W tym roku dużo słyszeliśmy o Edinburgh International Festival, głównie za sprawą bardzo udanej kampanii Instytutu Adama Mickiewicza o wdzięcznej nazwie „Polska Arts in Edinburgh”. Festiwal ten jest często areną premierowych przedstawień z różnych dziedzin. W tym roku były to między innymi dwie opery kompozytorów z Walii i ze Szkocji. Kształt „In the Locked Room” Huwa Watkinsa oraz „Ghost Patrol” Stuarta MacRae to znaki dzisiejszych czasów oraz wskaźnik ekonomicznej kondycji instytucji kultury. Oba utwory to niespełna godzinne jednoaktówki, napisane odpowiednio na cztery i trzy głosy solowe. Do tego piętnastoosobowy zespół w fosie. W obliczu coraz częstszych cięć w budżetach zespołów czy teatrów niektóre wybory artystyczne narzucają się same. Nie oznacza to oczywiście, że postawieni w podobnych sytuacjach kompozytorzy muszą pisać mniej ciekawą muzykę. W należącym do Royal Opera House Linbury Studio Theatre zobaczyłem dwa ciekawe i różne od siebie dzieła.
Nowe opery w Edynburgu i Londynie
Huw Watkins „In the Locked Room”, David Harsent (lib.), Michael McCarthy (reż.); Stuart MacRae „Ghost Patrol”, Louise Welsh (lib.), Matthew Richardson (reż.), The Music Theatre Wales Ensemble, Michael Rafferty (dyr.). Premiera światowa w Traverse Theatre, Edynburg (30 sierpnia 2012), premiera londyńska w Lindbury Studio Theatre, Royal Opera House w Londynie (27 września 2012).
„In the Locked Room” to historia młodego małżeństwa, które wprowadza się do wynajmowanego od niejakiej Susan domu na wsi, gdzieś pod Londynem. Stephen, ambitny biznesmen, żyje swoimi sprawami w City, pozostawiając swoją żonę Ellę samą w domu. Gdy ta dowiaduje się, że niedostępny, zamknięty pokój należy do poety Pascoe, zaczyna się interesować jego twórczością, a później nim samym. Wszystko, czego się o nim dowiaduje od Susan, uzupełnione o własne domysły i przeczytane wiersze, tworzy obraz pociągającego mężczyzny, w którym Ella się zakochuje. Akcja toczy się zatem dwutorowo: w rzeczywistości – z niczego się nie domyślającym, pochłoniętym pracą Stephenem, i w wyobraźni Elli – z Pascoe. W toku utworu napięcie między dwoma światami rośnie do kulminacji, gdy Ella oświadcza mężowi, że dziecko, którego się spodziewa, nie jest jego, a Pascoe (którego, podkreślmy raz jeszcze, w rzeczywistości nigdy nie spotkała). W ten sposób młoda kobieta ostatecznie wybiera poetycką przestrzeń marzeń i postanawia pozostać po tamtej stronie.
Libretto Davida Harsenta, napisane bezpretensjonalnym, pięknym językiem, dobrze podkreśla realistyczna koncepcja reżyserska Michaela MacCarthy. W efekcie otrzymujemy coś w rodzaju dramatu obyczajowego podszytego poezją. Występujący w nim śpiewacy (Ruby Hughes, Paul Curievici, Håkan Vramsmo i Louise Winter) doskonale wczuli się w role, tworząc przekonującą historię. Warto jeszcze zaznaczyć, że tekst, napisany z myślą o jego wykonaniu muzycznym, jest wyjątkowo klarowny.
„In the Locked Room”. Music Theatre
Wales/Scottish Opera, fot. Clive BardaAtmosferze i treści „In the Locked Room” sprzyja muzyka, która ma w sobie coś ze ścieżki dźwiękowej filmu. I to w jak najbardziej pozytywnym sensie. Huw Watkins, poza umiejętnością tworzenia i prowadzenia dramaturgii, okazuje się kompozytorem bardzo wrażliwym na barwę orkiestrową. Udaje mu się przy udziale kameralnego zespołu stworzyć ciekawą paletę brzmień instrumentalnych, co tym bardziej podkreśla poetycki wyraz dzieła. Pięćdziesiąt minut, którymi dysponował Watkins wystarczyło, by wciągnąć mnie w kreowany przez niego świat i zainteresować jego twórczością, z którą przy okazji „In the Locked Room” zetknąłem się po raz pierwszy.
Słowo „ghost” z tytułu opery Stuarta MacRae nie oznacza ducha, a komandosa bądź zwiadowcę. Jednocześnie możemy mówić także o widmach czy upiorach wojny. „Ghost Patrol” opowiada historię spotkania dwóch mężczyzn, którzy do niedawna służyli w tym samym oddziale podczas konfliktu zbrojnego. Pierwszy z nich, Alasdair (James McOran-Campbell), prowadzi obecnie bar wraz ze swoją dziewczyną Vicki (Jane Harrington). Jego były podkomendny, Sam (Nicolas Sharratt), po nieudanej próbie okradzenia baru, zostaje w nim zatrudniony przez swojego przełożonego w imię żołnierskiej solidarności. Obaj mężczyźni zdradzają wyraźne objawy powojennej traumy (Alasdair pogrąża się w alkoholizmie; Sam zadręcza się pytaniami o sens życia). Sytuacja szybko gęstnieje, gdy między Samem a Vicki rodzi się głębsze uczucie i gdy z czasem okazuje się, że byli żołnierze są uwikłani w zbrodnie wojenne. W końcu dochodzi między nimi do walki, w której obaj giną. Wypowiedziane niewiele wcześniej słowa o tym, że koniec wojny zobaczyli tylko ci, którzy umarli, zdają się prorocze.
MacRae postawił w swojej partyturze na silne środki ekspresji – skomplikowane i poszarpane struktury rytmiczne, częste zrywy dynamiczne, atonalny język zbliżający się momentami do serializmu. Co więcej, kameralny zespół wsparty został elektroniką, co tworzy łudzącą miksturę brzmieniową. Szkocki kompozytor zdaje się próbować zbliżyć do efektów osiąganych przez Nono (na przykład wstrzymywane fortissimi w najwyższych rejestrach instrumentów dętych), ale udaje mu się to jedynie połowicznie. W efekcie otrzymujemy partyturę napisaną sprawnie, ale dającą wrażenie, jakby nie musiała koniecznie towarzyszyć akcji scenicznej.
Dzieło MacRae i Louise Welsh (libretto) podejmuje trudny i niestety aktualny temat udziału młodych ludzi w wojnie. Reżyser Matthew Richardson przedstawia go w sposób bardzo realistyczny, używając między innymi sekwencji wideo z wiadomości telewizyjnych ogłaszających kolejne straty w brytyjskim kontyngencie wysłanym za granicę. „Ghost Patrol” to bardzo stanowczy głos w toczących się na całym świecie debatach na temat użycia siły w polityce międzynarodowej.