Niepozorny gigant

11 minut czytania

/ Muzyka

Niepozorny gigant

Piotr Szwed

„Małomiasteczkowy” Dawida Podsiadły to album bardzo zachowawczy, muzycznie i tekstowo nieprzekonujący. Ot, jedna z kilku przyjemnych, popowych produkcji. Żadne wydarzenie roku

Jeszcze 3 minuty czytania

„Codziennie słyszę: znów coś wygrałeś” – śpiewa Dawid Podsiadło w piosence „Trofea” z płyty „Małomiasteczkowy”. Po chwili dodaje: „zaraz braknie miejsca na kolejny diament. Tak psujesz mnie, psujesz mnie”. Kto tu kogo psuje? To właściwie pytanie retoryczne. Przecież pan psuje, pani psuje, my psujemy. Publiczność regularnie zapewniająca sprzedaż na poziomie diamentowej płyty, a w tym roku wykupująca po raz trzeci koncert na Torwarze; dziennikarze już w październiku ogłaszający „Małomiasteczkowego” płytą roku, dorzucający przed paroma dniami kolejną nominację do Paszportu Polityki; zestawiający twórczość 25-latka z utworami Davida Byrne'aencyklikami papieża Franciszka.

W „Trofeach” słuchanych półtora miesiąca po premierze płyty głos Podsiadły zdaje się recenzować... jej recenzje. Wiele postaci miało w Polsce status świętej krowy, ale raczej tego krytycznie nie komentowało, szczególnie w swojej twórczości. Zrobił to może tylko Łona – całkiem niedawno zaliczając gościnny udział w utworze Afrojaxa, rapował o tym, że chętnie przeczytałby wreszcie jakieś negatywne opinie na temat swoich tekstów. Podsiadło sugerując, że jest rozpieszczany, oczywiście trochę kokietuje, trochę pokazuje swoje znaki rozpoznawcze – skromność i bezpretensjonalność. Jednocześnie przytoczony na początku fragment „Trofeów” naprawdę brzmi jak trzeźwa refleksja na temat podsiadłomanii. „Małomiasteczkowy” to bowiem album bardzo zachowawczy, momentami muzycznie i tekstowo nieprzekonujący, niepozbawiony dobrych momentów, przebojowy, ale nierówny. Żadne przełomowe dokonanie, żadne wydarzenie roku. Ot, jedna z kilku przyjemnych, popowych produkcji.

Zapowiadał ją naprawdę wyrazisty singiel, który szybko stał się pierwszym od naprawdę wielu lat nieżenującym przebojem lata. Pomysł, żeby pokazać Warszawę jako tygiel kształtowany przez marzenia przybyszów z prowincji był z jednej strony banalny, ale jednocześnie – na tle niezliczonych piosenek o stolicy – świeży. Po raz kolejny okazało się, jak duże znaczenie ma w popkulturze odwoływanie się do zbiorowych doświadczeń, szczególnie tych dotychczas w mainstreamie niezagospodarowanych. Piosenka Podsiadły miała w sobie coś z coming outu, artykułowała uczucia ludzi, którzy chcieli realizować wzór życia młodych, przebojowych z większych ośrodków, ale zdali sobie sprawę z jego śmieszności. „Małomiasteczkowy” może jak żaden inny przebój ostatnich lat naprawdę wyrażał pod tym względem ducha czasów.


W hicie Podsiadły udało się też coś, czego bardzo brakowało w polskim popie – przechwycenie tendencji istniejących od lat wśród autorów sceny niezależnej. Małomiasteczkowość była w mijającej dekadzie bardzo ważnym tematem twórczości Muzyki Końca Lata czy zespołów sceny gorzowskiej. Trudno powiedzieć, czy Podsiadło nawiązywał do tych tendencji świadomie, ważne, że zrobił to dobrze – także muzycznie, wykorzystując riff gitarowy żywcem wyjęty z płyt wykonawców lo-fi rocka. Mainstream od zawsze rozwija się, przetwarzając pomysły alternatywy. Przez długie lata można było mieć wrażenie, że ta prawda nie dotyczy polskiego popu – skupionego na chocholim tańcu kilku uznanych wykonawców, rozmieniających na drobne resztki dawnej sławy na kolejnych juwenaliach i darmowych miejskich festynach. Ten hermetycznie zamknięty na jakiekolwiek nowe tendencje, skompromitowany krajowy pop został chyba ostatecznie uśmiercony właśnie w tym roku – przez sprzedażowy i frekwencyjny sukces ludzi przed trzydziestką – Podsiadły i Taconafide.

