Fucking hell

Marta Lisok

Gigantyczny obóz koncentracyjny zaludniany przez setki żołnierzyków, rozrywane odbyty, pokłady trupów – to świat braci Chapmanów. Gdy przestaniesz się już bać, możesz zacząć się bawić

Jeszcze 2 minuty czytania


Jake i Dinos Chapman to „dzieci Margaret Thatcher”. Mają też zapobiegliwego ojca: Charlesa Saatchiego, który wcześnie zrozumiał, że marketing jest najważniejszą ze sztuk. Należą do pokolenia otoczonych aurą skandalu twórców nazwanych przez krytyków generacją Young British Artist. Ich prace, obok zanurzonych w formalinie zwierząt Damiena Hirsta, przeskalowanych lalek Rona Muecka, krwistych rzeźb Marca Quinna, mają z założenia wywoływać u widza nudności. W katowickim Rondzie Sztuki trwa ich wystawa (w ramach odbywającego się co roku Festiwalu Ars Cameralis). Jest więc okazja do sprawdzenia siły ich rażenia. W stworzonym w galerii „królestwie bezrozumności” oprócz legendarnych makiet prezentowane są również grafiki, obiekty i wideo Chapmanów.

Wystawa skonstruowana na jarmarcznych zasadach nie daje możliwości nabrania dystansu: zrobienia kroku w tył i zaczerpnięcia oddechu. W pole widzenie wkrada się tak wiele detali na raz, ze wszystkich stron jest tak źle i krwawo, że po chwili traci się siły, żeby się temu przyglądać. Gdziekolwiek padnie wzrok, objawia się dziki człowiek z całym okrucieństwem swojej natury, co za sprawą natłoku bodźców szybko przestaje być straszne. I właśnie wtedy, kiedy powietrze z balonu historii zostaje upuszczone ze świstem, można zacząć się bawić. Gdyby wypisano sto kojarzących się najgorzej słów, pomijając przekleństwa, zapewne pojawiłyby się wśród nich: trupy, robaki, diabły, kanibale, pasożyty, krew, szkielety, narzędzia tortur, czaszki, wymioty, odchody, narośla, swastyki. Prawdopodobnie większość z nich znalazłaby odzwierciedlenie w twórczości Chapmanów.

Jake i Dinos Chapmanowie, „Dass Kapital
ist Kaput Ya Nein! Dummkopf!”
,
fot. White Cube
Ich najbardziej znane makiety zatytułowane „Fucking Hell” sprawiają wrażenie błota zbudowanego z pokładów trupów. W zamyśle artystów gabloty miały być ułożone w kształt swastyki. W Rondzie sztuki prezentowane są tylko dwie z cyklu. W jednej krwawemu mrowisku walczących ciał towarzyszy Hitler przy sztalugach. „Akcja” drugiej rozgrywa się u źródeł europejskiej kultury, w cieniu antycznej świątyni. Nad tym gigantycznym obozem koncentracyjnym, gdzie figurki miniaturowych żołnierzyków zmagają się ze sobą w bezsensownej walce, góruje krzyż. Kiedy wzrok dostosuje się do ogromu makiety, widz zaczyna zauważać powtarzające się motywy. Do odbytów wkłada się pistolety, w innych scenkach wpełzają do nich szczury albo konary suchych drzew, dzidy i widły. Postaci noszą swoje głowy nabite na pal, a drapieżne ptaki pastwią się nad pokawałkowanymi ciałami. Przemieszanie czasów sprawia, że ta groteskowa kumulacja wojny, gwałtu i mordu zostaje doprowadzona do punktu krytycznego. Prace Chapmanów to miniaturowa scenografia filmu o wielkiej wojnie wszech czasów. Przyglądając się jego kolejnym epizodom, widz czuje się podekscytowany i winny – występuje z pozycji podglądacza rozkoszującego się zakazanym widokiem.

Kolejne prezentowane na postumentach obiekty, zatytułowane „Pamiątki z piekła”, to niewielkich rozmiarów makiety, być może odrzucone fragmenty „Fucking Hell”. Z daleka wyglądają jak brązowe ciasteczka z piętrowymi dekoracjami. Przy oglądaniu z bliska okazuje się, że są to klejące się do pagórków ludzkie kończyny, szkielety, trupy i bezlistne drzewa. Te kolejne wysepki „królestwa bezrozumności” nie przynoszą żadnego pocieszenia. Ulubione mutanty, dręczące wyobraźnię artystów, pełzają pomiędzy ofiarami i katami. Wszechobecne tortury i kopulacja tworzą wizję świata poza  kontrolą superego, pozbawionego porządkującej instancji moralnej. Wydaje się, że nastąpiło w nim całkowite odrzucenie praw i norm. Bez ja idealnego, hamującego impulsy id, świat wyglądałby tak jak na pracach braci: szalejące, okaleczone manekiny czołgające się w konwulsjach jeden po drugim.

Jake i Dinos Chapmanowie, „Disasters of
War IV”
, 2001, fot. White Cube
Znacznie ciekawsze od makiet są grafiki w tęczowych kolorach, pokazujące zło w bardziej polukrowany sposób. Sceny z „Okrucieństw wojny” Goi zostają uzupełnione o postaci z bajek, maskotki, clowny i zwierzęta. Dzieciństwo i dziecinność często pojawiające się w realizacjach Chapmanów to przestrzeń zapewniająca usprawiedliwienie. Tymczasowe przyzwolenie na robienie wszystkiego, co tylko przyjdzie do głowy. Bracia nazywają jedną z serii „Wielka frajda” i można wyczuć, że świetnie się bawią, wracając do szkolnych technik bazgrania po reprodukcjach. Obsceniczny wandalizm, którego się dopuszczają, jest jednocześnie formą najwyższego szacunku dla prac Goi, który, zdaniem artystów, osiągnął w swoich grafikach wyżyny humanizmu. Pojawia się pytanie, jak przedstawić wojnę i chaos, operując pracami umieszczonymi w antyramach? W przypadku Chapmanów odpowiedzi są różne w zależności od wystawy – prace układane są na ścianie na kształt sikającego psa, pająka, albo (tak jak w Rondzie Sztuki) wieszane krzywo i bezładnie, w ławicy rozproszonej niezidentyfikowanym podmuchem albo trzęsieniem ziemi.

Próbując odpocząć od fryzu grafik opasujących wszystkie ściany galerii, widz odkrywa dwa filmy wideo nakręcone w pracowni artystów. W „Zwiedzaniu pracowni” występują gumowe rękawiczki napełnione krwią i poruszane na sznurkach. Nakłuwane, rozdeptywane i rozpruwane, w konwulsjach udawanych wprawną ręką lalkarzy, drgają i obficie broczą na podłodze. „W rytuałach okaleczenia i śmierci w sztuce współczesnej” Chapmanowie za pomocą tych samych gumowych laleczek odtwarzają sceny tragicznych śmierci wybranych artystów: van Gogha, Pollocka, Warhola. To tylko gumowe rękawiczki z dorysowanymi twarzami, ale ich miotanie w kadrze ogląda się z lekkim zażenowaniem, jak pornografię albo sceny zabójstw rodem ze snuff movies.

Jake i Dinos Chapmanowie, „No Woman No
Cry”
, 2009, fot. White Cube
Najbardziej interesującymi pracami „W królestwie bezrozumności” pozostają dwie rzeźby. Podczas oglądania tych pomalowanych na jaskrawe kolory huśtawek i dźwigni złożonych z młotków, butelek, wiertarek, mózgów, penisów i strzykawek, przychodzi na myśl wyposażenie cukierni. Nie wiadomo, do czego miałyby dokładnie służyć te urządzenia, ale ma się ochotę wprawić je w ruch, który stałby się źródłem przyjemności dla patrzącego. Precyzyjne mechanizmy oblane kolorową, przybrudzoną mazią wyglądają jak zrobione z ceramiki. Ociekając kroplami farby, przypominają pocące się, łzawiące i krwawiące ciała. Sprawiają wrażenie drogocennych, lepkich, robaczywych i śliskich, przyniesionych prosto z rozgrzanego piekła libido.

Szesnastowieczny chirurg Filip Verheyen (którego historię przywołuje Olga Tokarczuk w „Biegunach”) pod koniec życia zaczął pisać listy do swojej amputowanej nogi. „…Podróżowałem do wnętrza ciała. Do własnej odciętej kończyny. Sporządziłem najdokładniejsze mapy. Rozebrałem badaną rzecz według najlepszej metodologii na czynniki pierwsze. Zliczyłem mięśnie, ścięgna, nerwy i naczynia krwionośne. Wydaje mi się, że nie pominąłem żadnej najmniejszej części… Dziś mogę zadać sobie to pytanie: czego szukałem?” Do podobnego pytania dochodzi zwiedzający. Prace oswajające widza z nieuchronnością śmierci, której usilnie stara się zaprzeczać kultura masowa, są konieczne pod względem dydaktycznym i terapeutycznym, ale w pewnym momencie od tego maratonu seksu i przemocy dostaje się zadyszki. Rozczarowanie ciałem i rzeczywistością jest na dłuższą metę ciężkostrawne. Niechęć do przezwyciężenia impasu i stawianie po raz kolejny złej diagnozy cywilizacji przejada się.

Jake i Dinos Chapmanowie, „Disasters of War IV”, 2001,
fot. White Cube

Jake i Dinos Chapmanowie,
„W królestwie bezrozumności”,
26 listopada 2010 – 30 stycznia 2011,
Rondo Sztuki, Katowice, kurator Rod Mengham,
organizator Ars Cameralis
Przyjrzyjmy się jednej z prac nieprezentowanej na katowickiej wystawie. Zrośnięte w gromadę siostry syjamskie z włókna szklanego z anusami zamiast ust i penisami w miejscu nosów, stojące w butach firmy Nike. Tytuł: „Zygotyczne przyspieszenie biogenetyczne, desublimowane modelem libido”. Co sprawia, że ten tytuł wydaje się tak drażniący? Być może jest symptomatyczny dla całej twórczości Chapmanów, nieco zbyt dosłowny, dosadny, przerysowany. W końcu, jak zaznaczają sami artyści, popyt i podaż to tematy, które interesują ich znacznie bardziej niż socjologiczne interpretacje ich prac. Wystawa „W królestwie bezrozumności” to konwulsje przykurzonej nieco sztuki poruszającej temat mięsności ciała, która przecież nigdy się nie przeżywa, jest wzniosła, nawet jeśli wywołuje ukrywane ziewanie. To propozycja dobrze rozreklamowanego horroru, który wypada zobaczyć. Tylko czy naprawdę mamy na to ochotę?

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.