Miliony roboczogodzin

21 minut czytania

/ Sztuka

Miliony roboczogodzin

Rozmowa z Tomaszem Fudalą i Grzegorzem Miką

Moja babcia, która przyjechała ze wsi do stolicy tuż po wojnie, nigdy nie była komunistką, ale tak samo, jak jej koleżanki należące do ZMP, biegała z łopatą, porządkując w czynie społecznym gruzowiska Solca. Wszyscy to robili, niezależnie od biografii – rozmowa z autorami „Sporu o odbudowę”

Jeszcze 5 minut czytania

ARKADIUSZ GRUSZCZYŃSKI: Warszawa uwielbia rozmawiać o sobie samej. Liczba książek, przewodników, debat, dyskusji na łamach prasy czy wystaw stale rośnie. Festiwal Warszawa w Budowie doskonale wpisuje się w ten nurt. W tym roku zajmujecie się sporem o odbudowę stolicy. Warto się nadal spierać?
GRZEGORZ MIKA
: Odbudowa jest prawdopodobnie największym i najbardziej złożonym przedsięwzięciem Warszawy XX wieku. Im dalej od 1945 roku, tym dyskusja o Biurze Odbudowy Stolicy i odbudowie nabiera większych emocji. Ludzie zaczynają odsądzać od czci i wiary to, co się wtedy dokonywało. Nierzadko padają bardzo jednoznaczne i jednostronne opinie, wkrada się relatywizm, a także zatracanie pewnego urbanistycznego „dystansu” oraz kontekstu europejskiego.

TOMASZ FUDALA: Kiedyś Dariusz Bartoszewicz z „Gazety Wyborczej” napisał, że gdy przodkowie dzisiejszych warszawiaków stanęli na gruzach miasta, to w ogóle nie wierzyli, że odbudowa się uda. Jak nie zrozumiemy tego, jaki był pomysł na Warszawę tuż po wojnie, to nie ruszymy z dalszymi zmianami i udoskonaleniami w mieście. Lekcja z odbudowy jest warta odrobienia.

Dlaczego jest dzisiaj krytykowana?
GM:
 Społeczeństwo nie ma pełnego obrazu powojennych lat. Zbyt często dokonuje się oceny na podstawie fragmentarycznych wspomnień i ilustracji. Z perspektywy lat wyciągane są wnioski, że coś można było lepiej odbudować. Tymczasem jest to zwodnicze. Ocena PRL wywołuje u nas nadal wiele niezdrowych emocji, przede wszystkim z racji oceny politycznej systemu komunistycznego. Wpływa to na postrzeganie odbudowy prawie wyłącznie przez pryzmat polityki i symbolicznej „walki z resztkami burżuazyjnego świata”. Tymczasem architektura modernistyczna rozwijała się zarówno w państwach liberalno-kapitalistycznych, jak i socjalistycznych. Decyzje urbanistyczne nie są w 100% polityczne, co pokazuje doświadczenie odbudowy stolicy. Ci, którzy dzisiaj krytykują odbudowę mówią, że to była decyzja stricte polityczna. Otóż nie – to była najczęściej decyzja pragmatyczna i techniczna. Trzeba się pogodzić z tym, że to nie była tylko komunistyczna odbudowa Warszawy. To miasto zostało odbudowane przede wszystkim przez tysiące powracających mieszkańców. Moja babcia, która przyjechała do stolicy tuż po wojnie, nigdy nie była komunistką, pochodziła z małej wsi, katolickiej rodziny, ale ona tak samo, jak jej koleżanki należące do ZMP, biegała z łopatą, porządkując w czynie społecznym gruzowiska Solca. Wszyscy to robili, niezależnie od biografii.

Spór o odbudowę

Wystawa w ramach festiwalu Warszawa w Budowie 7, organizatorzy: Muzeum Sztuki Nowoczesnej, Muzeum Warszawy, kurator: Tomasz Fudala, współpraca kuratorska: Szymon Maliborski, architektura wystawy: Maciej Siuda

Na wystawie pojawia się liczba 16 milionów metrów sześciennych gruzu, który został po zniszczonej Warszawie.
TF
.: Spór o odbudowę jest kłótnią o Warszawę przedwojenną. Nakładane są na nią wielkie narracje, które chcemy przełamać. Warszawa przedwojenna, co pokazują takie filmy jak „Warszawa 1935”, jest nazywana Małym Paryżem. Zwolennicy takiego obrazu uważają, że było pięknie. A po 1945 roku rozpoczął się nowy system i wszystko zepsuł. Ten obraz należy zniuansować. Przede wszystkim tego ich Paryża już nie ma.

Mam wątpliwości, czy kiedykolwiek był.
TF
: To podstawowe pytanie. Błażej Brzostek napisał świetną książkę „Paryże innej Europy”, która pokazuje relacje mitu i kompleksów. Miasta o peryferyjnym statusie, a taki niestety miała Warszawa w XIX wieku, miały zachwianą tożsamość. Znajdowały się bowiem na niedookreślonej pozycji między Wschodem a Zachodem. W dwudziestoleciu „małe Paryże” aspirowały do bycia „małymi New Yorkami”, ale na aspiracjach się kończyło.

To jak było?
GM
: Warszawa była miastem kontrastów. Obok siebie istniały reprezentacyjne miejsca jak ulica Marszałkowska, Aleje Jerozolimskie, plac Napoleona, nieopodal których, tak jak na terenie dzisiejszego Muzeum Sztuki Nowoczesnej, stały kamienice, w których mieszkało po 100 osób na jednym podwórku. Takich ciasnych podwórek było tysiące na terenie Warszawy.

1. Alfred Funkiewicz, Budowa Trasy W-Z, panorama terenów budowlanych od Pałacu pod Blachą do Wisły, 1948, ze zbiorów Muzeum Warszawy.  2. Alfred Funkiewicz, Trasa W-Z, 1949, ze zbiorów Muzeum Warszawy.

Pisał o tym ostatnio Filip Springer w „13 piętrach”.
GM
: Tak. Ludzie, którzy nazywają Warszawę „Paryżem Północy”, zazwyczaj operują pocztówkowymi wspomnieniami. „Paryż Północy” jest na poły kreacją, która odnosi się do najbardziej reprezentacyjnych części miasta. Natomiast inne miejsca były raczej jak Ułan Bator Europy Zachodniej. Nie powinniśmy się na takie stwierdzenie obrażać, gdyż w wielu miastach tamtej epoki występowały niemalże identyczne warunki sanitarne. Ale też nie można popadać w jednostronność. W dwudziestoleciu powiodło się wiele przedsięwzięć modernizacyjnych, wielu też nie realizowano. W okresie odbudowy także niektóre rzeczy wykonano wzorcowo, a inne bardzo kontrowersyjnie. Sprawa jest zbyt złożona dla prostej oceny.

Kto podjął decyzję o odbudowie stolicy?
TF
: Prawdopodobnie Józef Stalin, choć decyzję podjęła oficjalnie Krajowa Rada Narodowa 3 stycznia 1945 roku. 13 stycznia Rząd Tymczasowy Polecił Biuru Planowania i Odbudowy rozpoczęcie przygotowań do odbudowy stolicy. Bierut po wizycie w Moskwie relacjonował 25 stycznia: „Stalin uważa, że Warszawa powinna być jak najszybciej odbudowana”. Czy Polska ze stolicą w Warszawie była mu potrzebna na konferencję w Jałcie? Tak możemy przypuszczać.

W jaki sposób byli rekrutowani pracownicy do Biura Odbudowy Stolicy?
GM:
 Skład osobowy BOS był niezwykle zróżnicowany, w końcu pracowały tam dziesiątki przedwojennych architektów – z jednej strony trafiali tam na chwilę przedstawiciele przedwojennego środowiska konserwatywnego, jak i mnóstwo postępowych lewicowców – w pierwszej kolejności byli rekrutowani wszyscy, którzy przeżyli. Trzeba pamiętać, że ponad połowa polskich architektów zginęła. Zakres działań BOS wymagał milionów roboczogodzin, stąd angażowano także zastępy młodych architektów tuż po studiach, w większości wykształconych na wojennych kompletów, zaś na kierownicze stanowiska trafiały takie osoby jak Romulad Gutt, Bohdan Lachert czy Bogdan Pniewski, które już przed wojną miały ugruntowaną pozycję.

TF: W BOS-ie znajdziemy ciekawe życiorysy. Urbanista Marian Spychalski przed wojną nie mógł zrealizować w Poznaniu miejskich inwestycji publicznych przez pojawiające się problemy z gruntami i dlatego popierał ideę dekretu komunalizacyjnego w 1945 roku (tzw. dekretu Bieruta). Ale trudniej wytłumaczyć, że tenże sam ideowy komunista związany z Komunistyczną Partią Polski od 1935 roku pracował dla prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego i robił korektę planu z 1931 roku, który później będzie ważnym punktem odniesienia dla odbudowy. Po wojnie, u progu lat 50., miał problemy z powodu brata, bo ten walczył w AK. Wreszcie w 1951 Spychalski został uwięziony. Nie pomogło nawet to, że był pierwszym powojennym prezydentem stolicy (1944–1945). Architekci pochodzili z wielu środowisk, mieli bardzo różne zaplecze ideowe i doświadczenia zawodowe.

dddddddddddddddddddddddd
Alfred Funkiewicz: Plac Unii Lubelskiej, 1947; Plac Konstytucji, 1952; ulica Nowy Świat / ze zbiorów Muzeum Warszawy.

W Biurze panowała hierarchia, jasny podział obowiązków?
GM:
Zachowały się bogate archiwa BOS-u – była to niezwykle prężna instytucja, która poza tym, że zatrudniała około 1500 architektów i inżynierów, łącznie z robotnikami, którzy skuwali ornamenty z elewacji, angażowała około 10 tysięcy osób. Ciężko opowiedzieć o całej działalności BOS-u. Kluczowa była działalność kilku wydziałów: architektury zabytkowej, urbanistyki, pogotowia budowlanego i architektury. Wydział urbanistyki skupiał najbardziej postępowych urbanistów, którzy czasami lekką ręką byli w stanie skreślić pół Śródmieścia. Ich ambicje spotykały się z bardzo dużym oporem wydziału architektury zabytkowej, gdzie rządził Jan Zachwatowicz, ojciec odbudowy Starego Miasta, już przed wojną autor odbudowy Barbakanu. To, jak wygląda teraz Warszawa, jest efektem ścierania się kilku prądów myślowych.

Jakie to były prądy?
TF
: Przede wszystkim wpływ nowej urbanistyki i myśli awangardowej na projektowanie oraz dyskusje wokół zabytków. Zastanawiano się więc, czy z międzywojennych koncepcji zostawić kliny nawietrzające, czy skarpę zaplanować jako zielone centrum miasta, czy zaplanować tereny otwarte w mieście, czy też połączyć nowymi ulicami Śródmieście z Żoliborzem. Drugim punktem były doktryny konserwatorskie. Od 1945 roku trwała burzliwa dyskusja, w której mocny głos mieli zwolennicy doktryny Aloisa Riegla, mówiącej o zachowaniu oryginału w zabytku. Zastanawiano się, czy na przykład nie obsadzić zielenią zniszczonego Starego Miasta i po prostu zostawić ruiny.

GM: Zastanawiano się, co zrobić ze Śródmieściem. Budowa Pałacu Kultury i Nauki była ostatnim etapem tego przedsięwzięcia. Ale przez pierwsze pięć lat problem morza gruzów i tego, jak się przez nie przebić, ile zostawić, ile rozebrać, był jednym z zasadniczych zadań do rozwiązania. Planowano budowę dzielnicy finansowej, rządowej, jak i wielkiego węzła transportowego. Pojawił się problem styku nowej zabudowy z dzielnicą historyczną. Na przykład – Trakt Królewski był uważany przez urbanistów i „zabytkowiczów” za bardzo ważną historyczną kompozycję przestrzenną, która powinna zostać odtworzona. Już przy tym przedsięwzięciu pojawiają się pewne kontrowersje. Zdecydowano, że najwyższe czynszowe domy Nowego Światu  zostaną rozebrane, żeby uzyskać spójny obraz niskiej zabudowy z pewnego okresu historycznego. Dzisiaj ta decyzja przez pewne środowiska jest uważana za błędną i sztuczną. Z jednej strony mają trochę racji, twierdząc, że niektóre budynki nigdy tak nie wyglądały. Z drugiej zapominają, że niektóre z nich miały o wiele gorszą architekturę, zaś podwórka były często bardzo zaniedbane.

