BZIK: Jak zwiedzić świat, nie wychodząc z zooma
Eugenia Loli CC BY-NC 2.0

21 minut czytania

/ Media

BZIK: Jak zwiedzić świat, nie wychodząc z zooma

Weronika Murek

W przeciągu jednego tygodnia udaje mi się zwiedzić dzielnicę Medellin, londyńskie ChinaTown oraz meksykańskie miasto umarłych i wiele innych miejsc

Jeszcze 5 minut czytania

W poniedziałek moje ciało stało się cudownie puste.

Ale zanim.

*

Kobieta na ekranie komputera ma około pięćdziesięciu lat.

W tle widać pokój luksusowego hotelu, za chwilę dowiem się, że Sheila nadaje z Dubaju, że pochodzi z Indii i że kiedyś pracowała jako aktorka.

W telewizji – mówi – ale nie trwało to długo. Indyjska telewizja woli młode twarze.

Sheilę znajduję poprzez dział z ofertami magicznymi na airbnb online, które z powodu pandemicznej zapaści branży turystycznej postanowiło przenieść swoją ofertę do internetu. Dzięki temu można podróżować (tu cudzysłów) i spotykać ludzi (tu bez cudzysłowu), nie ruszając się z domu.

W przeciągu jednego tygodnia udaje mi się zwiedzić dzielnicę Medellin, londyńskie ChinaTown oraz meksykańskie miasto umarłych i wiele innych miejsc.

**

Dajmy na to: Giuseppe.

Giuseppe mówi: dobry truflowy tropiciel zna las i ma psa. Świnie są zakazane.

Siedzimy właśnie przy stole: ja przy swoim na Muranowie, on przy swoim, nieopodal Rzymu. Za jego plecami widać bielone ściany, duży kominek i dziwny cień na ścianie.

From pig you have to take it from mouth, mówi Giuseppe sentencjonalnie, unosi wskazujący palec. Pies lepszy, pies przynosi truflę i nie trzeba tego długo negocjować. Poza tym świnie bardzo kopią, niszczą grzybnię. Najlepszymi psami truflarskimi są psy rasy Lagotto romagnolo. Nie mają wielkiego instynktu zwierzęcego, niewiele trzeba, by odciągnąć je od trufli.

Dziwny cień na ścianie przesuwa się: przypomina dzwon o nieco skomplikowanym zwieńczeniu. Słychać szczekanie.

Giuseppe pokazałby mi swoje psy, oczywiście, pokazałby, ale: po pierwsze, jest już ciemno, po drugie, i tak psów nie ma teraz w domu.

***

BZIK

Podszywanie się pod koty, wróżenie z tablic rejestracyjnych, poszukiwanie tej najwyższej rozdzielczości, śledzenie Forum Polskich Wieżowców, kolekcjonowanie plastikowych kulek, literatura. Każde z nas ma swojego bzika: coś, co odstaje, nie pasuje do oficjalnych wystąpień i poważnych mejli, trochę wstydliwe, trochę głupie, śmiertelnie poważne. Bziki pozwalają odłączyć się od świata i sprawiają, że jesteśmy trochę inni. W numerze tematycznym BZIK chcemy bziki dowartościować i zachęcić je, by stanęły w blasku fleszy. Bo może to nie my mamy bziki, może to cała kultura jest zbzikowana? Tylko czy można sobie pozwolić na zbzikowanie, kiedy trzeba walczyć z kryzysem klimatycznym, piekłem kobiet i śmiertelnym wirusem? I czy w świecie fejsa i tiktoka jest jeszcze dla bzików miejsce?

Energii kosmosu mówi Sheila: tak.

Mówi: tak cyrkulacji świadomości.

Temu, w jaki sposób jej karty tarota trafiają w sedno, mówi: nie wiem.

Najważniejsze, zapowiada, że wiele z tych rzeczy się sprawdza.

Ale zanim zapytamy tarota o zdanie, najpierw się trzeba oczyścić, więc Sheila zachęca, żebym usiadła przed ekranem na krześle w pozycji lotosu, zamknęła oczy i spróbowała oddychać. Jeżeli nie będzie mi się udawało skutecznie oddychać, Sheila mi pomoże: ona pierwsza zacznie oddychanie demonstracyjne – z czego mogę czerpać przykład, i czerpię go, i oddychamy sobie przez zooma, oszukując się nawzajem, że mamy zamknięte oczy.

Jedynie przy mantrze OMM nieco protestuję: muszę przyznać, Sheila, mówię, że o ile jestem w stanie powiedzieć tak tarotowi, chociaż nie wierzę w tarota, i o ile jestem w stanie powiedzieć tak oddychaniu przez zooma, chociaż w oddychanie wierzę tylko w sensie podstawowym, nie jestem w stanie powiedzieć tak mantrze OM, ponieważ nic nie podnosi mi ciśnienia wyżej niż mantra OM, i mantrą OM byłam prześladowana przez całe studia przez współlokatorkę, próbującą doczyścić kąty pokoju z atomów złych myśli.

Nie musisz robić OM, jeśli nie chcesz robić OM, mówi, OM mogę robić wyłącznie ja: na potrzeby kosmosu to wystarczy.

***

Dzisiaj jest środa i będę uczyła się malować czerwonym winem. Ale najpierw: idę do sklepu papierniczego na dół: blok szkolny, blok rysowniczy, niewielki pędzelek o sztucznym włosiu i większy pędzelek o sztucznym włosiu. Po namyśle decyduję się na najtańsze: nie byłoby rozsądnie czynić wielkich inwestycji w momencie, w którym nie jest nadal pewne, czy mam talent do malowania czerwonym winem.

Oczywiście, nie mam talentu do malowania kredkami świecowymi, olejnymi farbami, wodnymi farbami, właściwie niczym, ale zakładam, że malowanie czerwonym winem może być bardziej organiczne.

***

Zanim będę mogła zapytać tarota o cokolwiek, Sheila chce mi pokazać dwie przypadkowe tarotowe karty, które powinnam opisać według swoich intuicji. Obydwie są wariacją karty Koła Fortuny: jedna pokazuje ciemność, w ciemności koło obracane przez trzy ubrane na czarno postacie. Druga jest pełna glorii: złota, ozdabiana sfinksami, aniołami: bardziej niż koło fortuny wydaje się wielkim zegarem.

Czego chcę od tarota: nie dać się ograć frajersko.

Czego chce od tarota Sheila: ograć mnie frajersko.

Gdy mówi więc do mnie: zaufaj wszechświatu i powiedz po prostu, co widzisz, mówi Sheila, przez chwilę zastanawiam się. To poziom rozgrywek, w których wszystko może cię zdradzić: uśmiechniesz się bezrozumnie do ekranu, a postać, której zadaniem jest analizowanie, już wie: jesz dużo buraków i używasz szczoteczki elektrycznej. Trzeba być więcej niż ostrożnym. Jeśli powiem, że bardziej podoba mi się czarna karta, Sheila będzie wiedziała: ta postać przed ekranem jest w stanie głębokiego smutku, spaceruje niemrawo, jej pora to noc, jej ptakiem jest kruk, jej mostem jest most Świętokrzyski, tarot jest w gruncie rzeczy ezoteryczną wersją testu Rorschacha.

***

Ojciec Giuseppe wyszukiwał trufle i Giuseppe wyszukuje trufle, można powiedzieć, że jego rodzina od pokoleń trawiona jest żarem truflarskim.

Ale zanim: chce wiedzieć, czy ziemia, na której mieszkam, jest zasadowa czy raczej tak nie bardzo.

Nie orientuję się biegle w składzie mineralnym ziemi, na której mieszkam, podejrzewam, że większość składu mineralnego ziemi, na której mieszkam, ma związek z kośćmi, które są w niej zagrzebane, Giuseppe jest niezadowolony: to proste pytanie, czy widuję skałki wapienne, czy ich nie widuję? Bo jeśli widuję skałki wapienne, to znaczy, że ziemia, na której mieszkam i widuję skałki wapienne, musi obfitować w trufle. Nawet jeśli w Polsce nie ma rozwiniętego przemysłu truflarskiego, nie oznacza to, że nie ma trufli: Polacy nie są po prostu dostatecznie obrotni.

Tymczasem cień w kształcie dzwonu przesuwa się znowu, słychać człapanie, Giuseppe odrywa wzrok od ekranu i milknie, po chwili jak gdyby się otrząsnął, podejmuje temat.

Dam ci prosty przykład, mówi, wszyscy w Bośni twierdzą, że nie ma trufli w Bośni. Jedziesz do Bośni, a oni śmieją ci się w twarz, mówią: nie ma trufli w Bośni, żadnych trufli w Bośni, powtarzają to, klaszcząc w ręce, żadnych trufli w Bośni, niczego takiego nie ma w Bośni, nie.

To błąd, mówi Giuseppe i wczesnym rankiem pierwszego dnia pobytu w Bośni wychodzi na spacer. Idą – Giuseppe i pies Giuseppe – wzdłuż zwykłej asfaltowej drogi i cud się wydarza: znajdują wielkie truflowe złoża i wszystkie dla siebie zabierają, zaś nieobrotni i niechytrzy pod względem truflowym Bośniacy wylegają z domów położonych wzdłuż drogi i cmokają z niezadowoleniem, i chwytają się za głowy, i kłaniają w pas, w głos narzekając i wyrzekając sobie.

***

Jeśli to czwartek, to Kathy jest autorką kilkudziesięciu bestsellerów, w których udowadnia, że można połączyć formę harlequina, powieści sensacyjnej i nauki o Jezusie w ramach osobnego gatunku nazwanego „higher purpose literature”.

Wpisuję jej nazwisko w wyszukiwarkę. Waitrose: autorka książki „Trzy małpy” (pierwszej części trylogii „Trzech małp”), cyklu książek o starożytnym Rzymie („Rzym w płomieniach” – historia Brytyjczyka pracującego w piekarni w czasach panowania Nerona: zaaresztowanego pod zarzutem szerzenia chrześcijaństwa i osadzonego w areszcie wraz z innymi chrześcijanami. Dni mijają im na oczekiwaniu rozwoju wydarzeń związanych z plotką, jakoby Neron miał zamiar użyć ich w pewnym tajemniczym widowisku typu światło i dźwięk).

Zanim jednak będę mogła zadać Kathy pytanie związane z pisaną przeze mnie historią fabularną, udzieli mi kilku porad co do tego, jak wydać swoją książkę.

***

Kiwam tarota, mówiąc Sheili, że najbardziej podoba się złota karta, złota karta kojarzy mi się z chwałą i nadzieją, a poza tym się błyszczy, co mówiąc krótko: cieszy mnie.

Bardzo interesujące, mówi Sheila, oczy jej płoną, jak gdyby to, co powiedziałam, było naprawdę interesujące. Zaczynam czuć niepokój.

Czarna karta, mówię na wszelki wypadek, nie podoba mi się w ogóle, czarna karta sugeruje nieodwracalność, zagubienie, ciemną noc duszy, godzinę 4.55.

Ogromnie interesujące, mówi Sheila i rzeczywiście wygląda, jak gdyby to, co mówię, zdradzało wszystko, być może nawet fakty, których nie jestem świadoma.

To ogromnie interesujące, mówi tonem wskazującym, że w trakcie jej długiej kariery tarocistki nigdy w historii ludzkości nikt nie udzielił podobnej odpowiedzi.

Zaczynam się irytować.

To wszystko, co widzę z tych kart, mówię surowo do ekranu, niczego więcej nie widzę – na co Sheila zabiera je sprzed moich oczu, co znaczy: sprzed ekranu, zaróżowiona i podekscytowana.

***

PatroniteCzy mam pytanie do Kathy jako uznanego autora, który może mi podpowiedzieć, w jaki sposób napisać i wydać książkę? – pyta Kathy.

Tak, mam pytanie do Kathy, ale zanim: Kathy udziela mi rad ogólnych, które wypisała w prezentacji w PowerPoincie punkt po punkcie, co muszę zrobić, żeby wydać książkę.

Po pierwsze: napisać książkę, poprawić książkę, pokazać ją swojemu agentowi, poprawić książkę jeszcze raz, wysłać do wydawnictwa, opublikować książkę, a następnie znaleźć na nią czytelników.

To wszystko, mówi Kathy, krok po kroku. Nie wydaje się specjalnie trudne, prawda?

Ale uwaga: nie powinnam pisać książek dłuższych niż sto tysięcy słów. Kathy śmieje się na samą myśl, że ktoś mógłby próbować napisać książkę dłuższą niż sto tysięcy słów, a ja śmieję się na myśl, że mogłabym napisać książkę dłuższą niż sto tysięcy słów; nikt nigdy nie przeczyta książki składającej się ze stu tysięcy słów, mówi Kathy, i nikt takiej książki nie wyda – to chyba jasne.

***

Czy pędzle swoje myjesz tak, jak powinnaś myć swoje pędzle? – pyta Doro, moja nauczycielka malowania czerwonym winem.

Ona ma swoich szesnaście i zaraz zademonstruje mi ich czubki tak, abym mogła rozpoznać i rozeznać, które włosie pędzlowe jest odpowiednie, a które włosie pędzlowe jest włosiem zupełnie smarkaczowskim.

Teraz, kiedy wiem już, których pędzli nie mam, przechodzimy płynnie do tego, w jaki sposób powinnam czyścić pędzle, których nie mam. Dora pokazuje mi kilka technik, zanim przejdziemy do malowania.

I jeszcze jedna kwestia: papier. Zerkam na blok rysunkowy leżący obok komputera.

Oczywiście, gramatura jest zła, powinna być inna, taka jak do farb wodnych, gdyż wino, co może zaskakujące, ma identyczne niemal właściwości jak farby wodne.

Jeżeli nie mam więc odpowiednio chłonnego papieru, jestem sama sobie winna, że mój rysunek będzie prawdopodobnie dość zamazany i niezborny.

Ale z tego, co powinnam mieć i co mam faktycznie, mam suszarkę przy komputerze, bo wyczytałam, że będzie potrzebna. Więc pokazuję do ekranu suszarkę, na co Doro mówi: nie, nikt już nie suszy obrazów malowanych czerwonym winem suszarką, to byłoby szalone, nie uważasz?

Zwykła serwetka papierowa wystarczy.

W sierpniu tematem miesiąca jest kultura włoska, a w lipcu była to kultura hiszpańska, więc rysowano byki i flamenco, a dzisiaj będziemy malować butelkę wina oplecioną winoroślą, Koloseum i Krzywą Wieżę w Pizie.

***

Kathy, mówię, czy mogę zadać pewne prywatne pytanie? Chodzi mi właściwie o dziurę w suficie, mówię do Kathy.

Tak, mówi Kathy, co z dziurą w suficie?

Widziałam w katalogu książek, które napisałaś, że jedną z nich jest próba opracowania Biblii w sposób przystępny dzieciom. Książka ta nosi tytuł „Dziura w suficie”.

Tak, mówi Kathy, „Dziura w suficie” to bardzo dobra historia biblijna.

Tak, mówię, ale z drugiej strony, kiedy to zobaczyłam, pomyślałam: dziura w suficie? Dlaczego ze wszystkich dziwnych historii akurat dziura w suficie?

Tak, mówi Katy, bo w dziurze w suficie jest wszystko.

***

Giuseppe nie zdradzi mi dobrego miejsca na zbieranie trufli w okolicach Rzymu, bo inaczej musiałby mnie zabić. Może mi tylko powiedzieć, że dobrych miejsc jest wiele i że panuje wielka rywalizacja. Gangi truflarzy południa zwalczają wkraczające na ich terytoria gangi truflarzy wschodu. Są groźby pozostawiane za wycieraczką w samochodzie, są ryby zawijane w gazetę na wycieraczce w domu. Poza tym Giuseppe już wie, że wychodząc na trufle, musi ubrać się w sposób nieprzywodzący na myśl wychodzenia na trufle.

Zakłada ciemne okulary. Zakłada obcisłe lycrowe spodnie. Zakłada obcisłą lycrową koszulkę. Zakłada bluzę. Zakłada opaskę z frotté. Bierze psa, wychodzą z domu i puszczają się przed siebie swobodnym, acz starannie wyliczonym tempem. Zbliżają się do połaci truflowych, jednocześnie oddalając się od wszelkich podejrzeń, co do zbliżania się do połaci truflowych: ot, rzekłbyś, zwykły mężczyzna w średnim wieku, któremu kryzys wieku średniego nakazał zainwestować w markowy strój sportowy – i jego pies, dzielnie dotrzymujący kroku. Będą biegli dopóty, dopóki czujnie obserwujący go truflarz będzie koszyk na grzyby nosił i dopóty się ucho koszyka nie urwie. Wtedy Giuseppe i jego pies schowają się za drzewem, jednocześnie biegnąc i pozostając w miejscu; odliczą do dwudziestu i wychyli się zza grubego pnia: obserwator odszedł, Giuseppe ściąga przepoconą opaskę z czoła.

Dobro znów ponad złem zwycięża.

Tymczasem cień w kształcie dzwonu w rzymskim salonie Giuseppe zaczyna zataczać coraz węższe kręgi.

***

Czy mam pytanie do tarota, pyta Sheila, a ja akurat mam pytanie do tarota, i nie są to żadne głupoty, żadnych pytań o przyszłość i o życie miłosne, ale bardzo konkretne zapytanie o pracę, o projekt, nad którym pracuję i który zabiera mi dużo energii.

A więc tak, Sheila, mówię, mam dość konkretne pytanie do tarota: czy projekt X uda mi się, czy projekt X mi się nie uda?

***

Kathy mówi, że po prezentacji ogólnych założeń związanych z czynnościami, które należy podjąć, żeby opublikować książkę, przystępujemy do kolejnego punktu programu jej lekcji: czas na pracę nad moją indywidualną historią. Ponieważ nie mam przygotowanej akurat żadnej indywidualnej historii, nad którą pracuję, ale jestem nieskończenie i niczym lis przebiegła, postanawiam testowo zaprezentować historię nieindywidualną i sprawdzić, w jaki sposób zostanie oceniona przez Kathy, pisarkę współczesną amerykańską, łączącą wątki romansu i kryminału zgodnie z naukami pana Jezusa, i opowiadam jej fabułę „Burzy” Szekspira.

Kathy podoba się moja historia.

W Ameryce mówimy, że Szekspir napisał już wszystkie dostępne historie, jakie mógł, dodaje, ale wydaje mi się, że twoja historia jest naprawdę świeża i nowatorska.

Po czym dodaje: widzę, że pracujesz nad międzynarodowym thrillerem szpiegowskim – dobrze się składa, bo Kathy pracuje nad podobnym; romanse ją już znudziły, jeśli chodzi o kryminały, napisała już wszystko, ale co się tyczy thrillerów szpiegowskich, których akcja toczy się w środowisku międzynarodowym, o wielu lokacjach, wciąż ma sporo do powiedzenia, zwłaszcza w tym aspekcie, który pozwala na połączenie historii szpiegowskiego thrillera i nauk pana Jezusa.

***

Krzywo zaczęłam Krzywą Wieżę w Pizie, przez co ją wyprostowałam, trudno. Co rusz muszę osuszać swój rysunek serwetką i podnosić go do kamery tak, żeby Doro mogła go ocenić, powiedzieć: bardzo ładnie, choć w gruncie rzeczy maluję przecież bardzo brzydko, czego obydwie z Doro jesteśmy świadome. Jednak muszę pamiętać, że przystąpiłam do gry w kiepskich warunkach i wobec kiepskich zasobów: mój pędzel się nie zgadzał i papier się nie zgadzał, i wino się nie zgadzało; nic dziwnego, że rysunek się nie zgadza, chociaż im dłużej maluję, tym bardziej mi się to podoba.

Doro ma rację: jeśli papier się nie zgadza, wino łatwo ulega rozlaniu.

***

Sheila jest zaniepokojona: jako pierwsza wypadła karta Siedmiu Kielichów.

Prawdopodobnie dużo pracujesz w sferze związanej z wyobraźnią, mówi Sheila. Być może jesteś artystką. Być może piszesz. Może pracujesz w teatrze. Może w filmie.

Milczę złowrogo. Sheila próbuje ponownie:

Karta Siedmiu Kielichów – przybliżmy ją – co kielich to niespodzianka, w jednym kielichu wąż, w drugim moneta, w trzecim klucz, w czwartym robal, w piątym chujwieco; najlepsza definicja teatru od czasów Jana Kotta przynajmniej.

Potem jest lepiej: wypada karta Królowej Dukatów, co oznacza, że projekt oczywiście będzie trudnym przedsięwzięciem i tarot w chwili obecnej nie jest w stanie przewidzieć jego artystycznej pomyślności, ale karta Królowej Dukatów oznacza, że będzie przynajmniej sukcesem finansowym, co oznacza, że ktoś mi za to zapłaci.

Chociażby za takie niecodzienne wiadomości warto cenić tarota.

***

Kathy wyświetla mi na ekranie obrazek przedstawiający niebieskie niebo, przez które przepływa biała chmura układająca się w kształt serca. Jak myślisz, mówi Kathy, co czuje twoja postać w tym momencie? Wyobraź sobie, że wychodzi z domu do pracy i w drodze do metra czy samochodu widzi właśnie taki obraz. Co czuje?

Oburzenie, mówię. Że ktoś nim manipuluje.

Wspaniale, mówi Kathy, a więc wiemy, że Peter ma paranoję. Peter to postać paranoiczna. Oskarża wszystkich w Mediolanie, oskarża swojego brata – jasne jest, że ma paranoję.

Czy wiesz, jak rozwiązać problem zakończenia, Weronika? Zadam ci jeszcze jedno dobre pytanie: czy Peter ma adwokata? Musi mieć adwokata. Jeżeli nie wiesz, co zrobić z postacią, jak ją zniszczyć czy ożywić, koniecznie musisz dotworzyć jej adwokata. Adwokat sprawi, że wszystko stanie się jasne. Adwokat daje nieskończone możliwości postaci. Zna jej sekrety, zawsze może je zdradzić. Albo może dać dobre rozwiązanie.

Bez adwokata twoja historia nie będzie pełna, tak twierdzę, mówi Kathy. Tymczasem nasze spotkanie dobiega końca, ale Kathy obiecuje mi, że jeśli będę miała więcej pytań, mogę dokupić kolejne godziny treningu pisarskiego, w dobrej, niewysokiej cenie dwudziestu dolarów za godzinę – to prawie jak okazja, prawda?

***

Sheila jest zdruzgotana: wypadła karta Cesarza, a zaraz po niej karta Rycerza Mieczy, co z grubsza oznacza, że będę miała poważne problemy w pracy.

Tarot widzi, że w przedsięwzięcie jest zaangażowany starszy mężczyzna, jednocześnie szefujący wszystkiemu i współtworzący – mówi Sheila ponuro – mężczyzna przejadający wielkie połacie energii inwestowanej w projekt i wydychający przejedzoną energię pod postacią starego dobrego toksycznego dwutlenku węgla. Co gorsza, mężczyzna z karty Cesarz występuje w parze z Rycerzem Mieczy, co wskazuje na osobę niezdecydowaną, zmienną, agresywną i zakłamaną.

Głos Sheili staje się jeszcze bardziej złowieszczy: tylko czekają, żeby cię wykorzystać i obarczyć cię całą odpowiedzialnością, wyzują cię z energii i pozostawią na lodzie, dokładnie tak będzie, rozpacza Sheila, mój Boże, mam poczucie, że już teraz muszę zacząć ci współczuć, żeby zdążyć ci wy-współczuć w takim stopniu, na jaki będziesz na to zasługiwać, jeśli to wszystko, o czym mówi tarot, okaże się prawdą.

Teraz przynajmniej już wiem, za co płacę te pieniądze: za miejsce w pierwszym rzędzie w teatrze moich koszmarów – i to mimo wybrania chwalebnej złotej karty.

***

Giuseppe nie może mi pokazać swoich psów ani swoich grzybów, ale może mi pokazać zdjęcia, otwiera katalog, zaraz podzieli się ze mną zbiorami, dzieląc się ze mną ekranem: widzę katalogi: PSY, TRUFLE BIAŁE, TRUFLE CZARNE, TRUFLE ZIMOWE, TRUFLE LETNIE, MELANIA, MONICA, ANGELA, GIULIA, PAOLA, ORIANA, VICTORIA, BEATRICE, CLAUDIA, AGOSTINA, CHIARA, EVA, ALESSANDRA.

Znów słychać szczekanie psa, cień w kształcie dzwonu przesuwa się wzdłuż ściany, Giuseppe pochyla się niżej w kierunku ekranu.

Zbieranie trufli byłoby wspaniałe, mówi, gdyby nie wszystkie regulacje, których trzeba mniej więcej przestrzegać, wszystkie one rozsądne i praktyczne jak Stary Testament: nie dój osła we wtorek, nie chodź po zboczu lewą nogą; Giuseppe zaciska pięść i czerwienieje na twarzy.

Od jakiegoś czasu, żeby zbierać trufle we Włoszech, trzeba zdać egzamin: pytają, do której godziny przed wschodem słońca można zbierać trufle i tak dalej.

Cień w kształcie dzwonu zbliża się, rośnie na twarzy Giuseppe, a potem wychodzi poza jej kontury: zwężająca się źrenica plażowicza wobec zbliżającej się śmiercionośnej fali: słychać huk i długą włoską tyradę la mammy Giuseppe; Giuseppe spłoszony kiwa głową do ekranu: spotkanie i tak musiałoby się niedługo skończyć, więc chyba możemy je skończyć w tej chwili, prawda?

***

Czy po tym, co usłyszałaś od tarota, jesteś nieco bardziej spokojna, pyta Sheila, na co mówię: w ogóle. Czy jesteś bardziej szczęśliwa, pyta Sheila, mówię jej: nie.

Wieczorem loguję się znowu i sprawdzam, jakiego rodzaju doświadczenia są jeszcze dostępne: może wybiorę spotkanie z klaunem, który nauczy mnie żonglować w miarę czystymi skarpetkami, a może włoska nonna nauczy mnie robić makaron.

Świat się nie kończy i nie zaczyna.