Nie bójcie się deszczu
fot. Anna Zagrodzka

17 minut czytania

/ Sztuka

Nie bójcie się deszczu

Rozmowa z Anną Ptak i Małgorzatą Kuciewicz

Czy można w szacunku dla przyrody i całej Ziemi tworzyć dobrą architekturę, projektować sprawiedliwe i odpowiedzialne miasta? – odpowiadają autorki Polskiego Pawilonu na Biennale Architektury w Wenecji

Jeszcze 4 minuty czytania

ARKADIUSZ GRUSZCZYŃSKI: Czym jest „Pawilon deszczy”?
ANNA PTAK: Jest pomysłem na architekturę wykorzystującą wodę dla zabawy. Poza tym zmienia nasze rodzime nastawienie do deszczu. Zazwyczaj Polacy narzekają na złą pogodę, a dzięki temu pawilonowi będą mogli ze spokojem powiedzieć: wreszcie pada!

MAŁGORZATA KUCIEWICZ: Wymyślona przez nas, czyli przez Centralę, instalacja daje też do zrozumienia, że deszcz jest pewnego rodzaju przywilejem.

Przywilejem dostępu do wody?
MK: Z którego powinniśmy się cieszyć. Jednocześnie możemy podczas naszego życia zauważyć zmianę atmosferyczną: już teraz obserwujemy więcej ulew, a mniej deszczów dżdżystych.

AP: Jednocześnie opady, które występują w naszej części Europy, zawdzięczamy tym samym prądom oceanicznym i ich planetarnym zależnościom, które przynoszą Afryce i na Bliskim Wschodzie susze. Ich efektem są migracje ludzi i konflikty, których doświadczamy w Europie, gdy ludzie z tamtych terenów szukają przed nimi schronienia. Ten pawilon również ujawnia, że jesteśmy częścią tych procesów.

Pawilon jak dotąd nigdy nie został zrealizowany, w Wenecji pokazujecie tylko o wiele pomniejszony model pływający w wodzie. Jak by działał w praktyce?
MK: Stałby po dzikiej stronie Wisły w Warszawie i poprzez swoją strukturę wzmacniał doświadczenia poszczególnych deszczy.

Pokazujecie przy okazji, jak wiele mamy odmian deszczy. Pierwszy raz w życiu przeczytałem o trzaskawicy, łyskawicy, kapaninie, chlapaninie, siekawicy czy siewce.
MK: I właśnie kolejne „daszki” czy konstrukcje w pawilonie w różny sposób rezonowałyby z danym deszczem. Co ważne, on nie chroni przed deszczem.

Co by mnie tam spotkało, oprócz zmoknięcia?
MK: Na grzmoty bez deszczu proponujemy dwie komory bębnowe, które sprawiają, że te grzmoty robią się głośniejsze. Na ulewę mamy specjalny lejek tworzący słup wody, pozwalający zobaczyć, jak szybko przelewa się woda. Na siekawicę mamy dzwon, lejek odwrócony, który zbiera deszcz padający z różnych stron, dla dżdży mamy kondensujące sito, zamieniające mokrą zawiesinę w widoczne krople.

fot. Anna Zagrodzka

A o czym opowiada dom Hansenów?
MK: O mądrości rozwiązań tradycyjnych. O tym, że architekci modernistyczni nie odcinali się od lokalnych tradycji i rozumieli relacje ze zjawiskami przyrodniczymi. Najbardziej jesteśmy podekscytowani naszym rozpoznaniem z zeszłego lata, kiedy zrozumieliśmy, że biała polichromia poprowadzona przez cały dom nie jest jedynie kompozycją plastyczną, lecz pragmatyczną. To system nawigacji, dzięki któremu w tzw. trzeciej porze dnia, między dniem a nocą, nie trzeba włączać prądu.

Czym jest trzecia pora dnia?
MK: Znajdujemy się na takiej szerokości geograficznej, na tyle na północ, że w skali doby mamy aż cztery godziny niebieskie świtu i zmierzchu. Jest to pora, podczas której inaczej kalibrują nam się zmysły, inaczej odczuwamy przestrzeń, to co bliskie, jest swojskie, a to co dalej, rozmazuje się i staje nawet nieco groźne. Na równiku noc zapada błyskawicznie. My możemy doświadczać trzeciej pory dnia i tworzyć architekturę, która ją podkreśla.

