Jak pokazuje szybki research przy użyciu Google’a, kwestię okładki „Autobiografii Alice B. Toklas” Gertrude Stein wydawcy rozwiązują najczęściej w jeden z trzech sposobów: umieszczając na niej zdjęcie Alice, zdjęcie Gertrude, albo zdjęcie ich obu razem. Z tych trzech opcji zupełnym nieporozumieniem wydaje się Alice – to wybór dla naiwnych, którzy tytuł książki rozumieją konwencjonalnie. Wyborem najlepszym byłaby z kolei Gertrude – w końcu to ona wypełnia sobą rzekomą autobiografię swojej partnerki. Alice razem z Gertrude to w tej sytuacji droga środka – kompromis między literackim radykalizmem Stein i standardowymi oczekiwaniami mieszczańskich czytelników, poszukujących w literaturze biograficznej pikantnych niedyskrecji (których „Autobiografia” nie dostarczy).
Tę właśnie kompromisową opcję wybrał wydawca kolejnego już polskiego wznowienia „Autobiografii”, umieszczając na okładce podwójny portret Stein i Toklas z efektownej sesji fotograficznej z udziałem ich wielkiego białego pudla Basketa. Na tym zdjęciu obie kobiety siedzą razem na ganku jakiejś willi. Krótko ostrzyżona Gertrude ze swoją piękną pomarszczoną twarzą patrzy prosto w obiektyw. Ma na sobie ciemną spódnicę i bluzkę z wykładanym kołnierzem, ozdobioną dużą broszką. Z jej warg zaraz spłynie cięty sarkazm. Alice – z cieniem wąsa nad górną wargą (słynęła z niego), w zapiętej pod szyję ciemnej garsonce, trzyma na kolanach jakieś zeszyty i patrzy w całkiem innym kierunku. Wygląda, jakby z trudem powstrzymywała śmiech. Ten jej śmiech unosi się nad „Autobiografią” jak duch nad wodami.
Gertrude Stein, „Autobiografia Alice B. Toklas”. Tłum. Mira Michałowska, Marginesy, 384 strony, w księgarniach od lutego 2021Zdjęcie sugeruje, że będziemy mieć do czynienia z opowieścią o życiu dwóch kobiet jako pary, i mimo że w trakcie lektury Gertrude okaże się rozczarowująco dyskretna w kwestii uczuć, jej związek z Alice jako niewidoczna osnowa tej kompletnie zwariowanej książki pozostaje dzisiaj być może największym atutem „Autobiografii”. Trafnie zauważyła to Anna Dżabagina w rozmowie z Karoliną Sulej, jednak w samej książce sprawa związku Stein i Toklas została dziwnie (bo chyba niezamierzenie) wytłumiona. Co prawda wydawnicza nota napomyka o partnerstwie Gertrude i Alice, ale ważący znacznie więcej wstęp tłumaczki Miry Michałowskiej rozmywa sprawę w niedopowiedzeniach typowych dla epoki niejawności. Napisany przed kilkoma dziesięcioleciami, przedrukowany bez daty i bez komentarza, tekst Michałowskiej nie tylko czyni zadość przestarzałej normie, każącej opowiadać o miłosnych związkach homoseksualnych na tyle dwuznacznie, aby niezupełnie wydawały się związkami, grzeszy też naiwnością (traktując „Autobiografię” jak zbiór faktów i plotek), a czasem rozśmiesza anachronizmami takimi jak ten: „Dzisiaj sukienki z materiałów opartych na mondrianowskich wzorach zalegają składy naszych sklepów odzieżowych, bo deseń przejadł się polskim pannom, które żądają nowszych wzorów”. Przedrukowując wstęp na leniucha, jakby od czasu jego napisania nic się na świecie nie zmieniło, wydawca uznał jednocześnie za niezbędne wytłumaczyć się w specjalnej nocie, dlaczego pozostawił w „Autobiografii” określenia „Murzyn” i „murzyński”, co – przytaczam w oryginalnym brzmieniu – „może zostać odebrane za niepoprawne politycznie”. Naprawdę szkoda straconej szansy na współczesne wprowadzenie do tej zarówno wywrotowej, jak i przewrotnej książki.
Gertrude, Alice, ciasteczka z haszyszem
Gertrude Stein jako pisarka i osoba wydaje się niesłychanie nowoczesna, narzuciła nam ten wizerunek głównie właśnie za sprawą „Autobiografii Alice B. Toklas”, w której odgrywa rolę duchowej siostry Picassa, więc dziwnie jest sobie uświadomić, że urodziła się jeszcze za życia Gustave’a Flauberta – sześć lat przed jego śmiercią, w roku 1874. Przyszła na świat w Stanach Zjednoczonych, w Allegheny (dzisiaj Pittsburgh) w stanie Pensylwania, w zamożnej żydowskiej rodzinie. Wcześnie straciła rodziców. U Williama Jamesa w Radcliffe College studiowała psychologię, następnie na Johns Hopkins University medycynę, której nie ukończyła, być może z powodu grozy, o jaką przyprawiała ją anatomia i sprawy płci (tak sądzi Shari Benstock, autorka pracy „Kobiety z Lewego Brzegu. Paryż 1900-1940” w przekładzie Ewy Krasińskiej i Pawła Mielcarka, z której, jeżeli nie zaznaczyłam inaczej, pochodzą wszystkie cytaty w dalszej części tekstu). Na przełomie stuleci, jeszcze w Stanach, Gertrude przeżyła nieszczęśliwą miłość do May Bookstaver. O tej miłości wiadomo niewiele poza tym, że przybrała formę trójkąta (trzecią uczestniczką figury była Mabel Haynes). Literackim przepracowaniem tamtego romansu (w formie transpozycji na trójkąt z udziałem mężczyzny) jest najwcześniejsza powieść Stein „Q.E.D.”, o której w „Autobiografii” mówi się, że autorka włożyła ją do szuflady i całkiem o niej zapomniała. Być może rzeczywiście tak było, ale skądinąd wiadomo, że listy May do Gertrude zniszczyła własnoręcznie Alice, która z wszelkich śladów po Bookstaver, nawet tych domniemanych, wyczyściła również teksty literackie Gertrude, wykorzystując w tym celu swoją funkcję stenotypistki. Od roku 1903 do śmierci w roku 1946 Stein mieszkała we Francji, głównie w Paryżu pod słynnym adresem rue de Fleurus 27 – najpierw przez dziesięć lat w ścisłym i niezdrowym rodzinnym związku z bratem Leo, który ją tłamsił, potem w wyzwalającym, choć równie wyłącznym związku miłosnym z Alice. Jak obliczyła Mira Michałowska, Stein napisała, oprócz wierszy, dramatów i librett operowych, 34 tomy prozy, z czego za życia ukazały się 24. Najbardziej znane z nich to „Trzy żywoty”, „Czułe guziczki” i właśnie „Autobiografia Alice B. Toklas”, jedyny bestseller Gertrude.
Alice Babette była młodsza od swojej partnerki zaledwie o trzy lata, ale przeżyła ją aż o dwadzieścia jeden. Urodziła się w San Francisco, w polsko-żydowskiej rodzinie z klasy średniej. Jej ojciec Fejwel Toklas zwany Ferdynandem pochodził z Polski, był synem rabina. Wyemigrował do Stanów Zjednoczonych po klęsce powstania styczniowego, tam ożenił się z Emilią Levinsky, z którą miał dwoje dzieci: Alice i jej młodszego o dziesięć lat brata. Alice studiowała grę na fortepianie, lubiła malarstwo. Do Paryża przyjechała w roku 1907, pięć miesięcy po trzęsieniu ziemi, które zniszczyło San Francisco. Stein poznała na rue de Fleurus nazajutrz po przyjeździe. Początek ich znajomości wiązał się ze strony Gertrude z pewną manipulacją, o której Alice prawdopodobnie nigdy się nie dowiedziała: nie była dla Gertrude osobą całkiem nieznaną, Gertrude poznała bowiem jej listy pisane do wspólnej znajomej Anette Resenstein, w których była mowa o dwóch romansach Alice z kobietami. Stein uzyskała je od Resenstein jako źródło do pisarskich studiów nad typologią ludzkich charakterów, nie wiedząc jeszcze, że Alice stanie kiedyś na progu jej domu, ani tym bardziej, że stanie się częścią jej życia. Toklas przeszła do historii jako „partnerka pisarki”, ale sama też była autorką wydanej w roku 1954 „Książki kucharskiej Alicji B. Toklas”. Rozsławiona przez filmową komedię romantyczną „I love you, Alice B. Toklas” (1968) za sprawą zawartego w niej przepisu na ciasteczka z haszyszem, naprawdę była to książka autobiograficzna o życiu z Gertrude Stein, tym razem napisana samodzielnie, choć w zgodzie z konwencją ich związku, wedle której domeną Alice jest proza życia. Przepisów jest w tej książce kucharskiej tyle samo, co wspomnień, a jeśli idzie o ciasteczka z haszyszem, autorka zaleca nie zjadać ich więcej niż dwa naraz.
Rewolucja na rue de Fleurus 27
Jak wyraziła się jedna z badaczek, Gertrude odczuwała wobec brata Leo „urazę połączoną z przywiązaniem, jakim więzień darzy swojego strażnika”. Alice uwolniła ją z tego więzienia, ofiarowując żywe zainteresowanie wszystkimi aspektami jej życia i zwłaszcza twórczości, oraz szczery podziw. Kiedy brat wreszcie wyprowadził się z domu przy rue de Fleurus, Stein przestała być w nim autsajderką, która pisze po nocach, bo on wtedy śpi. W swoim nowym życiu z Toklas zajęła opróżnione przez Leo centralne miejsce, natomiast Alice zamieszkała „przestrzeń wewnętrzną, której pole wyznaczał tekst Gertrude Stein”. To przegrupowanie wszystkich trojga aktorów nosiło znamiona rewolucji. „Nowe stosunki domowe – pisze Shari Benstock – wpłynęły też na pisarstwo Stein, w którym pojawiły się jawnie seksualne i erotyczne tony (...). Pisząc o ich codziennym życiu, opisując codzienne zdarzenia i przedmioty codziennego użytku, Stein uczyniła homoseksualny związek z Alice głównym tematem swego pisarstwa, przy czym sposób, w jaki ten związek przedstawiała, sugerował istnienie podziału ról, opartego na wzorcu heteroseksualnego małżeństwa, w którym Gertrude pełniła funkcję męża, a Alice – żony”. Do sprawy małżeństwa jeszcze wrócę, w tej chwili najważniejsze jest to, że „wraz z nastaniem Alice pisarstwo Stein stało się radosne i kapryśne, zaczęło opiewać miłość między kobietami i ich wspólne życie w Paryżu”. Od 1907 roku utwory pisane przez Gertrude „przybierają postać dwugłosu – odzywa się w nich dotąd wyklęta postać zuchwałej, niekiedy prześmiewczej kochanki”.
Nie było to jednak, oczywiście, pisarstwo realistyczne. „Opiewanie miłości między kobietami” nie oznaczało opisywania intymności związku miłosnego (wyjątków można szukać przede wszystkim w poezji Stein). Nie było to też pisarstwo, które inspirowałoby się innym pisarstwem. Swoje pierwsze kroki jako pisarka Stein stawiała w szczególnej sytuacji. Jakkolwiek dziwnie by to brzmiało, mieszkając w Paryżu, nie miała kontaktu z paryskim środowiskiem literackim, a swoją oryginalną pisarską metodę opracowywała, kryjąc się z tym przed bratem, w oparciu o eksperymenty malarzy kubistów, których pracę mogła obserwować z bliska. Jak wiadomo, kubiści rezygnowali w obrazach z elementów figuratywnych, rozkładając przedmiot na linie i płaszczyzny. Stein świadomie robiła to samo, tyle że w literaturze. Stała się Picassem amerykańskiej prozy (pisała po angielsku). Wynalazła „pisarstwo nieprzedstawiające”, czyli takie, którego znaczenie tkwi wyłącznie w języku. Maszyneria języka fascynowała ją i to ona jest tematem pisarstwa Stein. Najbardziej rozpoznawalną cechą jej stylu są powtórzenia z wariacjami, czyli „metoda nalegania”, którą sama przyrównała kiedyś do skoku żaby. Te osobliwości izolowały ją i narażały na drwiny. Długo nie zaznała nie tylko smaku sukcesu, ale w ogóle smaku bycia chętnie wydawaną. „W radykalizmie swego literackiego projektu Stein poszła dalej niż jakikolwiek inny pisarz XX wieku”, nie wyłączając Jamesa Joyce’a.
Autobiografia Robinsona Crusoe
„Autobiografia Alice B. Toklas” nie jest w twórczości Stein aż takim wyjątkiem, jakim może się wydawać z racji swojej (pozornej) przystępności. Powstała w zaledwie sześć tygodni, na jesieni 1932 roku, w letnim domu we francuskim miasteczku Bilignin. Pisana była wprawdzie jako żart, ale jest to żart erudycyjny i inteligentny jak sama autorka, która wyznaje z rozbrajającym wdziękiem, że napisała za Alice jej autobiografię „po prostu tak jak Defoe napisał autobiografię Robinsona Crusoe”. Życie Alice sprzed poznania Gertrude zajmuje w tej książce zaledwie trzy strony, a prawdziwy początek historii to dopiero rok 1907 – ten, w którym Alice poznaje Gertrude. Co nie znaczy, że od tej pory wszystko aż do końca zostanie opowiedziane po bożemu. Przeciwnie – narracja „Alice” jest kapryśna i meandrująca, z mnóstwem dygresji, pozornie chaotyczna i zarazem pełna wdzięku. Wybiega swobodnie w przód i w tył, nawraca i znowu wybiega. Wątki gubią się i odnajdują, plączą i rozplątują, sprawy poważne mieszają się z błahostkami bez żadnej różnicy, zupełnie jakby się wpadło na ploty do nieźle postrzelonej przyjaciółki, która właśnie wróciła z dalekiej podróży i ma mnóstwo do opowiedzenia. Najmniej opowiada „Alice” o sobie, najwięcej o Gertrude, jej przyjaźni z Picassem i wpływie na epokę, zwłaszcza na wynalezienie kubizmu, a w tle przewija się długi korowód znakomitości malarskich i literackich, które obie znały, były to bowiem czasy, kiedy „wszyscy bywali wszędzie”. Lektura „Autobiografii” daje ogromną przyjemność.
Lesbijskie style
Jak zauważa Shari Benstock, istnieje „bliska więź między przewrotnym stylem pisarskim Stein a jej seksualną tożsamością”. Kiedy Gertrude uzyskała swobodę w odniesieniu do swojej tożsamości seksualnej, tworząc szczęśliwy związek z Alice, odnalazła również swój styl w literaturze. Dekonstruowała patriarchat na obu płaszczyznach, choć dynamika jej związku z Toklas do dzisiaj budzi wiele emocji i wątpliwości – na tle bujnego lesbijskiego życia w ówczesnym Paryżu wydają się z Alice bardzo konserwatywne i jakby jednak zamaskowane. Ponieważ „Autobiografia Alice B. Toklas” nie jest lustrem przechadzającym się po gościńcu ich wspólnego życia, trudno orzec, jak naprawdę wyglądały ich wzajemne relacje. Swój związek traktowały z wielką dyskrecją, do tego stopnia, że bywają określane jako mieszczańskie albo nawet wiktoriańskie małżeństwo. To, co je łączyło, było dla nich sprawą prywatną, ściśle intymną. Kiedy zaczęły żyć razem, czyli około roku 1913, słynny artystyczny salon rodzeństwa Steinów, dawniej otwarty dla wszystkich, stał się znacznie trudniej dostępnym salonem Gertrude i Alice. Od tej pory można go było odwiedzić tylko na zaproszenie. Według genderowych szacunków Shari Benstock, wśród stałych gości Stein i Toklas na jedną kobietę przypadało mniej więcej trzech mężczyzn, i choć wszystkie te kobiety były lesbijkami, Gertrude przyjaźniła się bliżej może z dwiema. Były z Alice uczuciowo samowystarczalne.
Mimo że dzisiaj Stein i Toklas są najsłynniejszą, wręcz ikoniczną parą lesbijską tamtej epoki, w istocie żyły obok lesbijskiego Paryża, wyraźnie odstając od dominujących w tym środowisku stylów. Z jednej strony w niczym nie przypominały lesbijek upodabniających się strojem i zachowaniem do mężczyzn, takich jak Radclyffe Hall (autorka klasycznej lesbijskiej powieści „Źródło samotności”), Romaine Brooks (malarka, partnerka Natalie Barney) czy markiza de Belbeuf (Mathilde de Morny, prawdopodobnie transseksualny malarz i pisarz). Z tą męską stylizacją wiązało się „głoszone przez XIX-wiecznych seksuologów przekonanie, zgodnie z którym transwestytyzm miał być objawem seksualnego zaburzenia, polegającego na pojawieniu się u kobiet męskich popędów, co skłaniało je do nawiązywania rozwiązłych i nieszczęśliwych, egoistycznych i destrukcyjnych związków lesbijskich”. Niektóre lesbijki w dobrej wierze odgrywały więc nieszczęśliwe inwertytki, mając jednocześnie poczucie, że wymykają się wyobrażeniom o aseksualnej kobiecej przyjaźni, ale też smakując dwuznaczność erotycznej gry, w której ubrana jak mężczyzna kobieta uwodzi inną kobietę.
Z drugiej strony Stein i Toklas nie odnajdywały się również w lesbijskim stylu reprezentowanym przez Natalie Barney i jej salon. Kobiety skupione wokół Barney praktykowały wzorowane na antyku safickie rytuały, budowały własną mitologię, przebierały się w zwiewne kobiece tuniki i z pasją odgrywały Lesbos w Paryżu. Na tyłach domu Barney znajdowała się Świątynia Przyjaźni, w której gospodyni wyprawiała przyjęcia tylko dla kobiet. Tam jej gościnie „inscenizowały przedstawienia na cześć Safony i boginek księżyca, niektóre przebierały się w stroje greckich bogiń – bladych i eterycznych na tle bladego kwiecia, a Colette tańczyła nago. Kiedy indziej można tam było ujrzeć Dolly Wilde przebraną za jej wuja Oscara albo Janet Flanner w cylindrze i we fraku”. Stein i Toklas były parą zbyt udomowioną i monogamiczną na takie zabawy, towarzyska celebracja lesbijstwa mogła zagrozić ich niesformalizowanemu małżeństwu, poza tym Stein krytykowała publiczne występy Barney, autentycznie niechętna tego rodzaju prowokacjom.
Gertrude i Alice nie grały ani w Źródło Samotności, ani w Lesbos, ich gra nosiła nazwę Heteroseksualne Małżeństwo i to w niej czuły się na swoim miejscu. Alice była „żoną”, co w praktyce oznaczało wiele różnych funkcji: powierniczki i towarzyszki, kochanki, przyjaciółki, siostry, muzy, sekretarki, kucharki, ogrodniczki, pani domu, służącej, a w końcu również specjalistki od PR i osobistej wydawczyni. Gertrude zaś była w tym układzie „mężem”, ale też ich wspólnym dzieckiem. Postronnym za to często kojarzyła się z matroną. Mówiono o niej, że jest „Matką Każdego z Nas”. I tak samo, jak bywa w heteroseksualnych małżeństwach, podporządkowana rola Alice wiązała się z pewnym zakresem władzy, niekoniecznie małym. „Tego nie można umieścić w książce” – mówi Alice do Gertrude w sztuce „Bonne Annee”. „Mężu, bądź posłuszny swojej żonie!” – beszta ją w lesbijskim erotyku „Lifting Belly”. Oczywiście nie można traktować tych literackich wypowiedzi jak rozstrzygającego dowodu w sprawie prawdziwego życia, niemniej dają one do myślenia. Tym bardziej że w prawdziwym życiu – albo raczej w tej jego części, która była widoczna dla innych – wpływ Alice na Gertrude był starannie przez nie obie zacierany. Dbały o dyskrecję, myliły tropy, a Alice umniejszała swoją rolę w życiu Gertrude także po jej śmierci.
