Nie wiem, kiedy to się zaczęło na większą skalę. Pierwsze kulki widywałem w poprzednim życiu, gdy mieszkałem jeszcze na Mokotowie; podobały mi się, ale wiedziałem, że nie spotkają się ze zrozumieniem w domu, więc je tylko odhaczałem w głowie i szedłem dalej.
Podnoszę rzeczy z ziemi, odkąd pamiętam. Kiedy chodzę i wiem którędy oraz dokąd, nie rozglądam się, patrzę pod nogi. Kiedyś myślałem, że ten mój spuszczony wzrok to nieśmiałość, ale przecież nie jestem nieśmiały, nigdy nie byłem – no, może w podstawówce i liceum, ale to norma u 99% rudawych („Tyle lat po wojnie, a ten hełmu nawet nie zdjął” albo „Te, ryży, w ryj chcesz?”). Dziś wiem, że to zwyczajna niechęć do konfrontacji, wchodzenia w relacje, ogólnie pojęta mizantropia w stopniu znośnym i dającym się okiełznać. Dziś w unikaniu pomaga mi całoroczne przemieszczanie się po mieście na rowerze.
W maleńkim sekretarzyczku (żona chciała wyrzucić, ale poprosiłem, żeby mi dała) mam szufladkę na znalezione monety – nie wydaję ich, dorzucam. Leżą tam także guziki, koraliki i jakieś błyszczące duperele, o których nie wiem, do czego służą (poza leżeniem w szufladce). W szufladce niżej jest podobny duperelnik: jakieś szkiełka z helskiej plaży, chłopek Lego, muszelka, koraliki i rama zabawkowego roweru. Na ścianie mam jeszcze szklaną gablotkę, kupioną w czasach, gdy w Empiku więcej było dekupażu niż książek; w niej trzymam bardziej reprezentacyjne znaleziska. Być może wtedy żona powiedziała, że jestem sroką. I chomikiem, dodałem w myślach.
Wiem jednak, że nigdy nie zaniepokoiło jej moje zbieractwo – jej, która praktykuje minimalizm i wyzbywanie się przedmiotów, a to, co głównie zbiera, to dziwne słowa i zdania, przejęzyczenia i dialogi. Nie zaniepokoiło, gdy zbieranie kulek przerodziło się w wyprawy na tereny dawnego poligonu wojskowego w okolicach bemowskiego Fortu Radiowo, jakieś siedem kilometrów od domu, dokąd żona biegła, a ja towarzyszyłem jej na rowerze i podczas drogi albo śpiewałem, albo deklamowałem zapamiętane wiersze. Gdy odpoczywała, zbierałem. Czasem musieliśmy uważać i na nas musiano uważać. Ci, którzy bawią się w ASG, traktują to bardzo serio. To znaczy nie bawią się. Repliki broni są poważne, ich mundury maskujące, a oni sami pomalowani w barwy ochronne – zwykle grupce nastolatków towarzyszy ktoś starszy, bardzo skupiony na zadaniu, bezpieczeństwie i na tym, kim są, a kim my nie byliśmy.
„Uwaga! Cywile!”
Tak nas okrzyknęli, gdy chodziliśmy od jednego zrujnowanego baraku do innego. Znalazłem tam kilkanaście kulek metalowych. Większość standardowych, plastikowych, była zielona, pomarańczowa i żółta.
Nie zaniepokoiła się także wtedy, gdy do zbierania kulek na Helu kupiłem sitko i wstawałem wcześnie, wtedy, kiedy ona szła biegać, żeby moje zbieranie nie zabierało nam wspólnego czasu. Na Helu chodziłem pod latarnię morską – w sezonie była tam strzelnica i białe kulki ścieliły się gęsto. Rok czy dwa lata później znalazłem drugą strzelnicę, przy jadłodajni, która nazywała się wtedy Grochówka jak we wojsku. Tam w piasku leżały kulki lazurowe i białe.
Kiedyś okazało się, że chłopak mojej pierwszej najlepszej koleżanki z pracy organizuje nocne wypady dla miłośników mocnych wrażeń. Znów mundury, broń, profesjonalne okrzyki, a do tego noktowizory i kulki fluorescencyjne. Dostałem kilka.
BZIK
Podszywanie się pod koty, wróżenie z tablic rejestracyjnych, poszukiwanie tej najwyższej rozdzielczości, śledzenie Forum Polskich Wieżowców, kolekcjonowanie plastikowych kulek, literatura. Każde z nas ma swojego bzika: coś, co odstaje, nie pasuje do oficjalnych wystąpień i poważnych mejli, trochę wstydliwe, trochę głupie, śmiertelnie poważne. Bziki pozwalają odłączyć się od świata i sprawiają, że jesteśmy trochę inni. W numerze tematycznym BZIK chcemy bziki dowartościować i zachęcić je, by stanęły w blasku fleszy. Bo może to nie my mamy bziki, może to cała kultura jest zbzikowana? Tylko czy można sobie pozwolić na zbzikowanie, kiedy trzeba walczyć z kryzysem klimatycznym, piekłem kobiet i śmiertelnym wirusem? I czy w świecie fejsa i tiktoka jest jeszcze dla bzików miejsce?
„Ale nie możesz sobie kupić na Allegro tych kulek?”, spytała kiedyś inna koleżanka, gdy opowiedziałem jej (spytała), co robię ze znalezionymi kulkami (myję, płuczę, osuszam i wsypuję do dużych słojów). „Po co tracisz czas na to ślęczenie w trawie i zbieranie?”
Bo się uspokajam. Chyba że mnie coś gryzie, wtedy się nakręcam i w kółko powtarzam w głowie jedno zdanie. To, które mnie dręczy najmocniej. Kiedy jednak obrócę je w głowie po raz setny, traci znaczenie.
Żona nie zaniepokoiła się nawet wtedy, gdy zacząłem zbierać monety z całego świata, na których jest wizerunek zwierzęcia, ani wtedy, gdy zacząłem kupować w Tigerze gumki w kształcie zwierząt. Wiedziała, że nie będą służyć do gumowania, tylko do mania. Część stoi na regałach, część – nieodpakowana – schowana jest w jakichś pudłach z książkami, bo od stania na powietrzu wietrzeją i stają się łamliwe. Bo książki też zbieram. Przeczytane pakuję do pudeł i wpycham w nieliczne wolne miejsca. Kiedy się musieliśmy przeprowadzić i żona wykonywała całą heroiczną pracę z pakowaniem moich książek, bo miałem gardłowy termin z przekładem, kurier przyniósł ze dwa pudełka z jakiegoś dyskontu.
„Przynajmniej nie trzeba będzie ich pakować” – zażartowałem.
Ubawiła się za to, gdy kupiłem na Allegro 25 myszek. To znaczy poprosiłem sprzedawcę, żeby nie przysyłał całych myszek, ale wymontował z nich kulki i tylko je mi podesłał. Albo sprzedawcy zdarzało się już robić takie rzeczy, albo nie dziwił się światu, bo nawet nie skomentował.
Potem dzięki żonie zacząłem biegać. Zna moją słabość do butów i promocji, wybrałem więc piękne adidasy galaxy. Był kwiecień 2017 roku. W maju pobiegłem w pierwszych zawodach, w dziesięciokilometrowym Biegu Wegańskim, podczas którego kilka razy byłem bliski śmierci, bo z braku doświadczenia podczepiałem się nie pod tych biegaczy co trzeba, a raz bliski załamania, gdy na ósmym kilometrze minęło mnie dwóch facetów, bez zadyszki rozmawiających o grach RPG, ale w końcu – po godzinie i trzech minutach – dotarłem na metę. Dostałem medal. I zacząłem zbierać medale. I buty do biegania. Medali nie zliczę, musiałbym otworzyć dwa pudła, ale dziś będzie ich koło setki. Później, gdy bieganie się poprawiło, do kolekcji doszło kilka pucharów za miejsca w pierwszych trójkach w kategoriach wiekowych, a kilka razy w open. Butów w używaniu mam 10 par (najwytrwalsze mają na liczniku 1400 kilometrów i dziurkę na palcu), do tego 8 par w rezerwie. Ale za to przestałem zbierać cokolwiek innego (jeśli nie liczyć książek, gumek z Tigera i okazjonalnie figurek przedstawiających zwierzęta. I… zresztą nieważne).
Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).