Kim jest kobieta
fot. Łukasz Kempski

9 minut czytania

/ Muzyka

Kim jest kobieta

Piotr Szwed

Pięć lat po solidnym, ale i nieco bezbarwnym „Clashes” Monika Brodka wydaje znacznie ciekawszy album. Zdeformowanym brzmieniem, popowymi melodiami i niepokojącym wizerunkiem zarysowuje pytania dotyczące tożsamości

Jeszcze 2 minuty czytania

Nie ma przesady w stwierdzeniu, że wydana w 2010 roku „Granda” Moniki Brodki była jednym z albumów, które przeniosły polski mainstream w XXI wiek – erę talent shows. To przez tę furtkę w kolejnych latach przeszło pokolenie twórców definiujących współczesny polski pop. Dawid Podsiadło, Daria Zawiałow, Ralph Kamiński – wszyscy oni, podobnie jak wcześniej Brodka, zaczynali w telewizyjnych konkursach wokalnych, a potem kierowali swoimi karierami, wyciągając wnioski z dokonań poprzedniczki. Tworzyli muzykę czerpiącą z brzmień Off Festivalu, a jednocześnie zaadaptowaną do wymagań Przystanku Woodstock czy Męskiego Grania.

Jeszcze przed trzydziestką Brodka trafiła na półkę z napisem „klasyka”. W 2018 roku w ramach projektu „Powroty” (przygotowanego z okazji 100-lecia nadania Polkom praw wyborczych) nagrała wspólnie z The Dumplings tytułową piosenkę z „Grandy”. Była wówczas w gronie Nosowskiej, Kayah czy Sistars najmłodszą z twórczyń, autorek kanonicznych piosenek zasługujących na reinterpretację dokonaną przez młodsze pokolenie.

Ten status Brodka na pewno zawdzięcza umiejętnościom. Po pierwsze, nie zeszła nigdy poniżej pewnego poziomu. Choć zaczynała przygodę z muzyką bardzo wcześnie, nie stworzyła utworu, który słuchany dziś wywoływałby uczucie zażenowania. Po drugie, zawsze potrafiła zapanować nad swoimi licznymi metamorfozami. Była świetna w pierwszym wcieleniu, jako skromna dziewczyna z Żywca – kandydatka na gwiazdę. Potem w roli narratorki kameralnych historii miłosnych takich jak „Miał być ślub” czy „Dziewczyna mojego chłopaka” – przebojowych, a jednocześnie powściągliwych, dalekich od popowej egzaltacji. Następnie odważnie odcięła się od przyjaznych radiom brzmień, nagrywając przełomową „Grandę”.

Dziś przy co drugiej recenzji jej dokonań powraca określenie „artystyczny kameleon”. O tym, że jest to komplement, który bardzo łatwo może stać się zarzutem, świadczył odbiór jej pierwszej albumowej superprodukcji, „Clashes”, nagranej w 2016 roku dla belgijskiej wytwórni Play it Again Sam. Rozpatrywana z perspektywy polskiego podwórka czwarta płyta Brodki była dokonaniem imponującym – kolejnym etapem artystycznego rozwoju i kolejnym wymyśleniem samej siebie – tym razem w oparciu o mroczne folkowe brzmienia. Jednak w konfrontacji z międzynarodową publicznością i krytyką ten niewątpliwie dopracowany i kunsztownie zaaranżowany album właściwie nie zaistniał. Brodka zderzała ze sobą na „Clashes” rozmaite stylistyki (od baroque popu, przez postpunk, do gothic americany), ale z tych konfrontacji nie wynikała żadna nowa jakość. Piekielnie zdolna wokalistka po prostu bardzo sprawnie podsumowała kilka tendencji alternatywnego popu. Kameleony słyną z tego, że się przeobrażają, problem w tym, że jednocześnie zlewają się z tłem – Brodka aż za dobrze dopasowała się do mocno wyeksploatowanej alt-folkowej stylistyki. Dla międzynarodowej publiczności stała się niezauważalna. 

Od tamtego czasu minęło pięć lat, podczas których umiejętnie o sobie przypominała: udanym coverem „Wszystko czego dziś chcę” Izabeli Trojanowskiej, efektownym hot16challenge2 oraz współpracami z Piernikowskim i Pro8l3mem. Brodka wysyłała sporo sygnałów, że zamknęła etap kontemplacyjnych wędrówek po bezdrożach i na dobre wróciła do miasta.

Wreszcie ukazał się „Game Change”, pierwszy singiel promujący czwartą płytę „BRUT”, utwór bezceremonialnie popowy, a jednocześnie duszny i mroczny, ciężki za sprawą przytłaczającego basu i dominującego nastroju. W tej piosence udało się zgrać kilka elementów, które zawiodły na „Clashes”. Od melodii, poprzez wizerunek z charakterystyczną grzywką, do opartego na nawiązaniach do architektury brutalizmu teledysku. Wszystko było spójne, a jednocześnie naprawdę wyraziste. Poza tym znacznie lepiej pasowało do samej wokalistki. Specjalistka od artystycznych przeobrażeń, profesjonalistka traktująca swoje płyty jak realizację starannie przemyślanych projektów, postanowiła nagrać płytę o umowności tych elementów, które składają się na bycie kobietą. Takiej Brodce chciało się wierzyć.


Hipnotyzujący teledysk do „Game Change” przynosił wizję miasta, w którym ludzie wzajemnie siebie obserwują, oceniają i dyscyplinują. Autorka takich piosenek jak „W pięciu smakach” czy „Varsovie”, która potrafi, być może najlepiej w polskim popie XXI wieku, oddać rytm współczesnej metropolii, uchwycić frajdę z szybkiego tempa życia, upajania się nagromadzeniem bodźców i doświadczeń, tym razem postanowiła spojrzeć na miasto jako na współczesny panoptykon.

Choć całościowo „BRUT” nie do końca rozwija pomysły i tematy, jakie zostały zasygnalizowane znakomitym singlem, jest to wciąż płyta lepsza od „Clashes”: prostsza, ale dzięki temu bardziej sugestywna. Razem z londyńskim producentem Oliverem Baystonem artystka podjęła dobrą decyzję, stawiając na brzmieniowe zniekształcenia połączone z przebojowymi melodiami. Sięgnęła po język popularnego w ostatniej dekadzie hipnagogicznego popu, odwołującego się do stylistyki przegrywanych w nieskończoność kaset VHS, ale nie po to, by liczyć na sentymenty starszych słuchaczy czy bazować na niekończącej się retromanii. Rozedrgane, momentami rozstrojone brzmienie albumu pasuje do opowieści o sztuczności kulturowych form. W ten sposób płyta zyskuje cenną spójność, niestety zaburzoną kilkoma niepotrzebnymi wypełniaczami takimi jak banalnie indierockowy „Hey Man” czy wprowadzający ni stąd, ni zowąd elementy beztroskiego soulu „Falling Into You”.

Tematyka genderowa została świetnie podkreślona wyborem okładki, na której wykorzystano zdjęcie wokalistki z dzieciństwa. Widzimy na nim, jak ciało uśmiechniętej kilkulatki oplata wąż. Nawiązanie do biblijnej sceny kuszenia jest naprawdę niepokojące. W kontekście całej płyty można mówić o polemice z archetypicznym wyobrażeniem, gdyż to nie rozumiane w duchu chrześcijańskim zło, związane ze złamaniem zakazów, pychą czy seksualnością, okazuje się niebezpieczne. Wąż zdaje się być symbolem kultury, która osacza nieświadomą niczego dziewczynkę, wyznacza sens życia, ale i narzuca spektrum z góry określonych ról, celów, potrzeb.

„BRUT” rozpoczyna się znakomicie – od folku sprowadzonego do roli niepokojących sampli, na których tle nieśmiało pojawia się melodia. Pierwsze dźwięki „Come to Me” są jak dekonstrukcja poprzedniej tożsamości, pożegnanie się z jakąś częścią siebie. Piosenka zaaranżowana jest w taki Brodka, BRUT, PIAS 2021Brodka, BRUT”,
PIAS 2021
sposób, że prowadzi słuchacza od błogiego rozmarzenia w stronę coraz intensywniejszych doświadczeń – charakterystyczne dla całego albumu monumentalne, industrialno-ambientowe syntezatory pojawiają się dopiero w zakończeniu, zapowiadając następny w kolejności „Game Change”.

Na „BRUT” bardzo dobrze prezentują się ballady oparte na kontrastach: przybrudzone, płaskie brzmieniowo gitary w duchu współczesnego bedroom popu współistnieją w nich z powracającymi falami przetworzonych dźwięków. Elementy kojarzące się z wolnością oraz intymnością są wplatane z zaaranżowane z mechaniczną precyzją dźwiękowe konstrukcje. Piosenki takie jak „In My Eyes” czy „The World Is You” rzeczywiście mogą się kojarzyć z brutalistyczną architekturą. Słuchanie ich przypomina zwiedzanie zachwycających i jednocześnie onieśmielających budynków. Monika Brodka czasem chce być przewodnikiem po tym mocno dystopijnym świecie, ale częściej kreuje na nowej płycie postać, która sama rozpaczliwie próbuje się odnaleźć. 

Chyba najlepsze wrażenie pod tym względem robi przedostatni „Chasing Ghosts”, mocno tradycyjny triphopowy utwór w duchu nagrań Portishead czy Goldfrapp. Jednak udało się w tej piosence zawrzeć naprawdę świetną melodię, a przede wszystkim wytworzyć napięcie między wokalem a wręcz osaczającą go w pewnym momencie warstwą instrumentalną. W kulminacyjnym momencie piosenki przedziera się on rozpaczliwie przez dźwięki coraz intensywniejszych syntezatorów i gitar. Ten fragment wyraża więcej niż dość mgliste metaforyczne teksty odnoszące się do tematyki genderowej, związane z poszukiwaniem tożsamości. Narracja stworzona wokół płyty, która powraca w wywiadach i recenzjach, sprowadza się zazwyczaj do kilku dość oczywistych feministycznych haseł, odnoszących się do stereotypowości płciowych ról, ale głos i towarzysząca mu na „BRUT” muzyka napełniają ten temat intensywnymi emocjami.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych)