Od kiedy pamięta, interesowały ją sposoby działania rzeczy. Podpatrywała specyfikę pracy w warsztacie stolarskim swojego dziadka – złotej rączki. Poddawała się hipnozie jego roboczych szkiców, które przekuwane w konkretne przedmioty, stawały się częścią życia osób, które ich używały. Jej wyczucie do materiału wyrosło z przyglądania się codziennej krzątaninie babek, ciotek i matki, które wprowadziły ją w świat zaradności. A podejmowane ciągle od nowa uspokajające czynności ugniatania, zawijania, podwiązywania, przycinania, plecenia weszły do stałego repertuaru jej artystycznych środków. Zaradność całych pokoleń ukształtowała jej skłonność do praktyczności i minimalizmu.
Tak ważna dla Izy Tarasewicz ekonomia środków i działanie mimo ograniczeń znalazły odbicie w tytule jej wystawy w BWA Warszawa. „Logistyka odzysku” podkreśla precyzyjnie skalkulowany obieg rzeczy, ich idealnie zaplanowaną dystrybucję. Zagospodarowana pod tym szyldem galeria stwarza wrażenie przestrzeni do tymczasowego zamieszkania, chwilowego zagnieżdżenia. Pomiędzy rzeźby wstawiony został zaprojektowany przez artystkę ascetyczny stół i krzesła. Na oknie obok filiżanek dla gości leżą jej małe rzeźby. Granica między biurowym rytmem codziennego życia galerii a wystawą została zatarta. Pod względem ekspozycyjnym nic tutaj nie jest uprzywilejowane – wszystko stanowi element totalnej instalacji i wchodzi w dialog z otoczeniem. Podobnie było na jej wcześniejszych wystawach w Królikarni, gdzie ekspozycję udostępniono do zwiedzania przy wyłączonym oświetleniu czy w Instytucie Polskim w Berlinie, gdzie światło było filtrowane przez ekrany ze sprasowanych konopii, zakrywających wielkie okna od strony Burgstrasse.
Iza Tarasewicz, „Logistyka odzysku”, BWA Warszawa, do 18 kwietnia 2015.
Wystawa jest wynikiem dotychczasowych eksperymentów Tarasewicz z różnymi materiałami, od tych najbardziej odpychających, wywiedzionych z mikrokosmosu wiejskiej kuchni – jelit, smalcu, futra – przez masę solną, do ascetycznych elementów typowych dla biednej architektury: włókien konopnych, kamienia, gliny, popiołu, kauczuku.
Pobrzmiewają tu echa pobytu Tarasewicz w Gruzji i Brazylii, fascynacja dynamiką faweli i prowizorycznych przybudówek, których rachityczny urok wyzwolił w niej chęć powrotu do bazowego zagadnienia zagnieżdżania się. Na wystawie w BWA Warszawa artystka rozgaszcza się jak turystka w hotelowym pokoju, ale każdy przedmiot zyskuje tu rangę talizmanu, traktowany jest niemal z czcią. Łuski, prowizoryczne liczydła, solne spirale, wyoblone przez prądy morskie formy przypominające kości, poskręcane czarne liany, patyczki, nasiona. Te zebrane obok siebie prymitywne przyrządy zdają się być częścią zapomnianego laboratorium badacza-nomady.
Obiekty Tarasewicz są pogrążone w stanie uśpienia, w bezruchu, który domaga się przełamania. Wyraźnie tu czegoś brakuje. Operowanie pustką jest dla europejskiego odbiorcy trudnym orzechem do zgryzienia. „Nic” w naszej kulturze bywa zwykle pomijane, uznawane za niewarte uwagi. A jednak fundowana przez Tarasewicz powtórka z metafizyki ma w sobie zaskakujący magnetyzm. Zagadnienia bliskie filozofom przyrody są tu punktem wyjścia do zmagań z materią. Myślenie odbywa się nie poprzez język, ale przez ciało, które jak gąbka pochłania zawirowania wytwarzane przez konfiguracje obiektów w przestrzeni.
Tarasewicz zostawia dla widza swoje instrumentarium, w którym funkcje poszczególnych obiektów są nieznane. Przypominają narzędzia rodem z pieczary szamanki – pierwotnej badaczki, która przekuwa przeczucia i intuicje w obiekty. Zgromadzona w ten sposób wiedza rozpisywana jest na sieć relacji. „Logistyka odzysku” to recykling elementów używanych przez artystkę w poprzednich wystawach w Berlinie, Białymstoku, Antwerpii: meble, stelaże, wieszaki, podpory stwarzające tło dla wiszących lin, zbiorów form gipsowych i solnych, sprasowanych włókien. Przez ich tymczasowe konfiguracje Tarasewicz wypycha materię z jej ustalonych torów. Szukając zasady, upatruje jej w przypadkowym zderzeniu elementów, które tworzy nową jakość. Poprzez ich precyzyjne rozmieszczanie Tarasewicz odtwarza pierwotny rytuał kreacyjny. Animuje kameralny teatr o sprawczej mocy, który wciąga widza w prywatne, przestrzenne kosmogonie artystki.
Inspiruje ją wizja brazylijskiego artysty – schizofrenika Arturo Bispo do Rosario, potęga kompulsywnego zbieractwa, które uprawiał, barokowe historie pisane przez konfiguracje codziennych przedmiotów. Zarówno on, jak i uwielbiany przez artystkę Władysław Hasior, stworzyli samowystarczalne zbiory. Zbudowali swoiste arki Noego, na bazie których możliwa będzie rekonstrukcja gatunkowa rzeczywistości w razie katastrofy. Galeria zasiedlona przez Tarasewicz również przypomina wykopalisko, cmentarzysko, magazyn.
Po okresie fizjologicznych badań symbiozy ciała i otoczenia, artystka tylko pozornie zmienia obszar zainteresowań. W BWA Warszawa opisuje rzeczywistość jako gęstą sieć uwikłań w jedną przypominającą grzybnię strukturę. W tej rozpisanej na przedmioty ontologii jedności wszystko funkcjonuje w czarująco precyzyjny sposób. A drobne przesunięcia i różnice są jedynie wynikiem chwilowej gry napięć, oszczędnej choreografii przyciągania i odpychania.