Czas na nudę
Gustavo Pacheco CC BY-NC-ND 2.0

14 minut czytania

/ Sztuka

Czas na nudę

Rozmowa z Aleksandrą Gordowy

Gdzie mamy się ścierać, dyskutować, słuchać drugiego człowieka, jeśli nie właśnie w kamienicy? Jak mamy się dogadać na poziomie politycznym, jeśli nie możemy się dogadać w bloku? W codzienności zawiera się przepis na to, jak ma wyglądać całe życie społeczne i polityczne

Jeszcze 4 minuty czytania

ARKADIUSZ GRUSZCZYŃSKI: Co lockdown i doświadczenie codziennego życia w pandemii zmieniły w naszym podejściu do mieszkań, w których jesteśmy uwięzieni?
ALEKSANDRA GORDOWY: Mam wrażenie, że skonfrontowaliśmy się z własnym stylem życia, który w głównej mierze wynika z tego, jak zorganizowana jest przestrzeń wokół nas. Pojawiły się pytania, czy to środowisko nas satysfakcjonuje i co robi mózg, kiedy nie musi nic robić.

Kiedy zaczęliśmy się nudzić, zwróciliśmy – mam nadzieję! – uwagę na to, co tworzy naszą codzienność: czy przestrzenie, w których na co dzień żyjemy, wspierają nas w pracy i życiu prywatnym czy wręcz przeciwnie? Czy odpowiada nam sposób, w jaki wykonujemy najbanalniejsze czynności, jak wygląda codzienna rutyna i jaka jest jej jakość? Mimo że ta zwyczajność stanowi większą część życia, rzadko się z nią konfrontujemy. Więc w momencie, kiedy nie można od niej uciec, trzeba ją zweryfikować.

W jaki sposób?
Postawić pytania: czy śpię na wygodnym łóżku, czy widzę z niego komputer lub po prostu moje miejsce pracy i czy mi to nie przeszkadza? Czy w pościeli mam okruszki ciastek, bo pracowałam do trzeciej nad ranem, ponieważ moje biuro przeniosło się do mieszkania i trudniej mi samej ze sobą ustalić moment skończenia pracy? I czy to wszystko mi odpowiada? A może przestrzeń mojego mieszkania mogę zorganizować inaczej? Czy mogę podzielić ją na części: tę, w której pracuję, i tę, w której odpoczywam? Mamy tendencję do łączenia tych dwóch sfer, pewnie dlatego, że możemy wszystko robić naraz, po trochu, i tym samym uciekać od głębszej koncentracji. Można więc śmiało powiedzieć, że w przebodźcowanym świecie nasze mieszkania też są nafaszerowane bodźcami, w dodatku związanymi z pracą.

Jak można oddzielić te sfery, skoro żyjemy w ciasnych mieszkaniach?
Jestem zwolenniczką uszanowania zwyczajności i rytuałów. Wystarczy budzić się nieco wcześniej i pierwszą godzinę dnia poświęcić samej sobie, a nie na randomowe przeglądanie mediów społecznościowych. Lepiej pozwolić umysłowi spotkać poranne myśli. A potem kilka godzin pracować w koncentracji, na przykład przy biurku. Albo w kuchni przy stole. Mieszanie strefy pracy ze strefą wypoczynku to odrzucenie szansy na fizyczne, przestrzenne, dobre i konstruktywne doświadczanie jednego i drugiego.

Pandemia pokazała, że biuro wcale nie musi znajdować się na końcu miasta, tylko tuż za rogiem, w kawiarni albo w pokoju obok. Pojawiła się więc potrzeba tego, by praca była blisko nas, równocześnie jednak nie zakłócała czasu wolnego. Tu praktyczne mogą się okazać wspólne sąsiedzkie przestrzenie do pracy, przestrzenie co-workingowe, biurka na wynajem niedaleko domu.

Ilustracja z książki, różne pozycje nudy: przyjemności i niewygodyIlustracja do książki, różne pozycje nudy: przyjemności i niewygody

Aleksandra Gordowy

Ukończyła studia inżynierskie na Politechnice Gdańskiej oraz magisterskie na Uniwersytecie Technicznym w Delft. Studiowała w Stuttgarcie w Niemczech oraz w Horsens w Danii. Obecnie mieszka i pracuje w Berlinie. Książka „Codzienność nudy” powstała na podstawie pracy dyplomowej nagrodzonej pierwszą nagrodą w konkursie Przestrzeń Użytkowników i Mieszkańców.

Nadal mówimy jednak o singielce z klasy średniej, mieszkającej w dużym mieście. Co z rodzinami z małymi dziećmi? Albo z osobami mieszkającymi z rodzicami?
Właśnie do tych rodzin z małymi dziećmi, o których mówisz, adresuję między innymi mój projekt. W książce „Codzienność nudy” przedstawiam projekt modernizacji łódzkiej kamienicy, w której miałyby się znaleźć przestrzenie wspólne przeznaczone do gotowania, prania i rekreacji, a w mieszkaniach znalazłby się osobny pokój z wanną, duży stół w kuchni czy sypialnia wydzielona od miejsc przeznaczonych do pracy, które wyprowadzam z domu.

W ramach twojego projektu nie można by pracować w domu?
Nie do końca, ponieważ dzięki wydzieleniu przestrzeni wspólnych, z premedytacją dedykowanych pracy, jedynie uwalniam przestrzeń mieszkania, najbliższą, intymną od pracy, która się tam w sposób oczywisty wkrada. Zabiegi przestrzenne, których dokonuję, pozwalają na to, by użytkownik miał wybór.

Co w tym mieszkaniu jest?
Wyszłam od archetypów, które tworzą dom. Jednym z takich mitycznych obiektów jest stół, związany z całym mnóstwem rytuałów. Przy stole można usiąść i coś wymyślić albo po prostu pracować. Można celebrować posiłki albo przełykać je w biegu. Przy stole można się spotkać. Stół jest tłem wielu wydarzeń codziennego życia. W niektórych domach można by po prostu naprzeciw stołu nieruchomo ustawić kamerę i otrzymać na koniec film o fenomenalnej dynamice i całym spektrum ludzkich zachowań. W trakcie researchowej fazy mojego projektu nakręciłam kilka takich spotkań przedzielonych stołem z zupą. Prostota, ponadczasowość, wielofunkcyjność i symbolika stołu wydają mi się fascynujące. W moim projekcie zasłoniłam go dwiema ruchomymi ściankami. W zależności od tego, czy są złożone i stół stoi pośrodku pokoju, czy rozłożone i osoba siedząca przy nim widzi ścianę, służy do innych celów. Tak samo potraktowałam wyspę kuchenną, do której można podejść ze wszystkich stron, można przy niej pracować albo spotkać się w kilka osób. Dzięki temu znika fatum kuchni jako niewolniczej, wąskiej przestrzeni (typ kuchni frankfurckiej), w której po „trójkącie produktywności” mogła poruszać się wygodnie maksymalnie jedna osoba.

Aleksandra Gordowy, ilustracja do książki Codzienność nudy, przekrój poprzeczny oficyny z widoczną przestrzenią pracy gospodarczej (dół) oraz biurowej (góra)ilustracja do książki, przekrój poprzeczny oficyny z widoczną przestrzenią pracy
gospodarczej (dół) oraz biurowej (góra)

Jaką funkcję pełni wanna, która dostaje osobne pomieszczenie, daleko od pralki, umywalki i sedesu?
Symbolicznie i faktycznie służy do relaksu ciała i umysłu. Wejście do wanny oznacza wyjście poza czas, nic innego nie może się wtedy wydarzyć. To piękna idea. Chodzi mi o takie grupowanie przedmiotów, żeby odpowiadały podobnemu charakterowi. A wanna i łóżko mają potencjał spowolnienia tempa życia. Kiedy leżymy w łóżku, niewiele może nas spotkać, nic szczególnego nie zmienimy, nie wyprodukujemy. Mogą za to przyjść dobre myśli, odpoczynek i spotkanie z własnym ciałem. Ale też z jego ciężarem i niemocą. I to jest dobre – usłyszeć ciało. Na co dzień nie dajemy mu za wiele szans. Ignorujemy je regularnie. Często mieszkamy bardziej w pędzącej dokądś głowie, w umyśle niż we własnym ciele. Według mnie to paradoks współczesnych czasów – pędzić tak, by nie czuć. Zwolnienie tempa, choćby chwilowe, ale regularne, niemal rytualne, to szansa na to, by to błędne koło pośpiechu i ucieczki od fizycznego protestu naszego ciała zatrzymać.

Dla jakiej rodziny zaprojektowałaś to mieszkanie?
W projekcie wyróżniam przestrzenie od maleńkich, około 25 m2, po większe, ponad stumetrowe. Jest więc najmniejsze mieszkanie dla singli, w którym brak ogromnej kuchni i salonu kompensują przestrzenie wspólne. Nie jest to szczególnie nowa myśl, towarzyszyła ona już wczesnym projektom co-housingowym, bazują też na tym projekty akademików i domów spokojnej starości. W innych mieszkaniach dodaję metry kwadratowe i przekształcam je na tyle, na ile pozwala mi na to kamienica. Są mieszkania dla par, a także dla rodzin z dziećmi.

Ilustracja z książki, widok z wannyIlustracja do książki, widok z wanny

Co znajduje się w przestrzeniach wspólnych?
Poza kilkoma przestrzeniami do wspólnego spędzania czasu wolnego przede wszystkim poświęcam je czynnościom związanym z pracą. W ten sposób uwalniam od niej mieszkania. Jedną grupę wspólnych przestrzeni do pracy stanowią kuchnie, pralnie i sąsiedzkie „przedszkole”, czyli miejsca reprodukcyjnej pracy domowej. Drugą są pokoje i pracownie do wykonywania pracy zarobkowej przy komputerze, biurku, sztaludze. Ten podział wiąże się między innymi ze specyfiką Łodzi, w której praca kobiet tak naprawdę nigdy się nie kończyła i była na dwie, może i trzy zmiany. Najpierw była to praca w zakładach włókniarskich, a potem na drugim etacie w domu. Kobiety nie dostawały za tę pracę ani grosza. I w wielu wypadkach ta sytuacja trwa do dzisiaj. Dlatego postanowiłam przełamać nudę pracy domowej i to, co się da, czyli pranie i gotowanie, przenieść do przestrzeni wspólnych, z których na każdym piętrze korzystają trzy mieszkania. Z kolei miejsca wspólnej rekreacji umieszczam na parterze. Zależało mi na doświetleniu i przewietrzeniu mieszkań, dlatego zrezygnowałam z tych umieszczonych najniżej na rzecz małej sali gimnastycznej, pokoju kinowego czy sąsiedzkiej kawiarni. Każda kamienica mogłaby sama decydować o tym, co się w niej znajdzie. Sąsiedzkie przedszkola, które proponuję, mogłyby działać zależnie od woli mieszkańców – jak klasyczne przedszkola z wynajętą i opłaconą do tego celu opiekunką lub na zasadzie sąsiedzkiej współpracy. Nie namawiam nikogo do zakładania komuny hipisowskiej, tylko do przeprojektowania zwykłej kamienicy, gdzie mieszkają normalni ludzie, których siła tkwi w tym, jak się ze sobą dogadają. Co ciekawe, Niemcy w okresie pandemii wpadli na pomysł grupowego, sąsiedzkiego opiekowania się dziećmi w ramach jednego budynku. Dzięki temu zmuszeni do home office rodzice mogli skupić się na parę godzin na wykonywanej pracy. Potem zmiana. Właśnie o takiej opcji piszę w książce.

Do kogo miałoby należeć takie mieszkanie?
Wiem, że to skomplikowane, ponieważ w Polsce każdy kawałek ziemi należy do kogoś innego, a w dodatku mieszkania często zmieniają lokatorów. W Niemczech popularne są Baugruppen, które umożliwiają grupie ludzi wspólnie zaprojektować przestrzeń, w której na wspólnych zasadach będą mieszkać. Sami ustalają, co chcą mieć i jak chcą żyć, ale równocześnie nie muszą od siebie zależeć, nie muszą dzielić się kuchnią. W odróżnieniu od typowego co-housingu projekty, które powstają w ramach takich umów, cechuje duża indywidualność i jakość przestrzeni zarówno wspólnych, jak i indywidualnych. Mieszkaniec sam sobie jest inwestorem. W Polsce odpowiednikiem Baugruppen są kooperatywy mieszkaniowe.

To teraz się zastanówmy, jak to wszystko, o czym piszesz, ma się do polskiego kontekstu. Nie chciałabyś zmuszać ludzi do zakładania komuny. Dla której więc klasy społecznej są przeznaczone twoje projekty?
Alekdandra Gordowy, „Codzienność nudy”, Alekdandra Gordowy. Fundacja Bęc Zmiana i PFR Nieruchomości, w księgarniach od lipca 2020Aleksandra Gordowy, „Codzienność nudy”. Fundacja Bęc Zmiana i PFR Nieruchomości, 200 stron, w księgarniach od lipca 2020 Dla młodego współczesnego człowieka, który z jednej strony próbuje nowych stylów życia, a z drugiej szuka jakiejś formy stabilizacji. Jedni odchodzą od 8-godzinnego dnia pracy, a drudzy o nim marzą. Ludzie intensywnie korzystają z nowych technologii i dzięki nim formatują styl życia. Nie jest mi jednak obca tożsamość łódzka, która w wielu miejscach nie pasuje do powyższego opisu. Mieszkają tam przecież ludzie, którzy po upadku przemysłu stracili pracę, są biedni i doświadczają nudy w zupełnie inny sposób niż młodzi, którzy doświadczają jej przy braku nowych bodźców. Starsi mają za sobą doświadczenie powtarzalności, są więc znudzeni, lecz zupełnie inaczej. Moją ideą jest spotkanie się jednych i drugich, ale w sposób niewymuszony. Duża różnorodność mieszkańców na stosunkowo małym obszarze powinna być nadrzędną cechą miasta. Miejska kamienica jest tego esencją. Poprzez odpowiednie modelowanie przestrzeni, jej rozmiaru i odpowiedzi na potrzeby różnych użytkowników, a także finansową dostępność, można tę fascynującę, miastotwórczą różnorodność utrzymać.

Czy te grupy nie reprezentują odmiennych interesów klasowych? A ich aspiracje są sprzeczne? W jaki sposób osoby, które mają za sobą traumę zwolnienia z pracy i okropnej biedy, miałyby negocjować charakter przestrzeni wspólnej z hipsterem?
Nie wiem, to trudne pytanie. Zaprojektowana przeze mnie kamienica może być pretekstem, który sprowokuje takie spotkanie. Chcę, żeby każdy w miarę możliwości mógł dostać to, czego oczekuje, i miał możliwość negocjowania z innymi charakteru i sposobu działania przestrzeni wspólnych. Uważam, że to wspaniały trening dla społeczeństwa, które ma aspiracje obywatelskie i chce na zasadach demokracji decydować o swoim państwie.

Ale zdajesz sobie sprawę, że relacje społeczne w Polsce, szczególnie te sąsiedzkie, są trudne? Czytając twoją książkę, myślałem o kamienicy, w której mieszkam. W 16 mieszkaniach jest kilku seniorów, trzy rodziny z małymi dziećmi, studenci i ja. Jak przełożyć twój projekt na nasz dom? Zaznaczę, że sąsiedzi są mocno inwazyjni. Co byś nam zaproponowała?
Zapytałabym, czego pragniecie od waszej przestrzeni. Jakie są wasze zwyczaje i rutyny związane z pracą, a jakie z nicnierobieniem i odpoczywaniem. Czy chcecie spędzać czas sami, a może starszym brakuje towarzystwa i chcieliby się spotkać, ale nie wiedzą jak? Na dworze jest zimno, a ile można siedzieć na ławce? Poza tym nieraz fajnie spotkać się na przykład na wspólnym gotowaniu. Dalej: czy czynności, które wykonujecie na co dzień, chcielibyście robić razem? Podczas rozmowy z tobą wyobrażam sobie przestrzeń, w której ty możesz pracować nad tekstami, a twoja sąsiadka gotować obiad dla siebie i być może dla innych, oczywiście za pieniądze, jeżeli wszystkim taki układ odpowiada.

A jak byśmy rozwiązywali konflikty? Co, jeśli silniejsi sąsiedzi zdominują przestrzeń wspólną? Z mojego doświadczenia animacyjnego wiem, że wypracowywanie kompromisów w mieście jest bardzo trudne i trwa nieraz wiele lat.
Nie myślałam o tym, jak rozwiązywać konflikty, ale żeby je prowokować. Gdzie mamy się społecznie ścierać, dyskutować, mówić o własnych potrzebach, słuchać drugiego człowieka, jeśli nie właśnie w kamienicy? Jak mamy się dogadać na poziomie politycznym, jeśli nie możemy się dogadać w bloku? W codzienności zawiera się przepis na to, jak ma wyglądać całe życie społeczne i polityczne. Czy nie wszyscy marzymy o tym, żeby społeczeństwo, tak silnie spolaryzowane i wyniszczone przez wojnę kulturową, zaczęło ze sobą rozmawiać? I żeby miało do tego okazję? Zobacz, że nowe osiedla deweloperskie gromadzą jeden typ ludzi, którzy realizują podobne aspiracje, więc konflikty między nimi są płaskie. A w kamienicy czy w bloku, poprzez różnorodną tkankę społeczną, punkty spięcia są ciekawsze i bardziej skomplikowane.