300 tysięcy – tyle mamy w Polsce artystów, muzyczek, malarzy, fotografek, ilustratorek, aktorów, reżyserek i pracowniczek instytucji kultury. To 2% wszystkich pracujących. Połowa pracuje na umowach śmieciowych. Jak radzą sobie w czasach epidemii? I czy przygotowują się na recesję?
Zmiana pracy będzie bolesna
Magda Hueckel miała w tym miesiącu fotografować spektakle w Teatrze Narodowym w Warszawie i Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Inne zlecenia miały nadejść z kolejnych miejsc, z którymi od lat współpracuje. „Pojawia się premiera, jest telefon i jadę z aparatem do teatru. Średnio miesięcznie wykonywałam pięć takich sesji” – opowiada. Była też umówiona na dwie sesje portretowe z amerykańską dyrygentką i aktorką. Oprócz tego w maju miała zaplanowaną wystawę w Galerii Jednostka w Warszawie, w czerwcu miała otworzyć kolejną – w Gruzji, na festiwalu łączącym fotografię i literaturę. A potem na Krakersie w Krakowie. „Nie ma z tego zbyt dużych pieniędzy, ale jednak są” – mówi.
W planach były również pokazy filmu „Ondyna”, fabularnego krótkiego metrażu, nad którym pracowała z Tomaszem Śliwińskim, z Bartoszem Bielenią w roli głównej. „Ondyna” jest rozwinięciem nominowanego do Oscara filmu dokumentalnego „Nasza klątwa” z 2013 roku. W kinie Elektronik na warszawskim Żoliborzu miał odbyć się pokaz charytatywny. „Włożyliśmy w to dużo energii, czasu i pieniędzy. Cały dochód miał pójść na badania nad lekiem” – opowiada. I dodaje, że część biletów została sprzedana na tydzień przed. „Efekt bardzo długiej pracy przepadł. To strasznie trudne, ciężko zebrać pieniądze na rzadką chorobę, zawsze jest coś ważniejszego. Szybko to się nie powtórzy, ludzie nie będą mieli pieniędzy”.
Jej mąż, Tomasz Śliwiński, nie poleciał na pokazy swojego filmu do Arizony i Nowego Jorku. „Ondynę” mieli zobaczyć również widzowie Florencji. Hueckel i Śliwiński planowali też wspólnie pracować nad dokumentem o Krzysztofie Niemczyku, krakowskim artyście i performerze, a także montować jeszcze jeden film opowiadający o ich doświadczeniach zdrowotnych.
Co zamierza robić? „Liczę na małe zlecenia, poza tym mam oszczędności. Jak się skończą, to będę musiała się przebranżowić, szczególnie że mam dwójkę dzieci i dwa kredyty. Zmiana pracy będzie bolesna”.
Nędza projektowego życia
„Walec recesji, który po nas przejedzie, niestety w dużym stopniu dotknie sektor kultury” – mówi Jarosław Urbański, związkowiec i autor książki „Prekariat i nowa walka klas”. Tłumaczy, że artyści są mocno sprekaryzowanym środowiskiem, a jednocześnie na zbyt małą skalę zorganizowanym w związkach zawodowych. „Ich pozycja zawodowa w nowych warunkach będzie słabsza na rynku pracy od innych branż kluczowych dla gospodarki. Środowisko kultury czeka więc pauperyzacja”.
Wszystkie wady projektowego życia dzisiaj widać ze zdwojoną siłą: niepewność, brak stabilności, nieregularne i zróżnicowane zarobki, wyzysk, nieprzewidywalność, brak ubezpieczenia zdrowotnego, płatnego urlopu i zabezpieczeń emerytalnych. W czasach epidemii na drugim planie pozostały takie obietnice jak swoboda, elastyczność, samorealizacja, kreatywne życie i robienie tego, co się kocha. Rutyna biur, umowa o pracę, rygor przychodzenia na ósmą i stała pensja, która wpływa co miesiąc na konto, rekompensują osobiste ambicje. Jak pisze w książce „ABC projektariatu. O nędzy projektowego życia” Kuba Szreder: „prekarność oznacza nie tylko konkretną formę zatrudnienia, co raczej stan ciągłej niepewności. Praca prekarna jest pracą bez podstawowych praw pracowniczych i bez gwarancji pracowniczych. Prekarność jest stanem ciągłej gotowości do podjęcia jakiejkolwiek pracy, ponieważ obecna zaraz może się skończyć. Osoba prekarna nie wie, co przyniesie następny dzień”. A jeśli następnej pracy nie ma?
