Smutna dziewczyna
Warszawa, plac Konstytucji, maj 1989. Fot. Jarosław Stachowicz/FORUM

12 minut czytania

/ Obyczaje

Smutna dziewczyna

Rozmowa z Anną Brzezińską i Katarzyną Puchalską

Wtedy nie kopaliśmy pod sobą dołków, choć zwykle fotograf nie dzieli się z innymi informacjami o wydarzeniach. Po pracy spotykaliśmy się i porównywaliśmy efekty, konkurowaliśmy w lepszych ujęciach − opowieść o fotografkach i fotografach, którzy dokumentowali 1989 rok

Jeszcze 3 minuty czytania

ARKADIUSZ GRUSZCZYŃSKI: Dlaczego 1989 rok był w fotografii przełomowy?
ANNA BRZEZIŃSKA
: Fotografowie czuli, że uczestniczą w niepowtarzalnym momencie, bardzo dużo się działo w polityce i na ulicy: demonstracje przeciwko prezydenturze Wojciecha Jaruzelskiego, wiece studentów domagających się zalegalizowania niezależnego związku, 4 czerwca, kolejki do lokali wyborczych, pierwsze kantory. Pracowaliśmy od świtu do nocy, a w nocy siedzieliśmy w ciemniach i robiliśmy odbitki. 

Czy funkcjonowało wtedy środowisko fotoreporterów?
KATARZYNA PUCHALSKA
: Na zdjęciu Aleksandra Jałosińskiego z pierwszej konferencji prasowej Tadeusza Mazowieckiego po desygnowaniu go na premiera widać, jak wielu fotoreporterów wtedy pracowało. Na wystawie „Przełom w kadrze 1989” w Domu Spotkań z Historią pokazujemy 69 zdjęć aż 21 autorów, a było ich jeszcze więcej. Fotografowali oczywiście też amatorzy, ale grono zawodowców było imponujące.

Czy było coś, co ich łączyło? Jedna szkoła?
AB
: Nic oprócz przyjaźni zawodowych. Zawód fotoreportera jest bardzo wymagający, trzeba być nieustannie gotowym na wszystko, czyli mieć przy sobie aparat, sprzęt i materiały, o które wtedy było bardzo trudno. Trzeba je było zdobywać. Jak ktoś się dowiedział, że w którejś fotooptyce rzucili filmy, to wszyscy tam jechali i ustawiali się w kolejce. Albo wyznaczaliśmy jedną osobę, która kupowała tyle, ile się dało. Poza tym przekazywaliśmy sobie informacje o tym, co, gdzie i kiedy się działo. W tamtym czasie w Warszawie swoje oddziały miały największe światowe agencje prasowe, m.in. Associated Press (AP), Reuter, Agence France Presse (AFP). Część z nas z nimi współpracowała, więc mieliśmy ułatwiony dostęp do filmów czy sprzętu, którymi dzieliliśmy się z kolegami i koleżankami. Mówiąc krótko: nie konkurowaliśmy ze sobą.

Nawet o lepsze ujęcie?
AB: Mówię tu o czymś innym: nie kopaliśmy pod sobą dołków. Zwykle fotograf nie dzieli się z innymi informacjami o wydarzeniach. Po pracy spotykaliśmy się i porównywaliśmy zdjęcia, konkurowaliśmy o lepsze ujęcia.

Blokada Sejmu podczas manifestacji Konfederacji Polski Niepodległej. Warszawa, 3 lipca 1989. Fot. Jarosław Stachowicz/FORUMBlokada Sejmu podczas manifestacji Konfederacji Polski Niepodległej. Warszawa, 3 lipca 1989. Fot. Jarosław Stachowicz/FORUM

Kto był w tej grupie?
AB: Maciek Macierzyński i Leszek Wdowiński z Reutera, Czarek Sokołowski i Alik Kęplicz z AP, Wojtek Druszcz i Janek Skarżyński z AFP. Obok nas działały też inne grupy.

Dlaczego było tak mało kobiet?
KP
: A teraz jest ich więcej?

Chodzi mi o ten czas przełomu.
AB: Bo to ciężki, wymagający, również fizycznie, zawód. Nieustanna dyspozycyjność, w dzień i w nocy. Dźwigaliśmy wtedy bardzo ciężki sprzęt, z którym niejednokrotnie trzeba było biegać. Kobiety musiały przepychać się – dosłownie i metaforycznie – pomiędzy młodymi mężczyznami, którzy niekoniecznie byli przyjaźnie nastawieni. Kiedy zaczynałam pracę w 1980 roku, było mi naprawdę trudno, mężczyźni nie przyjmowali do wiadomości, że kobieta może wykonywać ich zawód. Długo się do mnie przekonywali.

Jak dawali to pani odczuć?
AB: Lekceważącym zdziwieniem wypowiadanym na głos. Nie dowierzali, że dziewczyna może fotografować. Jeden z kolegów powiedział nawet kiedyś, że miejsce baby jest przy garach. Po kilku latach to odszczekał, choć dodał, że jestem wyjątkiem od reguły!

Dom Spotkań z Historią prezentuje wystawę plenerową „Przełom w kadrze 1989”. To reporterskie spojrzenie na pamiętny rok oraz zdarzenia, które uruchomiły przemiany i w krótkim czasie doprowadziły do ustanowienia ustroju demokratycznego w Polsce. Zobaczymy zdjęcia m.in. Jarosława Stachowicza, Krzysztofa Millera, Jacka Domińskiego, Czarka Sokołowskiego, Erazma Ciołka, Chrisa Niedenthala, Macieja Goliszewskiego, Macieja Macierzyńskiego, Anny Beaty Bohdziewicz. Ekspozycję uzupełnią plakaty wyborcze i przedruki prasy zagranicznej dotyczące wydarzeń w Polsce. Więcej informacji na stronie DSH.

Reagowała pani?
AB: Spokojem i cierpliwością. Nie wdawałam się w dyskusje, a efekty mojej pracy były widoczne w prasie. W końcu przyjęli mnie do swojej grupy. A od Maćka Macierzyńskiego z Reutera dostałam zapalniczkę Zippo. Była symbolem bycia jedną z nich.

Paliła pani?
AB: I piłam wódkę z kodakówek. Wie pan, co to?

Nie mam pojęcia.
AB: Filmy Kodaka były w czarnych plastikowych pudełkach. I z nich piliśmy.

Co pani robiła 4 czerwca 1989 roku?
AB: Fotografowałam wybory.

W Warszawie?
AB: Tak. Byłam pochłonięta i obradami Okrągłego Stołu, i pierwszymi wolnymi wyborami.

Gdzie pani wtedy pracowała?
AB: Współpracowałam z francuską agencją fotograficzną AFP„Tygodnikiem Solidarność”, który się odrodził po stanie wojennym. Jestem między innymi autorką zdjęcia z Tadeuszem Mazowieckim trzymającym jeden z numerów tygodnika.

W jakich okolicznościach ono powstało? 
AB: Trzy dni przed wyborami, 1 czerwca 1989 roku w Domu Słowa Polskiego. Zdjęcie przedstawia redaktora naczelnego z 1 numerem reaktywowanego „Tygodnika Solidarność”. Obok niego stoją Małgorzata Niezabitowska, Jarek Szczepański, Jan Dworak i Jacek Ambroziak – dziennikarze pisma. 2 czerwca „Tygodnik” można było kupić w kioskach, ukazał się w nakładzie 100 tysięcy egzemplarzy.

1. Warszawa, 1 maja 1989. Fot. Wojciech Druszcz/Zbiory ośrodka KARTA; 2. Warszawa, grudzień, 1989. Fot. Aleksander Jałosiński/Forum; . Premier Tadeusz Mazowiecki w Sejmie, 12 września 1989. Fot. Leszek Wdowiński/PAP

Współpracowała pani też z prasą reżimową?
AB: Nie, nigdy. W 1981 roku przyszłam do „Tygodnika Solidarność”, potem w stanie wojennym pracowałam w pismach katolickich. Były to jedyne miejsca, gdzie mogłam pracować bez obrzydzenia i wstrętu do siebie. To były bardzo trudne czasy, ale ja nie miałam problemu z wyborem właściwej strony. Po dziadkach odziedziczyłam bezkompromisowy stosunek do komunistów. Nie poszłam pracować do „Trybuny Ludu”, „Życia Warszawy” czy „Polityki”, nie mówiąc„Rzeczpospolitej”, w której potem przepracowałam 14 lat od 1990 roku, kiedy Mazowiecki powierzył ją Dariuszowi Fikusowi. Obserwowałam z bliska przekształcenie propagandowego dziennika w gazetę całkowicie wolną. Co ciekawe, większościowym akcjonariuszem pozostawało wtedy państwo, ale politycy nie wtrącali się, nie ingerowali w linię pisma.

A co pani najbardziej zapamiętała z 4 czerwca?
AB: Entuzjazm, radość, tłok w lokalach wyborczych, co podczas poprzednich głosowań było niespotykane. Nie było w tym czasie przepisu o ciszy wyborczej, tuż przed lokalami wyborczymi stały stoliki z flagami, koszulkami i plakatami Solidarności.

 

Anna Brzezińska
Fotografka i fotoedytorka, kuratorka wystaw. Zajmuje się fotografią od 1980 roku. W latach 1990–2004 lat była kierowniczką działu fotograficznego „Rzeczpospolitej”. Wcześniej fotoreporterką w „Tygodniku Solidarność”, współpracowała też z AFP. Od 2006 do lutego 2017 redaktorka naczelna Redakcji Fotograficznej PAP.

Katarzyna Puchalska
Kuratorka, pracuje w Domu Spotkań z Historią.

Trudno się dziwić, skoro wybory były fasadowe.
AB
: Pamiętam też, że to był piękny, słoneczny dzień.

A nie bała się pani, że PZPR wygra albo sfałszuje wybory?
AB: Myślałam o tym i mówiłam, że dopóki nie zobaczę posłów Solidarności siedzących w ławach sejmowych, to nie uwierzę.

Które spośród zrobionych przez panią zdjęć zostały wtedy opublikowane w prasie?
AB: Na pewno rodziny z córeczką w lokalu wyborczym i młodych ludzi głosujących w koszulkach z napisem „Solidarność”. Innych nie pamiętam.

KP: To jest przypadek wszystkich reporterów, z którymi rozmawialiśmy, pracując nad wystawą i filmem dokumentalnym, który będzie jej towarzyszył.

Że nie pamiętają? Dlaczego?
KP: Bo za dużo się działo. Poza tym rocznica wolnych wyborów zaczęła dopiero funkcjonować w szerszej świadomości 10 lat temu. Przez pierwsze 20 lat nikt nie świętował.

AB: Całkiem niedawno, przeglądając negatywy z 1989 roku, odkryłam, że sfotografowałam w tamtym czasie Arafata, który przyleciał do Polski. Cały świat spoglądał na nas z ciekawością i podziwem. Odwiedzili nas wtedy Joan Baez, Yves Montand, Robert de Niro, Stevie Wonder, premierzy, prezydenci, wśród nich George Bush z małżonką Barbarą.

Są na zdjęciach na wystawie?
AB: Mamy wizytę kanclerza Helmuta Kohla w Krzyżowej. Ale zaczynamy zdjęciem Erazma Ciołka z obrad Okrągłego Stołu w dzisiejszym Pałacu Prezydenckim. Mało kto chyba pamięta, że wówczas mieścił się tam peerelowski Urząd Rady Ministrów. Zdjęcie zrobione z góry. Z czasem stało się symbolem. Potem mamy liczne demonstracje i nastrojowe zdjęcie Jarosława Stachowicza, który fotografował dla „Tygodnika Solidarność”.

Co na nim jest?
KP: Smutna dziewczyna pod Niespodzianką.

Smutna?
KP: Może była umówiona na randkę, a chłopak nie przyszedł…

AB: Pokazujemy także puste sklepy.

KP: Ale też sprzedaż mięsa pod Pałacem Kultury i Nauki.

AB: Jane Fonda ze znaczkiem „Solidarności”, Mazowiecki z podniesioną ręką w geście wiktorii, ludzi klęczących w Częstochowie.

Wizyta prezydenta USA w Polsce. Gdańsk, 11 lipca 1989. Fot. Krzysztof Wójcik/FORUM; Jarocin, 2–6 sierpnia 1989. Fot. Krzysztof Miller/Agencja Gazeta 

KP: Są zdjęcia Czarka Sokołowskiego z opisem po angielsku, czyli caption. W takiej formie zdjęcie wkładało się do transmitera.

Czyli czego?
AB: Czyli urządzenia, którym wysyłaliśmy zdjęcia do agencji. Kiedy wyjeżdżaliśmy poza Warszawę, musieliśmy wozić ze sobą ciemnię z powiększalnikiem, jeszcze wtedy transmiterami nie można było wysyłać zdjęć z negatywów. Trzeba było zrobić odbitkę, czyli potrzebny był powiększalnik. Do każdego zdjęcia doklejało się opis po angielsku, pisany na maszynie do pisania, więc trzeba było ją również ze sobą wozić. Caption był konieczny, żeby pracownicy agencji zagranicznej zrozumieli kontekst. Takie zdjęcie mocowało się na wałek z czytnikiem i podłączało do telefonu. Jechaliśmy z Wojtkiem Druszczem i całym tym sprzętem do Smoleńska z pierwszą po wojnie wizytą rodzin w Katyniu.

A czy pokazujecie na wystawie perspektywę PZPR-u?
AB: Jest Jaruzelski i ich plakat wyborczy.

Zaprosiłyście fotografów pracujących wtedy z Centralną Agencją Fotograficzną?
AB: Nie.

Czyli są tylko ci, którzy byli wtedy po słusznej stronie?
KP: Zależało nam na pokazaniu dobrych zdjęć.

AB: I nieoczywistych ujęć, takich jak młoda para wychodząca z kościoła, na którym wisi plakat Solidarności. Dlatego tytuł naszej wystawy, wymyślony przez Urszulę Urzędowską, dotyczy też właśnie tego przełomu: mogliśmy wejść do miejsc, do których wcześniej nie mieliśmy dostępu, do sali sejmowej, do Urzędu Rady Ministrów. Mogliśmy sfotografować wszystko, co się tam dzieje.

KP: Pokazujemy też demontaż pomnika Dzierżyńskiego, ale z zupełnie innej perspektywy, w tle widać budujący się właśnie Błękitny Wieżowiec. Albo zdjęcie z inauguracji Sejmu. Przed pierwszym rzędem, w którym siedzą Lech Wałęsa, Bronisław Geremek i Tadeusz Mazowiecki, klęczy i stoi masa fotoreporterów.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).