Wpis 23: Oko cyklonu
Sztuka w dwa bieguny: pierwszy, złączony z mecenatem nauki, uniwersytetem jako miejscem pracy i azylem dla artysty, dawno już poróżnionego ze zwykłym zjadaczem chleba. Poróżnionego estetycznie, w swoich zarozumialstwach i awangardowych grach międzygatunkowych skazanego na samotność i odrzuconego, bo odrzucającego innych, nadskakującego krytykom, badaczom i tworzącego właśnie dla nich, dla wtajemniczonych w arkana, którzy sami balansują na krawędzi, zmieniając wciąż role – raz krytyk artystą, raz artysta krytykiem, samoograniczająca się spirala, wir. Ale co w środku, co na końcu tego zwężającego się lejka. Sztuka nie ma odwrotu, musi iść naprzód, wieczny postęp jest w nią wpisany, a wszelkie powroty są jak coraz mniejsze kółka w drodze do punktu zero. Lecz nasza zachodnia kultura mówi: ani kroku w tył! A o tym, czym jest ten tył, decyduje uniwersytet. Nos dla tabakiery, czy tabakiera dla nosa?
Przy okazji wdawałoby się, że to sprzeczność, że ruch ten na sprzeczności jest ufundowany. Nauka ma nas bronić przed magicznym myśleniem, odruchami stadnymi, oddawaniem czci bożkom i zaklinaniem rzeczywistości, a sztuka właśnie ją zaklina, zamieniając każde zdanie w zaklęcie, każdy moment w święto, naddając sensu każdej czynności, każdemu obrazkowi. Umieśćcie na obrazie nóż na kuchennym blacie i powieście go w galerii. Wydawałoby się nic nadzwyczajnego, nic banalniejszego, a ileż zaraz sensów, symboliki i nonsensów w tego noża. Powiecie: dobrze, ale sztuka to wybór. Powiecie: dobrze, ale socjologia, międzyludzkie napięcia w tłumie oglądających. Zgoda, ale czy nie ważniejsze jest co innego: to, że naprawdę zaklinamy, że naprawdę jesteśmy szamanami plemienia? Drugi biegun jest właśnie taki: ciemny i anaukowy. I tu: dzisiejszy język poetów, wskazujący na arbitralność i miałkość języka, kreska malarza, wskazująca na nieadekwatność kreski. Postmodernizm, literatura wyczerpania, dekonstrukcja. Szaman mówiący: nie wierzę w swoją szamańską moc, bawiłem się, udawałem. Popatrzcie, to nie zaklęcie, to bełkot, a tamto nie jest uzdrawiającym zielem, jest po prostu proszkiem i śmieciem. Mój gest był tańcem, ale niczego nie znaczył. Wmówiłem wam, a wyście uwierzyli, bo tak chcieliście.
Ale właśnie w ten sposób dokonuje się – niektórzy nie widzą tego – największa manipulacja. Szaman, szaman zrzuca pióra szamańskie i z szamańskich sztuczek się śmieje. Ale ten śmiech jest trochę zbyt wymuszony, bardzo intelektualny, nie jest czysty, jest lekko „przegięty”. Szamana nie boli, nawet gdyby bolało, nie będzie potrafił już do tego przekonać. Odebrano mu głos, on sam sobie głos odebrał.
Jeśli nawet sztuka zmierza w samo oko wiru, cyklonu, wiadomo, że tam, w samym środku jest to, czego nikt się nie spodziewa.