Jarosław Urbański podkreśla, że neoliberalny system gospodarczy dał społeczeństwom obietnicę nieustannego rozwoju i wzrostu. Pojawiające się co pewien czas kryzysy miały być krótkotrwałe. Miało nam się żyć coraz lepiej, więc regulowanie rynku pracy i zagwarantowanie osłony socjalnej pracownikom wydawało się czymś nieistotnym. Nie mogło być inaczej, skoro państwem rządzili zwolennicy teorii o skapywaniu i łódkach, które podnoszą się wraz z przypływem. „I nagle się okazało, że kilka milionów Polaków zatrudnionych na umowy śmieciowe znajduje się w dramatycznym położeniu, bez środków do życia i prawa do leczenia w państwowym szpitalu” – mówi Urbański.
Według szacunków ponad połowa sektora sztuki pracuje na umowach cywilnoprawnych. Inni zostali zmuszeni do założenia jednoosobowej działalności gospodarczej. „Nie wierzę, że zrobili to dobrowolnie. Może część środowiska, która wchodziła na rynek na początku transformacji, wierzyła, że jakoś sobie poradzi. Po czasie przyszło rozczarowanie” – mówi Urbański. Z rozgoryczeniem zauważa, że nawet jeśli twórcy chcieliby pracować na etatach, to nie ma dla nich miejsca. Instytucje nie mają na to pieniędzy, ponieważ są pod ciągłą presją oszczędności i cięć etatowych. Wspomina, że dzięki staraniom Obywatelskiego Forum Sztuki Współczesnej udało się doprowadzić do zawierania umów z artystami biorącymi udział w wystawach. Reszta postulatów leży na stole, w tym te włączające twórców do systemu ubezpieczeń społecznych. „Z perspektywy epidemii widać, że te zmiany były kosmetyczne. Mój związek zawodowy, czyli Inicjatywa Pracownicza, postuluje likwidację umów śmieciowych. Wiele osób zatrudnionych w ten sposób spełnia kryteria, by mieć normalny etat. A co z osobami, które nie mogą lub nie chcą pracować na umowie o pracę? Państwo powinno zapewnić im stabilny system zabezpieczeń społecznych – powszechne ubezpieczenie zdrowotne, prawo do zasiłku na tych samych zasadach co dla zatrudnionych na umowę o pracę, gwarancję emerytury. Doraźnym rozwiązaniem będą zasiłki dla bezrobotnych”.
Odwołali mi wszystkie spotkania autorskie
Sylwia Chutnik mówi, że na początku kwietnia komisja socjalna Unii Literackiej uruchomi zapomogi dla potrzebujących pisarzy i pisarek. „Jednorazowo będzie można otrzymać tysiąc złotych. O zapomogę będą się mogli starać pisarze i pisarki, którzy w wyniku obecnej sytuacji potracili źródła utrzymania (spotkania autorskie, debaty, festiwale itp.)”.
Sama jest przykładem osoby prowadzącej działalność gospodarczą, robi wiele rzeczy wokół pisania i czytania. Ma małe oszczędności, kredyt i dziecko na utrzymaniu. „Ale też niewielkie potrzeby w imię zasad punk rocka, od zawsze zero waste oraz fuck the capitalism. Na razie nie zdycham, ale sytuacja ma duży wpływ na moją sytuację ekonomiczną, bo w razie czego nie mam co liczyć na wsparcie”.
Chutnik miała zaplanowanych wiele spotkań literackich wokół wznowionych właśnie „Cwaniar”, na podstawie których Agnieszka Glińska reżyserowała spektakl w Teatrze Polonia. Premiera miała się odbyć 2 kwietnia. „Na razie odwołali mi pięć spotkań, inne w zagrożeniu, nie wiem, co z wakacjami. Plus sama organizowałam dwudniowy warsztat, teraz jest przełożony nie wiem na kiedy” – opowiada pisarka. Pracuje też przy Off Festivalu, który ma się odbyć w sierpniu. Nie wiadomo, czy dojdzie do skutku. Odwołano też koncert kapeli, w której śpiewa.
Reportażysta Piotr Milewski opublikował ostatnio „Planetę K. Pięć lat w japońskiej korporacji”. W książce relacjonuje zwyczaje panujące w firmach, społeczne relacje zawodowe i ekonomiczne zależności. Reportaż został wydany na początku marca. Milewski tuż przed zamknięciem instytucji kultury i klubokawiarni zdążył wziąć udział w spotkaniu premierowym w Instytucie Reportażu w Warszawie.
„Miałem jechać do Wrocławia – odwołane do końca czerwca, miałem występować w bibliotece na Woli – odwołane, Biblioteka Śląska – odwołane... Lawina ruszyła i nie wiadomo, kiedy się zatrzyma” – mówił mi Milewski, kiedy dwa tygodnie temu pisałem tekst do „Gazety Wyborczej” o tym, jak radzą sobie ludzie kultury. Dodawał, że dla pisarzy, szczególnie tych spotykających się z czytelnikami w całym kraju, nadszedł bardzo trudny czas. A honoraria za książki wypłacane są raz na pół roku. „Inni mają jeszcze gorzej. My możemy poszukać dodatkowych zleceń”.
Skąd pomoc?
Nikodem Szewczyk jest współautorem raportu omawiającego skutki nadchodzącej recesji. Ekonomiści z Fundacji Instrat piszą, że kryzys gospodarczy wywołany pandemią koronawirusa SARS-CoV-2 nie będzie w niczym podobny do poprzednich kryzysów. „Formułowane dotychczas podczas kryzysów strategie mają w tym przypadku marginalne zastosowanie”. Zwracają uwagę, że w szczególności narażeni będą pracownicy wrażliwi, zatrudnieni na umowach cywilnoprawnych i samozatrudnieni. Mowa o co najmniej 1,5 milionie osób. Wśród grup ryzyka wymieniają również mikroprzedsiębiorców. Jak czytam w raporcie, tym osobom państwo powinno zapewnić świadczenie pieniężne na czas braku możliwości powrotu do pracy.
Jakie rozwiązania byłyby dobre dla pracowników sektora kultury? „Pytanie, jakie znaczenie dla rządu ma sektor kultury, skoro to tylko 2% wszystkich pracujących w gospodarce, co jest stosunkowo niską liczbą w porównaniu na przykład do przemysłu, w którym pracuje około 30%” – mówi Szewczyk. Zauważa, że w projekcie tarczy antykryzysowej o kulturze zbyt wiele się nie wspomina. Są tam dwa rozwiązania: pierwsze dotyczy przedłużenia terminu zwrotu środków za opłacone już wydarzenia kulturalne do 365 dni, drugie dotyczy – świadczenia miesięcznego w wysokości około 2000 zł dla zatrudnionych na umowę zlecenie i dzieło oraz samozatrudnionych. Projekt nie obejmuje wszystkich zatrudnionych w sektorze kultury.
Szewczyk uważa, że sensownym, doraźnym rozwiązaniem byłoby stworzenie funduszu celowego przy ministrze kultury. Wypłacałby artystom świadczenia rekompensujące utratę dochodu. „Istotne byłoby to, że wypłaty odbywałyby się natychmiast, wyłącznie na podstawie deklaracji” – mówi. Artysta deklarowałby dochód, który zostałby zweryfikowany dopiero po ustaniu epidemii. Świadczenie musiałoby być mniejsze niż 100% przychodów. Ministerstwo do tej pory jednak nie uruchomiło takiego funduszu. Proponuje artystom i artystkom skorzystanie z zapomogi. Po zakończeniu stanu epidemii minister planuje ogłoszenie dużego programu, którego głównym celem będzie ożywienie działalności kulturalnej i kompensowanie ewentualnych strat, jakie sektor kultury poniósł poprzez wprowadzone ograniczenia, zakazy i nakazy. Piotr Gliński uruchomił też program wsparcia kultury w sieci. O dotację będą mogły się ubiegać zarówno instytucje, jak i sami artyści. Ci drudzy jednorazowo mogą liczyć na ponad 14 tysięcy zł. Ministerstwo na cały program przeznaczyło 20 milionów.
Obecny system ubezpieczenia społecznego, jak zwraca uwagę ekonomista, opiera się na archaicznym założeniu, że większość ludzi jest zatrudniona na umowie o pracę i ma regularne dochody. „Artyści nie należą do takich osób. Jednego miesiąca zarabiają, drugiego nie. W przyszłości przydałoby się dostosować charakter ubezpieczenia społecznego właśnie do bardziej elastycznej formy rozliczania swojej działalności, na przykład w formie płacenia składek rocznie lub kwartalnie jako należnej kwoty o ustalonej z góry wysokości” – mówi Szewczyk.
W liście otwartym zaadresowanym do premiera, ministra kultury i samorządowców Obywatelskie Forum Sztuki Współczesnej pisze, że inne kraje przeznaczają na przetrwanie kultury miliony funtów (160 milionów, Wielka Brytania) i miliardy euro (50 miliardów, Niemcy), podkreślając przy tym rolę kultury dla przetrwania trudnych dni epidemii. „Polski rząd sprawę generalnie przemilcza. Odmowa uwzględniania osób pracujących w sektorze kultury w deklaracjach pomocowych rządu sprawia, że czujemy się zbędni. Zygmunt Bauman nazywa takie grupy wyrzuconych na margines kapitalizmu osób «ludźmi na przemiał». Z bólem przytaczamy tu jego słowa”. Działacze OFSW proponują stworzenie programu pozwalającego wypłacić twórcom bezzwrotne trzymiesięczne stypendium, z możliwością przedłużenia do pół roku. Miesięczna kwota wynosiłaby 80% płacy minimalnej. Wśród postulatów pojawiło się również objęcie wszystkich twórczyń i twórców ubezpieczeniem zdrowotnym, zawieszenie czynszów za pracownie artystyczne oraz utrzymanie na dotychczasowym poziomie budżetów instytucji kultury.
Na obecne problemy środowiska kultury odpowiedziały władze Warszawy. Twórcy będą mogli ubiegać się o granty na projekty teatralne, literackie, filmowe, muzyczne i te związane ze sztukami wizualnymi. Na ten cel stołeczny ratusz przeznaczy milion złotych. 40 tysięcy dostaną księgarnie, a ponaddzielnicowe instytucje kultury będą mogły wcześniej otrzymać raty dotacji (teatry i muzea dostają zazwyczaj miesięczne transze subwencji). Organizacje pozarządowe będą mogły zmodyfikować umowę z Biurem Kultury na realizację projektów dotowanych przez urząd miasta, a obecni stypendyści zmienić harmonogram i zakres pracy.
Z kolei prezydent Krakowa Jacek Majchrowski w specjalnym liście do środowiska kultury napisał: „Naszym priorytetem jest zabezpieczyć sytuację twórców i artystów, organizacji pozarządowych i instytucji kultury. Bardzo ważni są dla mnie twórcy lokalni, lokalne księgarnie i kina. To oni tworzą na co dzień niepowtarzalny klimat naszego miasta, są mieszkańcami naszego miasta i tu płacą podatki. Dlatego będziemy w pierwszej kolejności szukali takich możliwości, dzięki którym lokalna scena artystyczna i powiązane z kulturą branże będą mogły utrzymać się na powierzchni”. Krakowskie Biuro Festiwalowe rozpoczęło akcję wspierania małych, lokalnych księgarni, a ratusz ogłosił program „Kultura odporna”, który zakłada zwiększenie wysokości stypendiów i specjalne dotacje na tworzenie nowych dzieł. Majchrowski zapowiedział zabezpieczenie środków na ochronę miejsc pracy w krakowskich instytucjach kultury. Konkretne kwoty ma przedstawić w najbliższych dniach.
Gdańsk zapowiedział przeznaczenie 700 tysięcy zł na stypendia artystyczne przyznawane przez cały czas, a nie, jak do tej pory, trzy razy w roku. Twórcy wynajmujący lokale miejskie będą zwolnieni z czynszu.
Najchętniej uciekłabym z miasta
„Jem zapasy, pożyczyłam pieniądze od ojca, bo czekam na przelewy za ostatnie zlecenia” – opowiada mi Katarzyna, producentka kultury. Za pieniądze rodziców kupiła jedzenie dla kota, dla siebie, leki, zrobiła też podstawowe opłaty. Nie wie, co będzie robiła przez najbliższe tygodnie. Dwa festiwale i cykle koncertów, przy których miała pracować, zostały odwołane. Nie może też organizować komercyjnych wydarzeń, bo nie ma na nie teraz zapotrzebowania. „Liczę na pieniądze z tarczy, ale nie wiem, czy się kwalifikuję” – dodaje. W razie czego spróbuje się przebranżowić: ma doktorat z polonistyki, więc może udzielać korepetycji przed maturą. „Ale jak teraz próbowałam coś znaleźć, to było kiepsko”.
Choreografka i performerka Renata Piotrowska-Auffret straciła wszystkie zlecenia z marca i kwietnia. Miała pokazywać swój spektakl „Wycieka ze mnie samo złoto” na zagranicznych festiwalach w Niemczech, Czechach i Irlandii. Nie wznowi również „Równiny wątłych mięśni”, spektaklu granego w Polsce. „Straciłam możliwość prowadzenia regularnych zajęć teatralno-ruchowych w Teatrze Ochoty” – przyznaje. Teoretycznie festiwale zagraniczne proponują przeniesienie spektaklu na jesień lub następny rok. „To dobry gest, ale z perspektywy finansowej zupełnie niewspierający mojej obecnej sytuacji, ani sytuacji żadnej innej artystki”.
Widzi dobrą wolę, kiedy dyrektorzy proponują jej pracę edukacyjną w późniejszym terminie, ale to nie rozwiąże braku pieniędzy przez najbliższe miesiące. „Co ciekawe, mały teatr z niewielkim budżetem, Teatr Ochoty, gdzie prowadzę regularne zajęcia, zdecydował się zapłacić wszystkim prowadzącym za nieodbyte zajęcia w marcu. Praktyka płacenia za anulowane wydarzenie kulturalne czy zajęcia już została zastosowana w niektórych instytucjach kultury za granicą, Tricklock Festival z USA czy teatr ze Szwajcarii i z Niemiec” – opowiada.
Jej sytuacja nie jest najgorsza: ma trochę oszczędności i własne mieszkanie, ale jednocześnie razem z mężem stara się utrzymać rodzinę. Jednak przyszłość nie rysuje się w jasnych barwach. „Instytucje nie płacą za zerwane spektakle, a moje współpracowniczki są w sytuacji gorszej niż ja. Dla artystów freelancerów system jest bardzo szkodliwy. Potrzebujemy ciągłości finansowej, choćby minimalnej”.
Co zamierza robić? „Sytuacja jest dynamiczna. Staram się nie ulegać negatywnym myślom i działać na tyle, na ile mogę. Aż do czasu zamknięcia szkół planuję spędzać czas z moim synem, jednocześnie dzieląc opiekę nad nim z mężem, tak żeby każde z nas miało czas na działania zawodowe” – opowiada. Zamierza pracować koncepcyjnie nad dwoma nowymi spektaklami, których premiery zaplanowane są na sezon 2021/2022.
Razem ze swoją menadżerką przygotowuje duży projekt współpracy międzynarodowej z pola polityczności choreografii i kobiet choreografek, który powinien ruszyć pod koniec tego roku. „Kilka dni temu dostałam propozycję od Nowego Teatru na przygotowanie warsztatowego wykładu performatywnego w ramach cyklu online «Zrób to sam», do którego zapraszani są różni artyści. Jeśli obecna sytuacja będzie się przedłużać, to bardzo chciałabym wyjechać z miasta z rodziną. Potraktować ten czas jako takie nietypowe wakacje”.
W stronę nowej solidarności
Być może ubocznymi skutkami prekarnych form zatrudnienia, które w najbliższych miesiącach będziemy obserwować w środowisku twórców i twórczyń, będą depresja, wykluczenie, poczucie upokorzenia oraz bieda. Bo zgłoszenie się po zapomogę czy po kwitek potwierdzający status bezrobotnego nie mieszczą się w wyobrażeniu o życiu artystycznym.
Możliwy jest też inny scenariusz. W takiej samej sytuacji jak artyści są kelnerzy, barmanki, cała branża hotelarska, kwiaciarki, taksówkarze. Najpewniej za chwilę dołączą do nich pracownicy usług. Połączone interesy tych grup będą bardziej widoczne. Wszystkich połączą podobne doświadczenia, a także postulaty wzmocnienia praw pracowniczych, powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego. Wybór między wykluczeniem a solidarnością stanie się znowu realny.