Próba odpowiedzi na pytanie
fot. materiały promocyjne

7 minut czytania

/ Muzyka

Próba odpowiedzi na pytanie

Piotr Kowalczyk

Jeśli możemy mówić o czymś takim jak pop pandemiczny, to Oxford Drama nagrali jego manifest. To właściwie dziewięć mgnień ostatnich 13 miesięcy, w których komunikacja wirtualna stała się z jednej strony wybawieniem, z drugiej – źródłem lęków

Jeszcze 2 minuty czytania

Wrocławscy Oxford Drama są dziećmi – a może właściwie uczniami? – swoich czasów. Dobrymi, prawie wzorowymi dzieciakami. Ostatnio Marcin Mrówka i Małgorzata Dryjańska w podkaście z Bartkiem Chacińskim, gdy już się rozkręcili, opowiadali o ekscesach późnego kapitalizmu, powszechnej inwigilacji, słuchaniu Blur na Openerze i młodzieńczej fascynacji Radiohead. Fantazjowali o spotkaniu z gwiazdami nowojorskiej sceny początku XXI wieku, w czasach gdy Karen O z Yeah Yeah Yeahs wiodła jeszcze żywot bohaterek serialu „Girls”. Dywagowali o szansach na karierę na Zachodzie polskich artystów i używali terminów takich jak „kapitał kulturowy”. Bliżej im chyba w tym wywiadzie było do badaczy społecznych niż wykonawców pop. Całkiem mądrze, rozsądnie – jak przystało na autorów jednego z najlepszych polskich piosenkowych albumów początku 2021 roku.

Pierwszy raz z duetem mogliśmy się zetknąć pewnie gdzieś w 2015 roku, gdy debiutowali albumem „In Awe”. Wrocławianie rośli wtedy wraz z falą składów electropopowych (głównie duetów), wszędobylskich w pierwszej połowie poprzedniej dekady na polskiej scenie alternatywnej. Zespoły takie jak Kamp!, The Dumplings, Rebeka, BOKKA, We Draw A – żeby wymienić tylko kilka najważniejszych – nie tylko regularnie wydawały muzykę, ale zbierały też solidną frekwencję koncertową i wypełniały line-upy festiwali, Openera, Nowej Muzyki i Offa oraz czas antenowy w ramach trójkowego „Programu Alternatywnego”. Nieoficjalnymi centrami takiej estetyki były wytwórnie Brennessel i Nextpop. Tę pierwszą prowadził wrocławski zespół Kamp!, radzący sobie całkiem nieźle w skali europejskiej. Również BOKKA (podopieczni Nextpop) na brak fanów narzekać nie mogli. O ich muzyce pisał nawet potężny Pitchfork. Najmłodszy w tym gronie duet The Dumplings stał się niemal z dnia na dzień jedną z najpopularniejszych polskich grup alternatywnych (może również dlatego, że w przeciwieństwie do innych kapel z tego rozdania – miał sporo piosenek po polsku).

Duet Oxford Drama początkowo trzymał się tego peletonu, ale stopniowo wypracowywał autorski styl. Czasy się zmieniały. Scena indie w ostatnich latach stała się, jak każda nisza muzyczna, jeśli chodzi o inspiracje, niezwykle różnorodna. Jedną z nich było na przykład dziedzictwo Fleetwood Mac. To zespół, który współcześni artyści indie najczęściej poznawali poprzez płytoteki rodziców i który jest dziś synonimem rocka jako siły dionizyjskiej, a nie wyczerpanej estetyki. Jego mit wydaje się cały czas rosnąć i osiąga wręcz wiralowe zasięgi. Grupy rozrzucone po globie, takie jak nowozelandzcy Yumi Zouma, Future Islands i Real Estate ze wschodniego wybrzeża USA, HAIM z Kalifornii czy kanadyjscy TOPS – wzięły na warsztat inspiracje z nowej fali i dekadenckiego soft rocka. Łączyły to lekko melancholijną melodyką, podbitą brzmieniem klawiszy i instrumentów perkusyjnych, tworząc w ten sposób aurę permanentnych wakacji. Drugi album Oxford, „Songs” z 2018 roku, z piosenką „Alter Ego”, do tej pory chyba najpopularniejszą w repertuarze Oxford Drama, sugerował pewną zbieżność myślenia, inspiracji i wrażliwości z tymi artystami. A przede wszystkim rosnący poziom natchnienia i kompozycji.

Trzecia płyta wrocławian, trwająca zaledwie 28 minut „What’s the Deal with Time”, to kolejny dowód na rozwój, przede wszystkim rzemiosła kompozytorskiego. Jeśli „Songs” oraz debiut „In Awe” (2015) miały obiecujące Oxford Drama, What's the Deal With Time, 2021Oxford Drama, What’s the Deal With Time?”,
Oxford Drama 2021
momenty, ale też dłużyzny, to „…Time” jest piosenkową pigułą. I już otwierające album „Not My Friend” tłumaczy, skąd moja dygresja o Fleetwood Mac. Tej motoryki i słyszanej na kilku planach partii gitary nie można pomylić z żadną inną grupą. Inspiracja jest czytelna, ale Oxford Drama dorzucają też coś od siebie. Przede wszystkim głos Dryjańskiej nie brzmiał jeszcze nigdy tak przekonująco. „Not My Friend” będzie poważnym kandydatem do czołówki polskich singli 2021 roku. Poziom światowy. Zawijasy melodyczne w „Too Busy” to kolejny dowód na wzrost natchnienia. „Bachelor of Arts”, ten nowofalowy pulsujący bas i przestrzenna produkcja, odsyła do twórczości Yumi Zoumy (sprawdziłem – w 2015 roku Oxford Drama umieścili ich piosenkę na mixtapie dla strony Under the Radar, muszą więc tę grupę znać). A jeszcze trafiają się takie drobiazgi jak choćby nokturnowe otwarcie „San Junipero”, gotycka americana, która przypomina o wczesnej Lanie Del Rey.  


Opowiadanie o referencjach w przypadku Oxford Drama jest jak najbardziej uzasadnione – to dzieciaki z pokolenia muzycznych erudytów, sami o sobie mówią jako przede wszystkim o fanach, a swój profil na Spotify obudowują playlistami z inspiracjami, wykładając w ten sposób niejako karty na stół. Każda piosenka stanowi trochę inny układ szkiełek w kalejdoskopie. „…Time” to 28-minutowa parada atrakcji – różnorodna i jednocześnie wystarczająco spójna. 

Patronite

Jeśli możemy mówić o czymś takim jak pop pandemiczny, to Oxford Drama nagrali jego manifest. To właściwie dziewięć mgnień ostatnich 13 miesięcy, w których komunikacja wirtualna stała się z jednej strony wybawieniem, z drugiej – źródłem wszelkiego rodzaju lęków, od kwestii uzależnień, „cyfrowego dobrostanu” po zagrożenia związane z inwigilacją. Patrząc choćby na tytuły piosenek, niemal wszystkie nawiązują do tego wspaniało-dystopijnego świata zoomów, calli, otępiałego scrollowania feedu, prokrastynacji i multitaskingu: „You See What You Like” (ach, te przeklęte algorytmy), „This is the Internet” (czyżby uzależnienie od telefonu?), „San Junipero” (to tytuł kluczowego odcinka „Black Mirror”), „Offline”, „Retromania”. Trochę tak jakby pisząca  te teksty Małgorzata Dryjańska przyswoiła i przefiltrowała kilka najważniejszych dyskusji ostatniej dekady: od słynnej książki Simona Reynoldsa po rozważania o tym, co internet robi z naszymi mózgami. Nawet jeśli przesadzam trochę z tym „manifestem”, to niewątpliwie jest to „próba odpowiedzi na pytanie” (jak z tekstów kuratorskich do wystaw sztuki współczesnej). Najważniejsze, że problematyczna składowa, jaką często dla polskich wykonawców są anglojęzyczne teksty, tutaj nie jest balastem, tylko wzmocnieniem artystycznego przekazu. Jednak wiadomo, że nie tekstami i trafnymi przemyśleniami zdobywa się publiczność festiwali, tylko występami na żywo. W tym celu Oxford Drama już tego lata powinni zrzucić ubrania skromnych obserwatorów paradoksów późnego kapitalizmu i przypomnieć sobie, jak to jest być scenicznym zwierzęciem.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych)