„Ojczyzna”, rys. Tomasz RóżyckiWpis trzeci: błoto.
To ten moment, kiedy odchodzi Zima, a w jej miejsce nie nadchodzi jeszcze nic nowego. Właśnie to puste miejsce wypełnia błoto. Taki czas może trwać kilka miesięcy. Ta nowa pora roku, której nikt tu jeszcze nie nazwał oficjalnie (mówi się Przedwiośnie, tak jak mówi się Przedzimie na to samo błoto pojesienne). Mówią tylko o tym ci szaleńcy, fenolodzy. Więc takie coś. Bez nazwy i bez właściwości. Błoto. Prawdziwy władca.
Genealogia tutejszych narodów wywodzi się z błota. Ich charakter jest psychicznym gruntem podmokłym. Istnieją zapewne już jakieś eugeniczne badania na ten temat, udowadniające zależność klimatu, krajobrazu i mentalnej konstrukcji narodu. Tomi zamieszkują dwa główne szczepy, dwa narody.
Scytowie, przyjezdni, lud koczowniczy, lud z pociągu, przywiezieni tutaj transportami ze Wschodu przez Stalina, dzikiego satrapę jeszcze z czasów drugiej wojny. Scytowie, zwani też czasem Sarmatami, są dzicy, śpiewają tęskne pieśni za swoimi straconymi na stepie miasteczkami i wsiami, piją i płaczą, biją się i obrażają. Są zapalczywi i leniwi, lubią żartować i jeść. Czasem coś robią, ale to zawsze jest majsterkowanie. Mają nieprawdopodobną fantazję i często, nawet nieświadomie, kłamią. To znaczy tracą kontakt z rzeczywistością. Potrafią opowiadać godzinami o swoich latających krajach utraconych tam, na Wschodzie, na rzecz prawdziwych barbarzyńców. Ale tak naprawdę to lud koczowniczy, lud pociągu – nie budują stałych siedlisk, osiedlają się blisko torów kolejowych, wszystko jest na chwilę, nie opłaca im się sprzątać, bo i tak zaraz będą się musieli przenosić.
Drugi naród Tomi, Geci, nie lubią żartować. Są ciężsi, dokładniejsi i w pracy nie przeszkadza im myślenie czy wyobraźnia. Są ludem osiadłym, ta ziemia jest ich, nie muszą się spieszyć. Pociąg w ich widnokręgu to intruz. Rzadko tracą kontakt z gruntem pod nogami, dlatego ich fantazja skupia się na własnym domu i ogrodzie, który potrafią w rzadkich przypływach szaleństwa zamienić w gaik pełen krasnali, grzybków, sarenek i sztucznych jeży. Odstraszają w ten sposób bóstwa domowe i bóstwa leśne, te chochliki, które potrafią rozlać na schodach mleko z przygotowanej miseczki i nie posprzątać po sobie. Tak jak Scytowie, i oni tęsknią za złotym wiekiem, za Germanami, którzy niegdyś tu rządzili i nie pozwalali na taki bałagan. Gdyby ktoś nimi pokierował, sprawiliby, że ta ziemia byłaby dla nich rajem. Ale Scytowie, którzy uważają się za lepszych, nie nadają się na zarządców, chociaż to oni opanowali większość stanowisk. Ich wizje są nierealne i szalone. Getowie sprzątają po nich i mają już tego dość. I jedni, i drudzy czują się więc niedobrze w Tomi. I jedni, i drudzy mają poczucie braku i niespełnienia.
Żyją tu też i inni, bardzo wielu z innych stron tej krainy, ale oni, jak niewolnicy sprzedani w niewolę, stracili swoją mitologię. Ich mitologią i ojczyzną jest błoto, wyłonili się z niego któregoś dnia, a potem przyszli z nim do miasta, kiedy odstąpiła Zima. Należą do tej cyberprzestrzeni, w której wszyscy się teraz spotykamy, kosmonauci, fenolodzy i kosmici.