Klasy i litery
Wystawa liternictwa drukarskiego w Wilanowie, 1975

16 minut czytania

/ Sztuka

Klasy i litery

Rozmowa z Agatą Szydłowską i Marianem Misiakiem

Nie przypadkiem identyfikacja PiS-u jest oparta na kroju szeryfowym, a PO – bezszeryfowym. Kroje szeryfowe naśladują ruch ręki i kojarzone są z tradycją. Bezszeryfowe stały się symbolem nowoczesności i postępu

Jeszcze 4 minuty czytania

 AREK GRUSZCZYŃSKI: Litery atakują nas ze wszystkich stron, a jednak nie zwracamy na nie uwagi. Są przezroczyste. Właśnie wydaliście książkę poświęconą historii typografii – czy to w ogóle jest temat?

MARIAN MISIAK: Przez to, że są powszechne, nie wiadomo, co się za nimi kryje. Ten paradoks sprawia, że litery stają się pasjonujące.

AGATA SZYDŁOWSKA: Ciekawe jest to napięcie miedzy powszechnością/banalnością/niewidzialnością a splotem znaczeń, konfliktów i innych kontekstów związanych z literami. Pozwala ono spojrzeć inaczej na rzeczy z porządku codzienności i dostrzec treści, których nie widzimy gołym okiem, co nie znaczy, że nie istnieją. To jest tak jak z bakteriami albo z powietrzem – nie widzimy ich, choć silnie oddziałują na nasze życie. Dopiero kiedy coś się zmienia (powietrze jest zanieczyszczone, bakterie znikają), zaczynamy to odczuwać. Podobnie w przypadku liter – wyobraźmy sobie, że nagle na naszych komputerach zamiast tych krojów, którymi dysponujemy, pojawiają się same pisma gotyckie – dziwnie, prawda? Więc skoro dziwnie, to co takiego jest w otaczających nas literach, że ich brak spowodowałby duży dyskomfort? Jak to się stało, że posługujemy się takimi, a nie innymi formami liter? To są dwa z wielu pytań, które możemy zadać literom, jeśli zaczniemy im się przyglądać.

Agata Szydłowska, kuratorka, wykładowczyni historii dizajnu, autorka tekstów na temat projektowania graficznego. Ukończyła historię sztuki na UW oraz SNS przy IFS PAN. Wykłada w poznańskiej School of Form oraz warszawskiej Polsko-Japońskiej Akademii Technik Komputerowych.  Organizowała wystawy polskiego projektowania graficznego w Polsce i na świecie oraz konferencje i wydarzenia edukacyjne skoncentrowane wokół dizajnu. W 2014 roku przygotowała wystawę polskiego dizajnu „+48 Social Club” w ramach Tokyo Designers Week. Interesuje się społecznymi, kulturowymi i instytucjonalnymi kontekstami dizajnu.  

Marian Misiak
, projektant, niezależny researcher. Ukończył socjologię na Uniwersytecie Warszawskim i projektowanie krojów pism na Wydziale Typografii i Komunikacji Wizualnej na Uniwersytecie w Reading. Pracował w Londyńskim Researchstudio Neville’a Brody’ego. Zajmuje się typografią multiskryptową, projektowaniem krojów pism i badaniem kultury wizualnej. 

O czym opowiadacie w książce?
AS: Opowiadamy przede wszystkim historie – nie tylko samych liter i krojów, ale także osób, które za nimi stoją. Nie analizujemy samych kształtów liter, lecz koncepcje za nimi stojące, kontrowersje, które wywoływały, oraz podłoża społeczne, polityczne, artystyczne, które formowały pomysły dotyczące krojów pism. Jest to więc raczej historia myśli o literach niż samych form literniczych.

MM: Udało nam się wygrzebać dużo nieznanych historii. Typu – pierwszy druk cyrylicki, czyli czcionki, które są bardzo popularne w Izraelu, a powstały w Polsce.

Możesz więcej opowiedzieć o historii tych czcionek?

MM: 40 lat po wynalezieniu druku, w Krakowie, została wydrukowana pierwsza na świecie książka wykorzystująca cyrylicę. Czcionki odlało dwóch Niemców. To punkt startowy dla druków korzystających z cyrylicy. Krój nie powstał w kręgu, w którym posługiwano się tego rodzaju alfabetem, czy inaczej mówiąc – skryptem. Drukarz Fiol i jego współpracownik Borsdorf, rzezacz punconów – czyli rzemieślnik odpowiedzialny za wycięcie czcionek – zrobili to dla zysku. Byli sprytnymi biznesmenami, ale fortuny raczej nie zbili. Fiol był prawdopodobnie nie tylko odważnym inwestorem, ale i myślicielem. Oskarżono go o herezję i zabroniono zajmowania się drukiem. Z powodzeniem przerzucił się na inną branżę (przeniósł się m.in. do Złotego Stoku na Dolnym Śląsku i ulepszał maszyny w kopalni złota). Osiągnięcie tego tandemu stało się na tyle nowatorskie i ciekawe z geopolityczno-językowego punktu widzenia, że dziś warto ich przypomnieć.

Agata Szydłowska, Marian Misiak Paneuropa, Kometa, Hel. Szkice z historii projektowania liter w PolsceAgata Szydłowska, Marian Misiak „Paneuropa, Kometa, Hel. Szkice z historii projektowania liter w Polsce”. Wydawnictwo Karakter, 200 stron, w księgarniach od kwietnia 2015Wasza książka jest opowieścią o peryferiach projektowania? 

AS: Staraliśmy się uniknąć pisania z perspektywy peryferiów, chociaż musieliśmy zmierzyć się z tym problemem. Porównywanie się do centrum jest przede wszystkim mało ciekawe poznawczo, abstrahując od politycznych implikacji takiego podejścia. Natomiast narracja o autonomii grozi popadnięciem w fikcję, ponieważ nigdy nie jest tak, że jakaś kultura funkcjonuje w próżni. Dotyczy to w szczególności naszego tematu. Zależało nam na opracowaniu trzeciej drogi w mówieniu o literach.

Nasza książka nie jest historią wybitnych realizacji, ważnych nazwisk czy przełomowych dzieł. Gdyby opracowywaniem historii krojów pism z własnego kraju zajął się na przykład Niemiec, dostalibyśmy po prostu pochód wybitnych, znanych i wpływowych realizacji. Natomiast my musieliśmy zmierzyć się z takim materiałem, jaki mamy – nie jest on wybitny z punktu widzenia kanonów projektowania graficznego. Nie twierdzimy jednak, że jesteśmy wiecznymi epigonami, nie forsujemy też tezy o jakiejś rzekomej polskiej szkole projektowania pism. Rozwiązanie, które proponujemy, to podejście mówiące o tym, że teren, na którym się znajdujemy, jest punktem styku, stanowi granicę kultur, różnych systemów pisma i różnych skryptów. Zauważ, że to nie jest książka o polskich literach, tylko w Polsce.

MM: Staraliśmy się pisać raczej o różnorodności niż o peryferyjności.

AS: Naszą granicą jest cały obszar, na którym się znajdujemy. I nie jest to granica między „cywilizowanym” Zachodem a „barbarzyńskim” Wschodem, lecz granica różnych, krzyżujących się ze sobą kultur i tradycji. Nieadekwatność podziału na centrum i peryferia dobrze pokazuje historia powojennego magazynu „Litera”, w którym współistnieje narracja o reformie liternictwa i dźwiganiu tej dyscypliny z zapaści spowodowanej przez wojnę i nieudolną gospodarkę planową oraz narracja o najbardziej zaawansowanych ówcześnie technologiach oraz odważnych wizjach przyszłości, które są bliskie realizacji. Dzięki takiemu podejściu udało nam się, mam nadzieję, uniknąć popadania w porównywanie i zestawianie. Mam już dosyć pytań, które się pojawiają wszędzie i zawsze – czy już dogoniliśmy Zachód, czy jeszcze nie?

ggggggggggggg ggggggggggggggggg ffffffffffffffffffffKsiążka z drukarni Fiola, pierwszy druk Cyrylicki na świece.Siedzimy w księgarni Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, wokół jest wiele zacnych książek o projektowaniu graficznym. Nudnych książek. Moją osobistą motywacją było znalezienie innego sposobu mówienia o projektowaniu graficznym i o jego historii. Na co dzień zajmuję się historią dizajnu, lecz z nielicznymi wyjątkami to, co jest publikowane na temat historii projektowania graficznego, potwornie mnie nudzi – z całym szacunkiem oczywiście dla ogromu pracy, jaki jest przez moich kolegów wkładany w opracowywanie tej historii. Historycy dizajnu zazwyczaj powtarzają schemat, z którym historia sztuki już dawno się pożegnała: parada stylów, arcydzieł, trendów, tendencji, wielkich nazwisk. 

Zajmowanie się literami jest wyzwaniem, ponieważ na pierwszy rzut oka są mało ciekawe, wizualnie nieatrakcyjnie. Chciałam sprawdzić, jak można inaczej pisać o projektowaniu graficznym, żeby to było płodne, ciekawe, zajmujące, żeby uniknąć tych nieznośnych klisz normatywno-stylowo-edukacyjnych.

Umieszczacie typografię w kontekście polityczności. Możecie coś więcej o tym powiedzieć?

ASPolityczność, za filozofką Chantal Mouffe, definiujemy jako przestrzeń konfliktu, wpisaną immanentnie w każde społeczeństwo, a nie kwestie bezpośrednio związane ze sprawowaniem władzy nad państwem czy regionem. W tym sensie staramy się podkreślać, że litery nie są niewinne. One zawsze reprezentują czyjeś interesy, jednocześnie kogoś wykluczając. Dosyć dobrym przykładem jest historia z okresu dwudziestolecia międzywojennego – poszukiwania liter narodowych. To poszukiwanie było bardzo mocno uwikłane w politykę rozumianą tradycyjnie oraz w tendencje państwotwórcze. Przyjęcie antykwy Półtawskiego jako kroju narodowego, dostosowanego do języka polskiego, stanowiło decyzję polityczną. Oznaczało świadome przyjęcie kultury romańskiej  jako modelu i odrzucenie wpływów niemieckich, które na poziomie literniczym oznaczałyby posługiwanie się czymś w rodzaju pism gotyckich. Łatwo zapominamy, że II RP była wielonarodowym państwem, więc skryptów było sporo. Dla nas dzisiaj Polska to język polski i antykwa, co nie zawsze było oczywiste. Staramy się te nieoczywistości wydobyć.

MM: Nie przypadkiem identyfikacja PiS-u jest oparta na kroju szeryfowym, a PO – bezszeryfowym. Kroje szeryfowe (np. wszędobylski Times New Roman), poprzez swoją konstrukcję, która pochodzi od ruchów piszącego narzędzia i ręki, kojarzone są z tradycją. Pisma bezszeryfowe (np. Helvetica) poprzez uproszczenia i nawiązania do geometrii stały się symbolem nowoczesności i postępu.

AS: W 2014 roku bilbordy kandydata na prezydenta Warszawy Piotra Guziała były złożone Coolveticą. Bardzo mnie to rozbawiło, ponieważ ten krój powstał dla zabawy na podstawie Helvetiki. Jest jej fikuśną wersją. Zazwyczaj jest darmowy i wykorzystywany na opakowaniach napojów owocowych, plakatach imprez osiedlowych. Jest po prostu cool.

Krój pisma ociepla wizerunek.

