Wrocław wreszcie doczekał się swojego artystycznego weekendu. W listopadzie odbyła się tutaj pierwsza edycja wydarzenia Off Gallery Weekend, w której wzięły udział wszystkie funkcjonujące w mieście kolektywy artystyczno-wystawiennicze.
Jadąc do stolicy Dolnego Śląska, zastanawiałam się, czy ten zryw nie wziął się przede wszystkim z marazmu, jaki zapanował w tamtejszym Muzeum Współczesnym (MWW). Obecna dyrektorka wyłoniona została oczywiście w trybie konkursowym, który stał się w ostatnich latach przykrywką dla mianowania na stanowiska osób upatrzonych wcześniej przez organizatorów, czyli urzędy miast. W efekcie tej nominacji program Muzeum praktycznie padł. Z progresywnej instytucji z perspektywami na nową siedzibę MWW zmieniło się w miejsce kompletnie nieciekawe, w zasadzie pozbawione jakiejkolwiek linii programowej. Marazm dotknął także pracowników, którzy zaczęli z niego masowo odchodzić. Część z nich zaangażowała się w niezależną inicjatywę Muzeum w Podziemiu (MwP), która szybko zaczęła działać prężniej niż samo Muzeum Współczesne.
Wrocław Off Gallery Weekend
różne lokalizacje w mieście, Wrocław, 24–26 listopada 2023
Sytuację we Wrocławiu oceniałam w pierwszej kolejności z perspektywy warszawskich doświadczeń. Kiedy za sprawą rządów PiS-u utraciliśmy duże publiczne galerie i muzea, mniejsze inicjatywy wrzuciły w stolicy piąty bieg. Jednak ta zależność nie do końca się sprawdziła we Wrocławiu. Może dlatego, że z powodzeniem funkcjonują tu aż trzy duże prywatne instytucje wystawiennicze – OP ENHEIM, 66P i niedawno otwarta Krupa Art Foundation – które chętnie i często pokazują lokalnych artystów. Podobnie działa mające aż kilka siedzib BWA.
Jeśli jednak wrocławskie wydarzenie nie stanowiło odpowiedzi na kryzys instytucji, to może chodziło o pieniądze? W końcu na rynku sztuki panuje teraz niesłabnąca koniunktura. Warszawskie galerie sprzedają prace na pniu, a Warsaw Gallery Weekend po ponad dziesięciu latach funkcjonowania przyciąga nie tylko polskich, ale i zagranicznych kolekcjonerów. Może więc wrocławscy artyści chcieli pokazać szeroką ofertę i po prostu zacząć sprzedawać? Pudło! Nie natknęłam się tu na ani jedną ofertę sprzedażową i zobaczyłam prace, które na sprzedaż po prostu nie są. W kuluarach kwestie finansowe również nie były poruszane. Zaś sam Wrocław Off Gallery Weekend pokazał, że nie musi kopiować inicjatyw z Warszawy czy Krakowa, i zaproponował oryginalną formułę bazującą na dużym lokalnym środowisku artystycznym. Na szeroką publikę spoza świata sztuki (na razie) nie można było liczyć, ale i tak wszyscy bawili się wyśmienicie.
WOGW wymyślono jako rodzaj manifestacji siły wrocławskiego środowiska artystycznego na tle sceny ogólnopolskiej. Cel ten został osiągnięty. To sama sztuka stała tutaj w błysku fleszy. Nie było wielkich nazwisk (poza Jerzym Kosałką i Zbigniewem Liberą, którzy odgrywali raczej rolę wspierających inicjatywę animatorów – świetnie się zresztą w tej roli sprawdzili), splendoru instytucji i wystawnych bankietów, były za to towarzyskie posiadówki w pracowniach i galeriach, a nawet karaoke.
WOGW obfitował w działania o charakterze efemerycznym i konceptualnym, mające na celu zintegrowanie środowiska. Zarówno atmosfera, jak i charakter prac cofały nas w czasie do Sympozjum Wrocław ’70 – spotkania artystów, krytyków i teoretyków, które przyczyniło się do upowszechnienia sztuki konceptualnej. Dużo w tych działaniach i odczytach było krytyki podanej w lekki i przystępny sposób. Nie brakowało też interakcji, wymiany poglądów i podrzucania sobie nawzajem pomysłów. Duch Jerzego Ludwińskiego, współtwórcy Sympozjum, unosił się przez te trzy dni nad Wrocławiem.
W pracowniach nie pokazano specjalnie przygotowanych wystaw. Wyjątek stanowiła ekspozycja „Jak powstają jeziora?”, zrealizowana w Serwis – Galeria Pracownia przez artystów i artystki z kolektywu Zbiór. Twórcy odnieśli się do dyskusji wokół antropocenu w mroczno-surrealistycznej stylistyce, przewrotnie wyczuwalny był w tym duch Śląska, ale nie Dolnego, lecz Górnego. Dodatkowo w Serwisowym oknie działała galeria Szybka, gdzie swoją pracę pokazała Julia Sikorska. Sporo działo się też na ulicy Lelewela, gdzie mieści się kilka innych pracowni artystycznych. Wielu twórców przyznało, że do czasu imprezy nie miało pojęcia o swojej tam współobecności.
W kolejnej lokalizacji, czyli Hutmenie (budynkach dawnego przedsiębiorstwa hutniczego), czwórka artystów: Sasza Baszyński, Mateusz Karbowiak, Sebastian Milewski i Jarosław Słomski, opowiadała o przypadkowych elementach swojej pracowni; o obrazach, których nigdy nie chcieli pokazywać; albo o tych jeszcze nieukończonych. W tej przestrzeni porozwieszane były stare kombinezony, na środku stały buty ułożone w stosik, a przebieralnia stanowiła osobną galerię. Siedzący przy pamiętającym dawne czasy biurku Słomski wypytywał odwiedzających o zajęcia, których podejmowali się, zanim zaczęli pracować zawodowo, i wszystko skrzętnie notował. Podczas finisażu artysta uroczyście odczytał swoje notatki. Karbowiak z kolei wcielił się w zakładowego fotografa: przebierał chętnych w stroje Hutmenu, wręczał im stosowne narzędzia, by finalnie zrealizować sesję w stylu pracowniczo-rozrywkowym.
Na WOGW pojawiły się też inicjatywy o ugruntowanej już pozycji. Kościół Nihilistów, kolektyw założony w 2019 roku, przygotował wystawę malarstwa Justyny Baśnik i Nikity Krzyżanowskiej w kościele św. Jana Nepomucena w Parku Szczytnickim. Historia tego miejsca jest zawiła. Trzynastowieczny drewniany kościół w 1913 roku trafił do Wrocławia na wielką Wystawę Stulecia, a jego rekonstrukcję nadzorował wrocławski architekt Theo Effenberger. Dzisiaj nie jest to już miejsce nabożeństw, ale pokazanie w nim nihilistycznych, abstrakcyjnych prac miało swój efektowny wydźwięk.
Nowy Złoty, kiosk prasowy na Ołbinie zamieniony w galerię przez Yuriya Bileya i Magdalenę Kreis, to z pewnością najbardziej demokratyczny koncept kuratorski imprezy. Na co dzień to artyści i artystki proponują prowadzącym galerię trzy nazwiska, z których ci wybierają jedno. I tak podczas WOGW miała miejsce pierwsza wystawa Olgi Dyjak zaproponowana przez Franka Warzywa. Zatopiona w wyobrażeniach o innym dzieciństwie, skromna prezentacja zamglonych obrazów i instalacji rozświetliła mroczny listopadowy Ołbin.
Kolejne miejsce z dłuższą historią to Galeria u Agatki – niewielka przestrzeń znajdująca się na wyspie Tamka, w budynku przypominającym berliński skłot. I podobnie jak Nowy Złoty działająca przy wsparciu darczyńców. Do tej pory odbyło się tam już ponad 70 wystaw. Na Offie mogliśmy zobaczyć starannie zaaranżowaną prezentację prac Kasi Jodlowski zatytułowaną „Cykady”. Z kolei w Trzonoliniowcu, zbudowanym w latach 60. modernistycznym budynku przy ulicy Kościuszki, działa galeria Winda, która za przestrzeń wystawienniczą obrała sobie po prostu windę. Tym razem jednak organizatorzy zaplanowali performans w oknach mieszkania pod numerem 32. W czasie trwania akcji każdy mógł zadzwonić domofonem i chwilę później wypowiadany przez niego do słuchawki tekst wyświetlał się w oknach mieszkania.
Największą atrakcję WOGW stanowiła prezentacja Muzeum w Podziemiu. Inicjatywa została ogłoszona w lutym ubiegłego roku. Mariola Przyjemskia miała zaplanowaną w tym czasie wystawę w Muzeum Współczesnym, z której jednak się wycofała po próbach ocenzurowania jej prac przez dyrekcję placówki. Nieoczekiwanie zgłosiło się wtedy do niej Muzeum w Podziemiu, inicjatywa byłych pracowników i pracownic wrocławskiego Muzeum Współczesnego, z propozycją przeniesienia wystawy do Galerii u Kosałki.
Irmina Rusicka, „Potknięcia”, 2023, wideo. Wystawa „Trybiki”, Muzeum w Podziemiu
Nie wiadomo, ile dokładnie osób tworzy kolektyw i kto mu przewodzi. W środowisku niby wszyscy wiedzą, ale i tu o prowadzących MwP mówi się per „Sami Wiecie Kto”, jak o Lordzie Voldemorcie w „Harrym Potterze”, choć bliżsi tej inicjatywy byliby pewnie Janosik czy Robin Hood. Na Wrocław Off Gallery Weekend Muzeum w Podziemiu przygarnął ponownie Jerzy Kosałka, udostępniając swoją galerię na liczne odczyty i akcje, w tym wspomniane karaoke. Sama wystawa złożona była głównie z prac wideo poruszających temat alienacji pracowników kultury wobec różnych systemowych nierówności i ograniczeń. O eksploatacji sektora kultury, marginalizacji społecznej artystów i niewidzialnej pracy mówiły instalacje Bartka Buczka, Liliany Zeic, Irminy Rusickiej, Iwony Ogrodzkiej i Łukasza Surowca. Muzeum w Podziemiu wydaje się dokładnie odpowiadać na potrzeby naszych czasów. Kto, jeśli nie byli pracownicy upadłej instytucji, może tak dobrze wyrazić codzienne bolączki robotników sztuki? Pozostając anonimowymi, twórczynie i twórcy MwP jeszcze lepiej uwydatniają uniwersalność poruszanych problemów.
Jeśli ktoś ma ochotę głębiej zbadać wrocławskie środowisko, polecam kanał MwP na YouTubie, gdzie bez ogródek, ale też z dużą dawką ironii bezimienni muzealnicy rozprawiają się z najróżniejszymi przekonaniami narosłymi wokół sztuki. To radykalne i bezkompromisowe podejście ma wielką moc. W końcu świat sztuki to nie tylko osoby artystyczne i znane nazwiska, ale potężne zaplecze reprezentantów przeróżnych profesji, od działów PR po technicznych. Opowiada o nich Aleksandra Boćkowska w wydanej ostatnio książce „To wszystko nie robi się samo”. Polecam też film „Czym jest Muzeum w Podziemiu?” zrobiony przez Kościół Nihilistów, w którym artyści w konwencji TVN-owskiej „Uwagi!” pokazują kazamaty i ujawniają lokalizację prawdziwego podziemnego muzeum, gdzie rzeczywiście wieje grozą. Trafnie określa je również sam Kosałka: „Organizacja podziemna uzbrojona w sztukę”. MwP staje się soczewką wszystkich środowiskowych bolączek. Czy rozpoczęta przez jego twórców i twórczynie dyskusja przyniesie realne zmiany? To się dopiero okaże.