Niespieszna mistrzyni
fot. Sachyn Mital, CC BY-SA 3.0

11 minut czytania

/ Muzyka

Niespieszna mistrzyni

Piotr Szwed

Fiona Apple nadal (jak śpiewała w „Extraordinary Machine”) „podróżuje za pomocą stóp”, zmierza powoli w wybranym przez siebie kierunku. Jednocześnie udaje jej się coś niezwykłego – łapie za nogi ducha czasów

Jeszcze 3 minuty czytania

Jak przejąć kontrolę nad światem, nie wychodząc z domu? Odpowiedzi na to pytanie od kilku lat poszukują twórcy bedroom popu. Ten w dużym stopniu oddolny, wynikający z rozwoju możliwości technicznych ruch przenosi punkową zasadę do it yourself na grunt intymnych, osobistych piosenek – kwestionujących mainstreamowy, nudny perfekcjonizm, a nawet bezpardonowo wkraczających na jego teren. Teledyski artystów tego nurtu kręcone komórką bądź kamerką z laptopa wypromowały w ostatnich latach wiele nagrań do rangi viralowych sensacji. Wykonawcom takim jak Clairo czy boy pablo zapewniły sporą rozpoznawalność i miejsce na scenach festiwali oraz tematycznych playlistach Spotify i Tidala.

„Dedykuję tę nagrodę wszystkim dzieciakom, które właśnie teraz tworzą swoją muzykę w sypialniach” – mówił Finneas O’Connell, brat Billie Eilish, odbierając w styczniu tego roku nagrodę Grammy za utwór „Bad Guy”, stworzony w domowych warunkach przez rodzeństwo największy przebój współczesnej supergwiazdy pop. Eilish śpiewa go nonszalanckim, pół szeptanym, pół nuconym, jakby lekko zniechęconym głosem – znakiem rozpoznawczym nagrań afirmujących nieszlifowaną prywatność.

Wiele wskazuje na to, że wiosną 2020 roku bedroom pop doczekał się powstania swojego bezdyskusyjnego arcydzieła. Nagrała je Fiona Apple, która swoją pierwszą znaczącą nagrodę biznesu muzycznego, MTV Video Music Awards, odbierała w 1997 roku, gdy była wciąż nastolatką. W trakcie tamtej gali wygłosiła pamiętną, kontrowersyjną przemowę. Zamiast ucieszyć się z obecności wśród muzycznych sław oraz podziękować za wyróżnienie, określiła show-biznes słowem bullshit, piętnując jego zakłamanie i narzucanie ludziom określonych wzorców zachowań, zaapelowała o poszukiwanie własnego, niezależnego głosu.

Łatwo coś takiego powiedzieć, trudniej zrealizować, szczególnie w czasach, w których kontaktu z publicznością nie nawiązywało się poprzez YouTube’a czy Bandcampa, a między młodą autorką piosenek a publicznością stali managerowie, specjaliści od wizerunku oraz dziennikarze, specjalizujący się w poradach na temat tego, jak młoda dziewczyna powinna się zachowywać, wyglądać i mówić. Sztuka wierności sobie udała się jednak Fionie Apple jak nikomu innemu. Konsekwentnie rozwijała styl będący połączeniem jazzu i baroque popu. Naznaczyła go ekspresyjną osobowością, tworzyła utwory gęste od aranżacyjnych i brzmieniowych pomysłów, a jednocześnie sprawiające wrażenie intymnych opowieści. Wydawała płyty tylko wówczas, gdy miała na to ochotę, przeplatając je długimi okresami milczenia. Od początku kariery zachowywała się jak klasyk, który nikomu niczego nie musi udowadniać, i tak stopniowo stawała się nim.

W połowie kwietnia, po raz pierwszy od ośmiu lat, wydała album, który zbiera fenomenalne recenzje. „The Independent” pisze o fascynującym połączeniu buntu i poczucia humoru, „The Rolling Stone” zachwyca się bezdyskusyjnym triumfem, jaki Apple odniosła w dziedzinie odkrywania samej siebie, Pitchfork przyznał „Fetch The Bolt Cutters” najwyższą możliwą notę, co zdarzyło się w tym serwisie ostatni raz dekadę temu, przy okazji „My Beautiful Dark Twisted Fantasy” Kanyego Westa (zresztą wielkiego fana twórczości Apple). Zdaniem autorki recenzji w Pitchforku Jenn Pelly żadna muzyka wcześniej nie brzmiała w ten sposób. Czy mamy do czynienia z muzyczną rewolucją? Niekoniecznie.

Fiona Apple to raczej mistrzyni nieśpiesznego ewoluowania. Już osiem lat temu utworami takimi jak „Hot Knife” sygnalizowała, że żywiołem, który zyskuje w jej muzyce na znaczeniu z każdą kolejną płytą, jest rytm wygrywany coraz częściej przy użyciu nietypowych przedmiotów, m.in. poduszki. W tym samym utworze nawiązywała do korzeni szorstkiego, tradycyjnego bluesa. Takie rozwiązania pojawiają się w najnowszych piosenkach z jeszcze większym rozmachem. W pewnym sensie mamy więc do czynienia ze starą dobrą Fioną Apple, która – jak śpiewała w „Extraordinary Machine” – „nadal podróżuje za pomocą stóp”, zmierza powoli w wybranym przez siebie kierunku.

Jednocześnie udaje jej się coś niezwykłego – łapie za nogi ducha czasów. Konsekwentnie lekceważąc oczekiwania i wyobrażenia na temat sposobu funkcjonowania muzycznej gwiazdy (premierze najnowszego materiału nie towarzyszył żaden teledysk), mierząc się z osobistymi problemami, takimi jak depresja i złożone, często toksyczne relacje z mężczyznami. Odtwarzając na najnowszej płycie klimat swojego domowego mikroświata, paradoksalnie jest na czasie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Trudno zarzucać jej koniunkturalizm. Nawet songwriterka samotniczka (deklarująca swego czasu, że nie słucha żadnej nowej muzyki) potrafi czasem znaleźć się w tym samym miejscu co spora grupa młodych poszukiwaczy i odkrywców.

W niezwykle wnikliwej sylwetce Apple napisanej dla „The New Yorkera” przez Emily Nussbaum znajdujemy opis przestrzeni, w jakiej powstawał najnowszy album. To sypialnia, którą wokalistka zamieniła w domowe studio nagrań, gdy po śmierci ukochanego psa – Janet, nie mogła tam dłużej spać. W pomieszczeniu praktycznie całą wolną przestrzeń wypełniały rozmaite niewielkie instrumenty perkusyjne – dzwonki, drewniane klocki, metalowe kwadraty… Apple tworzy rytm, wykorzystując każdy element rzeczywistości, co demonstruje na płycie, ale i czyni częścią opowiadanych na niej historii. W utworze „Shameika” opisuje moment, gdy w czasach licealnych szła do szkoły i deptała zeschnięte liście, jakby spadły z drzew specjalnie dla niej, by wydawać dźwięki zbliżone do talerzy perkusyjnych.

Cała brzmieniowa otoczka „Fetch the Bolt Cutters” i stworzona wokół płyty intymna atmosfera, a nawet urokliwe szczegóły zawarte w tekstach, nie miałaby wielkiego znaczenia, gdyby nie broniły się same piosenki, a te przedstawiają się znakomicie. Apple rozpoczyna swoją najnowszą płytę od demonstracji siły – bo to właśnie ona jest tutaj jednym z głównych tematów: tracona i odzyskiwana, odbudowywana po najgorszych doświadczeniach.

„I Want You to Love Me” to pokaz umiejętności łączenia różnorodnych elementów w fascynującą całość. Piosenka zaczyna się od płaskiego brzmieniowo, banalnego podkładu perkusyjnego – wygenerowanego za pomocą aplikacji GarageBand, na którego tle po chwili pojawiają się dźwięki fortepianu Apple i jej głos – znakomite otwarcie płyty, z jednej strony dopracowanej w najmniejszym szczególe, z drugiej mającej brzmieć jak nieco chaotyczna domowa sesja, którą przez przypadek udało nam się podsłuchać. „I Want You to Love Me” wciąga słuchacza każdym kolejnym dźwiękiem i prowadzi do punktu kulminacyjnego – wykrzyczanych z ogromną mocą słów: „And I know that you do / In the dark, I know that you do”.  


Ktoś mógłby powiedzieć, że „Fetch the Bolt Cutters” to album coachingowy i może jest w tym ziarno prawdy. Z tym zastrzeżeniem, że celem Apple nie jest ogólnikowe odkrywanie siebie czy osiągnięcie stanu zadowolenia i harmonii. Jej płyta to apel o odważne wyrażanie swoich poglądów, a przede wszystkim nieakceptowanie przemocy oraz poniżania. Pokażcie mi jednak coacha, który wygłasza swoją motywacyjną przemowę raz na osiem lat. Fiona Apple uprawia coaching w dawno zapomnianym stylu renesansowych pisarzy. Wycofuje się ze świata, by przez lata pracować nad dziełem, nie tylko dobrym artystycznie, ale też stanowiącym pochwałę dobrego życia.

Fiona Apple, Fetch the Bolt Cutters, Epic 2020Fiona Apple, Fetch the Bolt Cutters”,
Epic 2020
Kolejnym rozdziałem
tej historii jest „Shameika”, utwór oparty na autentycznym epizodzie z czasów szkoły średniej. Tytułowa postać zareagowała na to, że Apple była wyśmiewana przez inne dziewczyny (i jednocześnie zabiegała o ich uwagę). Piosenka zbudowana jest na dynamicznym, zapętlonym fortepianowym motywie, wciągającym, ale i przytłaczającym, wręcz natarczywym. Przerywa go dopiero refren wybrzmiewający w całkowitej ciszy: „Shameika said I had potential”. Apple przytacza zdanie, które wywarło na niej ogromne wrażenie, zatrzymało, choć na chwilę, błędne koło destrukcyjnych zachowań. Muzyka i słowa nie tylko się w tym przypadku uzupełniają, ale wręcz odzwierciedlają. W „Relay” temat „zła, które jest sztafetą” przybrał formę transowego punkowego gospel, niepokojącego swoją powtarzalnością, która zdaje się symboliczna. Apple nawiązuje w tej piosence z jednej strony do gwałtu, którego stała się ofiarą, gdy była nastolatką, z drugiej komentuje współczesne sytuacje, takie jak zatwierdzenie w 2018 roku Bretta Kavanaugha na sędziego Sądu Najwyższego USA mimo zarzutów molestowania seksualnego skierowanych wobec niego przez trzy kobiety.

Tytuł „Fetch the Bolt Cutters” został zaczerpnięty z kryminalnego serialu „Upadek”. Zdanie to zostało wypowiedziane w scenie uwolnienia torturowanej dziewczyny. Również album Fiony Apple jest studium najbardziej mrocznych doświadczeń. Mimo takiej tematyki na płycie właściwie nie ma smutku, sporo za to wściekłości, gniewu, dumy i przewrotnego poczucia humoru. Jeden z najpiękniejszych nowych utworów Apple, „Heavy Baloon”, to rozkołysana, taneczna, soulowa kompozycja, w której zwrotki, mostki i refreny zachwycająco się zazębiają. Traktujący o depresji kluczowy fragment tekstu („People like us get so heavy and so lost sometimes / So lost and so heavy that the bottom is the only place that we can find”) łatwo jest przeoczyć, skupiając się na kunsztownym songwritingu. Równie łatwo jest nie dostrzec, że zadowolona z siebie przebojowa osoba znajduje się na granicy psychicznego załamania.

Jeszcze większy kontrast między warstwą muzyczną a liryczną pojawia się w „For Her” – swingującej opowieści o gwałcie, w której pojawia się zdanie: „Well, good morning, Good morning / You raped me in the same bed your daughter was born in”. Takie fragmenty to coś więcej niż ironia, a nawet oswajanie traumy żartem.  Album Apple opowiada o odwadze, ale i o wadze słów, które muszą czasem paść – niezależnie od nastroju, sytuacji, paraliżującej siły tzw. zwyczajnej codzienności, gęstej od nawarstwiających się tematów tabu, na które nikt nie zwraca już uwagi. Gwałcicielowi trzeba uświadomić jego czyn – nawet gdy bywa dobrym ojcem, serdecznym mężem, błyskotliwym, przemiłym facetem, z którym całkiem sympatycznie można porozmawiać. Niemal na każdy temat


Najnowsze kompozycje Fiony Apple niejednokrotnie przypominają fragmenty jam session bądź nagrań terenowych. Pośród szczekania psów, strzępów rozmów, stukotu najrozmaitszych przedmiotów, czuć wyraźnie, że nic nie jest do końca zamknięte, rozstrzygnięte, podsumowane. To dzięki temu „Fetch the Bolt Cutters” okazuje się albumem w fascynujący sposób łączącym temat tworzenia muzyki i tworzenia siebie.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych)