Pole minowe

Adam Woźniak

Narrator „Niejednego” Barbary Woźniak szczodrze rozporządza erudycją – miejscami powieść można nazwać popularnonaukową, a miejscami, gdy do zapędów edukatorskich dołącza moralizatorstwo – dziaderską

Pole minowe

Jeszcze 2 minuty czytania

Pole minowe

„No to się nagadają o filozofii” – skwitował kiedyś Gombrowicz, kiedy usłyszał o spotkaniu dwu wybitnych myślicieli. „Ależ skądże znowu – usłyszał w odpowiedzi – (…) nie będą na tyle niedyskretni, żeby sprawdzać nawzajem swoje lektury”. Akademicy w „Niejednym” Barbary Woźniak są najwyraźniej wolni od podobnych obaw, bo o filozofii rozprawiają w każdej wolnej chwili. Bywa przy tym zabawnie, jak wtedy, gdy rozmowa głównego bohatera z kochanką o śmierci jej ojca nie obchodzi się bez pojęć takich jak „a priori”, „epistemologiczny” czy „wolna wola”. Na solidnie zakrapianej imprezie po godzinach akademicy poddają pod dyskusję „reżimy opieki długoterminowej”, a we wspomnieniach bohatera dotyczących pierwszej żony Wittgenstein pojawia się w roli afrodyzjaku. 

Barbara Woźniak, „Niejedno”. Drzazgi, 414 stron, w księgarniach od czerwca 2021

O wiele sprawniej, a przy tym z niezłym marketingowym wyczuciem, dobrane są problemy, o których traktuje natrętnie filozofująca narracja. Szymon Kowalski, główny bohater powieści, jest bioetykiem łączącym zainteresowanie medycyną w III Rzeszy z opieką nad chorym na alzheimera ojcem. Nieoczywisty splot dwu kluczowych kierunków we współczesnych badaniach nad Zagładą (medycyna i pamięć) organizuje jego życie zawodowe i osobiste. Jeśli dodamy, że powieść wpisuje się w tradycję literatury kampusowej, to na czytelniczym horyzoncie zaczyna majaczyć nadzieja na coś wyjątkowego. Otwierające się przed powieścią pola okazują się jednak przede wszystkim polami minowymi. Woźniak przechadza się po nich z widoczną (a miejscami zaraźliwą!) debiutancką radością, ale też sporą dozą niefrasobliwości.

Pierwszą trudność stanowią wpisane w powieść dialogi między akademikami, relacje z zajęć czy fragmenty tekstów naukowych. To literacka liga mistrzów, w której swobodnie poruszało się niewielu w całej historii. Żeby napisać wiarygodny dialog wybitnych bohaterów, trzeba przez chwilę być dwoma bystrzakami naraz i jeszcze ograć to literacko; żeby wpleść w tekst artykuł naukowy (a Woźniak fabrykuje kilkustronicowy tekst Kowalskiego), trzeba umieć pisać publikowalne artykuły naukowe z danej dziedziny; żeby przedstawić relację z zajęć, trzeba wymyślić ciekawe zajęcia (albo tak nudne, że atrakcyjne literacko). Dialogów uniknąć trudno, ale na pozostałe problemy znalazłby się pewnie jakiś sposób: można po prostu napisać „znalazłem i przeczytałem swój artykuł”, „poprowadziłem zajęcia, na których…” etc. Woźniak wybiera jednak taśmę profesjonalną. Najlepszym dowodem jest umieszczenie w tekście dwu pokaźnych rozmiarów sylabusów, które wykonane są całkiem solidnie, w zasadzie nie do odróżnienia od prawdziwych. Nie znajdują jednak żadnego kompozycyjnego uzasadnienia. Powieść zapełniona jest także dziesiątkami (setką?) stron relacjonujących takie sobie zajęcia, które stanowią zwykle starcie kilku papierowych (maksymalnie dwie cechy) studentów z miksem trzech–czterech podręczników do bioetyki.

Narrator „Niejednego” szczodrze rozporządza swoją erudycją – tak, że miejscami powieść można nazwać popularnonaukową, a miejscami, gdy do zapędów edukatorskich dołącza moralizatorstwo – dziaderską. Kowalski żali się na przykład, że dla dzisiejszych studentów: „«czynienie dobra» to anachronizm, «dobrodziejstwo» jest jak «kołodziejstwo»”. I tu kolejna mina. Popularnonaukowy charakter książki nie byłby może niczym złym – problem jednak w tym, że historia Zagłady spopularyzowana jest już do granic przyzwoitości (na przykład w romansach obozowych), a o samych „lekarzach Hitlera” powstało kilka dostępnych w Polsce książek. Kopać zatem trzeba raczej w głąb niż wszerz. Woźniak przebrnęła zamiast tego przez stos lektur, które już przeszkodziły jej w napisaniu intymnej powieści, a jeszcze nie pozwoliłyby na napisanie choćby jednego solidnego artykułu naukowego – w rozważaniach nad biopolityką autorka zatrzymuje się na przykład na Foucaulcie, pomijając Agambena, Esposito i całą współczesną debatę.

Nieco podobnie jest w przypadku wątków związanych z alzheimerem. Opis choroby ojca bohatera stanowi poprawną realizację podręcznikowego schematu jej postępowania. Przy czym refleksje związane z alzheimerem nie zostają sprawnie połączone z namysłem nad Zagładą, jak dzieje się to na przykład w prozie Magdaleny Tulli. U Woźniak wpływ jednego na drugie ogranicza się najczęściej do tego, że zmęczony opieką nad ojcem Kowalski przysypia na zajęciach. Początkowe nadzieje na kompozycyjny majstersztyk przepadają zatem dość szybko. Autorka podejmuje próby przeplatania nazistowskiej teorii, etyki i biopolityki z trudnym życiowym konkretem Kowalskiego, ale zbyt często sprowadza się to do banału: piewca etycznego obowiązku rzeczywiście opiekuje się ojcem jak może. Taka to historia.

Pozostaje jeszcze jedna mina – patos. Z jakiegoś powodu większość dobrych powieści z akademią w tle to utwory z przymrużeniem oka – jak w przypadku noweli o starym Timofieju Pninie Vładimira Nobokova, „Stu dni bez słońca” Wita Szostaka czy „Zamiany” Davida Lodge’a. Ten pierwszy postanowił kiedyś uciąć sobie pogawędkę „o sporcie” z 10-letnim synem byłej żony. „Pierwszy opis boksu w literaturze rosyjskiej – rozpoczyna Profesor – znajdujemy w wierszu Michaiła Lermontowa – urodzony tysiąc osiemset czternaście…” (itd.). Przy całym szacunku do komicznego talentu Nabokova, wydaje się, że główny bohater „Niejednego” byłby w stanie poprowadzić tę rozmowę w jeszcze mniej interesujący sposób. W pierwszym przedstawionym w utworze dialogu z córką na jej uwagę, że ciągłe naleganie na wizytę w domu jest w złym guście, bohater powieści Woźniak odpowiada: „gust to realizacja preferencji w dziedzinie estetyki”. Jak w całej powieści, nieumiejętny dobór rejestru sabotuje tu komunikację (zarówno z córką, jak i z czytelnikami).

Wszystko niestety wskazuje na to, że bohater jest postacią całkiem serio. Chyba każdy czytelnik „Stu dni bez słońca” zastanawiał się choć przez chwilę, czy doktor Srebroń jest bufonem zupełnie przypadkiem, czy też taki jest koncept autora. Szostak szybko jednak przesadza, puszcza oko i wszystko staje się jasne. U Woźniak oczekiwanie to przedłuża się niepokojąco, aż wreszcie staje się jasne, że chwila rozprężenia nie nadejdzie nigdy.

Wreszcie kwestia filozofii. W tym kontekście powieść zdecydowanie nie przestrzega zasady show, don’t tell. Zamiast użyć niewątpliwej erudycji do pogłębienia literackiego wglądu w rzeczywistość, Woźniak nieustannie nią szpanuje. „Jeśli ktoś z nożem w ręku goni cię na ulicy – pisał kiedyś Frank O’Hara – po prostu dajesz nogę, nie odwracasz się, żeby krzyknąć: «Daj spokój! Byłem gwiazdorem bieżni w barwach Mineola Prep»”. Mam wrażenie, że „Niejedno” biegnie i krzyczy: „Mam filozofię w małym palcu!”. Książka mieści więc w sobie wszystkie wady ambitnego studenta pierwszego roku – chce mówić o wszystkich już przeczytanych, a jeszcze nieprzyswojonych lekturach naraz i co rusz wykłada się na neofickiej brawurze.

logo

 

Cykl tekstów poświęconych debiutom literackim powstaje we współpracy z Goyki 3 Art Inkubatorem, organizatorem festiwalu Literacki Sopot. Dziesiąta edycja odbędzie się w dniach 19–22 sierpnia 2021 roku, a motywem przewodnim będzie literatura włoska.

 

 

 

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).