Inne paryskie lesbijki z kręgów artystycznych łączyły się w związki na ogół na podstawie wspólnych zainteresowań, zwykle obie osoby w parze uprawiały sztukę i jednocześnie otwarcie były lesbijkami. U Stein i Toklas charakter łączącej je relacji pozostawał nieczytelny, a wspólne życie wyraźnie koncentrowało się wokół Gertrude i było podporządkowane budowaniu jej kariery, co w swojej zachowawczości kontrastowało z niedościgłą dla innych artystek lesbijek awangardowością pisarstwa Stein. „Sposób artystycznego podejścia do kwestii lesbijstwa w istotny sposób różni Stein od wszystkich jej paryskich towarzyszek” – zauważa Benstock. Stein nie tematyzuje swojej psychoseksualności. Związek z Alice dał jej „sposobność do eksperymentowania z językiem, dokonywania [na tym polu] pisarskich odkryć i wyrażania niemal dziecięcej radości”.
Matka Nas Wszystkich
W ścisłym związku z życiem Stein i jej sztuką pozostaje także oryginalna stylizacja jej wyglądu zewnętrznego. Gertrude nosiła długie spódnice, obszerne kaftany i narzutki, brokatowe kamizele, wełniane pończochy i wygodne buty, na przykład greckie sandały (lubiła chodzić po Paryżu). W tym stroju nie wydawała się jednak – jak można by oczekiwać – męska. Sprawiała raczej wrażenie niewysokiej, korpulentnej mateczki o obfitych kształtach. Zawsze kochała ciuchy i uwielbiała chodzić po sklepach. Oryginalna kobiecość jej stylizacji kontrastowała z bardziej stereotypową, jaskrawą kobiecością Alice, która lubiła powiewne suknie w kwiaty, kapelusze i długie kolczyki. „Stein wykreowała się na osobę jedyną w swoim rodzaju” – ani męską, ani żeńską. Niebinarną? Postgenderową? Wiadomo, że czasem mówiła o sobie w rodzaju męskim. Zdaniem niektórych ze swoim wyglądem wykraczała poza to, co ludzkie. Na portretach przypomina Buddę albo Juliusza Cezara. „Ignorowała tak bardzo absorbujące jej współczesnych kategorie płci”. Dzisiaj zakrawa to na paradoks, ale aż do jej śmierci w roku 1946 nie mówiło się publicznie, że Stein jest lesbijką.
„Czym był jej safizm: odmową uczestnictwa w patriarchalnej grze, czy też odmienioną wersją patriarchalnego kodu, wpisanego w związek dwóch kobiet?” – zastanawia się Shari Benstock. Dobre pytanie, jednak odpowiedź musi pozostać niejasna. Z drugiej strony pewne wydaje się to, że „gdyby jej twórczość składała się z kilku smętnych poematów na cześć Safony”, Stein byłaby dzisiaj niszową pisarką lesbijską bez większego znaczenia. Wybierając dla siebie rolę ponadpłciowego geniusza, zagrała o wszystko i wszystko wygrała. „Bycie geniuszem pozwalało jej snuć teoretyczne rozważania na temat różnic płci, nie biorąc ich w praktyce pod uwagę, w wyniku czego (...) uplasowała się na samym szczycie literackiej hierarchii ówczesnego Paryża”.
Ludzie to fikcja
„Autobiografia Alice B. Toklas” ściągnęła na swoją autorkę bezpardonowy atak z najmniej oczekiwanej strony – ze strony awangardowych artystów (głównie malarzy, choć dzikie pretensje miał też Hemingway, podobno beznadziejnie zakochany w Stein i przez nią odrzucony), z którymi się przyjaźniła i których uczyniła literackimi bohaterami autobiografii Alice. Sprawa ta, przedstawiana przeważnie jako skandal towarzyski wywołany pretensjami o kolportowanie plotek, była w istocie grubą aferą, w której szło o estetyczne imponderabilia, a także pokazem paskudnego seksizmu.
W lutym 1935 roku w wydawanym przez Marie i Eugene’a Jolasów czasopiśmie „transition” ukazał się dodatek zatytułowany „Świadectwo przeciwko Gertrude Stein”. Pismo było organem nowych prądów w sztuce i Stein wiele razy publikowała w nim swoje teksty. Musiała być nieźle zaskoczona, kiedy tamtego dnia przeczytała we wstępniaku Jolasa: „Panom Henriemu Matisse’owi, Tristanowi Tzarze, Georges’owi Braque’owi, Andre Salmonowi dajemy z przyjemnością szansę zakwestionowania tych partii książki panny Stein, które ich zdaniem tego wymagają. Ich świadectwa podważają tezę zawartą w pamiętniku Toklas-Stein, że ta ostatnia miała jakikolwiek udział w kształtowaniu opisywanej przez siebie epoki. Panuje dość powszechna opinia, że autorka nie rozumiała, co naprawdę dzieje się wokół niej (...) a ponadto, jak stwierdza pan Matisse, panna Stein przedstawiła ów okres bez smaku i bez związku z rzeczywistością” (tłum. Zbigniew Batko).
Aferze tej Jeanette Winterson poświęciła jeden z esejów ze zbioru „O sztuce”, trafnie diagnozując problem, o jaki potknęli się autorzy „Świadectwa”. Ściśle rzecz biorąc, były to trzy problemy: pojęcie realizmu, artysty i autobiografii. Każde z tych pojęć sztuka modernistyczna traktowała po swojemu i w takim właśnie eksperymentalnym duchu traktowali je w swojej własnej pracy również podpisani pod „Świadectwem” obrażeni artyści. Wszyscy oni nagle jakby przestali rozumieć, czym jest sztuka eksperymentalna, czym jest właściwy tego rodzaju poszukiwaniom inny rodzaj realizmu i czym jest nowoczesny autoportret. „Matisse zarzucił Gertrude Stein kłamstwo, co brzmi doprawdy dziwnie w ustach człowieka, który sam tak często nazywany był kłamcą” – zauważa Winterson. – „Oskarżenie było wręcz idealną sumą pretensji zgłaszanych pod adresem ruchu modernistów jako całości”. Czy wydarzyło się to dlatego, że Stein była kobietą i jako kobieta pozwoliła sobie potraktować męskich twórców jak fikcję, zwykły przedmiot sztuki poddany woli artystki, czyli tak samo, jak oni traktowali swoje obiekty, kiedy malowali?
„Biedny Matisse. Przerobiony na fikcję, a zachowujący się jak fakt” – wzdycha Winterson w swoim sarkastycznym stylu. Stein w „Autobiografii” odrzuciła „pogląd, że prawdziwi, istniejący ludzie muszą być traktowani realistycznie. Włącznie z nią samą”. Wszystkie postaci ze swojego otoczenia przerobiła na beletrystykę. Pisząc w imieniu Alice jej autobiografię, która w gruncie rzeczy jest sfikcjonalizowaną biografią Gertrude, przewrotnie podającą się za rzecz opartą na faktach, Stein zrobiła z konwencją autobiografii coś, czego nie zrobił nikt przed nią. Nikt wcześniej w to nie grał.
„Czy ludzi można traktować jak fikcję?” – zastanawia się Winterson, już na poważnie. Oczywiście można i nie będzie to nieetyczne, o ile raz na zawsze rozstaniemy się z pojęciem sztuki jako odwzorowania rzeczywistości. Przecież i tak traktujemy w ten (fikcjonalny) sposób siebie i innych, nawet jeśli o tym nie wiemy. Jesteśmy serią opowieści, które sami o sobie opowiadamy i które opowiadają o nas inni. Żyjemy dzięki fikcji i poprzez nią, to ona nas stwarza, scala, nadaje sens. „Jeśli potrafimy się sfikcjonalizować, i to z pełną świadomością, zyskujemy wolny dostęp do nowego rodzaju komunikacji” – puentuje Winterson swój esej o Stein. – „Być może zrozumieć siebie jako fikcję znaczy zrozumieć siebie w pełni, najlepiej jak można”. Nasz związek z rzeczywistością być może nigdy nie jest głębszy niż wtedy, kiedy ujmujemy siebie jako fikcję. Ceci n'est pas une pipe.