Literatura i skalpel
rys. See-ming Lee / Flickr CC

Literatura i skalpel

Michał Szymański

Gdy odetniemy „Kebab Meister” od podtrzymujących książkę przy życiu głosów, zostaną martwe słowa. Powieść Darka Foksa jest wymyślnym zlepkiem płaskich ujęć

Jeszcze 2 minuty czytania

Skreślali prawie wszyscy, przycinali, poprawiali, przykrajali, odkąd powstał i upowszechnił się papier. Kamień był zbyt oporny, pergamin zbyt drogi. Nie skreślał Homer, byle jakich formuł po prostu nie utrwalała pamięć. Może niektórzy poeci. Gałczyński rzucał gotowy wiersz na kartkę i wracał do flaszki. Prozaicy cięli teksty na potęgę. Nałkowska pisała na długich paskach papieru, które najpierw komponowała jak szwaczka, potem przepisywała na maszynie, znów kreśląc, poprawiając, tnąc. Pocięte teksty kroiła cenzura, prewencyjna i represyjna, swojsko-narodowa i narzucona z zewnątrz. Jedni wypełniali szuflady („o moja siedmiostrunna z deski / tu były zasuszone łezki”), inni – jak Andrzejewski – z melancholijną rezygnacją lub niszczycielską ekstazą strona za stroną skalpowali teksty w rytm cenzorskich sugestii. Gdy malała cenzura, cięli specjaliści od gramatyki i stylistyki, kroili redaktorzy posłuszni wahaniom rynku książki. Nawet arcytolerancyjny Giedroyc pociął kilka razy Gombrowicza, który natychmiast zagroził, że zerwie z „Kulturą”.

Literaturze zawsze towarzyszyło chłodne ostrze skalpela. Wodząc wzrokiem za rzędami liter wydrukowanych na białej stronie, powinno się czasem pamiętać o tych górach pożółkłych kartek, albo złożonych w skrzyniach, albo zapobiegliwie zniszczonych, o skrawkach i strzępach wykrojonych ze słów. Także nowa powieść Darka Foksa „Kebab Meister” cięta jest skalpelem, który powraca w historii kultury pod różną postacią – zamiana nożyczek na klawisz „Backspace” nie ma tu nic do rzeczy.    

Darek Foks, „Kebab Meister”. Ha!art, Kraków,
104 strony, w księgarniach od stycznia 2013 
Z klasyfikacją gatunkową można dyskutować. Ponieważ sens genologicznych dysput wyparował, pozostaje uznać za wiążący autorski gest nadania nazwy. A więc powieść ostentacyjnie antypowieściowa, z zapałem pocięta. Powieść, która fragmentem stoi. W centralnym punkcie strony kilka osamotnionych słów, obrazek naszkicowany przy pomocy kilku beznamiętnych zdań. Struktura konsekwentnie dychotomiczna, obliczona na dialogowanie płaszczyzn. Na stronach parzystych (lewa ręka czytelnika) wydrukowane fragmenty rozmowy kobiety i mężczyzny, raz banalnej, czasem zabawnej, zwykle ocierającej się o kicz egzystencjalny czystej próby („– Jesteś szczęśliwa? – Zawsze jestem szczęśliwa, tylko czasem po prostu o tym nie pamiętam”). Na stronach nieparzystych (prawa ręka czytelnika) skondensowane sceny z życia generała, który pracuje w małym kinie, przedziera się przez leśne ostępy, dowodzi jakimś partyzanckim odziałem, zdejmuje mundur, zakłada inny, zasypia w łóżku, budzi się na leśnej ściółce, patrzy w lustro, patrzy w niebo, ale przede wszystkim cierpi psychofizyczne katusze.

Co z tymi klockami robić, nie bardzo wiadomo, na szczęście jest jeszcze tekst na okładce, dzięki któremu dowiadujemy się o scenarzyście zatrudnionym w niewielkim zakładzie gastronomicznym (kebab?), jego notatkach dotyczących życia głównego bohatera planowanego filmu; a także o muzie scenarzysty, aktorce sposobiącej się do roli żony generała. Zostaje nam obiecany czas przeszły dokonany roboczych notatek (prawa ręka czytelnika), teraźniejszość rozmów scenarzysty z aktorką (lewa ręka) i przepływanie sensów między symetrycznymi światami. Zostają obiecane lustrzane odbicia, załamania perspektywy, czasoprzestrzenne tunele. I trudna historia w tle, gdyż postać generała Foks powołał do życia zainspirowany – według wydawcy – losami Pawło Szandruka, Ukraińca, żołnierza czterech armii, polskiego bohatera z września 1939 roku, który sześć lat później przejął dowództwo dywizji SS „Hałyczyna”, po wojnie odebrał krzyż z rąk Andersa, a przez władze PRL i lwią część emigracji wyzywany był od zdrajców, kolaborantów.

Przyznam, że przez moment uwierzyłem. „Kebab Meister” to struktura pozornie kunsztowna i wyrafinowana, formalnie oszczędna, fabułą dotykająca pogmatwanej polsko-ukraińskiej przeszłości. Mgłę pozorów stworzyli między innymi redaktorzy „Ha!artu”, których marketingowe działania warto tu zacytować: „powieść, która w założeniu ma mówić o miłości, sile kina i pamięci historycznej” (w założeniu ma mówić!), „kontekst filmowy, będący tłem narracji, jest ciekawym tematem do społecznych interpretacji”, zaś „połączenie planów czasowych usprawnia relację między ideą a tokiem narracji”. Pomijając tę uroczą nowomowę, książka, o której mowa, istnieje tylko „w założeniu”, jest piękną ideą, bytem nierealnym. Grę pozorów podjęli pisarze, Jerzy Jarniewicz („istotny głos w toczącej się dyskusji nad pamięcią historyczną”) i Bohdan Zadura („niezwykła opowieść o miłości w czasach zarazy”). Gdy odetniemy „Kebab Meister” od podtrzymujących książkę przy życiu głosów, zostaną martwe słowa. Jest powieść Darka Foksa literaturą zgranych chwytów z kukłami zamiast osób, wymyślnym zlepkiem płaskich ujęć wojennej tułaczki generała i szczątków dialogu, których współistnienie nie prowadzi absolutnie donikąd. Pustka przegląda się w pustce. Tak może się kończyć zbyt mocny związek literatury i skalpela.

Nie wątpię, że Darek Foks głęboko przeżył historię Pawło Szandruka. Być może opowiedział to Jarniewiczowi i Zadurze. Sam pomysł był znakomity – napisać inaczej o sprawach zawłaszczanych przez dyskursy, w których niezmiennie Ukraińcy rżnęli Polaków, Polacy rżnęli Ukraińców i Żydów itd., wprowadzić na scenę kobiety, nieograniczone do roli wiernych Penelop i uruchomić dwie warstwy czasu, będące jednocześnie dwoma gatunkami wypowiedzi, rozmową i notatką. Ale Foks poniósł klęskę, przegrał w chwili, gdy – zwątpiwszy w najprostszą moc literatury – zaufał skrawkom.

Literatura była i jest sztuką selekcji. Jedni kroili teksty intymnie, usuwając dowody swoich zmagań, inni wprowadzali cięcia do samego tekstu. Foks (nie on pierwszy) doprowadził praktykę do ściany, z historii „mającej w założeniu mówić” o ludziach wyciął generała, jego żonę, scenarzystę, aktorkę i samego siebie. Pozostał obgryziony szkielet słów – ślad nienapisanej powieści. Sytuacji nie ratuje autorska samowiedza zadeklarowana w motcie do „Kebab Meister”: „Dajcie mi nożyczki do ręki, bym mógł w przyszłości zarabiać na chleb powszedni przykrawaniem”.     


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.