Trzecim projektem, który pokazujecie w polskim pawilonie w Wenecji, jest Warszawianka, czyli warszawski kompleks sportowy zaprojektowany przez zespół kierowany przez Jerzego Sołtana.
MK: Ta kompozycja – co nas szczególnie interesowało ze względu na temat tegorocznego Biennale – jest stworzona z bardzo prostych, wręcz prymitywnych środków: ziemi, betonu, wody i krzaków.

Pawilon Polski na Międzynarodowej Wystawie Architektury – La Biennale di Venezia

kuratorka: Anna Ptak
uczestnicy projektu: Centrala – Małgorzata Kuciewicz, Simone De Iacobis we współpracy z Izą Tarasewicz i Jackiem Damięckim
organizator wystawy w Pawilonie Polskim: Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki
Wenecja, do 25 listopada 2018

Grupa Centrala wraz z kuratorką Anną Ptak i artystką sztuk wizualnych Izą Tarasewicz prezentują na tegorocznym Biennale Architektury w Wenecji projekt domu Hansenów z Szumina, model sportowego kompleksu Warszawianka, futurystyczną konstrukcję Jacka Damięckiego „Nawodny pawilon obrotowy”, a także „Dom Cabrio” i tajemniczy „Pawilon deszczy”. Co je łączy? Wzajemne, uzupełniające się relacje między architekturą, przyrodą i człowiekiem. 

Może dlatego, że budowano ją w czasach niedoborów?
AP: Taka architektura nie musi powstawać wbrew kulturze i warunkom materialnym, ale może być do niej adaptowana. Przykładem zastosowanym na Warszawiance mogą być mury oporowe z betonowych ażurowych modułów na zaczepach. Nie powstrzymują one wody ani zwierząt czy robaków, i nie wymagały szalowania i zbrojenia, nie ma tam stali, więc pozwoliły na użycie 65% mniej betonu niż zazwyczaj w takich konstrukcjach. Jak pisał Sołtan: sama Ziemia została uwzględniona jako czynnik konstrukcyjny. Mur przeciwstawia się naporowi stoku, ale nie wody, i jak łańcuch usztywnia się w miejscu dodatkowego nacisku.

MK: A wracając do twórców, to przy Warszawiance pracował interdyscyplinarny zespół wrażliwych osób. Konstruktor Lech Tomaszewski, Sołtan, który od Le Corbusiera przywiózł do Polski rozumienie architektury responsywnej na światło, Fangor i Ihnatowicz, którzy włączyli do projektu wrażliwość plastyczną. Były też Alina Scholtz i Wanda Staniewicz, które odpowiadały za zieleń. Ten zespół rozumiał też różnicę pomiędzy sportem zawodowym a amatorskim – że Warszawianka nie ma być tylko obiektem monumentalnych wydarzeń sportowych; że ma być to również teren miejskiego, codziennego sportu o raczej greckim wymiarze, regularnego treningu ciała pokonującego czas i grawitację. Stąd decyzja, żeby w projekcie kompleksu sportowego podkreślać znaczniki czasu w postaci totemów, czyli rzeźbiarskich elementów rozstawionych na całym terenie. Poza tym wszystkie alejki spacerowe i biegowe zostały połączone z systemem wodnym.

Jak działały?
MK: Sieci alejek towarzyszyła sieć duktów wodnych. Specjalne plastyczne formy zbierały deszczówkę w sadzawki, w których pluskały się dzieci. Architekci trochę ugięli teren, żeby kształt podkowy ujawniał poziom wody. Do tego mury oporowe są przesiąkliwe, tzn. zarówno zwierzęta, jak i woda mogą się przez nie przecisnąć. Woda, która przesiąka przez mur, wpływa do kanałów, następnie do jeziora, a potem wiatr z podskarpia rozpyla ją jako mżawkę na korty tenisowe.

Czy to faktycznie kiedyś działało?
MK: Takie mamy relacje: Jacka Damięckiego, który od dekad spaceruje tam z psem; spisane wypowiedzi Sołtana; wspomnienia mieszkańców Mokotowa. Mówili oni o szmerze wody, gdzie rosną sople, gdzie znajdują się kieszenie zimna, że zawsze na skarpie jest cieplej…

Ta woda nigdzie nie stała? Kanały nie zatykały się liśćmi? Te pytania są również związane z wieloletnią dyskusją na temat modernizacji obiektów modernistycznych. Jedni chcą je dostosowywać do współczesnych potrzeb, inny chcą burzyć, a jeszcze inni odświeżać, zdejmować naleciałości kolejnych epok. Jak to wygląda w przypadku Warszawianki?
AP: Jednym z pomysłów jest konserwacja poprzez użytkowanie rozpisane na działania różnych aktorów: ludzi, roślin, zwierząt. Tak długo, jak będziemy dbać o zieleń i używać alejek, żeby one nie zarastały, tak długo Warszawianka będzie funkcjonowała.

MK: Poza tym Warszawiankę trzeba widzieć w relacji do Starówki.

Małgorzata Kuciewicz – architektka i badaczka. Autorka projektów służących pobudzeniu refleksji nad przestrzenią miast, wystaw i obiektów architektonicznych. Wspólnie z Simonem De Iacobis tworzy grupę projektową Centrala – warszawskie studio realizujące program niezależnych badań, reinterpretacji i interwencji dążących do odnowy języka architektury i miasta.
Anna Ptak – kuratorka, antropolożka kultury. Kuratorka wystawy „Amplifikacja natury” prezentowanej w Pawilonie Polskim na Biennale Architektury w Wenecji w 2018 i redaktorka towarzyszącej jej książki „Amplifikacja natury. Planetarna wyobraźnia architektury w epoce antropocenu”. Współprowadzi międzynarodowy program rezydencji i jest kuratorką wystaw w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie.

Dlaczego akurat do niej? Te dwa miejsca pełnią zupełnie inne funkcje.
MK: Dla nas wymiar kulturowy tego obiektu jest tak ważny jak Starego Miasta. To równolatki położone na tej samej skarpie warszawskiej, na podobnych obszarach. Jeden obiekt to efekt odbudowy, drugi – budowy relacji ludzi i przyrody w mieście.

AP: Natomiast tego typu projekty, które mają charakter manifestów, pokazują, że istnieją inne relacje pomiędzy architekturą a przyrodą niż te oparte na kontroli czy efektywności.

Jak byście nazwały tę relację w przypadku Warszawianki?
AP: Wzajemności.

MK: Pracując nad tym projektem, zrozumieliśmy, że Centrala zajmowała się do tej pory rekonstrukcjami modernistycznych form. Rozumienie naszego zadania było zawężone do przywracania cech stylowych obiektów, by wyglądały tak, jak w czasach swojej świetności. Poprzez pracę nad Warszawianką i Szuminem zrozumieliśmy, że to są żywe zabytki i tylko poprzez używanie ujawniają one swoją istotę. W związku z tym zrozumieliśmy, że zadaniem architektów, którzy zajmują się modernizmem, jest rekonstrukcja nie tylko skorupy architektonicznej, ale też procesów oraz idei ich działania.

Jak to się stało, że Warszawianka jest w takim stanie, w jakim jest?
MK: Bo jest nieznana.

AP: Obecnie została tam wyłącznie ludzka perspektywa, w dodatku podporządkowana rozumieniu ziemi jako abstrakcyjnej wartości, na której można zarobić. Obszar został podzielony i odsprzedany deweloperom, zamiast terenu sportowo-rekreacyjnego jako wielofunkcyjnej i sezonowo zmiennej całości skupiono się na pojedynczych obiektach, które używane są intensywnie i w jednej funkcji.

MK: Poza tym nie jest znana istota tego miejsca. Boiska są używane, ludzie pływają sobie na basenach, grają w piłkę, niektórzy używają ścieżek biegowych, jednak nie zdają sobie sprawy, że to działało jako całość. Za każdym razem, jak tam prowadzimy spacery, ludzie zaczynają doświadczać tej przestrzeni i doceniają jej jakość.

Jak ją pokazujecie w Wenecji?
AP: Jako wykonany w drewnie model architektoniczny, który unosząc się na wodzie i nabierając jej do wyżłobionych kanalików, ujawnia, w jaki sposób ona działa.

fot. Anna Zagrodzka

Dlaczego akurat w taki sposób, dlaczego w wodzie?
MK: Po pierwsze – Wenecja. Po drugie, woda jest największym architektem świata. Popatrzmy na relief dna oceanicznego. Po trzecie, mieliśmy w Europie Północnej szczęście w postaci lodowca, który przez ruch w przód i w tył utwardził swą masą podłoże i naniósł twardych warstw, ułatwiając nam dziś fundamentowanie budynków. Po czwarte, naszym mentorem jest Jacek Damięcki, który wiele lat temu zaprojektował „Nawodny pawilon obrotowy”.

AP: To przykład architektury, która spekuluje o tym, jakie siły ją tworzą. W tym projekcie to nie człowiek poruszał się wokół budynku, ale budynek – wokół człowieka. Damięcki zasadą stabilności konstrukcji uczynił nie grawitację, ale wyporność wody. Ważna też była współpraca z Izą Tarasewicz, która stworzyła rzeźbę-instalację w Pawilonie.

MK: Iza przez swoją instalację opowiadającą o deszczu, wykonaną na podstawie zdjęć mikroskopowych, pokazuje, jak naprawdę wygląda kropla deszczu: jak nabrzmiewa, jak staje się małym spadochronem, żeby na końcu znowu nabrać wody i rozpaść się na kropelki. Spadając z 15 kilometrów, przechodzi kilka cykli i w zależności od udziału różnych żywiołów spada pod różną postacią. Kiedy wchodzi się do Pawilonu, to tysiące małych blaszek układają się w reprezentację siedmiu deszczy.

A podłoga?
MK: Zmienia się. Wydziela zapachy.

AP: Jest to drewniana kostka brukowa, taka jak w starych kamienicach, cięta w poprzek z bali.

MK: Drewniana posadzka zmienia atmosferę tego miejsca i jest antypoślizgowa, co sprawia, że widzowie chętnie rozchlapują wodę.

Tak można?
AP: Można, bo wystawa ma też wartość doświadczalną.

MK: Ale ma też różne progi wejścia. Można ją oglądać, doświadczając przestrzeni: posadzki, wody, rzeźby terenu. Można się też zanurzyć głębiej i poczytać o tej architekturze. Co ciekawe, woda jest zrozumiała dla wszystkich widzów, zarówno dla tych, którzy mają jej pod dostatkiem, jak i dla tych, którzy doświadczyli jej braku.

Na potrzeby projektu używacie pojęcia „amplifikacji natury”. Czym ona jest w kontekście architektury?
AP: Tłumaczeniem jednych sygnałów na inne. Ważne są dla nas wzajemne relacje pomiędzy architekturą, przyrodą i użytkownikami. Architektura jest możliwa dzięki procesom fizycznym w przyrodzie, ale też może je wzmacniać, nadając im formę, która jest percypowana przez użytkowników. Ta wzajemność była sposobem na rewizję kilku znanych projektów, czyli omawianych wcześniej Warszawianki czy domu Hansenów w Szuminie, które wcześniej były postrzegane wyłącznie w kategoriach kompozycyjnych.

W jaki sposób amplifikacja odnosi się do tematu Biennale?
AT:. Odnosimy się przede wszystkim do jednego z haseł manifestu „Freespace”: „Ziemia jako klient”.

MK: Uważamy, że procesy przyrodnicze mogą być komponentem architektury.

AP: Kuratorki Biennale bardzo poetycko mówią o tym, że architektura daje więcej niż się do niej wkłada, dzięki temu, że współdziała z powietrzem czy światłem. Odnoszą się do szczodrości przyrody, dzięki której architektura jest możliwa. My to wzmacniamy, argumentując, że Ziemia nie jest tylko niemym założeniem, ale aktywną częścią procesów architektonicznych.

fot. Anna Zagrodzka

To teraz chwilę porozmawiajmy o architektach. Jakie jest ich zadanie w czasach kryzysu klimatycznego?
MK: Najprościej porównać to do ukwiałów na rafie koralowej.

W jakim sensie?
MK: Są one społecznością, która buduje jedną wielką skałę. Jeśli przeniesiemy tę perspektywę na ludzi – to ostatecznie budujemy jeden wielki geologiczny ślad.

Jak na razie zostawiamy beton i śmieci.
AP: Wróćmy do źródła tego, czym jest architektura: to przede wszystkim sposób przetwarzania materiału organicznego i nieorganicznego Ziemi. Przy okazji generuje różne przeszłości i przyszłości. Nauczyliśmy się rozumieć budynek jako obraz służący zazwyczaj realizowaniu pewnej polityki tożsamości. My pokazujemy, że możemy te tożsamości widzieć szerzej, wyjść poza przypisane architekturze określone style, porządki czy momenty historyczne. Postrzegamy budynki w kontekście planetarnym, biorąc pod uwagę grawitację, metabolizm ziemski, sposób krążenia materii. Tym samym chcemy przemyśleć, kto jest użytkownikiem architektury.

Kto oprócz ludzi może z niej korzystać?
AP: Zwierzęta, rośliny, ale też ludzie, którzy z konkretnymi budynkami nie mają pozornie nic wspólnego. Zadajemy pytanie, w jaki sposób architekturę można wpleść w interpretowanie szerszych procesów.

MK: Powiem o tym na konkretnym przykładzie. Czy wiesz, że kiedyś rzeki w skali całej planety przesuwały materiał geologiczny w dół, do morza?

Pamiętam to z lekcji geografii.
MK: Obecnie to człowiek – poprzez architekturę – jest największą siłą, która przerzuca na przykład z Azji do Europy kamienie. Jak się spojrzy na dzisiejszą Warszawę, to mamy w niej wiele egzotycznych kamieni, które architekci umieszczają na elewacjach.

AP: Stawiamy tezę, że architekci muszą mocniej pracować na wyobraźni i przyjmować, że budynek, architektura, urbanistyka należą do przestrzeni zbiorowej wyobraźni.

Czym ona jest?
AP: Nie ma czegoś takiego jak prywatne odczytanie architektury. Jest to zawsze użytkowanie zbiorowe, budynek ma swoje intencjonalne i nieintencjonalne sposoby funkcjonowania.

Jak funkcjonuje Zamek Ujazdowski, w którym teraz rozmawiamy?
MK: Można go rozumieć jako obiekt stojący w parku, ale też jako budynek, który powstał na skarpie warszawskiej, która wytworzyła się w bardzo głębokiej przeszłości na zakręcie Wisły, czyli czymś, co można odczytywać w regionalnej, co najmniej mazowieckiej skali. Z kolei zamek i jego założenie ogrodowe wygenerowały urbanistyczną strukturę Warszawy w promieniu co najmniej 7 kilometrów. Architekci powinni zrozumieć, że stawiając obiekt w danym miejscu, mogą zakorzenić go symbolicznie, ale przy okazji, poprzez kształtowanie przestrzeni architektonicznej, pomóc przenosić wyobraźnię użytkownika w bardziej odległe skale, nie tylko geograficzne, ale też czasowe. Jan Zalasiewicz, profesor geologii i paleobiologii, który zajmuje się kwestią nowej epoki geologicznej, antropocenu, dał nam cenne narzędzie: myślenie o NIEodległej przyszłości.

Czyli jakiej?
MK: 200 lat. To okres, który możemy jako tako zaprojektować i przewidzieć konsekwencje wyborów urbanistycznych i architektonicznych.

To wiąże się z odpowiedzialnością?
MK: Oczywiście, że tak. Jednocześnie staramy się odejść od narracji katastroficznej. Chcemy mówić afirmatywnie o architekturze i rozpocząć dyskusję, czy można w szacunku dla przyrody i całej Ziemi tworzyć dobrą architekturę, projektować sprawiedliwe i odpowiedzialne miasta.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).