Władza spojrzenia
fot. Magda Hueckel

Władza spojrzenia

Michał Centkowski

„Król Lear” w interpretacji Klaty olśniewa. Trudno się jednak wyzbyć wrażenia, że cały ten barwny, choć nie do końca spójny korowód zachwycających scen powstał głównie dla estetycznej przyjemności konsumowania obrazów

Jeszcze 1 minuta czytania

Do granic możliwości wystylizowane kadry przepływają hipnotyzującym, choć nieco chaotycznym ciągiem przez scenę Starego Teatru. Najnowszy spektakl Jana Klaty zaczyna się sceną przewrotną i błyskotliwą. Poddani składają hołd swemu władcy. Sekwencje precyzyjnie wyreżyserowanych słów i gestów tworzą niekończący się teatr polityki. Zmęczony Lear (znakomity Jerzy Grałek) z wysokości Piotrowego tronu obojętnie przygląda się światu. Z głośników dobiega chorałowy „Nothing compares to you” zaśpiewany po chińsku przez Fatimę Al Qadiri. Szekspirowska przypowieść o starym królu i trzech córkach, szaleństwie i władzy, zazdrości i kłamstwie rozgrywa się w Watykanie. Zabieg tym odważniejszy, gdy wziąć pod uwagę całą tę nieokiełznaną, nieomal barbarzyńską naturę pierwotnego, chwiejnego i pozbawionego moralnej zasady świata opisanego w dramacie. 

William Shakespeare „Król Lear”, reż. Jan Klata.
Stary Teatr w Krakowie, premiera 19 grudnia 2014
„Król Lear” w interpretacji Klaty olśniewa dzięki monumentalnej, realistycznej scenografii oraz kostiumom projektu Justyny Łagowskiej, pochłania i uwodzi za sprawą muzyki Jamesa Leylanda Kirby’ego, zachwyca – zwłaszcza w scenie triumfalnego tańca Edmunda (Bartosz Bielenia) – dowcipną i precyzyjną choreografią Maćko Prusaka. Sceną rządzi niepodzielnie Lear w kreacji Jerzego Grałka, zmagający się z własnym odchodzeniem, niedołężnością, rozpaczliwie chwytający się iluzji, osuwający się w obłęd – hipnotyzujący w scenie spotkania z Edgarem (Krzysztof Zawadzki) i sądu nad wyrodnymi córkami. W pamięć zapada także Jaśmina Polak – jej błazen jest ostoją autentyczności w świecie cynizmu i kłamstwa. 

Nad sceną nieustannie pracuje kamera. Z wysokości przygląda się bohaterom w najbardziej przejmujących momentach. Cyfrowo zapośredniczony obraz rzutowany jest na tylną ścianę sceny. Ku górze spogląda zamknięty w szklanej celi, popadający w obłęd Lear, a dzięki projekcji przygląda się nam, publiczności. Co nim kieruje? Pragnienie przebaczenia? Samotność i rozpacz człowieka u kresu? A może wszystko po trosze? 

Trudno się wyzbyć wrażenia, że cały ten barwny, choć nie do końca spójny korowód zachwycających scen i efektownych, acz dobrze już znanych z teatru Klaty chwytów, powstał głównie dla estetycznej przyjemności konsumowania obrazów. Trudno bowiem znaleźć odpowiedź na pytanie, co w istocie bodaj najważniejszym dramatem Szekspira chciał nam powiedzieć reżyser. Szkoda, bo choć „Król Lear” Klaty to spektakl piękny, z rozmachem zainscenizowany i dopracowany aktorsko, to jednak do najważniejszych dzieł reżysera niestety mu daleko.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.