Wielkie pustki
pere ginard / CC BY-SA 2.0

7 minut czytania

/ Literatura

Wielkie pustki

Adam Woźniak

Tematem „Czarnolasu” jest utrata. Autorce udało się z nim wytrzymać przez 88 stron. Może to właśnie w sam raz? Na książce znać ślady walki. Samotne zdania sprawiają wrażenie wyrwanych pustce

Jeszcze 2 minuty czytania

W jednym z kilku najprostszych zdań, jakie kiedykolwiek nakreśliło jego pióro, polski filozof Bolesław Trentowski poinformował czytelników, że „osoba jest antytezą nieśmiertelności”. Jaga Słowińska najwyraźniej dość mocno wzięła sobie to do serca, bo w „Czarnolesie” umiera niemal wszystko, czemu można przypisać indywidualność. Ledwie zdążymy wejść w czytelniczą relację z którąś z postaci i… cyk! już trzeba pogodzić się z rozstaniem.

Temat jest zatem z gatunku tych najtrudniejszych: utrata. Słowińskiej udało się z nim wytrzymać przez 88 stron. Mało i niemało. Może 88 stron esencji z żałoby to właśnie w sam raz? Na książce znać w każdym razie ślady walki – niektóre kartki są niemal puste: dwa zdania, jedno, czasem kilka. Pusta przestrzeń jest tu raczej niemym środkiem poetyckim zbliżającym „Czarnolas” do rozwiązań znanych z liberatury niż pozbawionym znaczenia literackim szumem. Samotne zdania sprawiają wrażenie wyrwanych pustce.

Zdania te składają się na prostą historię. Żyli sobie Józef i Zojka. Byli rodzeństwem, mieli psa i zajmowali małą chatę w miejscu, „w którym panowała powolność”. Powolność ta ustępuje nieco w chwili, gdy Zojka poznaje Mikołaja i zakochuje się. Niedługo potem na świecie pojawia się Książę – główny bohater. Zanim się jednak rodzi, już traci ojca. Przyczyna zniknięcia jest dość zagadkowa. Wiadomo tylko, że Mikołaj wybrał się do lasu i nigdy nie wrócił. Od teraz ten słowiański Hades zza stodoły pochłaniał będzie kolejno wszystko, co chłopiec pokocha – matkę, psa, wreszcie wychowującego go wuja. Tu właśnie odsłania się ciekawa dwuznaczność tytułowego „Czarnolasu”. Z jednej strony to po prostu czarny las jako lokalny symbol uśmiercającej siły, z drugiej Czarnolas, a więc Jan Kochanowski, treny, żałoba i „wielkie pustki”.

Jaga Słowińska, „Czarnolas”. Ha!art, 88 stron, w księgarniach od kwietnia 2021Jaga Słowińska, „Czarnolas”. Ha!art, 88 stron, w księgarniach od kwietnia 2021Historia toczy się tu kołem, a cykl żałoby łączy z obrotami sfer – stąd poszczególne części, jak w „Chłopach”, biorą nazwy od pór roku. Zaczyna się po schulzowsku – od „ciepłej fermentacji” lata, które owocuje poczęciem głównego bohatera. Na koniec dostajemy wiosenne, pogodne stwierdzenie: „zawsze jest gdzieś spokój”. Reymont i Schulz nie są zresztą tak niedorzecznymi tropami, jak mogłoby się wydawać. Chłopska w treści, ekstrawagancko-mistyczna w formie, proza Słowińskiej nieustannie kluczy między dwoma biegunami polskiej prozy. W wielu miejscach zbliża się w ten sposób do twórczości Andrzeja Stasiuka. Szczególnie interesujące są momenty, w których autorka kontynuuje robotę rozpoczętą przez autora „Opowieści galicyjskich” we „Władku”. Tam do szarego popegeerowskiego kiosku wdziera się kapitalizm z kolorowymi witrynami. U Słowińskiej co jakiś czas doznajemy czytelniczego szoku cywilizacyjnego – w leniwą wiejską narrację, po której spodziewalibyśmy się raczej pługu i gniadego konia, wkraczają znienacka telefon komórkowy, przeszklony sklep czy rowery kupowane na pierwszą komunię.

Najważniejsze jest jednak to, co kryje się pomiędzy płodnym latem a spokojną wiosną – czyli „wielkie pustki”, które los zgotował głównemu bohaterowi. Kolejne rozstania są tak bolesne, że Książę podejmuje próbę wypełnienia czymś rozpadającego się świata. Po odejściu matki sześcioletni chłopiec radzi sobie jeszcze sam, jednak niedługo potem, po śmierci psa Gustawa, jego wyobraźnia powołuje do życia Fago – „stworzonego z tęsknoty” zwierzaka, który zajmuje miejsce po kolejnych zmarłych.

W tym miejscu historia, trzymająca się do tej pory dość blisko podłoża, przemienia się z wolna w surrealistyczną, groteskową i fantastyczną wędrówkę po zdruzgotanej świadomości żałobnika. Jasne, że wymyślony przyjaciel to dość oczywista figura w powieściach z dziećmi w roli głównej – od Kubusia Puchatka po liska z „Szumu” Magdaleny Tulli. Fago to jednak trochę co innego. Jest czymś pomiędzy sympatycznym Zwierzoczłekoupiorem z powieści Tadeusza Konwickiego a dantejską Beatrycze. Mieści się w nim to, co w „Czarnolesie” najbardziej przejmujące: połączenie dziecięcej naiwności z zarysowanym kilkoma kreskami dramatem głównego bohatera. Fago pochodzi „stamtąd”, to znaczy ze świata umarłych, i obiecuje, że w stosownej chwili może tam zaprowadzić także Księcia. Doskonale oddaje przy tym ambiwalencję żałobnej świadomości: jednocześnie pomaga chłopcu w przetrwaniu i przeszkadza w przeżyciu rozstania, oferując iluzoryczną nadzieję na powrót zmarłych. Im bardziej rzeczywistość zewnętrzna jest dla Księcia nieznośna, tym bardziej romantyczna groza bierze górę nad zwykłym smutkiem, surrealizm nad realizmem, a barokowy nadmiar nad oszczędnością.

Szczytowym momentem jest wizja podróży po zaświatach. W dantejskich scenach rozgrywających się w czarnym lesie roi się od literackich aluzji. Jest tu czworonożna Beatrycze, Król Olch („las chichocze i mąci myśli”), Orfeusz i Odys. W trakcie drogi Józef zaczyna mówić jak mędrzec i nakazuje Księciu pamięć o „jednym, które jest jednym”, co brzmi być może jak ludowa mądrość, ale raczej z czasów Plotyna niż późnego kapitalizmu. Żadne mądrości jednak nie pomagają – potrzebne jest spojrzenie w twarz napotkanej śmierci, wyrzeczenie się donkiszoterii, a nawet zaprzyjaźnienie z bezwzględnym rytmem natury.

Rytm ten świetnie oddaje obraz kwiatów wyrastających z trumny, w której spoczywa ciało Józefa. W tym miejscu daje o sobie znać talent malarski autorki – motyw znany między innymi z fresków Rafaela zostaje literacko przepisany tak, by stanowił makabryczną konkretyzację przewijającego się przez utwór „wiosennego” przekonania, że śmierć rodzi życie. Takich literackich malowideł znajdziemy w tekście kilka. Na jednym z nich – przeniesionym jakby wprost z płócien barokowych mistrzów – Książę próbuje walczyć z personifikacją śmierci przy pomocy zerwanego w lesie cienkiego kijka. Nawiązań jest zresztą o wiele więcej, a ich poszukiwanie może być całkiem przyjemną czytelniczą przygodą.

Autorce udaje się wyjść cało z tej ryzykownej intertekstualnej gry, która dość często kończy się przecież znużeniem erudycyjnymi popisami. Po lekturze „Czarnolasu” trudno jednak o znużenie. Można się raczej poczuć jak główny bohater po przedwczesnej śmierci matki: chciałoby się pobyć z tekstem nieco dłużej.

Literacki Sopot


Cykl tekstów poświęconych debiutom literackim powstaje we współpracy z Goyki 3 Art Inkubatorem, organizatorem festiwalu Literacki Sopot. Dziesiąta edycja odbędzie się w dniach 19-22 sierpnia 2021 roku, a motywem przewodnim będzie literatura włoska.






Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).