TF: To one są dzisiaj chronione przez UNESCO, bo odbudowa sama w sobie jest ciekawa. Na naszej wystawie trzy sale są poświęcone Nowemu Światu. Kiedy przyjechałem do Warszawy, powiedziano mi, że to socrealizm. A jest to ulica, na której są obecne wszystkie problemy architektury: zabytek, stylizacja historyczna, czysty modernizm – przedszkole na tyłach, zielone podwórko, nowoczesne budynki na Gałczyńskiego. To jest nowa twarz Warszawy, którą można się chwalić. Tak samo jest ze Starym Miastem. Jest odbudowane, jest zabytkiem, ale kto go dobrze dzisiaj używa? Obecnie to część miasta z ogromnymi problemami. Przyglądanie się tym przestrzeniom na nowo jest nam potrzebne.

Czy BOS chciało rozwiązywać problemy Warszawy międzywojennej?
GM
: Większość osób zaangażowanych w BOS przed wojną pracowała dla Stefana Starzyńskiego, intensywnie tworząc wtedy plany 3-milionowej metropolii, poprzez sieć autostrad, nowych dzielnic, budowę kilku lotnisk, bulwarów nad Wisłą oraz Alei na Skarpie. To oni przed wojną wymyślili Warszawę Funkcjonalną i Plan Regionalny Okręgu Warszawskiego. Ci ludzie po wojnie – część z nich o poglądach lewicowych – dostali demiurgiczną możliwość kreowania. Byli to m.in.: Marczewski, Różański, Schwarzenberg- Czerny, Skibniewski, Chmielewski, Biegański, Tołwiński. Poza tym zachowane projekty i przedsięwzięcia rozpoczęte bądź zrealizowane przed wojną sugerują, że Warszawa miała w perspektywie około dwóch dekad stać się bardziej modernistycznym miastem.

TF: Również dyskusja o burzeniu kamienic, która dzisiaj tak rozgrzewa portale varsavianistyczne, to dyskusja rozpoczęta już w 1941 roku. Komisja Rzeczoznawców Urbanistycznych, w której zasiadał Romuald Gutt i Jan Zachwatowicz, napisała do Zarządu Miasta, że być może za wartościowy można uznać cały obszar Śródmieścia. Zarząd Miasta się oburzył. Kiedy dzisiaj się mówi, że o wszystkim decydowano po 1945 roku, to po prostu jest nadużycie. 

1. Zdejmowanie żelaznych ram przy budowie ulicy Pięknej, budowa MDM. 2. Odbudowa Rynku Starego Miasta, strona Dekerta, końcowe prace. 3. Budowa ulicy Marszałkowskiej i ulicy Pięknej.  4. Odbudowa Starego Miasta  / lata 50., fot. Eugenia Trzeciakowa, ze zbiorów NAC 

Tak jak powiedzieliście na początku, odbudowana Warszawa była potrzebna Stalinowi, ale też nowej władzy. Czyli była wykorzystywana propagandowo. Hasło „cały naród buduje swoją stolicę” było wtedy na ustach wszystkich. Natomiast nie wszędzie panował taki zachwyt. Na zachodzie Polski nie ma mitu odbudowy. Raczej mit krzywdy – rozbierano domy kultury, z których cegły lądowały w Warszawie. I znowu jest tak, że problem Warszawy zakrywa inne problemy kraju.  
TF:
Ten rok jest szczególny. Ukazują się ważne reportaże o tamtym okresie – między innymi Magdaleny Grzebałkowskiej – opowiadające o powszednich dniach historii. Agnieszka Szewczyk i Joanna Kordjak zaprezentowały w Zachęcie lata powojenne w perspektywie organizacji życia artystycznego. Dla wszystkich nas dzisiaj bardzo ważne jest pytanie o to, w jaki sposób historia społeczna dopełnia czarno-biały obraz historii, jaki wielu z nas znało ze szkoły. Gdzie w tym wszystkim byli ludzie? Odbudowa Warszawy była przecież narzędziem różnych polityk. Z jednej strony jest polityką Bieruta wobec mieszkańców Warszawy, którzy zaczynają tu ściągać i to dla nich Bierut będzie odbudowywał Warszawę stanisławowską. Z drugiej ma ona charakter państwowy – prasa pisze przede wszystkim o odbudowie. Jest ona tematem zastępczym dla wydarzającej się na oczach ludzi rewolucji, przejmowania władzy i rozszerzania się stalinowskiego terroru.

Są też odbudowywane inne miasta, jak Wrocław.
GM: Odbudowa Polski doczekała się różnorodnych narracji. Zarówno tych pozytywnych, jak i mówiących o krzywdzie. Z jednej strony faktycznie dla celów politycznych zorganizowano wystawę Ziem Odzyskanych i przystąpiono do odbudowy Wrocławia w 1948 roku. Jednak z drugiej strony – dopóki w 1970 roku nie podpisano układu granicznego z RFN, który warunkował nasze granice, to prowadzono niestety masowy rabunek Ziem Odzyskanych, gdyż nie było wiadomo, czy nie będzie się trzeba za chwilę stamtąd wynosić. Jednakże pomiędzy odbudową stolicy a rabunkiem przemysłu na Górnym i Dolnym Śląsku dokonywała się żmudna odbudowa miast i wsi.

Kiedy odbudowa stolicy się oficjalnie kończy?
GM: Czasopismo „Stolica”, które było kroniką odbudowy, przyjęło wyraźną cezurę: do połowy 1949 roku trwała odbudowa Warszawy, natomiast potem, kiedy Bierut ogłosił referat o wzorcach socrealistycznych i o inspiracjach architekturą sowiecką, rozpoczęła się budowa nowej Warszawy. Zresztą w różnych zachowanych dokumentach pierwsze dwa lata miały być czasem remontów i napraw, potem kolejne trzy to okres odbudowy zabytków. Po pierwszej pięciolatce chciano osiągnąć stan zerowy, jeżeli chodzi o zabytki i dziedzictwo. Potem zamierzano wskoczyć na poziom pierwszy i zacząć budowę totalnie nowej Warszawy. Więc te daty są zbieżne. Usuwanie gruzów i ruin z centrum miasta trwało oficjalnie do 1965 roku. W pewnym sensie odbudowa trwa do dziś, gdyż nadal brakuje nam sporej części centrum.

Polacy byli dumni z odbudowanej stolicy?
TF
: Do dzisiaj pojawiają się wycieczki, które wjeżdżają schodami ruchomymi na Trasie W-Z. Wydaje mi się, że jednak powinniśmy być bardziej dumni.

Ale właściwie to dlaczego?
TF
: Urbanistyka chociażby Marszałkowskiej Dzielnicy Mieszkaniowej jest bardzo dobra, ale są też inne aspekty odbudowy. Warszawiacy wrócili nad Wisłę, a nadal nie znają dobrze Skarpy, w której urbaniści odbudowy, korzystając z koncepcji z 1916 roku, ulokowali zielone centrum miasta. Dzisiaj ten pomysł jest do wzięcia.

1. Manuela Ballester, Bolesław Bierut, 1955, olej, płótno, Muzeum Zamoyskich w Kozłówce (fragment) 2. i 3. Ilustracja z Sześcioletniego planu odbudowy Warszawy, 1950, który zawierał materiały urbanistyczne opracowane przez Wydział Urbanistyki BOS z udziałem Wacława Ostrowskiego, Stanisława Dziewulskiego, Stanisława Jankowskiego i Zygmunta Skibniewskiego.

W ostatnich latach zburzono wiele modernistycznych budynków. Macie wrażenie, że teraz niszczymy dobre pomysły odbudowanej stolicy? 
GM: Najbardziej widoczne błędy to zabudowa wielkich korytarzy terenów zielonych, tzw. klinów napowietrzających. Nowe zespoły budynków swoją masą zaburzają ekosystem. Niemal identyczny problem dotyczy rabunkowego zabudowywania skarpy na terenie Mokotowa. Drugim zasadniczym błędem była i jest budowa nowych osiedli-sypialni na dalekich, słabo skomunikowanych przedmieściach. Wytworzyło to nierównowagę zagęszczenia zabudowy pomiędzy nowymi a starszymi dzielnicami. Jednoczesnie możemy dzisiaj wykorzystywać fakt, że centrum zostało relatywnie luźno zabudowane po wojnie i stąd wieżowce, które zaczynają otaczać Pałac Kultury. Z jednej strony mamy wielkie trakty komunikacyjne wymyślone w celu udrożnienia miasta, które dobrze funkcjonują do dzisiaj. Z drugiej puste tereny, które przy nich powstały i dają dziś możliwość zabudowy.  W sąsiedztwie Śródmieścia rozpościerają się spore tereny kolejowe i postindustrialne, o dużym potencjale do racjonalnego rozplanowania. Niestety, centrum Warszawy nadal czeka na prawdziwy, całościowy plan budowy.

Nie było nigdy takiego planu?
GM
: Był, ale zakładał budowę po wojnie dzielnicy nowoczesnych wieżowców oraz wielkich węzłów komunikacji i transportu publicznego w sąsiedztwie nowych dworca kolejowego i autobusowego. Było to centrum na miarę ówczesnych wizji nowoczesnego miasta epoki samochodu. W zasadzie to się częściowo dokonało przy budowie Dworca Centralnego oraz dzisiejszych wieżowców.

Dzisiaj dekret Bieruta odbija nam się czkawką. Wasz gest zorganizowania wystawy w dawnym liceum Hoffmanowej oraz zaproszenie skłotersów mają wymiar polityczny?
TF: Druga część wystawy to reakcja aktywistyczna różnych środowisk miejskich na pewne wątki odbudowy: reprywatyzacji, zieleni, planowania, suburbanizacji. Pokazujemy, jak te problemy widzą ludzie, którzy na co dzień pracują z miastem.

Jakie to środowiska?
TF: Ruchy lokatorskie, skłotersi, akademicy, artyści.

Tomasz Fudala, historyk sztuki i kurator, pracuje w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. 
Grzegorz Mika, absolwent i doktorant Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej, architekt i varsavianista, twórca i autor strony Warszawski Modernizm 1905–1939.

Jaka jest funkcja festiwalu? Chcecie nazywać problemy tego miasta? Proponować rozwiązania?
TF
: Na wystawie pojawiają się wypowiedzi różnych środowisk. W części historycznej wypowiadają się inżynierowie, technicy, architekci, w części współczesnej – aktywiści, przedstawiciele stowarzyszeń lokatorskich, studenci. Ta druga część – aktywistyczna – jest społeczną reakcją na kilka ważnych wątków odbudowy: komunalizację gruntów i reprywatyzację, tereny otwarte i dzisiejszą dyskusję wokół zieleni oraz planowanie i rozlewanie się miasta. Szczególnie boli dzika reprywatyzacja, która przydarzyła się ostatnio mieszkańcom Warszawy. Symbolem oporu wobec czyścicieli kamienic stała się Jolanta Brzeska, zamordowana w niewyjaśnionych okolicznościach działaczka ruchów lokatorskich, założycielka Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów. Zaryzykowałbym tezę, że jest ona nowym symbolem tej części społeczności Warszawy, której zależy na umacnianiu sąsiedzkości, polityce społecznej czy dostępnym mieszkalnictwie. Jej postać prezentuje na wystawie Kolektyw Syrena oraz artysta Rafał Jakubowicz. To dzięki tej historii zaczynamy rozumieć, że warszawskie mieszkania komunalne wzięły się z odbudowy, a historie lokatorów dobitnie świadczą o tym, jak polityka komunalna jest nam dziś niezbędna. To ojcowie dzisiejszych lokatorów odbudowali te mury i lokatorzy powinni mieć prawo w nich mieszkać. O tej narracji się nie pamięta, prezentując tylko historię byłych (prawdziwych lub nie) właścicieli.

Ale festiwal działa tylko miesiąc. A problemy zostają. Polska kultura jest jednym wielkim festiwalem, opartym na tymczasowości. Nawet słuszne postulaty nie przekładają się na rozwiązywanie problemów czy kontynuowanie dyskusji. 
TF: Ratuje nas ciągłość i to, że działamy w jednym mieście. Pewne tematy wracają. Problem rozlania się Warszawy na obrzeża pokazujemy już któryś raz. Z reklamą zewnętrzną, hasłem festiwalu w 2012 roku było tak, że media popularne kiedyś w ogóle nie poruszały tego tematu, a dzisiaj nagle się przebił. Liczymy, że obecnie niszowy temat tego, że mieszkaniec dzielnicy obrzeżnej dokłada co roku 3500 złotych do benzyny, stojąc w korkach, bo w miejscu, w którym mieszka, nie powinno być miasta, w końcu się przebije. Głównym naszym celem jest edukacja wokół architektury i urbanistyki. Możemy lepiej poznać odbudowane części miasta i ich po prostu nie psuć. Możemy też zacząć lepiej ich używać.

Zdjęcie na górze: Alfred Funkiewicz, Projektanci nad Trasą W-Z, ze zbiorów Muzeum Warszawy


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.