Seria zagadek
Lutto Lento, mat. promocyjne

7 minut czytania

/ Muzyka

Seria zagadek

Piotr Kowalczyk

Album „Legendo” brzmi, jakby nawiązywał do mitologii ludu, który narodził się gdzieś w głowie Lutto Lento podczas wertowania prac etnograficznych i zakupów na targach staroci

Jeszcze 2 minuty czytania

W dniu premiery swojego najnowszego albumu „Legendo” Lutto Lento opublikował na stronie internetowego radia NTS dwugodzinny mixtape z polskim hip-hopem z lat 1995–2005. To mocno nieoczywisty przegląd – bardziej duchologiczny portal niż pełna oczywistości „oficjalna” playlista na Spotify „Polski Hiphop: Klasyki”. Kanon reprezentują utwory Slums Attack, Peji, Kalibra 44 i Paktofoniki – dwa ostatnie zostały tak zedytowane, że brzmią jak na halucynacjach po acodinie. Poza nimi dominują nieco zapomniane świadectwa epoki wchodzenia do Unii Europejskiej i uroczystego otwierania Biedronek. Lutto Lento oferuje alternatywną wizję rodzimego hip-hopu, który jest medium dla śmiertelnie poważnych osiedlowych moralistów i ławkowych filozofów, trochę w duchu reggae’owych nawijaczy ostrzegających przed Babilonem.

Lubomir Grzelak – producent, kurator, didżej – uwielbia poruszać się między stylami muzycznymi, lekko przesuwać je w stronę krainy dziwności, tworzyć alternatywne historie gatunków. Nie wzgardzi też delikatnym trollingiem (okładką rapowego mixu jest mural z Janem Pawłem II). Może to ta lekkość wizji, erudycja i zaskakujące skojarzenia powodują, że podobne przeglądy chętnie zamawiają u niego wiodące portale zajmujące się muzyką elektroniczną. Dla „Resident Advisor” stworzył składankę dancehallowych instrumentali, zapewne wiele z nich zostało znalezionych w czasie podróży na Jamajkę. Na zamówienie „FACT Magazine” przygotował trudny do zaszufladkowania mix z dominantą w postaci XX-wiecznej muzyki poważnej i współczesnej, od Maurice’a Ravela po Teoniki Rożynek. Dodajmy do tego jeszcze fakt, że Grzelak odpowiadał za ścieżkę dźwiękową „Wszystkich nieprzespanych nocy” (wybierał utwory, które pojawiają się w poszczególnych scenach filmu), gdzie obok Kendricka Lamara znalazły się utwory Adama Repuchy czy Żółtych Kalendarzy. Współpracował też przy spektaklach choreograficznych Marty Ziółek, a w 2016 roku udźwiękowił przegląd domowych wideo w ramach projektu „Duchologia polska”. Błahe wygłupy przed kamerą, uwiecznione przez kogoś 30 lat temu na VHS-sach, zaczarował bitami i noise’owym szumem.

Odnoga albumowa działalności Lutto Lento wyrasta u niego z tej samej potrzeby – szukania poprzez muzykę zakłóceń w rzeczywistości. Do tego konieczne jest jednak wyjście z gatunkowych szufladek. „Legendo”, trzeci album Grzelaka, można pewnie sklasyfikować jako „muzykę eksperymentalną”. Bardziej wnikliwa rozbiórka na części Lutto Lento, Legendo, Haunter Records 2021Lutto Lento, Legendo”,
Haunter Records 2021
pierwsze tej sampladelicznej magmy może przysporzyć już kłopotów. Otwierające całość „Intro” to miniaturka jakby ze ścieżki dźwiękowej do folk horroru. Kolejne „Mortal Fools” oparte zostało na quasi-dancehallowym rytmie i samplach jakby z nagrań terenowych w amazońskiej dżungli (pewności jednak mieć nie można). Króciutkie „Excerpt” zawiera nawiązanie do muzyki chóralnej, a „VERSION Epilogue” to znów powrót do wątków jamajskich w postaci digidubowego rytmu. To swobodne skakanie między tradycjami i stylistykami przypomina trochę strategię Deana Blunta, wielkiego śmieszka i enigmy współczesnej sceny muzyki eksperymentalnej i jego zamiłowanie do samplingu i kolażu. Inną cechą wspólną obu panów jest pewne zamierzone niechlujstwo. Spójrzmy na tytuły kilku utworów na „Legendo”: „Intro”, „Excerpt”, „VERSION Epilogue”, „Untitled”. Techniczne określenia, tak jakby artyście nie chciało się wymyślać nazw dla plików wav w folderze, który trzeba wysłać do wydawcy. Poprzedni album Grzelaka, „Fortuna”, ukazał się zresztą na dość oryginalnym nośniku fizycznym, jakim jest pendrive.

Nie tylko album jako zamkniętą całość traktuje Lutto Lento z pewną nonszalancją. Swobodnie zestawia też style i epoki, choćby modernistyczne elektroniczne brzmienia z… modernizmem – epoką w historii sztuki. Tytuł „Skarbów sezamu” – mrocznego postindustrialnego ambientu – nawiązuje do obrazu Wyspiańskiego i jest to jedna z dwóch obecnych tu młodopolskich referencji. Melodia „Iskiereczek” pochodzi z kolei z tradycyjnej ludowej kołysanki.

Fascynacje Grzelaka nie są specjalnie ograniczone jakimiś wymaganiami trendowo-zeitgeistowymi i tworzą dość nieprzewidywalne konfiguracje. Nie dziwi więc wykorzystanie w centralnym utworze – dziewięciominutowym „Horned Heart” – koto (gra na nim Katarzyna Karpowicz), archaicznego japońskiego instrumentu przypominającego cytrę, skontrowanego z bezlitosnymi dubstepowymi riffami (wczuwając się, będziemy czekać na basowego dropa, który nie tylko nie nadejdzie, ale nie będzie go nawet w pobliżu).

Gościnnych występów jest tu więcej. Są warszawsko-środowiskowy songwriter Adam Repucha i Anatol Malinowski z noiserockowej Złotej Jesieni – obaj jako gitarzyści raczej dyskretnie zaznaczają swój udział. Masteringiem płyty zajmował się Rashad Becker – legenda w swojej profesji, człowiek odpowiedzialny za końcowe brzmienie wielu ważnych płyt muzyki elektronicznej. W utworze „Angels” pojawia się melodeklamacja John Glacier, znanej jak dotąd głównie z gościnnych występów londyńskiej wokalistki. Tutaj jej głos został, prawdopodobnie w wyniku manipulacji studyjnej, obniżony. Tak przynajmniej brzmi. Biorąc poprawkę na „męskie” imię wokalistki – to jeszcze jedna z serii zagadek, które „Legendo” stawia przed odbiorcami.

Nie jest to ani album pełen singli, ani na dobrą sprawę płyta koncepcyjna. Producent najpierw wprowadza w trans, potem z niego wyrywa. Całość daje efekt czasowego i przestrzennego wyobcowania. Jeśli są tu nawiązania do jakichś stylów muzyki tradycyjnej, to mocno przefiltrowane, właściwie nie do zidentyfikowania. „Legendo” brzmi, jakby było płytą nawiązującą do mitologii ludu, który urodził się gdzieś w głowie Grzelaka, podczas wertowania książek podróżniczych, prac etnograficznych i randomowych zakupów na targach staroci. Można wizję Lutto Lento kupić albo zupełnie się od niej odbić. Można też próbować pytać, o czym to jest? Choć w przypadku tej płyty będzie to frustrujące. Lepiej chyba dać się ponieść tej dezorientacji.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych)