Umberto Eco, „Cmentarz w Pradze”

Tomasz Fiałkowski

„Cmentarz w Pradze” to demaskatorski w założeniu traktat o myśleniu spiskowym i źródłach nowoczesnego antysemityzmu, ale ubrany w kostium powieściowej gry. Zabieg przewrotny – ale i ryzykowny

Jeszcze 2 minuty czytania

Mój przyjaciel z Ołomuńca Václav Burian, poeta, polonista i znakomity tłumacz Miłosza, przeżył piętnaście lat temu niemiłą przygodę. W 1996 roku opublikował przekład książki Janusza Tazbira o „Protokołach Mędrców Syjonu”. Pracy profesora Tazbira, szczegółowo odtwarzającej historię złowrogiego falsyfikatu, za którym stała carska Ochrana, biblii antysemitów, towarzyszył, jak w wydaniu polskim, tekst „Protokołów”. Ktoś jednak nie doczytał, o co właściwie w tej książce chodzi, i rozpętało się piekło. Bogu ducha winny tłumacz oskarżony został o propagowanie antysemityzmu i wyjaśniać musiał publicznie, że nie jest wielbłądem.

Umberto Eco, „Cmentarz w Pradze”.
Przeł. Krzysztof Żaboklicki. Noir sur Blanc,
Warszawa, 602 strony, w księgarniach
od listopada 2011
Historia ta pokazuje, z jak delikatną materią mamy w przypadku podobnych tekstów do czynienia. Bawaria, właściciel praw autorskich do „Mein Kampf” Adolfa Hitlera, do dziś nie zezwala na publikowanie tego kuriozalnego skądinąd dziełka, nawet ze stosownym komentarzem historycznym. Zapewne słusznie – z komentarzem czy bez, w Niemczech wznowienie „Mein Kampf” rozchwytane by było przez neonazistów. Nie przypadkiem polskie tłumaczenie „Mojej walki” znaleźć można na antysemickiej witrynie radioslam.org.

Przygoda Václava Buriana przypomniała mi się podczas lektury „Cmentarza w Pradze” Umberta Eco. Skojarzenie oczywiste: historia „Protokołów...” tworzy nić przewodnią tej wielowątkowej i mocno poplątanej opowieści, której tematem głównym jest wiek XIX jako epoka rozkwitu paranoicznych teorii spiskowych, myślenia o świecie społecznym jako mechanizmie wprawianym w ruch przez ukryte siły, kierujące się złymi intencjami: masonów, jezuitów, Żydów.

Eco daje po raz kolejny popis erudycji, chwilami cokolwiek monstrualnej. Rozbudowuje tło historyczne – są tu i dzieje Królestwa Sardynii, i rok 1848, i Garibaldi ze swoją „Wyprawą Tysiąca” na Sycylię, i Komuna Paryska, i sprawa Dreyfusa. Przywołuje literaturę, z której autorzy „Protokołów...” czerpać mogli natchnienie – od „Historii jakobinizmu” księdza Barruela, poprzez popularne powieści Dumasa (scena otwierająca „Józefa Balsamo”!) i Sue’go, wymierzony w Napoleona III pamflet Maurice’a Joly „Dialog w piekle pomiędzy Machiavellim i Monteskiuszem”, po „Biarritz” – antysemicką ramotę autorstwa Sir Johna Retcliffe’a, czyli niemieckiego pisarza Herrmanna Goedsche. Wykorzystuje też nieprawdopodobnie brzmiącą, ale najzupełniej autentyczną historię mistyfikatora Léo Taxila. Ten antyklerykał i autor antykatolickich pamfletów, po ostentacyjnej konwersji przedzierzgnął się w surowego krytyka masońskich spisków i doczekał się pochwał od papieża, następnie zaś dokonał autodemaskacji. Ofiarą oszustwa padła między innymi młoda karmelitanka, Teresa z Lisieux, przyszła święta, zafascynowana postacią Diany Vaughan – rzekomego źródła ogłaszanych przez Taxila rewelacji na temat masonerii...

Czy jednak Diana Vaughan w ogóle istniała? W powieści Eco – owszem. Bowiem „Cmentarz w Pradze” to przecież nie esej historyczny, ale powieść, choć niemal wszystkie pojawiające się na jej kartach postacie miały realne pierwowzory. Poczynając od „doktora Froïde”, młodego psychiatry, który przyjechał do Paryża, do profesora Charcota, sławnego specjalisty od histerii, z którym spotyka się główny bohater. Bohater nie dość, że fikcyjny, to jeszcze rozdwojony. Raz jest Simoninim, Piemontczykiem, wnukiem klerykała-antysemity i synem karbonariusza, notariuszem-fałszerzem i wieloletnim pracownikiem tajnych służb, to znów zmienia się w księdza Dalla Piccolę...

„Wybór padł na XIX wiek również dlatego, że miałem wielką ochotę napisać un roman-feuilleton, czyli powieść w odcinkach, podobną do tych, które wtedy publikowały gazety. To właśnie powieści tego typu, chociażby «Ludzkie tajemnice» Eugeniusza Sue, zainspirowały «Protokoły mędrców Syjonu»” – tłumaczył niedawno Eco Miładzie Jędrysik na łamach „Książek”, magazynu „Gazety Wyborczej”. Mamy więc demaskatorski w założeniu traktat o myśleniu spiskowym i źródłach nowoczesnego antysemityzmu, ale ubrany w kostium powieściowej gry, nawiązującej przy tym do gatunku, który takie myślenie upowszechniał. Zabieg przewrotny – ale i ryzykowny.

Nie chodzi mi nawet o przeciążenie powieściowej konstrukcji faktograficzną materią, ani o kłopoty z sobowtórowym bohaterem – by się z nimi uporać, potrzebna jest interwencja narratora. Joanna Tokarska-Bakir nazwała nową książkę Eco „habilitacją rozpisaną na podrzędną XIX-wieczną powieść w odcinkach” – mocne zdanie, choć można je odczytać jako przewrotną pochwałę, wszak podrzędne powieści chętnie czytamy. To, co mnie podczas lektury uwierało, dotyczy raczej zderzenia między pastiszowo-groteskowym tonem narracji a grozą, jaką budzą wywody Simoniniego. Tak, są w oczywisty sposób absurdalne i wewnętrznie sprzeczne – cóż jednak z tego, skoro i dzisiaj znalazłyby rzesze akceptujących słuchaczy. Skąd to wiem? Cóż, po prostu korzystam z internetu... Bawimy się zręczną opowieścią, uśmiechamy się oglądając XIX-wieczne ryciny, które ją ilustrują, uśmiech jednak znika, kiedy pomyślimy, że demaskatorski zabieg, jakiego dokonuje Eco, wcale nie musi być skuteczny.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.