Tysiące twarzy, setki miraży

4 minuty czytania

/ Teatr

Tysiące twarzy, setki miraży

Michał Centkowski

Wyreżyserowane przez Ewelinę Marciniak „Miraże”, dzięki błyskotliwemu tekstowi Szczepana Orłowskiego oraz umiejętnemu prowokowaniu odbiorcy, bez wątpienia stanowią w repertuarze Wrocławskiego Teatru Lalek nową jakość

Jeszcze 1 minuta czytania

„Jeśli życie obrócisz na bogactw ciułanie, aby wszystko zagarnąć, co jest dookoła, czyliż przyjdzie czas taki, kiedy będziesz w stanie rozkoszować się wreszcie tym, coś zebrać zdołała?” – napomina śpieszącą do pracy córkę sędziwy ojciec, miotając się pośród tłumu widzów. Najnowszy spektakl Wrocławskiego Teatru Lalek zaczyna się już we foyer zabytkowego budynku. „Wiedz, że z wszelkich spotkań z ludźmi pożytek jest mały, bowiem w plotkach się nurzają i czczej gadaninie. Przeto rzuć to, a do spotkań takich dąż jedynie, które by ci żyć pomogły, wiedzę poszerzały” – dodaje starzec. Tak oto rozpoczynamy fascynującą podróż przez tajemniczy świat Baśni Ludów Wschodu.

Wyreżyserowane przez Ewelinę Marciniak „Miraże”, dzięki błyskotliwemu, stanowiącemu swobodny kolaż postaci, wątków i zdarzeń zaczerpniętych z „Baśni tysiąca i jednej nocy”, tekstowi Szczepana Orłowskiego, sugestywnej wizji plastycznej oraz umiejętnemu prowokowaniu odbiorcy, bez wątpienia stanowią w repertuarze wrocławskiej sceny nową jakość. Barwna, wielowątkowa opowieść, osnuta wokół miłosnych perypetii Księżniczki Budur (Agata Kucińska) i Królewicza Kamara (Grzegorz Mazoń), uwspółcześniona bez nachalności, zachowuje swój niezwykły, baśniowy charme. Mieści w sobie zarówno poetycką subtelność – w odgrywanej z pomocą masek przypowieści o kaczce, człowieku i lwie – i sporą dawkę dowcipu, nieskażonego cynizmem dystansu oraz egzotycznego kolorytu – serwowanego widzom na jazgotliwym, portowym bazarze. 

Ten niezwykły świat ożywa w skromnych dekoracjach przede wszystkim za sprawą wirtuozerii Katarzyny Borkowskiej, która za pomocą reflektorów i kilku zwierciadeł przenosi widzów w krainę magii. Trudno byłoby sobie wyobrazić przedziwną podróż do miasta Iram bez znakomitej, wykonywanej na żywo oprawy muzycznej Joanny Halszki Sokołowskiej, wcielającej się w postać Syrenki.

Marciniak stawia na kolorowy, hałaśliwy i nieco szalony sen o pełnym przepychu, tajemniczym, pozornie bardzo odległym i nie do końca dla nas zrozumiałym świecie Bliskiego Wschodu. Niczym w kalejdoskopie przyglądamy się barwnym obrazkom z życia Orientu. Przestrzeń i czas przestają być w tym świecie przeszkodą. Historie rozgrywają się tu jednocześnie, na bardzo wielu planach. Wspólnie z aktorami Teatru Lalek przebudowujemy scenografię, gramy na gigantycznym szparagu albo pomagamy odnaleźć Księciu ukochaną, podczas gdy inna część widowni, gdzieś w zupełnie innej części teatru, pogrąża się w kojącym oceanie Nocy. Arabskie tańce (w choreografii Izabeli Chlewińskiej) i dziwne, nieco futurystyczne kostiumy (projektu Natalii Mleczak), bollywoodzki kicz i surrealizm spod znaku kina Jodorowsky’ego, slapstickowe gagi i nierzadko przejmujące dialogi, miłość i okrucieństwo, bogactwo i nędza, radość i łzy, wszystko to współistnieje na wrocławskiej scenie, tworząc zaskakująco spójną i sugestywną całość trafiającą do szczególnie przecież wymagającego odbiorcy.

Szczepan Orłowski, „Miraże. Baśnie Ludów Wschodu”, reż. Ewelina Marciniak. Wrocławski Teatr Lalek, premiera 16 wrzesnia 2015Szczepan Orłowski, „Miraże. Baśnie Ludów Wschodu”, reż. Ewelina Marciniak. Wrocławski Teatr Lalek, premiera 16 września 2015Twórcy proponują najmłodszym prostą odtrutkę na lęk i nieufność, na coraz popularniejsze w świecie dorosłych, zbyt pochopne wartościowanie, na łatwe i śpieszne poukładanie sobie świata w ciasnych szufladkach. W gruncie rzeczy bowiem „Miraże” to spektakl o tym, że Inny okazuje się często zaskakująco podobny do nas. Gdy kocha i nienawidzi, gdy opływa w dostatek albo cierpi biedę, kiedy w chwilach rozpaczy i lęku, jak my, daremnie wzywa imię swego Boga.  

Być może nadmiar wizualnych atrakcji i natłok estetycznych wrażeń sprawiają, że mądry i dowcipny, choć niełatwy tekst Orłowskiego, chwilami schodzi na dalszy plan, czy wręcz umyka młodemu widzowi. Zapewne twórcy spektaklu mogli także nieco intensywniej wykorzystać stanowiącą finał spektaklu część warsztatową. Bezsprzecznie jednak utrzymać w teatrze uwagę wiercącego się sześciolatka przez niemal dwie i pół godziny, na skomplikowanej opowieści, bez wdzięczenia się, infantylności, bez upupiania młodego widza to wielka sztuka. I ta sztuka Ewelinie Marciniak się udaje.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.