AS: Tak! Jeżeli zaczniemy iść tym tropem, to mamy Helveticę, która jest pozornie neutralna i uniwersalna, postpolityczna. Ona silnie pasuje do PO. Jeżeli natomiast Guział reklamuje się fikuśnym fontem, pokazuje, że wychodzi od postpolityczności w stronę popu. To zabawa interpretacyjna. Oczywiście w większości wypadków partie nie tworzą przemyślanego wizerunku w oparciu o kroje pisma, ale można by się pobawić w dobieranie, np. nawiązującego do pisma gotyckiego kroju Militari, który powstał przed wojną w środowiskach związanych z wojskiem, do partii Korwina-Mikkego itd.

Idźmy dalej. Czy font może być emancypacyjny?

MM: Dwa znaki związane z filarami polskiej kultury wizualnej są znakami literniczymi. Mam na myśli kotwicę – znak Polski Walczącej – i Solidarność. Mają w sobie ogromny ładunek emancypacyjny.

AS: Solidaryca – jasne. Była emancypacyjna, ale czy jest teraz – trudno powiedzieć.

To samo z kotwicą, która jest zawłaszczona przez prawicę, daleką od emancypacji.

AS: Solidaryca jest używana przez bardzo różne środowiska – kościelne, polonijne czy nawet przez opozycję antyorbanowską na Węgrzech, ale też przez nacjonalistyczny związek zawodowy w Wielkiej Brytanii. Środowisko LGBT też po nią sięga. Pytanie, czy jest używana w celach emancypacyjnych, czy raczej perswazyjnych. Trudno powiedzieć. Emancypacyjne mogą być dużo bardziej niepozorne litery, jak te z nurtu estetyki brzydoty. Nie chodzi nawet o typopolo, ale o liternictwo, które jest odpowiedzią na „styl nowej klasy średniej”, czyli na uładzone, bezosobowe literki typu Helvetica, które kojarzą się z bilbordami „Zakochaj się w Warszawie” i ofertami deweloperów. Jeżeli zaczniemy używać liter, które są koślawe, brudne i ciężkie, które kłują w oczy wszelkich arbitrów dobrego smaku, to w tym sensie możemy mieć do czynienia z emancypacją. Używanie niekoniecznie poprawnego, lecz tutejszego liternictwa jest nie tylko kwestią mody, ale też budowania granic między klasami i odróżniania się od dominującego stylu klasy średniej. 

1. Narzędzia liternika  2. i 3. Litery kroju Półtawski. Wzornik kartkowy, lata 70te XXw. 

Wróćmy do antykwy Półtawskiego. Co było w niej tak interesującego, że została zaakceptowana przez władzę i masy?

AS: Trudno powiedzieć, czy została zaakceptowana przez masy. Nie mamy na ten temat żadnych informacji. To była tak naprawdę pierwsza udana realizacja pisma narodowego. Czcionka narodowa w środowisku projektantów, drukarzy, grafików była długo dyskutowana i wyczekiwana. Wszędzie szukano narodowości. W czcionce tym bardziej. Po wielu różnych nieudanych próbach Półtawskiemu udało się stworzyć coś, co miało ręce i nogi. Coś, co zostało wyprodukowane w pełnym zestawie (była wersja pochyła, był bold), wyglądało dobrze, dobrze się składało, miało sens. Nie było samą stylizacją, jak to wcześniej bywało z innymi projektami, tylko czymś, co naprawdę nadawało się do składu tekstu. Później o sukcesie przesądziła technologia. Bardzo długo nie wyprodukowano w naszym kraju – jeśli chodzi o czcionki metalowe – żadnej sensownej alternatywy. Innymi słowy – było funkcjonalnie.

W 2015 roku MKiDN czy MEN nie zamawiają fontów, nawet w kontekście nowych identyfikacji wizualnych. Nie ma ciśnienia, żeby stworzyć nowy krój narodowy?

MM: Państwo polskie zamówiło krój tylko raz w historii – pismo drogowe, które obowiązuje od 1975 roku do dzisiaj na wszystkich tablicach informacyjnych. Symptomem ujednolicania dokumentów wizualnych, którymi operuje nasze państwo, jest być może krój stworzony przez Łukasza Dziedzica o nazwie Lato. Pojawia się w drukach Zakładu Ubezpieczeń Społecznych i na nowych dowodach osobistych. To bardzo dobry i darmowy krój. Nie wiadomo jednak, czy używanie tego fontu jest elementem jakiegoś szerszego pomysłu.

AS: Nie zdziwiłabym się, gdyby za chwilę pojawił się konkurs na oficjalny krój jakiegoś ministerstwa.

MM: Szwecja jest dobrym przykładem. Jej rząd zamówił font, który został wysłany wszystkim placówkom dyplomatycznym na świecie.

AS: Zauważ, że na szczeblu samorządu Urząd Marszałkowski Województwa Śląskiego ma swoją Silesianę. Czyli krój wykorzystywany do oficjalnych dokumentów. Nie wiem, czy na szczeblu państwowym potrzebujemy identyfikacji narodowej, czy to nie jest czasem archaiczne.

jjj jjj jjjOkładka magazynu „Litera”A co z niezdrową fascynacją młodzieży literami w PRL-u? Młodzi ludzie myślą, że zlikwidowanie reklam wielkoformatowych załatwi problem, a wszechobecność pięknych neonów w socjalistycznej Warszawie poprawiała jakość życia i mogłaby być receptą na nasze współczesne problemy. 

AS: No tak, ale tę historię tym bardziej trzeba opowiedzieć. Nie tyle zdemitologizować, co uświadomić sentymentalnym entuzjastom neonów, że „neonizacja Warszawy” to sytuacja historyczna, która już nie wróci. Należy pokazać cały jej kontekst instytucjonalno-ekonomiczny. To nie jest tak, że mamy tylko i wyłącznie ten neon, który nam błyszczy, więc jeśli będziemy wspierać neony, to będzie dobrze. Zapominamy o tym, że za dobrą jakością takich projektów stały instytucje, których z dzisiejszej perspektywy nie widać. I ich się nie powtórzy – myślę, że byśmy tego nawet nie chcieli. Nie można mieć samej wisienki z tortu bez tortu. Nie chcę jednak negatywnie oceniać fascynacji neonami i socmodernizmem, bo są to próby szukania własnej tożsamości, opowiedzenia historii miejsca, w którym żyjemy.

MM: Chcemy też pokazać, jak bardzo zmieniło się wykonywanie zawodu projektanta. Mówię to z punktu widzenia osoby, która projektuje. Poza tym pewne identyfikacje wizualne dużych instytucji, które wtedy powstały, istnieją do dzisiaj. Te oparte o litery są często nadal bardzo OK, np.: Lot, Społem, PKO.

Jestem ciekawy nowych tendencji w projektowaniu liter. Czy mamy do czynienia z komercjalizacją? Co jest na czasie?

MM: Są dwa kierunki. Radykalnie globalny i radykalnie lokalny. Z jednej strony pojawiają się nowe subdyscypliny, jak projektowanie multiskryptowe. W ramach jednej rodziny krojów pism projektuje się różne skrypty – łaciński, cyrylicę, grecki. W momencie wypuszczania nowego, poważnego fontu, jest to już pewnego rodzaju standard. Teraz dochodzi wiele innych nowych skryptów, które są powszechne na naszym globie, jak arabski i hinduski. Z drugiej strony mamy kierunek lokalny. Czyli typoaktywistyczne rozwijanie kroju dla jakiegoś osiedla czy miasta.

AS: A mi się wydaje, Marian, że ty mówisz, co ciebie interesuje. A nie o trendach ogólnych. Myślisz, że typoaktywizm jest szerszym zjawiskiem? Wątpię.

To jakie według ciebie są trendy?

AS: Co chwila pojawiają się jakieś nowe projekty krojów tytułowych, z których wiele jest bardzo ciekawych. Ale ostatecznie nie tworzy to dla mnie szczególnie odkrywczej przestrzeni. Ciekawsze są dyskusje wokół liter niż same litery. Na przykład, czy pod wpływem niedawno uchwalonej ustawy krajobrazowej zmieni się pejzaż literniczy? 


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.