Tworzenie euforii
Sons of Kemet, fot. Udoma Janssen

8 minut czytania

/ Muzyka

Tworzenie euforii

Maciej Krawiec

Nie można mówić o Sons of Kemet bez wspomnienia o barbadoskiej tradycji ulicznych imprez w stylu soca, nowoorleańskich orkiestrach dętych, londyńskiej scenie klubowej. Jazzowy kwartet wplata ich język do swoich kompozycji. Ten taneczny żywioł zniewala

Jeszcze 2 minuty czytania

W głośnej książce „The Black Atlantic. Modernity and Double Consciousness” z 1993 roku brytyjski historyk Paul Gilroy rozprawiał się z etnocentryzmem i nacjonalizmem, które w swych narracjach pomijają wielowątkowe zależności w dziejach nowoczesnych społeczeństw. Wskazywał na europejskie miraże spójnego kulturowo państwa narodowego, dostrzegał – także w pracach czarnoskórych badaczy – skłonności do ulegania czarowi absolutyzmu etnicznego. Gilroy zakwestionował te oświeceniowe z ducha kategorie, proponując inny klucz do opowiadania o rasie i tożsamości. Jest nim koncept Czarnego Atlantyku – transkulturowej, ponadnarodowej przestrzeni, niegdyś przemierzanej przez okręty kolonizatorów i statki z niewolnikami, a dziś wytyczonej przez sojusze i konflikty postkolonialnego świata. Interesowała go w szczególności sytuacja czarnych obywateli w Wielkiej Brytanii, których kultury polityczne „powstały w obrębie synkretycznego wzorca, [gdzie] style i formy przeniesione z Karaibów, ze Stanów Zjednoczonych oraz z Afryki przepracowywano i odczytywano w nowym kontekście”.

Do koncepcji Gilroya nawiązał kilka lat temu Rafał Księżyk w tekście „Jazz Czarnego Atlantyku”. Artykuł ten dotyczył wkładu afrokaraibskich diaspor w brytyjską muzykę improwizowaną i powstał z okazji premiery płyty „Your Queen Is a Reptile” zespołu Sons of Kemet z 2018 roku. Tytuł tekstu Księżyka był strzałem w dziesiątkę, bo gdyby Gilroy dziś chciał poszerzyć swoją książkę o nowe rozważania, także mógłby odnieść się do twórczości brytyjskiego zespołu i jej lidera Shabaki Hutchingsa. W „The Black Atlantic” pisał wszak na przykład o jamajskich korzeniach nowojorskiego hip-hopu czy amerykańskich losach przeboju „Keep On Movin’” Soul II Soul, który nagrali w Wielkiej Brytanii potomkowie karaibskich imigrantów.


Hutchings każdym swoim kolejnym albumem rozwija wątek historii atlantyckiej kultury. Jest wprawdzie utożsamiany z buzującą pomysłami brytyjską sceną młodego jazzu, ale obszar jego zainteresowań i przedsięwzięć obejmuje kilka kontynentów. Z artystami z RPA zawiązał grupę Shabaka and the Ancestors, w ramach której eksploruje brzmienia i rytmy Afryki, łącząc je ze spiritual jazzem, muzyką fusion i free. We współtworzonym przez niego triu The Comet Is Coming zabiera z kolei słuchacza w nasyconą elektroniką, rockowo-psychodeliczną podróż w kosmos. Muzyka składu Sons of Kemet jest zaś najmocniej osadzona w karaibskich doświadczeniach samego Hutchingsa. Urodził się wprawdzie w Londynie, ale okres między 6 a 16 rokiem życia spędził na Barbadosie – kraju rodzinnym jego matki. Tam zaczął grać na klarnecie, wykonywał też muzykę calypso i soca podczas barbadoskich karnawałów. W jednym z wywiadów przyznawał, że utwory Sons of Kemet mają uobecnić aurę tych wielkich ulicznych imprez. „Pamiętam, jak się [w ich trakcie] czułem jako nastolatek i [teraz] chcę, żeby wszyscy podczas koncertu dołączyli do radosnej (…) celebracji muzyki”. Sprzyja temu obsada kwartetu: dwie perkusje, tuba i saksofon tenorowy, który jest teraz głównym narzędziem Hutchingsa, choć sięga zarówno po klarnet, jak i na przykład po flety.  

Gdy takie instrumentarium zaprasza do tańca, trudno uciec przed skojarzeniem z tradycją orkiestr dętych Nowego Orleanu – kolejnego portu Czarnego Atlantyku, a przy okazji kolebki jazzu. Ale nie można mówić o Sons of Kemet bez wspomnienia o londyńskiej scenie klubowej i choćby muzyce house, której język kwartet wplata do swoich, akustycznych zwykle, kompozycji. Ten taneczny żywioł zniewala, gdy słucha się ich płyt, ale najlepiej zaznać tego rzecz jasna na koncercie. Przeżyłem występ Sons of Kemet na własnej skórze – był on wyzwalającym, emanującym jakąś pierwotną siłą, nadzwyczajnym doświadczeniem.

fot. Udoma Janssenfot. Udoma Janssen

Co jednak nie mniej ważne, temu ludycznemu wymiarowi ich muzyki towarzyszy społeczne zaangażowanie, a Hutchings ma ambicję tworzenia z albumów Sons of Kemet ideowych manifestów. Płyta „Your Queen Is a Reptile” stanowiła antyimperialny krzyk, w parze z którym szło uhonorowanie ważnych i inspirujących przedstawicielek czarnych społeczności: Harriet Tubman, Angeli Davis czy Yaa Asantewaa. Owo połączenie fizykalnej radości (Hutchings nazywa ten element swojej muzyki „tworzeniem euforii”) z refleksją nad rasizmem i niewolnictwem może nieraz powodować konsternację. Czy przystoi mieć na imprezowej playliście, obok „You Can Never Tell” Chucka Berry’ego i „Get Ur Freak On” Missy Elliott, utwór będący hołdem dla psycholożki Mamie Phipps Clark, która prowadziła badania nad wpływem segregacji rasowej na dziecięcą psychikę? Hutchings wydaje się wręcz do tego zachęcać. Przed premierą jednej z płyt mówił: „Myślę, że czymś bardzo karaibskim jest wyrażanie poważnych treści społecznych, dotyczących na przykład przeżywania traumy, w formie, która może wydawać się beztroska. To samo jest w muzyce calypso”.

Na najnowszym albumie „Black to the Future” również nie ucieka od historycznego i społecznego konkretu: zaproszeni goście w swoich tekstach dotykają najstraszniejszych kart w dziejach rasowego ucisku, którego kolejne Sons of Kemet, Black to the Future, Impulse! 2021Sons of Kemet, Black to the Future”, Impulse! 2021odsłony dzieją się tu i teraz. Jest tak choćby w niezwykle dramatycznym „Field Negus”, gdzie poeta i performer Joshua Idehen łączy los plantacyjnego niewolnika z morderstwem George’a Floyda. Hutchings proponuje jednak również poetycką myśl wywiedzioną z afrofuturyzmu: określa album mianem „dźwiękowego poematu-inwokacji”, który ma nieść siłę, pamięć i uzdrowienie.

Jak realizuje się to muzycznie? Główne założenia pracy zespołu nie uległy radykalnej zmianie, choć ewidentny jest rozwój myślenia Hutchingsa na temat formy i aranżacji. Wciąż kluczową rolę mają kłębiące się, nieraz w fascynujący sposób zapętlone, polirytmiczne pulsacje perkusji. Rozpędzają one ekstrawertyczne utwory „In Remembrance of Those Fallen” czy „Throughout the Madness, Stay Strong”, konstruują rewelacyjne groove’y w „Hustle” i „For the Culture”.


Bębny wydają się jednak nieco mniej wyeksponowane niż na wcześniejszych płytach. Pojawiły się za to interesujące orkiestracje instrumentów dętych drewnianych, których partie w większości nagrał sam lider. To krok w bardzo dobrą stronę, ponieważ dzięki niemu mamy do czynienia z szerszą paletą brzmieniowych i emocjonalnych barw. Wyłania się z nich wzniosłość, piękno, subtelność, stonowanie, łagodność – nawet tam, gdzie saksofon wściekle skanduje swoje frazy („Pick Up Your Burning Cross”). Jest bowiem na „Black to the Future” gniew, oskarżenie i rozpacz („Field Negus”, „Black”), nie brakuje też niepokojących kakofonii („Let the Circle Be Unbroken”). Mimo to mam wrażenie, że Hutchings pragnie również potraktować słuchacza po przyjacielsku. Chce dodać otuchy, przytulić do ciepła swojej muzyki. To właśnie słyszę w zrelaksowanym „Think of Home”, budzącym zaufanie „To Never Forget the Source” i wzruszającym „Envision Yourself Levitating”.

Relaks, zaufanie i wzruszenie... Czy te elementy nie powinny składać się na lepszy świat, do którego warto dążyć? Shabaka Hutchings na „Black to the Future” robi, co w jego mocy. Jeśli uznamy, że jakaś muzyka miałaby dawać na to szansę, to właśnie taka, jaką usłyszymy u Sons of Kemet.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych)