Złodziej w domu
fot. Daniel Dorsa

8 minut czytania

/ Muzyka

Złodziej w domu

Piotr Kowalczyk

Płyta „Ignorance” The Weather Station mogłaby być ślicznym, kameralnym i budzącym uczucie beztroski albumem. Takim, którego najlepiej posłuchać w samochodzie ze znajomymi w drodze na jakiś festiwal. Jest jednak czymś zgoła przeciwnym

Jeszcze 2 minuty czytania

W czasach, gdy rozmowa o pogodzie przestała być niewinna i stała się polityczna, nazwa projektu The Weather Station też zaczęła nieść ze sobą, po kilkunastu latach istnienia zespołu, dodatkowe znaczenia. A teraz zespół, dowodzony przez kanadyjską artystkę Tamarę Lindeman, nagrał album, który m.in. opowiada o końcu niewinnego zachwytu w patrzeniu na przyrodę.

Krótki opis na instagramowym profilu Weather Station głosi: IGNORANCJA JEST WSZĘDZIE I JEST GDZIEKOLWIEK. Hasło (brzmiące, przyznaję, znacznie lepiej w angielskim oryginale) odnosi się oczywiście do dostępności sklepowej nowego albumu. Nawiązuje też jednak sprytnie do jego treści. Ignorancja – nosisz ją w sobie.    

Nowe dzieło Tamary Lindeman, działającej na lokalnej scenie Toronto od połowy pierwszej dekady XXI wieku, po raz pierwszy polecił mi przebiegły algorytm pewnego serwisu streamingowego. Od razu wyczułem pewne pokrewieństwo mentalne z nieznaną mi wcześniej zbyt dobrze Kanadyjką. „Ignorance” od pierwszych taktów brzmi znajomo. Lindeman jest niemal moją rówieśniczką, ma 36 lat i jej projekt Weather Station najbardziej na miejscu byłby chyba w pierwszej dekadzie XXI wieku. Ktoś mógłby nawet powiedzieć, że słyszał takich płyt dziesiątki, i miałby rację. The Weather Station kojarzyć się może ze złotą erą estetyki singer-songwriter. Na początku wieku artystki takie jak Feist (rodaczka Lindeman), Cat Power, Neko Case oraz wiele innych, grające czasem surowo, czasem bardziej barokowo, nagrywały swoje najlepsze albumy, a estetyka folkowych songwriterów zaczęła być chętnie anektowana przez reklamy i kino niezależne (a potem również przez seriale). To muzyka z uniwersum serialu „Girls”, a nie z „Euphorii”.

Również na poziomie pozamuzycznym Weather Station to projekt trochę oldskulowy – dla Lindeman nagranie albumu oznacza wyjazd w trasę koncertową, płytę wydaje raz na trzy lata, piosenki na jej najnowszym albumie trwają od trzech do pięciu minut, prezencja online’owa jest spokojna i mało wymuszona. Nie przypomina konceptualnych sztuczek, do których ucieka się wielu artystów i artystek, żeby wyróżnić się w zgiełku sieciowym – zwykła dziewczyna mająca do zaoferowania tylko swoją wrażliwość. Żadnych niespodzianek, żadnych gości z zupełnie innego świata albo promocyjnych sztuczek. Który mamy rok? 

Wracając więc do niej: gdyby odkopać z recenzji w magazynach o grach komputerowych kategorie „miodności” i „grywalności” (pozdrawiam lata 90.), płyta „Ignorance” musiałaby dostać najwyższe możliwe oceny. Ma rewelacyjny flow, przebieg – sekwencja ułożenia piosenek jest perfekcyjna. Ułatwia wejście w dźwiękowy i emocjonalny świat. Album niesiony jest jednocześnie przez kilka The Weather Station, Ignorance, Fat Possum 2021The Weather Station, Ignorance”,
Fat Possum 2021
świetnych singli – radiowy potencjał ma tu siedem czy osiem piosenek. W otwierającym zestaw utworze „Robber” paranoiczna, gęsta perkusja, plamy instrumentów klawiszowych i dęciaków nawiązują bardzo wyraźnie do pamiętnego wczesnowiosennego hymnu Talk Talk. Brakuje tylko, jak w pierwowzorze, szkolnego chóru. Tak czy inaczej rozbudowująca się aranżacja świetnie niesie ten kawałek. A płyta nie zwalnia, fani rockowego łojenia powiedzieliby: „jedzie” – wszelkie metafory związane z przemieszczaniem się są tu jak najbardziej na miejscu. „Atlantic” wyłania się z podobnego szkieletu rytmicznego co „Robber” i utrzymuje ten sam poziom intensywności. W „Tried To Tell You” cały czas pozostajemy w ruchu. Ten kawałek z kolei brzmi trochę jak hołd dla Bruce’a Srpingsteena, tyle że bez stadionowej skali, albo jak mocny punkt na playliście „muzyka do samochodu”.


Płyta składa się właśnie głównie z takich dynamicznych folk-rockerów. Zwalnia dopiero na wysokości dziewiątego utworu „Trust”, który przywodzi na myśl lata 70. – pokolenie hipisów po trzydziestce, którzy usiedli przy fortepianach, skomplikowali swoje kompozycje i zatrudnili orkiestry, aby wzbogacić brzmienie i przystosować je do bardziej eleganckich sal koncertowych. Skojarzenie z Joni Mitchell? Chyba każda folkowa songwriterka z Kanady musi się z nim zmierzyć.

Tamara Lindeman po okresie występowania solo na swoim piątym albumie zaangażowała cały zespół, a liczba muzyków zaproszonych do nagrania „Ignorance” sięga kilkunastu: flet, perkusjonalia, kilka rodzajów organów, klarnet, kwartet smyczkowy. W creditsach nie znajdziemy może jakichś ekstrawagancji, jednocześnie album brzmi bogato, różnorodnie. Zamknięty w 40 minutach, stworzony z czułością dźwiękowy świat.

Jako wokalistka Lindeman jest bardzo kompetentna. Najczęściej popada w liryczne tony, jej wibrato może kojarzyć się z inną artystką nawiązującą mocno do lat 70., do Karen Carpenter i do psychodeliczno-folkowej estetyki Laurel Canyon – Amerykanki Weyes Blood. Pochody wokalne, zaśpiewy i dyszkanty Lindeman nie są jednak tak brawurowe jak te u Weyes Blood. Ten melancholijny, wpadający w szept, nawet w dynamicznych fragmentach, głos znowu natomiast odsyła do Joni Mitchell.


Podobnie jak zespół Low, który w 2018 roku oddał na płycie „Double Negative” emocje związane z Ameryką czasów prezydentury Trumpa, Lindeman pochyla się nad innym wielkim publicystycznym tematem – problemem katastrofy klimatycznej. I podobnie jak Low robi to bez niepotrzebnych fajerwerków. To nie jest płyta katastroficzna, raczej album w tekstach próbujący się mierzyć z prywatnymi emocjami związanymi ze świadomością wielkiej nieprzyjemnej zmiany. W otwierającym płytę utworze „Robber” śpiewa o chowaniu głowy w piasek. Nawet gdy złodziej przeskoczył już przez płot naszej posesji i wybił szybę w oknie, nadal nie chcemy uwierzyć, że nieszczęście mogłoby spotkać właśnie nas. Potem złodziejem okazuje się późny kapitalizm, z którym od dzieciństwa musimy flirtować, tańczyć, spać. Motyw ucieczki od myślenia o katastrofie pojawia się też w „Atlantic” czy w „Parking Lot”. Czy da się siedzieć nad brzegiem morza albo obserwować ptaki i nie myśleć o tym całym wielkim umieraniu?

Temat zagłady ekologicznej wprawdzie trafił już w ostatnich latach do mainstreamu i czołówki alternatywy – poprzez nagrania Thoma Yorke’a, billie eilish, Weyes Blood, Grimes czy 1975 – ale sam jakiś czas temu narzekałem, że skala i perspektywa klimatycznego armagedonu chyba trochę blokuje artystów. Zamiast rozniecać w nich śmiałe wizje, raczej ich paraliżuje.

Przypomina mi się natomiast playlista, którą stworzyła kilka lat temu inna Kanadyjka, Grimes. Umieściła na niej niezależnych, wtedy jeszcze często niespecjalnie znanych artystów – od Phoebe Ridgers (dziś już gwiazdy), przez poprockowe Now Now, rapera Lil Uzi Verta, japoński dreampop Yukari, po mroczne ambienty Grouper. Wspólnym mianownikiem dla zestawu był termin faé. Według Claire Boucher faé to „dzieciaki żyjące w czasach końca świata, tworzące sztukę oddającą nastrój czasów życia na ziemi, która już wkrótce może nie wykarmić ludzi. (…) Nie zawsze twórczość faé sprowadza się do tego, ale świadomość tego faktu jest dla nich nie do uniknięcia”. Pełzająca melancholia klimatyczna przebija również przez dzieło Lindeman, artystki mniej więcej o dekadę (czasem więcej) starszej od artystów z playlisty faé. „Ignorance” mogłoby być ślicznym, kameralnym i budzącym uczucie beztroski albumem, którego najlepiej posłuchać w samochodzie w drodze na jakiś festiwal, ale jest czymś więcej i czymś zgoła przeciwnym.     

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych)