Wiele lat później Victoria Ocampo miała przypomnieć sobie to dalekie popołudnie, gdy jako mała dziewczynka, powożąc wózkiem niby rydwanem ciągniętym przez szarego baranka, przemierzała ziemie należące do jej rodziny. Mówiono, że w tamtejszych wodach żyją ryby, które rzeka uparcie wyrzuca na brzeg. Nie zbliżają się nigdy do głównego prądu, pozostając na obrzeżach, jak gdyby wierzyły, że dzięki temu woda, która je nosi, przeoczy ich istnienie i odda spokój. To stworzenia, które poruszają się tylko po to, aby pozostać w miejscu, a ich życie jest zbyt długie jak na to, ile sił przypada im w udziale. Mimo wszystko pozostają oddane wodzie. Dlaczego miałoby być inaczej?
*
Francisco Pizarro drżał, wsłuchując się w opowieści przywożone przez towarzyszy wypraw jego kuzyna, Hernána Cortésa. Słuchał o górach ze srebra, o psich czaszkach wysadzanych diamentami, o koziołkach, które przychodziły na świat z żołądkami pełnymi kruszcu, o złocie, które – podniesione pod światło – oślepiało, odbierając spokój. Spróbował szczęścia; przyniósł katastrofę. W ślad za nim płynęli inni. Między innymi – Pedro Mendoza. U ujścia rzeki La Plata założył osadę, którą nazwał Ciudad de La Santísima Trinidad y Puerto de Santa María del Buen Ayre – Buenos Aires.
Silvina Ocampo, „Furia i inne opowiadania”. Przeł. Tomasz Pindel, Wydawnictwo Literackie, 256 stron, w księgarniach od kwietnia 2024Mówiono, że wraz z nim przypłynął też przodek Ocampo. Mówiono – pisze o tym argentyński pisarz Alberto Manguel w posłowiu do wydanej właśnie po polsku książki Silviny Ocampo „Furia i inne opowiadania” – że wywodził się od pazia królowej Izabeli Kastylijskiej, tej samej, która wsparła wyprawę Kolumba. Ród Ocampo przez cztery wieki pozostawał blisko głównego nurtu wydarzeń niosących Argentynę. Trzeci kuzyn był pierwszym argentyńskim dyktatorem, caudillo. Zaprowadził tyranię i opadł z sił. Pradziadek zdobył fortunę jeszcze przed argentyńską wojną o niepodległość; w dobrych czasach zwykł wysiadywać w ogrodzie, popijając yerba mate przez bombillę, w złych – sadził drzewa rzewni, bo ich zwisające ku ziemi gałęzie poprawiały mu humor. Dyktator Juan Manuel de Rosas wynosił na ołtarze własne portrety. Cioteczny pradziadek Ocampo przechwalał się, że zabił jak psa najpiękniejszą kobietę ówczesnej Argentyny.
Rodzice Ocampo poznali się na pogrzebie Dominga Faustina Sarmiento, byłego prezydenta Argentyny, przyjaciela rodziny. Jego następca, Nicolás Avellaneda, rozbudowywał sieć kolejową i rozwijał eksport, generał Julio Roca wprowadzał reformy i ściągał migrantów z całego świata; rocznie blisko czterdzieści sześć tysięcy osób z Hiszpanii, Włoch, Niemiec czy wschodniej Europy, wszystkich tych, których wabiły opowieści o świętych wychylających się z kielichów egzotycznych kwiatów – i o dostatku. W przeciągu ćwierćwiecza Buenos Aires powiększyło się z dwóch i pół miliona mieszkańców do prawie ośmiu milionów – blisko jedną trzecią stanowili migranci. Mimo rosnącej klasy średniej Argentyna pozostawała liberalną oligarchią, a Ocampo jednym z najbardziej liczących się rodów.
Nie ruszali się nigdzie bez służby. Ci, którzy ich pamiętają, wspominają także długie procesje pokojówek, lokajów, kucharzy, ogrodników i guwernantek. Podobny pochód musiał im towarzyszyć, gdy okrętowali się na statku do Europy, aby odbyć rodzinny grand tour – formacyjną podróż, w którą zgodnie z siedemnastowieczną i osiemnastowieczną tradycją wyruszali arystokraci i intelektualiści. Do Europy zabrali ze sobą nawet krowy, wychodząc z założenia, że ich dzieciom choćby przez chwilę nie powinno zabraknąć świeżego mleka. Odwiedzili Paryż (tam zatrudnili guwernantkę, która miała nie odzywać się do dzieci inaczej niż po francusku), Genewę, Rzym, Londyn (tam zatrudnili guwernantkę, która miała nie odzywać się do dzieci inaczej niż po angielsku, choćby ich konwersacje sprowadzały się do rymowanek: fee fi fo fum).
Victoria Ocampo nauczy się czytać i pisać po francusku i angielsku, zanim posiądzie podobną znajomość hiszpańskiego. Z tych umiejętności będzie korzystać przez całe życie. Noblistka Gabriela Mistral napisze o niej: oto kobieta, która zmieniła bieg historii literatury przynajmniej kilku krajów Ameryki Południowej. Ocampo była pierwszą Argentynką, która prowadziła samochód. Pierwszą, którą przyjęto do argentyńskiej Akademii Literatury. Jedyną, która uczestniczyła w procesach norymberskich. Założony przez nią magazyn literacki „Sur” ukazywał się przez czterdzieści pięć lat, stając się tym samym najważniejszym periodykiem związanym z literaturą w Ameryce Południowej, mostem między Argentyną a resztą świata oraz inspiracją dla całego pokolenia pisarzy boomu latynoamerykańskiego. Wydawała Junga, Sartre’a, Camusa, tłumaczyła Faulknera, Lawrence’a, korespondowała z Woolf, podejmowała Strawinskiego i Gandhiego, zatrudniała Le Corbusiera, a Graham Greene zadedykował jej powieść „Konsul honorowy”. Uczyniła sławnym Borgesa, choć mawiała, że to człowiek, który nie zasługuje na swój talent, i że nie ma idiotyzmu, którego by w życiu nie wygłosił. Walczyła o prawa kobiet, w czasach rządów Perona trafiła do więzienia za rzekomą działalność konspiracyjną. W Argentynie lat 30. popularnością ustępowała tylko Evicie Peron.
Ta opowieść jest o jej młodszej siostrze.
1
W 1908 roku Silvina Ocampo ma pięć lat i ukryta wysoko między gałęziami drzewa cedrowego wyczekuje nadejścia żebraków (przytaczam dosłowne tłumaczenie słowa, którym posługuje się biografka Ocampo, Mariana Enríquez), tak jak gdyby wypatrywała faunów – częściowo tylko wierząc w ich fantastyczne istnienie.
Jej dzieciństwo jest samotne i sielskie. Przychodzi na świat jako najmłodsza z sześciu sióstr. Czas spędza na pisaniu lepkich i niewinnych liścików do wymyślonych przyjaciół, rekrutowanych z kart podręczników do historii. Szczególną czułością darzy Edwarda V Yorka, w wyobraźni utrzymuje go przy życiu i z dala od sztyletów Ryszarda III; adresuje do niego listy na adres Tower of London, ale niespecjalnie wypatruje listonosza z odpowiedzią. Kiedy nie pisze i nie snuje się samotnie po ogrodzie, przesiaduje ze służbą. Szczególnie upodoba sobie niedosłyszącą kobietę, która pracuje w prasowalni; wyczekuje jej roztargnienia, a potem chowa się pod stołem do prasowania i znienacka łapie tamtą za kostki. Krzyk kobiety ją zachwyca, przerażenie – bawi aż do bólu brzucha.
Fantazjuje, że kiedy dorośnie, zostanie krawcową. Póki co jednak, wczepiona w gałęzie drzewa, wyczekuje nadejścia żebraków. Czasami pojawiają się popołudniami, gdy upał zagania wielmożnych państwa na sjestę do sypialni i nikt nie odgania od bram posiadłości. Silvina ich uwielbia. Uważa własną rodzinę za bandę nieudaczników: oto ludzie, którzy zawsze chodzą elegancko uczesani! Ci, którzy podchodzą pod bramę, mają wspaniałe brudne loki. Silvina nie może oderwać od nich oczu.
W wywiadzie przeprowadzonym przez Hugo Becacece przyzna, że uwielbiała podejmować ich herbatą lub kawą z mlekiem. Chodziło przede wszystkim o mleko – tłuste, zbliżone konsystencją do gęstej śmietany. W Silvinie budziło odruch wymiotny, oni pożerali je z wdzięcznością. Uwielbiała na to patrzeć. Bieda wydawała jej się boska. Rodzice powtarzali: „Ci ludzie nie szanują takich jak my”. Ale Silvina wcale nie chciała, żeby ją szanowali – chciała, aby ją kochali.
Od tego obrazu zaczyna swoją opowieść o Silvinie Ocampo Mariana Enríquez, autorka książki „La hermana menor. Un retrato de Silvina Ocampo” z 2018 roku. Krawcową Ocampo nie zostanie; nie pozwoli jej na to rodzina. Może w takim razie artystka?
Starsza siostra, Victoria, odnosi sukcesy na tym polu, Silvina próbuje sił w malarstwie. Nie ma wybitnego talentu, ale to nie problem, jeśli człowiek ucieka się do fortelu. Któregoś dnia po lekcji rysunku, w której uczestniczą jej siostry, wygrzebuje z kosza na śmieci ich pomięte prace. Przygląda się uważnie, a potem starannie kalkuje – baletnica, konik – i podsuwa rodzicom jako własne dzieła. Tamci są zdumieni: owszem, jej siostry malują podobne rzeczy, ale są przecież o wiele starsze i mają lekcje rysunku, tymczasem ta mała dziewczynka to samorodny talent! Jej los jest przesądzony. Wysyłają ją na studia do Paryża, chcą, by mogła uczyć się malarstwa od najlepszych. Zaprzyjaźnia się tam z Italo Calvino, studiuje u boku Giorgio di Chirico. Po powrocie będzie miała kilka wystaw, ale doświadczenie paryskiego etapu sprowadzać będzie często do jednej anegdoty, której głównym bohaterem jest Chirico, a sednem moment, w którym po obejrzeniu przygotowanych przez nią obrazów powie: „Używasz tylu intensywnych kolorów, że człowiek zupełnie nie widzi zza nich kształtów, które wypełniają”.
Co jej pozostaje? Może jednak pisanie. W 1931 roku jej starsza siostra, Victoria Ocampo – na pohybel ojcu, choć za jego pieniądze – zakłada magazyn literacki „Sur”. Wśród osób, które zaangażowane są w jego powstawanie, jest też Silvina. To właśnie w „Sur” kilka lat później ukaże się jedna z pierwszych recenzji jej twórczości, artykuł poświęcony debiutanckiemu zbiorowi opowiadań „Viaje olvidado”. Jego autorką będzie Victoria Ocampo, niespecjalnie przejęta oskarżeniami o nepotyzm. Silvina poczuje się zraniona; jeszcze przed wydaniem książki zaniosła maszynopis Victorii z prośbą o uwagi. Tamta nie tylko zignorowała prośbę, ale zapodziała książkę – tak przynajmniej twierdziła. Tymczasem w recenzji będzie się rozpisywać na temat wątków autobiograficznych, które rozpoznaje w opowiadaniach młodszej siostry. Wskaże na zdumiewającą zdolność Silviny Ocampo do odkształcania rzeczywistości i przetrącania wspomnień z dzieciństwa.
Zdolność przekrzywiania świata i literackiego brikolażu jest jednym z ważnych elementów całej twórczości Silviny Ocampo. Victoria Ocampo dziwi się w recenzji temu, jak różnie obydwie siostry opisują doświadczenia domu rodzinnego, ale prawda jest taka, że dzieliły go przez krótki czas. Różnica wieku między nimi wynosiła trzynaście lat. Silvina była jeszcze dziewczynką, gdy Victoria – jako zamężna kobieta – przeniosła się na jakiś czas do Europy.
Niektórzy żartują, że przy dużej różnicy wieku młodsze z rodzeństwa doświadcza podobnego stanu, co dziecko zamieszkujące nawiedzony dom: wypytuje rodziców o to, kim byli ci, którzy mieszkali wcześniej w jego pokoju, lub o to, kim są dzieci na zdjęciach i portretach zawieszonych na ścianach. Silvina nie musi dopytywać. Ślady Victorii są wszędzie. Najstarsza córka, najbardziej utalentowana, najbardziej zaradna, ciesząca się największym szacunkiem, zawsze na pierwszym miejscu, za to z długim cieniem.
Virginia Woolf opisywała wrażenie, które wywiera Victoria: potężna, dorodna, o skórze przypominającej odcieniem „brzoskwinię, jeśli spojrzeć na nią przez szkiełko”, obwieszona biżuterią z pereł, przypominających wielkością „jaja składane przez gigantyczne ćmy” (jeśli nie podano inaczej, przekład mój – W.M.). Trudno było nie czuć przed nią respektu i trudno było żywić do niej sympatię. Victoria Ocampo oferowała swoją przyjaźń, ale w zamian za względy i ochronę żądała absolutnego poddania.
Bywała też obiektem zazdrości. Według jednej z anegdot mąż Silviny, Adolfo Bioy Casares (o nim później), i jego najlepszy przyjaciel, Jorge Luis Borges (o nim później), mieli pieklić się nad nekrologiem, który po śmierci Victorii ukazał się w gazetach: „Tyle linijek i żadna o nas, a przecież też jesteśmy zawodowcami!”. Za życia nie przepadała ani za jednym, ani za drugim – z wzajemnością. Jej kontakty z Silviną pozostawały równie burzliwe, a zaważyć miała na nich następująca historia.
W 1912 roku Victoria wychodzi za mąż za profesora Bernardo de Estradę. Estrada to przystojny mężczyzna, ale już kilka tygodni po ślubie Victoria zdaje sobie sprawę, że „są sobie przeznaczeni jak ptak i ryba”. Tymczasem jednak wyruszają razem w podróż poślubną do Europy, w którą zabierają też Fanni, ukochaną piastunkę Silviny, kobietę, która była dziewczynce bliższa niż rodzona matka, Ramona Aguirre, chłodna arystokratka, miłośniczka ogrodnictwa, skrzypiec i długich nabożeństw. Mariana Enríquez pisze: „Wszyscy wiedzieli o tym, jak bardzo Silvina kocha Fanni, wszyscy wiedzieli też, że Victorii nie wolno się sprzeciwiać”. Fanni wyjeżdża, spędza dwa lata w Europie, tam też umiera. Silvina będzie wspominać to rozstanie ze łzami w oczach nawet wtedy, gdy sama będzie już kobietą po sześćdziesiątce.
W rozmowie, którą przeprowadzi z nią Noemi Ulla, opowie o innej siostrze, Clarze. Wspomni ciepły dzień lipcowy, który spędzały wspólnie na balkonie, obserwując paradę wojskową z okazji argentyńskiego Dnia Niepodległości. Silvina odwraca się do siostry, chce jej coś pokazać, ale widzi, że tamta blednie, a następnie staje się fioletowa. Silvina nie rozumie, co się dzieje, nikt nie chce jej powiedzieć, że starsza o dwa lata siostra umiera na dziecięcą odmianę cukrzycy. Ocampo wspomni matkę ubraną na czarno i zamieszanie, które panuje w całym domu. Matka odwraca się do dziewczynki i spokojnie, być może nawet z uśmiechem, mówi: „Czy wiesz, że Clarita poszła do nieba?”. Silvina nie rozumie, co się stało, wyrażenie „pójść do nieba” brzmi potwornie, dlaczego ktokolwiek miałby chcieć tam iść z własnej woli? Ktoś przepasuje ją czarną szarfą na znak żałoby. Dziewczynka zaczyna płakać, bo widzi, że wszyscy tak robią. Nie chce płakać. Schodzi na dół, do pokoi, w których pracuje służba. Tam wszyscy uwijają się jak w ukropie, nikt nie ma czasu na rozpacz. Silvina chce zostać z nimi. Ktoś przychodzi jej szukać, a potem zanosi z powrotem na górę; ma płakać razem ze swoimi, jak przykazano.
Silvina Ocampo: „Od tamtego czasu zaczęłam unikać towarzystwa innych ludzi”. Krytyczka Fiona Mackintosh napisze, że twórczość Ocampo jest opowieścią o dzieciństwie, do którego chce się wrócić tak, jak gdyby chciało się ponownie przejść przez bramę rajskiego ogrodu – tyle że klucze Marcela Prousta nie pasują do zamka.
2
Na początku XX wieku w gazetach francuskich ogłoszono wszem i wobec, że najbardziej zaawansowane technologie pasteryzowania mleka mają w Kopenhadze oraz w argentyńskiej przetwórni mleczarskiej La Martona, założonej w 1889 roku przez ranczera Vincente Lorenzo Casaresa. Nazwa rodzinnej firmy pochodzić będzie od imienia jego córki, Marty Casares, matki Adolfo Bioy Casaresa. Na cztery lata przed jego narodzinami La Martona stanie się drugim na świecie producentem jogurtów, a przychody pozwolą na to, aby Adolfo nigdy nie musiał podejmować pracy zarobkowej.
Redakcja magazynu „Sur”, lata 70. XX wieku
Spróbuje studiów na uniwersytecie (literatura, prawo, filozofia), ale ostatecznie zdecyduje, że tym, co go interesuje najbardziej, jest pisanie książek i romanse. Rzuci studia, przeniesie się na rodzinne ranczo, odda literaturze. Wyda sześć książek i wyprze się wszystkich sześciu. Sławę zdobędzie dopiero w latach 40. za sprawą noweli „Wynalazek Morela”, o której Borges napisze, że to powieść idealna. Pozna ich ze sobą Victoria Ocampo, połączy: niechęć do niej i wspólne rozmowy. Zaczną spędzać całe dnie na ranczu, popijając kakao na wodzie i zabawiając się pisaniem. Pierwszym wspólnym dziełem – na długo przed tym, jak ukaże się słynna „Antología de la literatura fantástica” – będą zamówione przez La Martonę broszury reklamowe, w których Bioy Casares i Borges będą chwalić zalety picia jogurtów i kwaśnego mleka. Gdzieś pomiędzy tym wszystkim pojawi się Silvina.
Rody Ocampo i Casaresów znają się od dawna, należą do tej samej elity, uczestniczą w tych samych przyjęciach i mają podobne zwyczaje. Matka Adolfa, Marta Casares i Silvina Ocampo są dobrymi przyjaciółkami. Plotkowano nawet, że relacja, która je łączy, wychodzi poza ramy przyjaźni. Mówiono, że Marta, zakochana w Silvinie, zeswatała ją ze swoim synem tylko po to, aby móc utrzymać kobietę blisko siebie. Szemrano, że Adolfo zgodził się na ślub, by ocalić matkę przed skandalem.
Historię dementuje m.in. Juan José Sebreli, autor „Historia secreta de los homosexuales en Buenos Aires”. Wokół rodziny Ocampo unosiła się zawsze atmosfera skandalu, wyobrażano sobie, że ich życie, wobec nieskończonych zasobów i możliwości, musi wychodzić z formy i poza konwenanse. Trudno określić dziś, która z relacji dotyczyła zwykłego ludzkiego doświadczenia pożądania i miłości, a która była zwykłą plotką związaną z tym, w jaki sposób wyobrażano sobie życie elit i kręgów artystycznych. W jednym z wywiadów Adolfo Bioy Casares wspominał pierwsze spotkanie z Silviną i natychmiastowe uczucie, które ich połączyło. Zamieszkali ze sobą na długo przed tym, zanim zawarli związek małżeński, i pozostawali sobie – mniej więcej – oddani przez dekady wspólnego życia. Obydwoje miewali romanse (o tym za chwilę), zaś Silvinę określano jako „oburęczną”, co w argentyńskim żargonie lat 60. oznaczało osoby biseksualne.
Rozmówcy Mariany Enríquez przytaczają historię podróży poślubnej, w którą Bioy Casares i Ocampo wyruszyli w 1949 roku, zabierając ze sobą na statek szesnastoletnią siostrzenicę Silviny, Silvię Angelice, zwaną Gencą, następnie zaś uwodząc ją i dzieląc między sobą. Ważną częścią tej opowieści jest fakt, że Genca była faworytką Victorii. Ta „uprowadzenie” i uwiedzenie ukochanej siostrzenicy uznaje za zdradę. Relacje między siostrami zostają zawieszone.
Mariana Enríquez podważa i tę opowieść: w 1949 roku Bioy Casares i Ocampo byli małżeństwem już od dłuższego czasu, zaś Genca nie była nastolatką, a kobietą po trzydziestce, która przyznawała się do romansu z Adolfo Bioy Casaresem na długo przed tym, jak postawiła stopę na statku. Niejasne pozostaje źródło tej plotki, choć nietrudno dostrzec w niej podobieństwo do historii „uprowadzenia” Fanni.
3
Nazywała się Alejandra Pizarnik, ale dla bliskich była Bumą, dla szkolnych kolegów Florą. Bimele dla nauczycieli jidysz. Alejandrą stała się, gdy dorosła. Saszą kazała nazywać pod koniec życia. Nie wiadomo, czy wiedziała, że w tamtejszych wodach żyją ryby, które rzeka uparcie wyrzuca na brzeg.
Gdy rodzina Pożarnik opuszcza Równe (miasteczko położone na terenie dzisiejszej Ukrainy) w obawie przed pogromami, Argentyna staje się jej pierwszym wyborem. W latach trzydziestych nie jest już siódmą gospodarką świata, ale nadal wydaje się dobrym miejscem do życia. Pożarnikowie osiadają w Avellanedzie, miejscowości nieopodal Buenos Aires. Jeszcze w Europie Wschodniej ich nazwisko kojarzyło się z ogniem; teraz kojarzy się tylko z byciem obcym. Elijasz Pożarnik zmienia nazwisko na Pizarnik i zaczyna pracę jako cuentenik, co w języku jidysz oznacza obwoźnego sprzedawcę oferującego kontrahentom sprzedaż w ratach.
W 1946 roku do władzy dochodzi Juan Peron; łączy wizję Wielkiej Argentyny z państwem socjalnym i z represjami godnymi caudillo, zaś Elijasz Pizarnik podsuwa pod nos czerwonym z podniecenia peronistom żółtą poduszkę, na której wyłożone są złote zegarki Omega. Jego córki – Miriam i Flora – wstydzą się pochodzenia. W szkole mówią, że ich ojciec handluje zegarkami i biżuterią, bo wywodzą się z rodziny carskich jubilerów. Cristina Piña i Patricia Venti w książce „Alejandra Pizarnik. Biografia de un mito” zauważają, że skoro wszyscy i tak uważali siostry Pizarnik za Rosjanki, to wolały przynajmniej uchodzić za arystokratki, nie za Żydówki, których dziadkowie dorobili się domku w Zakopanem.
Alejandra jest posłusznym dzieckiem. Kiedy w domu każą śpiewać, śpiewa. Kiedy każą jej się zamknąć, jest cicho. Kiedy wysyłają ją do kąta, czeka, póki ktoś sobie o niej nie przypomni. Gdzieś pomiędzy tym wszystkim pęka jej serce. Zaczyna dojrzewać. Zaczyna wstydzić się jąkania, krągłego ciała, trądziku. Woli spędzać czas z lalkami, raz po raz wraca do lektury „Alicji w Krainie Czarów”. Buma staje się Florą.
Gdy w 1949 roku Silvina Ocampo wyrusza w podróż do Europy, Pizarnik kończy trzynaście lat i wie już, że chce zostać poetką.
4
Spędzili razem czterdzieści lat: Bioy Casares, Ocampo i Borges. Jadali zwykle to samo: steki, kukurydzę, ziemniaki i gęste dulce de leche produkcji La Martony. Przy posiłkach Silvina rzadko się odzywała, tłumacząc, że robi to z powodów higienicznych: nie chce, żeby powietrze dostawało jej się do ust. Prym w dyskusjach wiedli Casares i Borges. Omawiali każde wydarzenie kulturalne, każdą plotkę i każdą recenzję, a kule świstały przy tym nisko, bo Borges był bezwzględny, a Casares zbyt życzliwy, aby miarkować bezwzględność.
Victoria Ocampo nie znosiła Borgesa jako naczelnego mizogina Argentyny – uwielbiał wyśmiewać pisarki, uważał kobiety za nieskończenie głupie, zaś ich twórczość za ograniczoną. Przy Silvinie powściągał język. Gdy zarzucała mu, że jest okrutny wobec ludzi, a tych, których nie szanuje, traktuje jak kufry ustawione na jego drodze do sukcesu, Borges zgadzał się z nią, dodając zaraz: „Jeśli poprawi ci to humor, to wiedz, że w ten sam sposób traktuję premierów i prezydentów”.
Pisał o niej: „Silvina Ocampo to tylko jedna z wielu istot, które okazjonalnie zamieszkuje Silvina Ocampo w trakcie swojego pobytu na ziemi”. Którymkolwiek ze swoich wcieleń była Silvina Ocampo w związku z Adolfo Bioy Casaresem, nie była szczęśliwa. Jeszcze przed wejściem w związek małżeński nie było dla niej tajemnicą, że Adolfo gania za spódniczkami, uważała jednak, że miłość zwycięży wszystko, a przynajmniej spowolni pościg.
Pisarz Edgardo Corazinsky wspomina: „Jej udrękę symbolizowało krzesło, które umieściła przy wejściu do ich domu w Recoleta. Codziennie wysiadywała na nim, wyczekując na jego powrót. Wystarczyło, że usłyszała kroki, a rzucała się do windy, tak aby nie mógł jej zauważyć. Błaga mnie: nie mów nic Adolfo, zabije mnie, jeśli dowie się, że tak bardzo na niego czekam”. Kiedy indziej przyłapuje męża w gabinecie, z kochanką. Zanim zamknie cicho drzwi, poprosi tylko: „Adolfito, nie tak mocno”.
W wywiadzie udzielonym Hugowi Beccaceciemu zaznaczy: „Zawsze interesowała mnie miłość i seks. Kiedy miałam dwadzieścia lat, powiedziałam sobie: kiedy skończę czterdzieści czy pięćdziesiąt lat, przestanę się zakochiwać, zacznę żyć bez zmartwień, niepokojów, zazdrości. Potem dożyłam czterdziestki, a później pięćdziesiątki i nadal zakochiwałam się w pięknych ludziach. To okropne. Seks jest dla mnie tak samo interesujący jak wtedy, kiedy byłam dziewczyną”.
W 1954 roku adoptują dziecko, biologiczną córkę Adolfo. Mariana Enríquez pisze, że Silvina nie mogła lub też nie chciała mieć dzieci, za to chciał ich bardzo Bioy Casares. Jedna z jego kochanek zgodziła się zostać matką. Dziewczynka – Marta, po matce Bioy Casaresa – przychodzi na świat w Stanach Zjednoczonych, ale procedura adopcji dopełniona zostaje w trakcie pobytu Ocampo i Casaresa we Francji. Gdy Silvina po raz pierwszy weźmie małą na ręce, dziewczynka będzie miała trzy miesiące.
Mariana Enríquez przytacza fragment artykułu opublikowanego w dzienniku „La Nación” przez Alicię Dujovnę Ortiz: „Na widok dziecka Silvina poczerwieniała po koniuszki uszu, następnie zaś, w panice, wygłosiła pierwszą lepszą głupotę, która przyszła jej do głowy. – Jakiż mały ma ten noseczek, czy nie będzie czasem homoseksualna? – Na co Adolfo Bioy Casares, z pełną powagą, jak gdyby oczekiwał podobnego pytania, odparł: – Nie, nie, to kwestia czaszeczki”.
Biologiczną matkę dziewczynki zabierają ze sobą do Argentyny; dziecko musi przecież pić mleko. Casares codziennie wyciąga dziewczynkę z łóżeczka, zabiera ze sobą kilka pustych butelek i znika z nią na kilka godzin w mieszkaniu biologicznej matki. Silvina rozpowiada znajomym, że dziewczynka została zabrana z paryskiego sierocińca. Wymyśla przy tym łzawą historię o dziecku, które przypadło jej do serca, bo w trakcie wizyty bezradnie wyciągnęło ku niej rączki.
Jovita Iglesias, biografka, autorka książki „Los Bioys”, napisze, że prawda wychodzi na jaw zupełnym przypadkiem. W trakcie odwiedzin jedna ze znajomych chce wiedzieć, skąd też Silvina wzięła wspaniałe spodnie, które ma na sobie. Ta odpowiada, że to dzieło jej przyjaciółki. Znajoma chce uszyć sobie podobne, a więc idzie pod wskazany adres, pod którym może złożyć zamówienie. W progu wita ją wysoka, elegancka kobieta. Znajomą uderza zapach perfum Adolfo Bioy Casaresa. Po podłodze walają się zabawki. Nie zdąży nawet zapytać o spodnie, kiedy zza kobiety wychynie zawstydzona dziewczynka, Marta. Znajoma nie drąży. Wraca do Silviny, ale nie patrzy jej w oczy. Tamta dopytuje niewinnie, co sądzi o jej przyjaciółce. „Miła, odpowiada, bardzo miła”. Jeśli chodzi o spodnie – jednak ich nie potrzebuje.
Tymczasem Silvina wariuje z miłości do dziewczynki. Traktuje córkę jak księżniczkę i wyręcza we wszystkim, włączając w to pisanie wypracowań szkolnych. Gdy pewnego dnia dostaje mierną ocenę, wzrusza ramionami: nie spodobało się w szkole, to będzie akurat do zbioru opowiadań.
5
W tym samym roku, w którym Silvina adoptuje dziecko, Flora Pizarnik kończy liceum i wyjeżdża – zgodnie ze zwyczajem – do nadmorskiej miejscowości Chapadmalal, gdzie swoją letnią rezydencję ma Juan Peron. Co roku zaprasza absolwentów, aby – jak głosi propaganda – wysłuchać ich marzeń i planów, a także zarysować przed nimi spektakularne możliwości, które daje nowoczesna Argentyna.
Nie wiadomo, czy Pizarnik dzieli się swoimi marzeniami z Peronem. Wiadomo, że najważniejsze z nich spełni się już niebawem. W kolejnym roku opublikowany zostaje jej pierwszy tomik wierszy „La Tierra Más Ajena”, niedługo potem ukazują się dwa kolejne. Życie nieśmiałej dziewczynki, która określać będzie samą siebie jako „małą żebraczkę”, przyspieszy. W plisowanej spódnicy i ze zdobytą podstępem legitymacją dziennikarską uczestniczy w festiwalach filmowych, ciągnie ją do gwiazd, do wszystkiego, co wydaje się nieść obietnicę niecodziennych doświadczeń.
Pisze frenetycznie, najczęściej nocami, wspomaga się amfetaminą, zaś współrzędne jej twórczości wyznaczają śmierć, ogród i ciemność. W 1960 roku wyjeżdża do Paryża, gdzie spędza kilka najjaśniejszych lat w swoim życiu. Pracuje dorywczo jako tłumaczka, nasiąka życiem artystycznym miasta, jest jak ryba, która odnajduje swój nurt, swoje wody. W Paryżu przyjaźni się z Ernstem, Michaux, Cortazarem, de Pazem. Tłumaczy Artrauda, uczy się malarstwa.
Opublikowany w 1965 roku tomik „Prace i noce” przynosi jej pierwszy wielki sukces, który pociąga za sobą stypendia i wyjazdy zagraniczne. Flora staje się Alejandrą.
6
Opublikowany w 1957 roku tom opowiadań „La Furia” uznawany jest dzisiaj za najbardziej spełnione dzieło Silviny Ocampo. Adriana Mancini, badaczka literatury, zwraca uwagę na niesamowite uniwersum Ocampowskie, w którym wszystko jest jednocześnie niepewne i marne. To świat kiczowatych przedmiotów – falban, różowych kap, obrazów świętych, stołów uginających się pod ciężarem słodyczy; świat pełen guwernantek, fryzjerek, krawcowych, kobiet, które „pracują rękami, a ich język jest pełen klisz”. Podaje współrzędne wyznaczające granice tego świata: fotografia, majątek, kamień, wstręt, gryf.
Krytyka zarzuca Ocampo frywolność i powierzchowność; uważa, że to, co pisze, jest zbyt okrutne, aby w ogóle nadawało się do publikacji. Silvina niespecjalnie dba o odbiór swojej twórczości ani o to, czy będzie nagradzana. Nie lubi udzielania wywiadów, nie występuje w telewizji, nie wygłasza wykładów. Uważa, że jest zbyt brzydka, aby pokazywać się ludziom.
Mariana Enríquez pisze, że najczęściej powtarzanym stereotypem na jej temat było przekonanie, że przez całe życie pozostawała w cieniu, przyćmiona przez siostrę, męża i jego najlepszego przyjaciela. Ci, którzy ją lubili, uważali, że sama wybrała dla siebie życie na drugim planie, bo dzięki temu mogła kontrolować swój wizerunek. Nigdy nie interesowało jej życie publiczne, interesowało ją to, żeby jej życie prywatne było wolne i nie poddawało się osądom. Mariana Enríquez: „Wymyśliła sobie tajemnicę, żeby nie musieć się z siebie tłumaczyć innym ludziom”.
Hugo Beccacece pisze: „Całe jej życie było grą”. I wspomina pierwszy wywiad, na który go zaprosiła. Uparła się, żeby rozmawiać przy kolacji, podała ryż ze szpinakiem i gotowaną pierś kurczaka, następnie zaś zaproponowała kawę. Czy miły gość będzie słodził? Casares irytuje się: „Nie pytaj, czy słodzi, tylko przynieś mu cukierniczkę”. Silvina znika w kuchni, wraca z filiżanką kawy. „Już posłodziłam”, zapowiada. Beccacece próbuje, kawa jest gorzka jak śmierć. Silvina wpatruje się w niego z okrutnym zaciekawieniem, podobnym do tego, z którym jako mała dziewczynka przyglądała się karmionym śmietaną. W porządku ta kawka? Beccacece nie daje nic po sobie poznać. Silvina udziela długiego i osobistego wywiadu, ale przez cały czas kryje się w niej coś złowieszczego, jak gdyby oczekiwała na działanie trucizny. Następnego dnia telefonuje: „W tej kawie nie było cukru”. Nie może znieść tego, że jej złośliwość mogłaby przejść niezauważona.
Silvina Ocampo, ok. 1959, fot. Bioy Casares
Znajomi wspominali jej drżący nosowy głos. Skoro tylko odeszła od stołu, prześcigano się, kto sparodiuje ją najlepiej. Zapraszała gości, aby prezentować wymyślne popisy kulinarne, podawała parujący suflet serowy, ogłaszając, że nie może się doczekać, aż wetknie w niego głowę. Czasami wybuchała: „W mężczyznach wszystko jest takie ładne, poza łokciami”. Czasami wpadała w rozpacz: na widok mrówek zmierzających do mrowiska mawiała, że gdyby tylko umiały myśleć, popełniłyby samobójstwo. Kupiła sobie trzy telewizory, bo miała troje wnucząt i wolała się zabezpieczyć na wypadek, gdyby w trakcie odwiedzin każde z nich chciało oglądać coś innego. Przepadała za Benny Hillem oraz Flipem i Flapem.
Bardzo dbała o to, w jaki sposób odżywiała się jej rodzina. Bioy Casares cierpiał na rozmaite alergie, a więc domowe zwyczaje kulinarne nie różniły się specjalnie od tego, w jaki sposób karmiono w szpitalach. Polityka mało ją interesowała. Borges twierdził, że jej stosunek do aktywności obywatelskiej mieścił się w klasycznej argentyńskiej triadzie: plotkowanie, flaneryzm, rozróby podczas nieszporów. Nie była aktywną antyperonistką. Obawiała się jedynie o męża i o to, że mógłby paść ofiarą niepokojów lat 70., kiedy na porządku dziennym były porwania dla okupów.
Gdy dziennikarka Maria Moreno zapytała ją o stosunek do przyznania kobietom prawa wyborczego, promowanego przez Evę Peron, Ocampo była zdziwiona: „Wydawało mi się to tak naturalne, tak oczywiste i tak sprawiedliwe, że nie sądziłam, że w ogóle wymaga szczególnej postawy”.
Pod koniec jej życia towarzystwem, które gromadziło się wokół niej, wstrząsnęła plotka, jakoby naszpikowała salon urządzeniami nagrywającymi dźwięk po to, aby podsłuchiwać gości.
7
Nie jest jasne, kiedy spotkały się po raz pierwszy. Wiadomo, że kiedy Alejandra Pizarnik wróciła do Buenos Aires, Silvina skontaktowała się z nią i poprosiła o spotkanie. Nie wiadomo, czy łączył je romans, czy po prostu Ocampo z sojuszniczki i koleżanki stała się obiektem miłości Pizarnik. Wysyłała jej pocztówki i listy. Na odwrocie pierwszego z nich widać ilustrację przedstawiającą trzy aniołki przedzierające się przez śnieg. Pizarnik kreśli kilka zdań: „Od Silviny oczekuję tylko tego, żeby dużo pisała i żeby zawsze pozostała sobą, a nawet gdyby miała się zmienić, i tak to zaakceptuję”. W ostatnim napisze: „Silvino, ulecz mnie, pomóż mi, ta męka jest nie do wytrzymania. – Silvina, ulecz mnie, nie pozwól, abym musiała już umrzeć” (przeł. Ewa Stala).
Kruche zdrowie Pizarnik ulega kolejnym załamaniom. Pierwszym ciosem jest dla niej nagła śmierć ojca. Później coraz częściej zaczyna sięgać po alkohol i tabletki nasenne. W artykule „Alejandra Pizarnik. Biografia poetycka” Ewa Stala pisze: „Jej listy stają się coraz bardziej chaotyczne. Odrzuca światło dnia. Funkcjonuje tylko nocą. Przyznaje, że przez jej życie przewinęło się mnóstwo kobiet i mężczyzn; czuje zmęczenie. Chce być sama. W 1971 roku zostaje zamknięta w szpitalu na pięć miesięcy. Wychodzi w styczniu 1972 roku. Myśl o samobójstwie, która prześladuje Alejandrę od lat, pojawia się coraz częściej: w życiu nie widziałam bardziej ewidentnego przykładu kogoś, kto powinien zabić się jak najszybciej”.
Pizarnik szuka pomocy u Ocampo, którą postrzega jako matkę, kochankę i przyjaciółkę, uosobienie niezwykłości świata, ale i jego stabilności. Dzięki pochodzeniu Ocampo przez całe życie nie zaznała turbulencji, pozostawała w nurcie rzeki, nie dbając nigdy o to, co dzieje się na obrzeżach, i nie walcząc z prądem. Dla Pizarnik całe życie było zmaganiem. Pod koniec także w kwestii pieniędzy.
Ocampo najbardziej fascynuje się Pizarnik, kiedy ta ma okresy jasnej przerwy, gdy godzi się z matką, gdy spędza czas z siostrzeńcami, gdy czyta Kafkę jak Biblię, gdy wraca do judaizmu, gdy prosi, aby nazywać ją Sasza (przyjmując ostatecznie swoje pochodzenie). Kiedy Pizarnik jest w dobrej formie, rozprawia bez przerwy przez cztery godziny, a na przyjęciach nie można oderwać od niej oczu. Żartami przykrywa poczucie, że nie jest nikim więcej niż tylko „małą żebraczką”. Ocampo przypatruje się jej z podobną ciekawością, z którą jako dziewczynka przypatrywała się tym, których karmiła śmietaną. Kim jest ta piękna, utalentowana osoba szamocząca się jak ryba, która musi wkładać wysiłek w to, aby pozostać w wodzie?
W szpitalu psychiatrycznym Pizarnik odwiedza tylko Adolfo Bioy Casares. Silvina nienawidzi widoku cierpiących ludzi. Pizarnik odchodzi w niedzielę, 25 września 1972 roku, w wieku trzydziestu sześciu lat. Na kilka godzin przed śmiercią dzwoni do Casaresów, gdy ci szykują się do kolejnej podróży przez Atlantyk. Słuchawkę podnosi Bioy Casares, Pizarnik prosi o ostatnią rozmowę z Ocampo. Ocampo jest zajęta.
8
Przez ostatnich dziesięć lat życia Ocampo zmaga się z chorobą Alzheimera. Pierwsze objawy pojawiają się w 1985 roku, do 1989 całkowicie traci jasność umysłu. Czasami przytomność wraca do niej tylko po to, aby mogła zdać sobie sprawę, że traci pamięć, inteligencję, a nawet język.
Pisarka Matilde Sanchez, wspominając ich spotkania w trakcie pracy nad antologią opowiadań, powie: „Każdego dnia przynosiłam jej kwiat azalii, za każdym razem w innym kolorze. Chciałam, żeby dzięki temu mnie zapamiętała. Ale ona nigdy nie pamiętała; za każdym razem inny kolor azalii był dla niej tym samym”.
Umiera 14 grudnia 1993 roku w wieku 90 lat. Pochowana zostaje w rodzinnym grobowcu Ocampo, ale bez osobnej tablicy z imieniem. Przewidzi to jeszcze za życia, gdy napisze: „Jestem po prostu «etcetera» własnej rodziny”.