I poszłam

I poszłam

Rozmowa z Honoratą Martin

Raz spałam w zakładzie pracy. Wielki teren i ani żywego ducha. Pan, który mnie tam zawiózł, zapytał, czy piję alkohol i czy dopuszczam mężczyzn. A następnego dnia rano przyniósł mi miód i pożegnał serdecznie

Jeszcze 5 minut czytania

IWO ZMYŚLONY: Wyszłaś w Polskę – przed siebie, bez mapy, bez GPS-a, bez celu. Dlaczego?
HONORATA MARTIN:
Nie wiem. Chciałam po prostu wyjść z domu i ruszyć przed siebie w nieznane. Chodziło mi o stworzenie sytuacji, w której nie mam pojęcia, czego chcę i co mnie nowego napotka – chciałam się odciąć od bodźców i motywacji. Chciałam iść przed siebie, zobaczyć, co będzie dalej.

Absolutna wolność?
Na początku też mi się tak wydawało.

Byłaś wolna. Mogłaś robić, co chciałaś.
No właśnie to tak nie działa. Gdybym sobie zamawiała hotel albo miała załatwione noclegi jak pielgrzymi, to bym mogła tak sobie iść na luzie. Wtedy bym wiedziała, że ktoś na mnie czeka. A tak nie miałam pojęcia, co będzie – co się kryje za tym czy za kolejnym zakrętem, czy będzie to wieś czy miasto, za ile kilometrów – nic. Nie miałam pojęcia, co spotkam na mojej drodze, ani co bym spotkała na każdej z dróg, które mijam.

Honorata Martin

malarka, artystka multimedialna. Ukończyła Akademię Sztuk Pięknych w Gdańsku (dyplom z malarstwa u Mieczysława Olszewskiego i aneks z intermediów u Wojciecha Zamiary). W 2007 roku studiowała w Marmara University w Istambule. Laureatka III nagrody konkursu Gepperta (2011) oraz nagrody publiczności na Gdańskim Biennale Sztuki (2012). W pracach performatywnych bada granice ludzkiej wytrzymałości – psychicznej, fizycznej i emocjonalnej. Strona artystki: www.cargocollective.com/honoratamartin

Przecież szłaś do Wrocławia.
No tak, ale to się pojawiło już w trakcie – bo sobie kompletnie nie radziłam z tą bezcelowością. Byłam sparaliżowana. Zupełnie nie wiedziałam, co mam robić. Ludzie mi podrzucili ten Wrocław na zasadzie: „aha, to idziesz z Gdańska do Wrocławia”. Więc ja im mówię, że nie – że dopiero wystawę mam tam zrobić w grudniu, na razie idę gdziekolwiek. A oni mi na to „aha, aha, aha… czyli idziesz do Wrocławia”. Wszyscy mieli dokładnie ten sam problem z tym brakiem celu jak ja. W ogóle nikt nie potrafił tak myśleć – wyjść z domu i ruszyć przed siebie. To niemożliwe.

Czyli ten projekt był od początku  otwarty?
Całkowicie. Dlatego też mogłam swobodnie rysować i robić zdjęcia – nawet jeżeli to były pejzaże zachodzącego słońca. Po prostu nie myślałam, że będę to pokazywać. Cały czas sądziłam, że zrobię inną pracę – na przykład film o jakimś napotkanym człowieku, który mi się wyda ciekawy.

Honorata Martin, Wyjście w Polskę, 2013

To jak to jest – tak iść bez celu?
Przedziwnie – nigdy wcześniej w życiu czegoś takiego nie doświadczyłam. Nie wiedziałam, że to może być takie dołujące. Jak czasem robiłam sobie przerwę i gdzieś siadałam na piętnaście minut, to tak siedziałam i jakby nie wiedziałam po co. Wiedziałam, że mogę wstać i iść – ale po co? Przecież równie dobrze mogę zostać i siedzieć. Naprawdę to było cholernie dołujące, bo przez to nie byłam w stanie w ogóle odpoczywać. Dlatego nawet jak byłam zmęczona, to szłam dalej. To już było łatwiejsze.

Łatwiejsze?
No w sumie też nie łatwiejsze, bo kiedy już wstawałam i sobie mówiłam „dobra, to teraz pójdę tam”, to zaraz odzywało się we mnie „zaraz, ale dlaczego akurat tam, a nie gdzie indziej? Przecież to nie ma znaczenia, w którą stronę pójdę”. Naprawdę przedziwne. W końcu doszłam do wniosku, że chociaż to jedno powinnam zrzucić z bańki – bo tego jest za dużo, to mnie paraliżuje. Ludzie sami mnie pchali do tego Wrocławia. Chcieli mi pomagać i wskazywać drogę – więc musiałam im móc powiedzieć cokolwiek, dokąd idę. „Przed siebie” wprawiało ich w kompletne osłupienie.

Co cię zaskoczyło najbardziej?
Na przykład to, że w małych miejscowościach sołtysami są zazwyczaj kobiety. Albo że ludzie na wsiach żyją w dużo lepszych warunkach niż ja w mieście. Ale ostatnio przypomniałam sobie, co mnie dziwiło naprawdę – że każdego dnia rano, kiedy tak ruszałam zazwyczaj koło szóstej-siódmej, to zachodziłam do sklepu, a tam już ktoś był przede mną, tyle że po piwo.

„Wyjście w Polskę”

15 lipca 2013 roku Honorata Martin opuściła miesz­kanie w Gdańsku, udając się w samotną, pieszą wędrówkę bez określonego celu i sprecyzowanego kierunku. Omijając większe miejscowości, nocując u przy­god­nie napotkanych ludzi, artystka żyła z dnia na dzień, mierząc się z przestrzenią i ludźmi na co dzień nie­widzial­nymi dla miej­skich elit. Po prawie dwóch miesiącach marsz zakończyła w Dzierżoniowie na Dolnym Śląsku. Projekt zrealizowany został w ramach wystawy „Kurator Libera: Artysta w czasach bez­nadziei” we wrocławskim BWA.
Dokumen­tacja akcji Honoraty Martin zajmuje centralną przestrzeń wystawy „Społeczeństwo jest niemiłe” (Honorata Martin, Dorota Masłowska, Cipedrapsquad, Maria Toboła), pokazywanej w galerii Raster w Warszawie do 29 marca 2014. W dniu finisażu w Rastrze odbędzie się premiera teledysku do piosenki Doroty Masłowskiej „Ryszard” w reżyserii Anety Grzeszykowskiej.

A w sobie?
Poczucie lęku. Na początku w ogóle o tym nie myślałam. Myślałam, że będę takim obserwatorem, że będę poznawać ludzi, przeżyję wspaniałą przygodę. Ale już pierwszego dnia zobaczyłam, że jednak będę się bała.

Skazałaś się na łaskę i niełaskę przypadkowych ludzi.
Zabawne, ale dziś widzę, że nie chcę pamiętać o lęku, właśnie ze względu na lojalność wobec tych wszystkich, których spotkałam i którzy mi pomogli.

Ale w dokumentacji projektu ten lęk jest wyczuwalny.
Wiesz co, kiedy dzisiaj patrzę na niektóre z tych rysunków, to czuję się lekko zażenowana. Teraz bym pewnie zrobiła wszystko inaczej. Ale z drugiej strony – gdybym teraz to próbowała poprawić, to by przestało być prawdą. To wszystko jest takie, jakie było wtedy. I tylko takie może być. Teraz wróciła ironia, dystans do tego wszystkiego, do siebie samej, ale wtedy tego nie było.

Honorata Martin, Wyjście w Polskę, 2013

Ta dokumentacja miejscami jest skrajnie osobista.
Ja się w ogóle bałam to wszystko pokazywać – nie wiadomo było, z jakim to się odbiorem spotka. Tam są przecież fragmenty, w których ja z przemęczenia bełkoczę, albo tak się boję, że mówię rzeczy, które mogą się wydać strasznymi banałami. Dopiero na końcu musiałam coś z tego wybrać – przyjechałam na spotkanie ze Zbyszkiem Liberą do BWA we Wrocławiu, na miesiąc przed wystawą, i pokazałam mu teczkę z całą dokumentacją. I co on brał z tego do ręki, to mu wyrywałam – „nie, ten nie… ten nie, ten nie…”. To samo było z filmami – pokazywałam mu klipy po ułamkach sekund i chciałam zamykać laptopa. Bardzo go tym rozbawiałam, ale sytuacja w sumie nie była taka zabawna – wystawa była za miesiąc, a ja w zasadzie niczego nie pokazałam.Wtedy bardzo mi pomógł – w pewnym momencie powiedział: „pomyśl, jakbyś to chciała zobaczyć – nie myśl o tym, że się przed kimś odsłonisz. Nie bój się ośmieszenia”.

Próbuję to sobie wyobrazić – po całym dniu marszu docierasz do zupełnie obcej miejscowości, w której nikogo nie znasz. I co – pukasz do pierwszych lepszych drzwi?
Może nie pierwszych lepszych. Wybieram sobie jakieś i pukam. Pytam, czy mogę się rozłożyć z wózkiem na terenie gospodarstwa.

A ludzie co na to?
Zwykle się zgadzali. Czasami najpierw pytali, kto jestem, dokąd idę, dlaczego.

Honorata Martin, Wyjście w Polskę, 2013

Mówiłaś, że jesteś artystką?
Mówiłam, tłumaczyłam, że potem będzie wystawa, ale że jeszcze nie wiem, co z tego wyjdzie – może zrobię film, może namaluję obrazy. Raczej mnie brali za pejzażystkę, która poszukuje widoków. Bardzo często mnie w końcu zapraszali do środka.

I co wtedy?
Rozmawialiśmy. Z obcym czasami jest łatwiej porozmawiać. Pamiętam taki moment, że rozmawiałam z państwem, którzy zaczęli mi mówić o bardzo osobistych sprawach. Aż się popłakaliśmy – ja i oni. Wiedzieli, że ja zaraz wyjdę i nigdy się nie spotkamy. Spytałam, czy mogę zrobić im zdjęcie na pamiątkę – nie chcieli. I poszłam.

Nie miałaś nigdy ochoty zanocować w hotelu i porządnie się wyspać?
Był jeden taki moment, kiedy rzeczywiście chciałam z tego skorzystać. To było pod sam koniec. Zrobiło się już ciemno, a ja doszłam do miasta – wcześniej myślałam, że to będzie wieś. Poczułam się fatalnie, bo to takie miejsce, że strasznie ciężko zapukać. Do tego padało – nie miałam gdzie się schować, żeby zasnąć. Naprawdę czułam się słabo – byłam bardzo zmęczona, ten wózek miałam przykryty taką folią budowlaną, sama też nią się przykryłam. Zadzwoniłam do swojego chłopaka i poprosiłam, żeby mi coś znalazł, bo nie widzę opcji. Nie miałam zupełnie siły. No i on sprawdził w internecie, że tam jest jakiś hotelik. Więc mówię – dobra, idę. I poszłam tam z tym wózkiem. A to był taki socjalistyczny blok z napisem „hotelik” na ścianie – zwykły budynek mieszkalny, w którym od dawna nie było hotelu. Stałam tam i myślałam, że po mnie.

Honorata Martin, W Polskę, 2013

Scena jak z koszmaru.
Żebyś wiedział – koszmar. Były tam jakieś kobiety – siedziały pod daszkiem na klatce. Jedna z nich, może z dwa lata starsza ode mnie, zaczęła ze mną rozmawiać. Na początku była nieufna, bardzo na dystans. Myślała, że jestem bezdomna. Ale tak podeszła, spojrzała do tego wózka, na mnie. Więc ja mówię jej, że potrzebuję noclegu i wiem, że to strasznie głupie w mieście, ale czy ja mogę przykryć sobie folią krzaki i przespać się pod blokiem. Ona mówi, że spoko. Ale już naprawdę zaczęło tak padać solidnie. Wtedy się mną przejęła – że mnie nie może zostawić.

A nie myślałaś, żeby pójść do parafii?
Myślałam, ale te dziewczyna mi to odradziła – na tej parafii wcześniej pielgrzymów nie przyjęli. Później mi się przyznała, że chciała mnie wziąć do siebie, ale ma dwójkę dzieci, a nie było męża. Gdyby była sama, to pewnie by mnie wzięła. Tak więc bała się mnie wziąć do domu, ale też nie potrafiła zostawić mnie samej. Aż w końcu wpadła na pomysł – „Wiem, pójdziesz do mojego taty. On cię weźmie do domu. Będzie zachwycony”.

Ja bym się poczuł nieswojo.
Ja też! Myślę sobie – no fajnie, ale, kurczę, też nie wiem – starszy samotny mężczyzna. Więc powoli zaczęłam się z tego wycofywać – mówię, że nie, nie, tu będzie w porządku na tej trawie. Ale nie było odwrotu. I wiesz, co się okazało? Że to rewelacyjny człowiek – niesamowity. Stolarz zajarany kolarzówką, który przez całe życie jeździ po okolicach. Był też najsubtelniejszym, najgrzeczniejszym facetem, jakiego poznałam przez ten cały czas. Jak mnie wpuścił do domu, od razu dał mi klucze i powiedział, że pójdzie spać do kolegi, żebym ja się nie czuła nieswojo. Chciał mi zostawić całe mieszkanie, totalnie nic o mnie nie wiedząc. Potem mi tłumaczył, że dla niego – skoro on pokonuje takie dystanse na rowerze – tylko to wystarczyło, że ja idę.

Honorata Martin, Wyjście w Polskę, 2013

Ty właściwie powinnaś napisać o tym książkę.
Ale nie jestem w stanie, bo mi się to przypomina falami, kiedy z kimś rozmawiam.

O co innego mi chodzi – ta historia to przecież opowieść wigilijna. Przywracasz wiarę w ludzi.
Ja mam całą masę tego rodzaju historii. Wiesz, one wszystkie są gdzieś w tej dokumentacji – tylko rzeczywiście trzeba mieć wiele godzin, żeby to ogarnąć. Ja wtedy udokumentowałam, że jestem w tym domu – że mnie ten facet przygarnął, że tamta dziewczyna pomogła. To wszystko jest w tej pracy.

rozmowie z Zofią Krawiec w „Wysokich Obcasach” mówisz też jednak o przykrych zdarzeniach, które cię spotkały – słyszałaś głupie wyzwiska, zaczepki, nieprzyzwoite uwagi. Masz więcej takich złych wspomnień?
Wiesz co, to jest tak, że często sytuacje, w których na początku się bałam, później się zupełnie odwracały – raz na przykład spałam u jednego mężczyzny, który mi polewał wódeczkę i czynił dwuznaczne aluzje. Czułam się bardzo nieswojo, bo dom stał na uboczu. Noc spędziłam u niego w budynku gospodarczym i nie mogłam zasnąć, bo miałam wrażenie, że wkoło ktoś cały czas chodzi – myślałam, że może się wkręcam, ale następnego dnia rano mu o tym powiedziałam, a on się wtedy zaśmiał, że pewnie chłopaki z sąsiedztwa chciały mnie zobaczyć, bo wszyscy widzieli, jak idę. Ostatecznie jednak zostałam u niego dłużej, bo się okazało, że to fascynujący człowiek  naprawdę, jeden z ciekawszych, jakich poznałam po drodze.

Honorata Martin, Wyjście w Polskę, 2013

Czyli społeczeństwo nie jest takie niemiłe?
Czasem bywa miłe, a czasem bywa niemiłe. Inaczej odbierasz ludzi znając ich jeden dzień, inaczej, kiedy obok nich mieszkasz, a jeszcze inaczej, gdy ich lepiej poznasz. Nie wiem o czym bym zrobiła ten projekt, gdybym zamieszkała w którymś z tych miejsc powiedzmy na rok. Ja do tych ludzi trafiałam potrzebując pomocy, byłam od nich zależna, ale też było wiadomo, że przecież zaraz zniknę.
Raz spałam w zakładzie pracy, zawiózł mnie tam pan, który mi powiedział, że jestem tutaj sama i mam niczego się nie bać, bo tylko on ma klucze i nikt inny nie przyjdzie. A potem mnie zapytał, czy piję alkohol i czy dopuszczam mężczyzn. To był też taki moment, kiedy nieźle się bałam – wokół wielki teren, budynki gospodarcze, ani żywego ducha. Ale ten pan przyszedł następnego dnia rano, przyniósł mi wino i miód, i pożegnał serdecznie.

Może po prostu miałaś wyjątkowe szczęście?
Czasami też tak myślę. Na pewno nie mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że każdy niech sobie idzie, bo wszystko się dobrze skończy. Takiej pewności nie ma. I też bym skłamała, gdybym powiedziała, że było tylko miło i nikt mnie nie zaczepiał. Sam zauważyłeś, że czuć lęk w mojej pracy – on nie wziął się znikąd. Były takie miejsca, w których mnie wyśmiewano i wytykano palcami. Ale ja się wtedy po prostu nie zatrzymywałam, tylko szłam dalej.

Stworzyłaś sobie sytuację graniczną, w której wszystkie słabości skupiają się jak w soczewce – samotność, bezradność, wstyd i lęk przed obcymi. Ale twój projekt jest też ciekawy badawczo – z socjologicznego czy antropologicznego punktu widzenia. Na własnej skórze przetestowałaś prawdziwość więzi społecznych – to, na ile naprawdę możemy polegać na innych. Myślę też, że każdą z tych osób, które na swej drodze spotkałaś, w pewnym sensie zmieniłaś – stałaś się dla nich na zawsze niezwykłym doświadczeniem.
A nie mówiłam ci? Wczoraj zadzwoniła do mnie jedna dziewczyna, która usłyszała mnie w Trójce. I mówi do mnie: „wiesz co, miałam takiego doła, chciałam gdzieś stąd wyjechać, bo mieszkam na takiej wiosce, że tu nic nie dochodzi. Czułam się taka odcięta, taka osamotniona. Aż tu naglę słyszę cię w radiu. Od razu pomyślałam – Boże, ty do mnie przyszłaś!”.

Honorata Martin, Wyjście w Polskę, 2013

Odebrałaś więcej takich telefonów?
Kilka. Wcześniej – kiedy otwieraliśmy wystawę we Wrocławiu – zadzwoniła do mnie ta druga dziewczyna, u której ojca spałam. Bardzo chciała przyjechać i spytała, czy będę, bo ona nigdy w życiu nie była w galerii i nie wie jak się zachować – mówi, że bardzo by chciała zobaczyć, ale to jest dla niej zupełnie obce miejsce i będzie się czuła nieswojo. Więc chciała się upewnić, czy będę, żeby jej jakoś pomóc. Ja na to, że jasne, i od razu mnie tknęło, że to dokładnie tak samo, jak ja czułam się u niej wtedy pod tym blokiem. Powiedziałam: „zadbam o ciebie w tym moim świecie, tak jak ty o mnie zadbałaś w tym swoim”.

Na wernisażu w Rastrze wszyscy się pytali, co się stało z pieskiem.
(Śmiech) Piesek wrócił do domu – żyje i ma się dobrze. Ale w pewnym momencie musiałam zadzwonić po chłopaka, żeby po niego przyjechał. Szedł ze mną dzielnie przez pierwsze trzy dni – to był wtedy hardkor, bo szłam początkowo bez wózka. On przez te trzy dni nic nie jadł i nie chciał pić w ogóle. To pies, którego uratowałam wcześniej ze schroniska – nauczył się, że ma dom, strasznie się przywiązał, aż tu nagle znowu każę mu się włóczyć. W nocy, kiedy spałam, myślałam, że on będzie mnie bronił. A to ja go w tym wszystkim tak śmiesznie musiałam pocieszać – że mamy fajny spacerek, sama w to nie wierząc.

A psy czują emocje…
A psy wszystko czują. On naprawdę nic nie zjadł przez te trzy dni. Nawet serka wiejskiego, który normalnie uwielbia. Nic nie tknął. Nie chciał pić wody – wzięłam mały plecak, więc miałam jedną butelkę dla siebie i dla niego. Cały czas mu lałam, więc sama też ledwo piłam. Te pierwsze trzy dni to była jakaś masakra. Wtedy zaczęłam się kierować w stronę wsi, w której mieszka mój tata. I kiedy już tam dotarłam, to się poryczałam z takiej bezsilności totalnej – że nie dałam rady, że nie wiem, co dalej, że po co ja to robię. W końcu tam zasnęłam, a kiedy się obudziłam – pamiętam, że z masakrycznym bólem głowy – zaczęliśmy rozmawiać i w żartach padło, że może dla psa wózek.  A ja uznałam, że to świetny pomysł. Szybko w tej wsi znaleźliśmy gospodarzy, którzy mieli spawarkę, i zrobiliśmy ten wózek.

Honorata Martin, Wyjście w Polskę, 2013 (widok instalacji na wystawie „Społeczeństwo jest niemiłe” w Rastrze)

I wyszłaś po raz drugi.
Wyszłam po raz drugi. Ale to drugie wyjście było sto razy trudniejsze, bo to pierwsze było tak złe, że przy tym drugim było już zero wolności. Wychodziłam tak powoli i tak się obracając za siebie. No i po trzech dniach mój Sasko padł na glebę, jakby miał jakiś zawał czy coś. Zadzwoniłam po ojca i wykrzyczałam, żeby przyjechał natychmiast. On przyjechał, wziął mnie i psa do auta. Ja już się nic nie odzywałam, bo drugi raz nie dałam rady i pomyślałam, że to już naprawdę koniec – że jest już dokumentacja, że już wiem, że się nie da. Bo przecież od początku zakładałam taką dowolność – że to się tak może skończyć. Potem przyjechał mój chłopak, wziął Saska do weterynarza.

Jednak się nie poddałaś.
Strasznie się zawzięłam, że spróbuję raz jeszcze. Pamiętam, że się zastanawiałam, czy brać wózek, czy nie brać – to jest też na jednym z rysunków. Kalkulowałam, że wózek mi daje identyfikację – od razu po nim widać, że jednak nie jestem turystą. Z drugiej strony wiedziałam, że wzbudza zainteresowanie – częściej negatywne niż pozytywne. Wiedziałam więc, że nie będę niezauważalna – nie będę mogła się schować. I to też jest śmieszne, bo ja na tym rysunku – kiedy się tak zastanawiam – napisałam w końcu „nie biorę”. No i wzięłam. Wyszłam po raz trzeci.

Co było potem?
Potem, gdy miałam już mieć wystawę we Wrocławiu, to całą tę trasę raz jeszcze przejechałam autem. Miałam taką potrzebę jakiegoś zamknięcia tego, bo wcześniej nie mogłam w ogóle zajrzeć do tej dokumentacji.

Kogo odwiedziłaś?
Zatrzymywałam się u tych, z którymi miałam jakiś dłuższy kontakt, z którymi mnie coś połączyło.

Jak reagowali?
To takie śmieszne, bo niektórzy się bardzo cieszyli i opowiadali, jak wszyscy znajomi dopytują, co z tamtą dziewczyną, co szła. Ale w niektórych wyczułam jakąś nową nieufność – była taka bariera, jakbym przyszła od nowa. Nie było takiej radości, jakiej się spodziewałam – ludzie jednak mają swoje życie, swoje rytuały, a ja im znowu zakłócam. To było ciekawe, ale najważniejsze, że mi dało spokój – że mogłam to wszystko zamknąć i skupić się na czym innym.

Honorata Martin, Wyjście w Polskę, 2013


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.