Chodź, pokażę ci coś jeszcze
Jerry & The Pelican System, Jerzy Mączyński drugi z lewej, fot. Aleksandra Bodnaruś

6 minut czytania

/ Muzyka

Chodź, pokażę ci coś jeszcze

Maciej Krawiec

Młodzi jazzmani w rodzaju Jerzego Mączyńskiego to już nie „muzyczne brudasy”, jak mówiło o sobie pokolenie yassu. Są wykształceni i świadomi. Nie dziwią u nich poszatkowane formy, przeskoki z freejazzu do szkolnej etiudy czy hiphopowy groove. Nie dziwią, ale czy interesują?

Jeszcze 2 minuty czytania

Warszawski kwintet Jerry & The Pelican System reprezentuje trend w polskiej muzyce improwizowanej, który nazwałbym ironicznym eklektyzmem. Bez specjalnej troski o logiczny rozwój narracji, zespół eksponuje przeróżne pomysły, nieraz nonszalancko i żartobliwie. To ciekawa metoda tworzenia, ale marcowy występ kwintetu na festiwalu Jazz Jantar w Gdańsku pozostawił spory niedosyt. Przypominał raczej kiepski film akcji, gdzie kolejne eksplozje czy wyznania miłości nudzą zamiast ekscytować. Miałem wtedy nadzieję, że nadchodząca płyta wydana w ramach legendarnej serii „Polish Jazz” będzie bardziej udana niż gdański koncert…

Liderem zespołu jest 24-letni saksofonista Jerzy Mączyński. Jazzu uczył się w Warszawie, Wrocławiu i duńskim Odense, a obecnie studiuje w filii bostońskiego Berklee College of Music w Walencji. Zanim w 2018 roku Mączyński sformował grupę Jerry & The Pelican System, zdążył nagrać w ramach składu P.E. Quartet udany album „Cokolwiek”, który wypełniły konsekwentnie budowane kompozycje, nasycone psychodelicznym i brudnym brzmieniem. To była spójna propozycja, mogąca kojarzyć się z muzyką zespołów Daktari czy Shofar, gdzie – pomimo pewnej surowości – udało się wykreować tajemnicze formy, intrygujące zarówno melodiami, jak i improwizacjami.

Ze swoim nowym kwintetem Mączyński idzie całkiem inną drogą. Nie interesuje już go prowadzenie logicznej opowieści – woli namnażać wrażenia, które rodzą się w wyniku sięgania po najróżniejsze konwencje i stylistyki. Taki sposób działania dobrze znamy choćby z twórczości Franka Zappy, Johna Zorna czy Mostly Other People Do The Killing, ale i niejednego polskiego składu. Dawniej piewcą brawurowych muzycznych oksymoronów była u nas na przykład grupa Miłość. Dziś w twórczości ironicznej prym wiodą przedstawiciele środowiska Lado ABC, ale też rówieśnicy Mączyńskiego: między innymi kontrabasista Franciszek Pospieszalski i jego sekstet (bardzo dobry album „1st Level” sprzed dwóch lat) czy pianista Marcel Baliński ze swoim Entropia Ensemble (niezły debiut „Entropia” z 2018 roku). A o bliskości ich zainteresowań świadczą nie tylko nagrania, ale też fakt, że… Pospieszalski i Baliński występują również w nowym zespole Mączyńskiego. Towarzyszą im jeszcze jazzowy trębacz Marcin Elszkowski i perkusistka Wiktoria Jakubowska, chętnie wplatająca rytmikę rockową i hiphopowe groove’y, a także – na jeden utwór – hinduska skrzypaczka Apoorva Krishna.

Każda z wymienionych grup realizuje ów eklektyzm na swój sposób, ale do cech wspólnych zaliczyć trzeba swobodne żonglowanie muzycznymi idiomami, niechęć do przewidywalnych narracji, zamiłowanie do humoru czy groteski, wreszcie – wysoki kunszt wykonawczy. To już nie są „wichrzyciele i muzyczne brudasy”, jak Tymon Tymański mówił o sobie i Mikołaju Trzasce z czasów zespołu Miłość. Są wykształconymi, kompetentnymi instrumentalistami, którzy nie wahają się korzystać z tego, czego nauczyli się, podróżując między kontynentami, i garściami czerpią inspiracje z napędzanego nowymi technologiami świata. Nie dziwią więc poszatkowane formy, nagłe przeskoki z freejazzu do estetyki szkolnej etiudy albo przeplatanie najprawdziwszego swingu z nie mniej prawdziwym rockiem. Nie dziwią, ale czy interesują?


Problem albumu „Jerry & The Pelican System” polega na tym, że jak kula u nogi ciąży mu nadmiar pomysłów. Mączyński zdaje się mówić do słuchacza: „Chodź, pokażę ci coś jeszcze” – w efekcie dowiadujemy się coraz więcej o zainteresowaniach jego i jego muzyków, ale niestety coraz mniej o sensie ich pracy. Mączyński ma awersję do trwania przy jakiejś myśli czy wykreowanym Jerzy Mączyński, Polish Jazz vol. 83: Jerry and the Pelican System, Warner 2019Jerzy Mączyński, „Jerry & The Pelican System. Polish Jazz vol. 83”,
Warner Music Polska 2019
nastroju; woli strącać je z piedestału, rozwalać, rozrzucać elementy, odwracać się i ruszać w innym kierunku.

 Gdyby jeszcze te epizody, z których budowane są kompozycje mozaiki, miały w sobie świeżość i błyskotliwość, choćby tych z płyty „1st Level” Pospieszalskiego, można by – jak na popularnym GIF-ie – sięgnąć po popcorn i zajadać się nim, słuchając z zaciekawieniem. Ciekawych muzycznie pomysłów, które układałyby się w jakąś niezależną i osobną, ale komunikatywną myśl, jest jednak niewiele. W kilku kompozycjach przekonująco wybrzmiewają żarty ze smooth jazzu i patosu. We względnie oszczędnym utworze „GoodnessGOOFY” interesującą podróż przemierza kontrabas w otoczeniu klubowego pulsu i quasi-ludowego tematu dęciaków. Namiastka konsekwencji i jednorodności bardzo pomaga jeszcze kompozycjom „Chaos III” i „Zoża cześć”, w których dobre pomysły formalne wreszcie nie giną w gąszczu wynalazków. Gdzieniegdzie pojawi się ciekawy instrumentalny dialog, chwila namysłu, ładny aranż, ale lider nie pozwala słuchaczowi nacieszyć się nimi.

Tych parę niezłych momentów nie zmienia ogólnego wrażenia, że Mączyński nie wie jeszcze, co konkretnie z wolnością twórczą zrobić. Nie sposób odmówić artyście muzycznej wielojęzyczności i bujnej wyobraźni, ale bardzo potrzeba mu wyczucia w korzystaniu z nich. Na pewno znajdą się jednak słuchacze, którzy na jego pstrokatą muzykę zareagują na przykład tak: „Super, że to jest takie pojebane”. Te słowa znalazły się na końcu przesłanego mi niedawno do emisji radiowej utworu zespołu RASP Lovers – grupy o podobnych estetycznych założeniach co Jerry & The Pelican System – w którym gra zresztą Mączyński. Może i super, lecz dla mnie to za dużo grzybów w barszczu.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).