Embriony, wiry, polipy

Embriony, wiry, polipy

Marta Lisok

Rysunki Starskiej to opowieści w zapomnianym języku. Zapełnione przez zwierzęco-roślinne motywy wylęgają formy całkowicie różne od tego, co znamy

Jeszcze 2 minuty czytania

W filmie Wernera Herzoga „Spotkania na krańcach świata” nurek przygląda się pierwotnym organizmom rozświetlonym promieniem światła na dnie oceanu. Podwodne żyjątka filmowane z bardzo bliska wydają się potworne, ekspansywne i drapieżne. Czai się w nich moc, dzięki której potencjalnie mogłyby one stworzyć różnorodne, nieznane formy życia. Podobne wątki fascynują młodą artystkę z Poznania, Magdalenę Starską, która w swoich rysunkach, performance'ach i obiektach opowiada historię powstawania gatunków, materii prima, z której pączkuje wszelka forma. Natura staje się zaczynem dla wyobraźni, której artystka popuszcza cugli. Halucynacyjny charakter jej prac przypomina styl Odilon Redona, zafascynowanego botaniką z jej całą różnorodnością embrionów, zarodków, mięczaków, polipów i pierwotniaków. Oprócz lekkości, z jaką oboje odrywają się od rzeczywistości, można zauważyć jeszcze jeden punkt zbieżny: powracający obsesyjnie motyw oka, który wskazuje, jak istotne pozostaje dla nich samo widzenie.

Citrinitas i rubedo

Leniwe akcje Starskiej są odtwarzaniem rytuałów, w których artystka zajmuje miejsce szamanki. Jej ulubionymi rekwizytami pozostają substancje gąbczaste, a najczęściej odtwarzane procesy to stapianie się i różnego rodzaju napięcia, jak w rysunku, na którym dwie postaci w lunatycznych pozach kierują się w stronę żółtego, obłego kształtu znajdującego się w fazie podziału. Ektoplazma generuje wyraźne przyciąganie, co w kontekście jej żrącego, niemal toksycznego koloru, wydaje się co najmniej niepokojące. Podczas performance'u „Wici, nici, krzaki” Starska przemierzała ulice Poznania w przebraniu jednokomórkowca wykonanego z trzech połączonych białych pianek. Co pewien czas z rurek wystających z kostiumu w miejscu głowy, wyciekała biała ciecz imitująca śluz. W innej akcji, prezentowanej podczas wystawy „Śniące ciała” artystka zaaranżowała w przestrzeni galerii rajski ogród. W jego centrum znajdowała się nora przykryta kocem, w której topiły się włoskie lody. Nad całością zawisł zwilżany co pewien czas materiał, przez który przesączała się farba wypływająca z jaskrawożółtych markerów.

Wiele elementów i sytuacji wykorzystywanych podczas jej performance'ów jest wcześniej projektowanych na rysunkach, wykonanych przez artystkę przy użyciu podstawowych kolorów. Szczególnie często pojawia się na nich odcień krwistej czerwień i żółcień, kolory agresywne i naładowane energią, związane ze zwieńczeniem alchemicznego procesu, następujące po fazach nigredo i albedo, a więc konotujące przemianę i ruch.

Samorodek

Przynależność artystki do grupy „Penerstwo” objawia się w szorstkiej, niechlujnej formie, automatycznych zapisach prostych obserwacji czy wizji podobnych do nieskładnych bazgrołów na marginesach zeszytów, wreszcie niedbałych i niepohamowanych opowieści. Nieodzowne jest również ciągłe zmaganie się z nabytymi umiejętnościami, przekreślanie opanowanego podczas studiów warsztatu, zapominanie tego, co wyuczone i zgrabne. Prymitywizm języka jako konsekwentnie stosowana strategia służy odsłanianiu miękkiego podbrzusza, otwieraniu nowych pokładów percepcji.

Już sam wybór cienkiego papieru jako podłoża dla prac Starskiej wskazuje potrzebę dematerializacji, wzmacnia szkicowy i prowizoryczny wydźwięk jej prac. Akwarele idealnie nadają się do kreowania bezcielesnego i widmowego świata, w który wprowadza widza. Na rysunkach zapełnionych przez zwierzęco-roślinne motywy, wchodzące w symbiozę z przedmiotami, wylęgają się formy całkowicie różne od tego, co poznane i obserwowane w przyrodzie. Linia tych pełnych brzydoty i koślawości prac, składająca się z szarpanych fragmentów, jest zwykle niedociągnięta do końca, prowadzona nieśmiało. Często się podwaja, jakby Starska szukała bardziej odpowiedniego kształtu.

„Ściągnął futro ograniczające wir”

Rysunki i performance Starskiej to opowieści w zapomnianym języku. Powtarzające się motywy i słowa wprowadzają w jej pracach grafomański, hipnotyczny rytm: „Zauważył że wiry są większe od ludzi, że wiry są większe od ludzi liścia i włosa”, „Wir i jego kierunki, tak samo jak w liściach i we włosach”, „I wszystko jest jednym wielkim wirem”.

Zdjęcia dzięki uprzejmości galerii LETOPostaci i przedmioty umieszczane są na białym tle, jak ilustracje w podręczniku historii naturalnej czy atlasie, gdzie towarzyszą konkretnym tekstom. Wylegające się z nich hybrydy przypominają średniowieczne wariacje na temat dzikiego człowieka i egzotycznych ludów. Niesklasyfikowane społeczności, tropienie plemiennych, bazowych procesów i zachowań równolegle pojawiło się w akcji „Dobre do domu i na dwór”, w której Starska występowała razem z Izą Tarsewicz w kostiumach przygotowanych z czarnych worków na śmieci. Jako miejskie goryle wykonywały szereg absurdalnych czynności, na przykład rozcinały piłami worki ze styropianem, wydając przy tym gardłowe dźwięki, coś pomiędzy cichym pogwizdywaniem a wesołym piszczeniem.

W jej pracach surrealistyczne konfiguracje i zestawienia płyną swobodnie, sennie. Starska przygląda się z uwagą przedmiotom. Szczególnie interesują ją warzywa i ich kuszące, doskonałe kształty. Na jednym z rysunków widać cebule, z której wyrasta narośl – kokon, pasożyt przyssany do idealnej, wielowarstwowej formy warzywa. Starska zafascynowana jest rdzeniem rzeczy, jak w działaniu z marchewką („Kółko otwarte-marchewka”), która zjadana i kawałkowana zębami jawi się nadal jako całość.

Oprócz zmutowanych, człekokształtnych warzyw na jej rysunkach często pojawiają się włosy, rosnące na twarzach i ciałach postaci: „włos jest piękny, sprężynuje, wygina się we wszystkich możliwych kierunkach”. Niegolone owłosienie jest świadectwem namnażającej się na powierzchni ciała natury, która dla bezpieczeństwa powinna pozostać w ukryciu. Jego przycinanie, golenie i strzyżenie może być odczytywane jako rytualne oczyszczanie się z nalotu śmierci, walka z czasem. Starska odsuwa od siebie wszelkie ograniczenia, nie próbuje definiować stanów końcowych. Skoro tworzenie jest dla niej jak rozpływanie się, to rozplenianie form, ich puchnięcie, pączkowanie może nieprzerwanie bulgotać na wszystkich dostępnych poziomach percepcji.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.