, a Natalia Rolleczek odpowiada: „Z litości – pomyślałam: co ja będę się na nich mściła! Myślałam też, że ktoś może odebrać to jako przesadę”. Przesadę? Ejże.

Gdy przyjrzeć się dokładnie „Drewnianemu różańcowi”, może się okazać, że odtwarza on (świadomie bądź nie) fabuły o pobytach w więzieniu. Najpierw zatem pojawia się utrata poczucia podmiotowości i kontroli nad wszystkim, łącznie z własnym ciałem. Potem próba jej odzyskania. Dwunastoletnia Natalia wciera zatem w oczy denaturat, by uniknąć pracy ponad siły w kaplicy. Z czasem zacznie się przyzwyczajać, pozna przepływy władzy, zdobędzie wiedzę potrzebną do tego, by przetrwać jak zdobyć dodatkowe jedzenie, komu się podlizywać, jak symulować pracę. Pozna też siłę wspólnoty. Kapuś nadmiernie podlizujący się klawiszom w habitach zostanie przykładnie ukarany. Dojdzie też do ostatecznego buntu dziewczynek, gdy pijane wściekłością rzucą się na znienawidzoną siostrę Modestę. Solidarność zwycięży, a siostra odejdzie. Niewiele to oczywiście zmieni w statusie małoletnich więźniarek, ale poczucie chwilowego triumfu smakować będzie znakomicie.

Tytuł powieści akcentuje tę szczególną figurę: przemoc ukrytą pod maską pobożności. Ale wcale nie przemoc jest głównym tematem Rolleczek. Najbardziej bezpośrednio dziewczynkom doskwierają dwie rzeczy: głód i praca ponad siły. Zaraz potem dostrzegamy klasowe dystynkcje, które strukturyzują ten świat. Lepsze i gorsze zakonnice, lepsze i gorsze dzieci. Upokorzenia wynikłe z noszenia stygmatu (czyli szmat, a nie ubrań). A wszystko opisane z ironicznym półdystansem, dzięki któremu „efekt prawdy” jest jeszcze bardziej wyrazisty.

Jednocześnie jednak – i to świadczy bardzo na korzyść książki – ta powieść nie jest antychrześcijańska czy antyklerykalna. Nie ma tu żadnych stematyzowanych ideologicznych wtrętów ani racjonalistycznego przekonywania, że religia to opium dla ludu. Nie ma nawet spektakularnego kryzysu wiary. Religia istnieje zupełnie tak samo jak powietrze i nie chodzi o to, żeby ją wyplenić. Bohaterce zależy raczej na tym, żeby w zakładzie dla sierot prowadzonym przez zakonnice można było zjeść porządne śniadanie i nie tyrać jak wół. Tylko tyle i aż tyle. Jedna z bardziej wstrząsających scen to opis śniadania przygotowywanego dla księdza. A dokładniej kontrast między tym, co jedzą dziewczęta i ksiądz. Scena godna „Germinalu” Zoli (w którym  zresztą pojawia się  bardzo podobna).

Interesująca w powieści Rolleczek jest charakterystyczna antropologia dziecka, bo jest to rzecz, której autorka nie mogła zaplanować,  która wyszła jej niejako sama, po drodze. Otóż dziecko w tym świecie bardzo wyraźnie traktowane jest jak „mały dorosły”, a nie jak dziecko. To niczyja wina, lecz spuścizna po XIX wieku.

Podobnie jest z seksualnością. Oczywiście ona nie istnieje.  Wszyscy są bardzo niewinni. A jednak seks po jest tu bardzo mocno zdyskursywizowany, jak na ten temat pisał Michel Foucault. Jest panoptycznie wpisany w przestrzeń (układ łóżek, sposób dbania o higienę itp.). Nie ma go, a jednak jest, bo jedna z dziewczyn zajdzie w ciążę, zostanie sponiewierana i uznana za grzeszną.  I właśnie jako traumatyczne ostrzeżenie będzie funkcjonować dla innych dziewczyn. Warto o tym wszystkim pamiętać, czytając na przykład Marka Krajewskiego. W jego opowieściach o przedwojennym Breslau dziewictwo niewinnych dziewcząt z sierocińca stanowi bowiem wyraźny fetysz. I pomiędzy zdyskursywizowaną seksualnością oraz napiętnowaniem grzesznicy w zakładzie, a perwersyjnym Schadenfreude z powodu utraty dziewictwa przez niewinną sierotę u Krajewskiego niestety istnieje niedobry związek.

„Drewniany różaniec” świeci dziś nieco oldskulowym blaskiem, ale i tak czyta się świetnie. Być może dlatego, że nie jest to bluzg (choć przecież mógłby nim być), lecz ironiczna maszynka do odreagowywania. Naiwny i niewinny podmiot narracji („napęczniały nienawiścią grzybek”, s. 65) odsłania hipokryzję, przemoc i dystynkcje klasowe. Bardzo zgrabnie i ironicznie.

„Różaniec”  do licealnych bibliotek? Jestem za.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.