Piękny śmietnik świata

Piotr Szwed

Nowa płyta Błażeja Króla to produkcja zrobiona z odpadków, ścinek, dźwiękowych rupieci. Na szczęście nie jest ona popowym dziadostwem. Stanowi raczej efektowny muzyczny trash-art

Piękny śmietnik świata

Jeszcze 2 minuty czytania

Piękny śmietnik świata

Nazwisko Błażeja Króla od lat prowokowało dziennikarzy do tego, by opisując jego twórczość, sięgać po skojarzenia związane ze sprawowaniem władzy i dominacją. Przez długi czas ta stylistyczna maniera była wyrazem uznania, życzeniem, ale słowa w końcu zaczęły stawać się ciałem. Kariera Króla to w ostatnim czasie skuteczne podporządkowywanie sobie kolejnych terytoriów – ekspansja, podbój.

Twórca kameralnych piosenek, specjalista od pisania poetyckich abstrakcyjnych tekstów opartych na niedopowiedzeniach doświadczył w ostatnim czasie intensywnej kumulacji docenienia. Znany dekadę temu wąskiemu gronu fanów gitarowej alternatywy, konsekwentnie rozszerzał swoją strefę wpływów i przebijał medialne bańki. Wkraczał na tereny, które dla zwolenników jego wczesnej twórczości były synonimami złego smaku, ale robił to na swoich zasadach. Pojawił się w programie Kuby Wojewódzkiego, dołączył do Męskiego Grania i nagrał z Darią Zawiałow hymn zeszłorocznej edycji. Zdobył też Paszport „Polityki”, Fryderyka oraz drugi raz nagrał polską płytę roku (według plebiscytu „Gazety Wyborczej”). Wygląda na to, że nie zamierza na tym poprzestać. Gdy niedawno opowiadał Tomkowi Doksie o swojej fascynacji reality show „Hotel Paradise”, stwierdził w pewnym momencie: „Wiesz, że jeden z uczestników, Krystian, nucił tam ostatnio piosenkę Dawida Podsiadły?! Ja właśnie tego zazdroszczę Dawidowi!”.

Na szczęście wydany właśnie album „Dziękuję” nie brzmi tak, jakby zaistnienie w „Hotelu Paradise” stało się dla autora „Nieumiarkowań” celem numer jeden. Nadal jest nim natomiast zachowanie twórczej autonomii połączonej z pisaniem coraz bardziej bezwstydnie przebojowych utworów. Już wydana dwa lata temu płyta „Nieumiarkowania” pokazywała, że Król potrafił wyjść poza ograniczającą go formułę śpiewania hipnotyzujących ballad, w których od melodii i tekstów ważniejszy zdawał się kreowany z pietyzmem nastrój. Piosenki takie jak „Te smaki i zapachy” oraz „Druga pomoc” nie zapraszały słuchacza do tego, by poddał się urokowi kompozycji i stopniowo zanurzał się w dźwiękową przestrzeń, ale z miejsca porywały chwytliwymi melodiami.

Król, Dziękuję, Art2Music 2021Król, „Dziękuję”,
Art2Music 2021
Tę tendencję widać też w pierwszym singlu z „Dziękuję”. Gwizdany motyw z „Tak jak ty” wprowadza do piosenki luz i optymizm kontrastujące z tekstem o lękach i obawach. Uzależniająca melodyjka, która otwiera ten utwór, mogłaby być dżinglem telewizji śniadaniowej, a jednocześnie staje się elementem nagrania kojarzącego się z niektórymi piosenkami Davida Byrne’a – przewrotnymi, popowymi bagatelami takimi jak „Girls on My Mind”. Dla niektórych pozornie beztroskie „Tak jak ty” będzie kolejnym dowodem na „sprzedanie się” (takie komentarze czasem można znaleźć w sieci). Jednak ta piosenka udowadnia raczej to, że Król potrafi skutecznie uciekać przed gębą wrażliwego, melancholijnego pieśniarza, mącić wizerunek, który przy wydawaniu rokrocznie płyt („Dziękuję” poprzedza rekordowo długa, osiemnastomiesięczna przerwa) szybko stałby się irytujący.

W ostatnich latach Król podjął wiele dobrych decyzji, dzięki którym nie znudził się słuchaczom. Najważniejszą z nich jest rozwinięcie współpracy z własną żoną – Iwoną. Obecna przy nim od wielu lat jako pierwsza recenzentka, doradczyni, z czasem stała się współtwórczynią nagrań, oficjalną artystyczną partnerką w projektach takich jak ambientowa Lauda czy postpunkowa Kobieta z Wydm. Dziś także solowe albumy Króla są solowe tylko z powodów marketingowych. Jak mówił niedawno w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”: „głupio mi przedstawiać się na koncertach jako Król. Powinniśmy sobie wymyślić jakąś fajną nazwę. Może Królestwo? Albo Bezkrólewie? Myślałem o tym, ale jak słyszy to moja menedżerka, łapie się za głowę”.

Małżeństwo Królów to naprawdę wyjątkowa instytucja – tworząca piosenki takie jak „całą ciszę / POKÓJ NOCNY”, które często brzmią jak opowieść o trudnych, a jednocześnie fascynujących relacjach dwojga osób, pracująca nad tekstami o czułości i przezwyciężaniu obcości. Jednocześnie Błażej i Iwona w wywiadach często opowiadają o tym, jak wygląda ich codzienność w Jeninie pod Gorzowem Wielkopolskim, wykorzystali ją także jako temat teledysku „Z Tobą / DO DOMU”. Na prowadzonym z rozmachem instagramowym profilu Króla można znaleźć mnóstwo zdjęć celebrujących spędzanie czasu w miejscu będącym intymną przestrzenią, salą prób i nagrań, a jednocześnie tematem. Instagramowe story układają się w historię ludzi, którzy na swój sposób, daleki od celebryckiej sztampowości, potrafią być królami życia. Z polem za oknem, drewnem w kominku, wspólnym graniem – muzyki i na PlayStation.

Teksty na „Dziękuję” są zapisem zbliżania i oddalania się od siebie dwóch osób ze sporym bagażem wspólnych doświadczeń. Król jak zwykle pisze teksty, które brzmią jak strzępy autentycznych rozmów („Pytasz, co masz teraz ze mną zrobić? Polecam politowanie łamane na zniecierpliwienie”) celowo gmatwane metaforami i niedookreśleniem mglistej sytuacji lirycznej. W tej opowieści rozpisanej w coraz większym stopniu na dwa głosy irytacja w fascynujący sposób przeplata się z czułością.


Choć Król już nie słucha hip-hopu (parę lat temu przez chwilę był fanem tego, co z językiem robili Oskar z Pro8l3mu czy Paluch), to obcowanie z jego utworami przypomina kontakt z twórczością raperów – po przesłuchaniu piosenek w głowie pojedyncze, celne frazy, wyławiane z dość enigmatycznego kontekstu. To w zależności od punktu widzenia i konkretnego utworu zaleta albo słabość jego stylu pisania. Nadal potrafi on zapewnić ciarki zażenowania kuriozalną metaforą („Wygodne siodło zmierzchu / Kiedy słońce w morzu kona”), ale i zaintrygować zgrabnymi, wieloznacznymi linijkami. „Naiwni jak i ty, wygląda to to, że bawimy się świetnie, a hasło wieczoru brzmi: na pełnej, ale bezpiecznie” możemy usłyszeć w „Drgawkach i skrętach”. Król opisuje lekkomyślne, kontrolowane szaleństwo. Czy to autokomentarz na temat własnej twórczości, opis imprezy, a może refleksja na temat małżeństwa?  

W przypadku najnowszej płyty Króla teksty o szaleństwie nie są frazesami. „Dziękuję” to bowiem pod względem muzycznym wielki zderzacz gatunków. Płyta rozpoczyna się jak zaproszenie wysłane na obłędną wixę – od obcesowo prymitywnego beatu, który efektownie uniejednoznaczniają rozmyte klawiszowe brzmienia i gitarowy riff kojarzący się z nagraniami The Strokes. Po chwili słuchamy sythpopowej, bluesopodobnej kompozycji (kłania się późny Bryan Ferry). Sporo na tym albumie niepokojącej retroelektroniki w duchu Kraftwerku – brzmiących mechanicznie prostych klawiszowych melodii („PRZYTULĘ PULSUJĄCĄ TWARZ / zasłużyłem”, „DOSTAĆ ZA SWOJE”, „WOŁAĆ I MNIE ZACZĘLI”), ale i nawiązań do zmysłowych, rozmarzonych przebojów lat osiemdziesiątych, w których punktem kulminacyjnym musiała być solówka grana na saksofonie („NIE ZROBIĘ NIC”).  

W niedawnej rozmowie z Agnieszką Szydłowską Król nazwał wydaną właśnie płytę „śmietnikiem”, co wydaje się naprawdę trafnym określeniem. Nie jest to jednak jeden z tych albumów, na których autor sprzedaje publiczności ładnie opakowany chłam – gorsze wersje starych, zużytych pomysłów. Kilka nagrań z „Dziękuję” może trafić na prywatne playlisty z ulubionymi utworami Króla – choćby postpunkowo-elektroniczny „TERAZ MOŻEMY JUŻ” albo „TAKI PIĘKNY UNIK” – piosenkowa miniatura rozwijająca się w kierunku rozmarzonej ballady w stylu Alphaville. „Dziękuję” to produkcja zrobiona z odpadków, ścinek, dźwiękowych rupieci, która jednak na szczęście nie jest popowym dziadostwem. Stanowi raczej efektowny muzyczny trash-art. Miron Białoszewski napisał kiedyś: „Ten śmietnik świata czasem piękny jest”. To zdanie dobrze opisuje styl najnowszej płyty Króla, a jednocześnie całkiem zgrabnie streszcza jej tematykę.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych)