„Moje mieszkanie / jest jak niepotrzebna / stara, zmięta pusta rękawiczka / porzucona gdzieś na 11 piętrze /pozostał w niej tylko / obcy, odrąbany kciuk” – pisał Krasiński. Pracownia była ważnym elementem jego twórczości. W przestrzeni, dzielonej przez 18 lat z Henrykiem Stażewskim, łączył błękitną taśmą blue scotch przedmioty i ich reprezentacje. W 1989 otworzył wystawę, na której przeprowadził pierwszą transplantację tego miejsca: z pomocą fotografii przeniósł ją do galerii Foksal. Rozłożona na części pierwsze, przycięta i zreprodukowana w pełnowymiarowych fotograficznych makietach pracownia nawiedziła galerię pod wpływem czasowego i przestrzennego przesunięcia. Po śmierci artysty w 2004 roku, choć otoczona aurą legendy, opustoszała. Na ścianach zostały ślady po obrazach Stażewskiego, fotografie, reprodukcje obrazów, plakaty, zwisające druty. Otaczające ją pytania stały się bazą dla wydanej przez Fundacje Galerii Foksal obszernej monografii problemów związanych z możliwością wykorzystania tego miejsca jako samoistnego dzieła sztuki, archiwum, gościnnej przestrzeni eksperymentalnej czy platformy spotkań. Unikając pułapki stworzenia kolejnego zakurzonego miejsca pamięci, w procesie powoływania do życia Instytutu Awangardy, najbardziej ostrożnie wymawia się samo słowo „muzeum”.
„Awangarda w bloku”, red. Gabriela Świtek.
Fundacja galerii Foksal, Warszawa 2010, 496 stronLekturę pięciuset stron pokonferencyjnych materiałów dobrze zacząć od przeskoku do rekonstrukcji portretów pamięciowych gospodarzy mieszkania przy Al. Solidarności. Z tego rzetelnego śledztwa nad sylwetkami Stażewskiego i Krasińskiego wyłania się obraz miejsca żywego i bardzo chętnie odwiedzanego, co stawi dobrą bazę dla wnikliwych opracowań ich twórczości zajmujących najwięcej miejsca w monumentalnym tomie. Paradoksalnie w ich świetle interwencje Krasińskiego zdają się mieć gumową konsystencję, od której skutecznie odbijają się analizy kolejnych badaczy. Te zabiegi przypominają w niektórych momentach akty sabotażu wobec rozbrajającej prostoty i siły paska objawiącej się w rozsianych na przypadkowych skrawkach papieru notatkach artysty: „Nie wiem czy to jest sztuka”, „Kiedyś pasek mnie zdominował. Byłem pod jego urokiem. Teraz mogę z nim zrobić wszystko”, „Wilki sikają, żeby oznaczyć swoje terytorium. Ja przyklejam błękitną taśmę, żeby oznaczyć swoje”. Erudycyjne wywody stapiają się z wspomnieniami o codziennych zwyczajach artysty: późnym wstawaniu, przesiadywaniu w barze Miraż na placu Teatralnym, w kawiarni „gruba Kaśka”, grze w „jednorękiego bandytę”.
Na powracającym w wielu esejach, symptomatycznym zdjęciu „Devidoir” z 1970 roku ubrany w garnitur Krasiński fotografuje się z grubym kablem elektrycznym, odwijanym z gigantycznej, przemysłowej szpuli. Jej masywność równoważy płynność zwiniętego ciasno zwoju. Artysta, stojąc w zabłoconym śmietnisku, trzyma końcówkę kabla robiąc wrażenie, jakby chciał go odwinąć, ale nie pozwalał mu na to ciężar szpuli. Jego postać zastyga. Pomimo beznadziejności i nostalgii wpisanej w tę sytuacje odnalezienie końca kabla wprowadza namiastkę porządku, pola przygotowanego do działania. Tak jak większość dadaistycznych interwencji artysty, procesy reaktywacji pracowni w bloku są intensywnie planowane. Z której strony rozpocząć odkrywanie, „odwijanie” tego miejsca?
Rachel Haidu przywołując kozetkę w Muzeum Freuda i „Merzbau” Kurta Schwitersa, dystansuje się od nazywania mieszkania/pracowni terminem archiwum, unika postrzegania jej w sposób fetyszystyczny. Tego typu przestrzeń powinna się wymykać anachronicznemu modelowi domu artysty-geniusza, w którym czas zostaje zamrożony. Jednym z haseł, które przyświecały konferencji jest pojęcie „przepracowania”, wydobyte przez profesora Andrzeja Turowskiego. W tym ujęciu Instytut Awangardy ma być miejscem wejścia w porzucony tekst. W odczytywaniu przeszłości przez przyszłość ma nastąpić przemieszczenie pewnej, ustalonej wiedzy, odrzucenie wszystkich dotychczasowych pomysłów i myślenie od nowa. Projekt „Awangarda w bloku” jest rozumiany jako psychoanalityczny seans, podejmujący próbę przywrócenia artysty i jego twórczości społeczeństwu, poszukiwanie recepty na jej skuteczność.
Opustoszałe studio na ostatnim piętrze wydaje idealnym punktem zbiórki do wyjścia na zewnątrz, bazą do eksperymentów grupowych, spontanicznego kontaktu, z którego zasłyneło w czasach swojej świetności. Najbardziej źyzne pole dla działań pod osłoną niebieskiej linii znajduje się blisko, dokładnie pod dawną pracownią – w szarej bryle bloku.