Triumf „Małomiasteczkowego” może cieszyć nie tylko z tego względu. Trudno zaprzeczyć, że mamy do czynienia z najdojrzalszym muzycznie dokonaniem zdolnego wokalisty. Jednocześnie jest ono jednak brzmieniowo i kompozycyjnie niezwykle oczywiste. Pomysł współpracy z producentem Bartoszem Dziedzicem, wielokrotnie krytykującym wykonawców, którzy „chcą brzmieć jak Coldplay”, zapowiadał się doskonale. Wydawało się, że nastąpi odważne przemodelowanie piosenek Podsiadły, co dokonało się tylko częściowo. Z jednej strony zmiana rzeczywiście jest widoczna – zamiast lirycznych postbritpopowych hymnów, okraszonych orkiestrowymi aranżami, otrzymaliśmy zestaw wolny od rockowego zmanierowania. Problem polega na tym, że pomysł postawienia na mieszankę synthpopu, funku i fortepianowych ballad – to dziś najbanalniejszy z możliwych ruchów. Wielokrotnie chwalony za pracę z Pustkami czy Arturem Rojkiem Bartek Dziedzic stworzył z Podsiadłą swoją najbardziej przewidywalną produkcję.

Osiem lat temu podczas współtworzenia „Grandy” Moniki Brodki nie bał się sięgać po naprawdę odważne rozwiązania, wyczuwał puls tego, co wówczas w popkulturze było rzeczywiście inspirujące. W tytułowej piosence z tamtej płyty lub w zapowiadającym ją singlu „W pięciu smakach” dance-punkowa energia spotykała się z wściekłymi syntezatorami, nie zaburzając jednocześnie struktury popowego utworu. Na „Małomiasteczkowym” porównywalna aranżacyjna bezczelność pojawia się znacznie rzadziej. Jest raczej schowanym w tle dodatkiem do przyjemnych, zaśpiewanych z pasją, ale sztampowych kompozycji lub sprowadza się do roli intrygującego, abstrakcyjnego intra, które jak „Cantate Tutii” zdaje się nie mieć większego związku z całym albumem. Dobre wrażenie robi na pewno zakończenie „Dżinsu” z wyrazistą gitarą Olka Świerkota, która wraz z coraz intensywniejszym rytmem przywodzi na myśl niektóre nagrania Doves, zawieszone między rockiem i klubową transowością. Słuchając „Matyldy”, przez chwilę można mieć miłe skojarzenia z LCD Soundsystem, ale po jakimś czasie ustępują one przekonaniu, że tak właśnie brzmiałaby muzyka Jamesa Murphy'ego, gdyby wygładzić ją z całej zadziorności. Pracując nad „Małomiasteczkowym”, Bartek Dziedzic miał znacznie większe możliwości, większe doświadczenie, artystę z mocniej ugruntowaną pozycją niż przed ośmioma laty. Mógł więcej, a zdecydował się na mniej. Odbiór płyty pokazuje, że z pewnością odniósł sukces. Jednocześnie pomimo wielu zmian nie udało mu się zmienić jednego: słowami, które nadal najlepiej podsumowują muzykę Podsiadły są te tworzące tytuł jego debiutanckiej płyty – „Comfort and Happiness”.

Trudno też zrozumieć zachwyty nad tekstami pochodzącymi z „Małomiasteczkowego”. Podsiadło obiecująco zadebiutował w roli autora piszącego po polsku. Jednak stwierdzenie, że jest on już świetnym tekściarzem, wydaje się mocno na wyrost. Oczywiście warto docenić fakt, że obecnie najpopularniejszy polski piosenkarz nie proponuje mądrościowych refrenów o tym, jakie życie ma sens i co najważniejsze jest, potrafi posługiwać się codzienną polszczyzną, pisać o problemach związanych z popularnością i uczuciowych rozterkach w sposób wolny od egzaltacji. Niestety, oprócz wielu zgrabnych sformułowań trzeci album Podsiadły jest też pełen językowych nieporadności. Na wiele z nich zwróciła uwagę recenzja, którą radykalni fani wokalisty zablokowali na FacebookuMon Sadowska postawiła w niej słuszny zarzut dotyczący porzucania metafor. Podsiadło rzeczywiście nie panuje nad strukturą swoich opowieści. Nie rozwija dobrych pomysłów, zaburzając je kolejnymi, mniej przekonującymi konceptami. Najbardziej rozczarowujące jest jednak to, że bywa nieznośnie ogólnikowy. Chyba tylko w „Dżinsie” udaje mu się pokazać tło opisywanej historii. W innych przypadkach urwane strzępy refleksji i spostrzeżeń nie układają się w spójną całość. Gdy w „Co mówimy” Podsiadło przywołuje fragmenty rozmów, stara się tworzyć ich efektowny kolaż, można odnieść wrażenie, że nie do końca skutecznie stara się naśladować styl Mateusza Dopieralskiego z Bitaminy. Zdecydowanie najgorszym pod tym względem tekstem jest „Najnowszy klip”. Naprawdę trudno pojąć, jak Podsiadło i Dziedzic, pracujący z nim razem nad formą słów, mogli pozostawić w tej piosence fragment o „niepłakaniu po krtani” albo kuriozalny refren:

Zawodzę jak miastowa młodzież
Hej, no może coś powiesz
Czekaj, widzę prognozę
Przewidują zgodę
Marudzę jak miastowa młodzież
Nie, to nie ta odpowiedź
Dlaczego mi zmieniasz pogodę
Pozostaje odejść

Kim są ludzie przewidujący zgodę? Czy bohater dostrzegł w prognozie pogody nadzieję na ratunek rozpadającego się związku? „Najnowszy klip” to przykład kompletnie nieudanego, przekombinowanego tekstu, niestety nawet w lepszych pod tym względem piosenkach Podsiadło potrafi zepsuć dobre wrażenie nietrafionym zwrotem. Fatalnie brzmi chociażby zakończenie niezłej lirycznie „Matyldy”. Walka z hejtem za pomocą sformułowań o „wyrywaniu chwastów” jest naprawdę niefortunna.

Dawid Podsiadło, Małomiasteczkowy, Sony Music 2018Dawid Podsiadło, Małomiasteczkowy”,
Sony Music 2018
Ocena płyty Podsiadły w dużym stopniu zależy od tego, na jakim tle jej dokonujemy. Widać to wyraźnie w argumentach dziennikarzy przekonujących o jej wyjątkowości. „Ktoś powie – ot, ładne ma piosenki. Mainstream, jakiego pełno w radiu. Tak? To ja bardzo poproszę namiary na to radio” – pisał na łamach Interii Tomek Doksa i trudno się z nim nie zgodzić. Na tle wyjątkowo zachowawczej, polskiej radiowej przeciętnej Podsiadło rzeczywiście jest papieżem popkultury i królem muzyki niezależnej.

Dlaczego jednak Doksa nie przedstawia „Małomiasteczkowego” w kontekście piosenek, o jakich regularnie pisze jego „Gazeta Magnetofonowa”? Nie chodzi rzecz jasna o postaci z głębokiej alternatywy. W polskim popie mieliśmy w ostatnich latach do czynienia z propozycjami, na których tle trzeci album Podsiadły wypada blado. Nazwiska, zespoły? Bardzo proszę: Mrozu i jego zeszłoroczny „Zew”, czyli spektakularna podrasowana dubem reinterpretacja soulowej tradycji, „Chodź tu” Pauliny Przybysz bliskie temu, co naprawdę dziś inspirujące w światowym r&b, wspominana już Bitamina udowadniająca „Kawalerką”, że polskie reggae może być zdecydowanie czymś więcej niż tematem memów, przebojowe, momentami olśniewające pomysłami aranżacyjnymi tegoroczne płyty New People, Rycerzyków, Barbary Wrońskiej. Na tle tych wykonawców Podsiadło pod względem rozpoznawalności jest prawdziwym gigantem, ale muzycznie i tekstowo wciąż prezentuje się niepozornie. Żadne trofea na razie tego nie zmienią.
 

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).