Nie przyszedłem z pomysłami na wystawy
Żyjnia, BWA Dizajn

12 minut czytania

/ Sztuka

Nie przyszedłem z pomysłami na wystawy

Rozmowa z Maciejem Bujko

Problemem instytucji kultury są ludzie, którzy z założenia uważają, że urzędnicy są głupi. I na odwrót. Tak się nie da dojść do porozumienia – mówi nowy dyrektor BWA Wrocław

Jeszcze 3 minuty czytania

ARKADIUSZ GRUSZCZYŃSKI: W jakim stanie jest BWA Wrocław?
MACIEJ BUJKO: Przejścia. Otwieramy i planujemy kolejne wystawy, codziennie chodzimy do pracy, ale jednocześnie nie mamy głównej siedziby. Budynek galerii Awangarda nie nadawał się do użytkowania, w zamian dostaliśmy przestrzenie wystawiennicze na Dworcu Głównym. Ta sytuacja z jednej strony nas stresuje, ale z drugiej determinuje do działania.

Stresuje?
Dworzec jest naszą tymczasową siedzibą. I nie jest łatwą przestrzenią. Nie chcę się teraz nad tym rozwodzić, bo to bardzo przyziemne problemy. Naszym zadaniem jest budowa nowej galerii, która spełniłaby oczekiwania wielu stron, a także reagowała na wyzwania przyszłości. Musimy się poważnie zastanowić, jak zaprojektować instytucję kultury, która będzie potrafiła szybko odpowiedzieć na nagłe zubożenie społeczeństwa, zmiany klimatu czy pandemie. Nie wiemy jeszcze, jak budować w nowych warunkach.

Czy jakimś kierunkiem w myśleniu może być Żyjnia?
Na pewno. Nie pokazuje co prawda „odporności” budynku, który nie jest ani samowystarczalny, ani przygotowany na powodzie czy huragany i susze. Natomiast Katarzyna Roj, kierowniczka galerii Dizajn, pokazała kierunek, w jakim powinniśmy zmierzać. Marzy mi się, żeby całe BWA było Żyjnią, czyli miejscem regeneracji i odpoczynku psychicznego, miejskim uzdrowiskiem z małą architekturą, meblami, roślinami, z krytycznymi wystawami. Ten projekt działa w samym sercu betonowego miasta, przy Rynku, na którym nie ma drzew. Frekwencja nie jest najważniejszym kryterium, ale BWA Dizajn ma obecnie najwięcej odwiedzających, stało się „trzecim miejscem” dla okolicznych mieszkańców. Ludzie nie chodzą tam tylko, żeby oglądać wystawy, ale także po to, żeby odpocząć. Odbywają się tam również seanse regeneracyjne, czyli masaże, seanse dźwiękowe.

Maciej Bujko

Wygrał w tym roku konkurs na dyrektora BWA Wrocław, wcześniej pracował w Fundacji TIFF Colective. Jest absolwentem Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Schillera w Łodzi, gdzie w 2019 r. uzyskał tytuł doktora sztuki.

Jak postawicie nowy budynek, skoro zbliża się recesja, która nie sprzyja inwestycjom?
Miasto chce ją zrealizować w partnerstwie publiczno-prywatnym. To realistyczny pomysł, ale nie może się skończyć tym, że galeria będzie zapleczem na końcu korytarza 13. piętra innego budynku.

Czyli mówiąc po ludzku, deweloper postawi wam galerię?
Tak i nie. Nie jest powiedziane, że to będzie mieszkaniówka. Możliwi są jeszcze inni inwestorzy.

I co o tym sądzisz?
To nie jest proste. Są udane przykłady takiej współpracy, ale trzeba zwracać uwagę na proces projektowania i budowy. W tym momencie musimy się zastanowić, jakie funkcje ma pełnić nowe BWA, dla kogo ma być, jaką ma realizować misję.

Masz odpowiedzi?
Nie. Założyłem, że wspólnie się nad tym zastanowimy.

Wspólnie z kim?
Z pracownikami, ekspertami, artystami, kuratorami, mieszkańcami i miastem. Dopiero z takim pakietem informacji możemy zacząć projektować budynek.

BujkoMaciej Bujko

Dużą macie publiczność?
Nie za dużą. 

To znaczy?
Największym wynikiem frekwencyjnym w tym momencie jest wspomniana galeria Dizajn, którą w ciągu pierwszego półrocza odwiedziło 2,5 tysiąca ludzi.

A wszystkich oddziałów?
Łącznie 4763 osoby w pierwszym półroczu. W tym trzy miesiące lockdownu. To wciąż jednak dość mało.

I jakie z tego wyciągasz wnioski?
Że jesteśmy niewidoczni, znikamy nawet na dworcu, przez który przechodzą setki tysięcy ludzi. To oczywiście nie jest prosta sytuacja, PKP jest trudnym partnerem.

A co z zespołem?
W BWA pracują świetne kuratorki, a także osoby w działach administracyjnych. Możemy mieć lub nie mieć siedziby, ale BWA we Wrocławiu to ludzie. Mówię tu zarówno o zespolejak i odbiorcach.

I nie będzie żadnych zmian?
Tego nie powiedziałem. Musimy odpowiedzieć sobie na pytania, czy wszyscy czują się dobrze na swoich stanowiskach, co robią w instytucji i jakie mają cele. Nie wątpię, że czeka nas restrukturyzacja, ale rozumiana jako proces zmian mający na celu usprawnienie funkcjonowania zespołu. Poza tym do tej pory nie myślano komunikacyjnie o BWA jako o całości. Mamy cztery galerie, które w powszechnej świadomości mieszkańców Wrocławia są osobnymi instytucjami, pewnie dlatego, że kuratorki pracują osobno, każda w swojej galerii. Kiedy wygrałem konkurs, kilka osób zapytało, którego dokładnie BWA (śmiech). Zależy mi więc na tym, żeby zespół merytoryczny wspólnie zaczął tworzyć spójny program. Kiedy będziemy widzieć nawzajem swoją pracę, BWA ma szansę stać się wybitną instytucją.

Rozumiem, że jest miejsce dla Anny Mituś, która była twoją konkurentką w konkursie?
Jasne, że jest. Anna jest utalentowaną kuratorką, z dużą siecią kontaktów, która tworzyła siłę BWA. Fakt, że ma aspiracje i zgłosiła własny pomysł na BWA w konkursie, nie wyklucza jej z zespołu kuratorskiego.

Postanowiłeś podpisać umowę z miastem, które ma problematyczny wizerunek w środowisku kultury. Głośnym echem odbiło się zwolnienie Doroty Monkiewicz z Muzeum Współczesnego czy nieprzedłużenie kontraktu z Markiem Puchałą. Nie boisz się, że wasza współpraca nie będzie układała się dobrze? 
Po pierwsze, konkurs był uczciwy, po drugie, zaufano młodej osobie, która pracowała wcześniej w organizacjach pozarządowych, a po trzecie, w umowie zagwarantowano mi realizację programu. Mam z tyłu głowy sytuacje, o których wspomniałeś, ale w tym momencie nic złego się nie dzieje. Kiedy pojawią się problemy, będziemy szukać rozwiązań. Cenię sobie dialog i zawieranie kompromisów, być może to jest moja przewaga nad innymi osobami, które próbowały znaleźć wspólny język z miastem.

A myślisz, że Wrocław jest przyjaznym miastem dla prowadzenia instytucji kultury?
To zależy od perspektywy. Mamy zagwarantowane bezpieczeństwo finansowe i pełną swobodę w programie. Nikt na nas nie wpływa, nie ma cenzury, artyści i kuratorzy mogą tworzyć. Pytanie, co sprawiało w przeszłości problemy – może komunikacja między urzędem a dyrektorami? Nieufność?

Nie wiem, czego władze oczekują od takiej instytucji jak BWA. A poza tym chyba dużo włożono energii i pieniędzy w pracę nad Europejską Stolicą Kultury. Zgodziłbyś się ze mną?
ESK to jedna z gorszych rzeczy, która może przytrafić się miastu. Wbrew temu, co się mówi, to wielki festiwal, który 31 grudnia nagle się kończy, gaśnie światło, drzwi się zamykają. Zostają ludzie i ich oczekiwania, a także przepłacone eventy i festiwalizacja kultury. Kolejnym „spadkiem” jest podzielone środowisko, bo jeden dostał pieniądze, a drugi nie. Wiem, to duże uproszczenie. Wiele osób wycofało się po tym doświadczeniu ze świata kultury, pozostał niesmak w niektórych środowiskach. A jeśli chodzi o pierwszą część pytania, to problemem naszych instytucji są ludzie, którzy z założenia uważają, że urzędnicy są głupi. I na odwrót. Tak się nie da wypracować porozumienia. Jestem przedstawicielem innego pokolenia i środowiska, które nie wierzy w to, że istnieją „my i oni”. Kiedyś trzeba przestać ze sobą walczyć.

Chcesz powiedzieć, że twój poprzednik specjalnie konfliktował się z urzędem?
Nie znam kuluarów ich rozmów. Natomiast nie jest tajemnicą, że nie potrafili się dogadać. W tym wszystkim zapomniano chyba o tym, jak taki konflikt odbija się na zespole, instytucji i na widzach.

Zastanówmy się teraz, jakie miejsce na kulturalnej mapie Wrocławia zajmuje BWA. I czym ma być za pięć lat, po wygaśnięciu twojego kontraktu?
Nie jesteśmy muzeum i naszą cechą jest umiejętność szybkiej adaptacji i reagowania na aktualne problemy. Za pięć lat chcemy być jedną z najważniejszych instytucji w Polsce, której wystawy odbijają się dużym echem nie tylko we Wrocławiu, są widzialne w Warszawie. Chcemy mieć bardzo dobry kontakt z naszymi odbiorcami, badać ich potrzeby. BWA w 2025 roku będzie bardziej niż dzisiaj przyjazne środowisku i dostępne dla osób z niepełnosprawnościami. W tym momencie nasza instytucja jest dla nich zamknięta. Za pięć lat będziemy mieć przedyskutowaną nową siedzibę i podpisaną umowę na budowę. Chcę, żeby mieszkańcy Wrocławia czuli się u nas dobrze, regenerowali i oglądali sztukę, dlatego tak bardzo mi zależy na stworzeniu „trzeciego miejsca”, takiego poza pracą i domem.

Środowisko artystyczne jest zapatrzone na Warszawę, wielu artystów mieszka w stolicy, tutaj jest najwięcej pieniędzy i instytucji. W jaki sposób możecie przełamać ten trend?
To błąd, bo nie wszyscy siedzą w Warszawie.

Ale wszyscy się na nią orientują.
Zgoda. We Wrocławiu jest różnorodne, działające oddolnie środowisko artystyczne. Świetnym przykładem jest Sympozjum Wrocław 70/20 , czyli inicjatywa, która skupiła w sobie BWA, Muzeum Współczesne, TIFF, Entropię, Muzeum Architektury, Strefę Kultury i wiele innych. Byliśmy w stanie jako środowisko wymyślić program obchodów 50. rocznicy sympozjum plastycznego, przekonać do tego wiele innych podmiotów i znaleźć pieniądze. A to niejedyne pozytywne zjawiska we wrocławskim środowisku. Jest przecież Miejsce przy Miejscu i bardzo silna sfera NGO.

Prawda jest jednak taka, że pracując na Dolnym Śląsku, musimy być widoczni w Warszawie. Chcemy tutaj przyciągać ludzi ze stolicy, ale też działać promocyjnie, spotykać się z kuratorami i artystami stamtąd, opowiadać im o naszych pomysłach. Być może lepiej jest robić mniej, ale porządniej i dłużej. W tym momencie wystawy w BWA są tworzone masowo, zmieniają się czasem co miesiąc, na samym Dworcu w ciągu roku było 10 ekspozycji. Nie ma więc ani czasu na dobrą promocję, ani na ewaluację.

To teraz mi powiedz, z jakimi pomysłami na wystawy przyszedłeś do BWA.
Z żadnymi. Nie widzę siebie w takiej roli.

Dyrektor musi mieć teczkę gotowych wystaw!
Nie sądzę, dyrektor musi dobrze zarządzać instytucją. Znam się dobrze na fotografii, mógłbym zbudować ambitny program kuratorski oparty na zdjęciach, ale BWA jest czymś innym, zajmuje się szerokim ujęciem sztuki współczesnej, od malarstwa, przez dizajn i ceramikę, aż po nowe media, performans. Nie będę wchodził w kompetencje kuratorek.

I nie zaproponujesz niczego merytorycznego?
Chcę zająć się tematyką miejską. Jesteśmy instytucją wrośniętą we Wrocław. W swojej koncepcji zasugerowałem wprowadzenie zmiennych co dwa lata metacykli programowych, które dotyczyć będą miasta.

Chcesz stworzyć miejski think tank? Czy może coś na wzór festiwalu Warszawa w Budowie?
Dizajn i Studio są już teraz takimi galeriami. Nie chcemy kopiować innych, raczej skupimy się na włączaniu ruchów miejskich do naszego programu i inicjowaniu dyskusji, na przykład o ruchu drogowym czy zieleni. Chcemy moderować również dyskusję mieszkańców z urzędnikami.

Co oprócz tego?
Będziemy pokazywać prace, które dotyczą zmian klimatycznych, a także zastanawiać się nad nowymi ekonomiami miejskimi, czyli ideami współdzielenia zasobów i ponownego ich wykorzystywania. W programie zapisałem też ideę mobilności. Wrocław jest przejazdowym miastem, w którym jednak brakuje miejsc stycznych. Wiem, brzmi to banalnie, ale zależałoby mi na stworzeniu instytucji huba, gdzie przecinałoby się wiele linii artystycznych.

A konkretnie?
Ruszymy z rezydencjami, być może w galeriach będą na bieżąco powstawały prace artystyczne. Część przestrzeni wystawienniczej na dworcu może być trochę inną poczekalnią, w której podróżni i mieszkańcy mogliby obserwować sztukę, współtworzyć ją.

Uda ci się przekonać środowisko artystyczne do tego, że nagle w galerii nie ma za wiele sztuki, tylko rośliny i fotele?
To chyba nie tak. Wiem, że brzmięjakbym chciał z galerii zrobić fancy mieszczańskie instagramowe miejscówki. Ale musimy przyciągać publiczność nie tylko samymi wystawami.

A może galerie i muzea za 30 lat nie będą potrzebne?
Tego nie wiemy. Być może będą symbolami luksusu minionych dni. Do tego wszystkiego nie do końca kojarzonymi pozytywnie. Na pewno mamy na sobie ciężar odpowiedzialności za przyszłość, także w kontekście katastrofy klimatycznej. Tego nie można ignorować w procesie zmian instytucji, to trzeba wziąć w całości i uczynić z tego siłę.