Oszczędzanie przestrzeni
Julia Lazarova Dnevnik

17 minut czytania

/ Sztuka

Oszczędzanie przestrzeni

Rozmowa z Agnieszką Tarasiuk

Klasyczne formy upamiętniania od dawna wydają się anachroniczne. Mówienie społeczeństwu monumentalnymi postaciami ze spiżu, kogo ma czcić i o kim pamiętać zbyt mocno przypomina totalitarną inżynierię społeczną

Jeszcze 4 minuty czytania

MONIKA STELMACH: Stalin i Lenin na jednej ścianie z Lechem Kaczyńskim. Ryzykowne.
AGNIESZKA TARASIUK: Na tej samej ścianie jest i Piłsudski, i Paderewski. Nie wartościujemy bohaterów i wydarzeń, które pomniki przedstawiają, chociaż można posądzić nas o grzech relatywizmu. Jednakże to nie bohaterowie i wydarzenia historyczne są tematem wystawy, a same pomniki i ich losy. W pierwszej sali pokazujemy, w jakiej formie i komu stawiano pomniki w ciągu minionych 100 lat, stąd to zestawienie.

Na cokołach głównie mężczyźni. Pomniki to męski świat?
Bardzo. Moment budowy pomnika to najczęściej splecenie się ego artysty z siłą władzy i męską fantazją reprezentowaną przez daną grupę społeczną. Oczywiście zdarzają się kobiety rzeźbiarki, które pracują nad pomnikami, ale zwykle przyjmują wtedy męską perspektywę.

Kobiet nie ma też na postumentach, ponieważ nie dokonywały wielkich czynów militarnych wynoszonych na piedestały. Jeśli już się pojawiają, to najczęściej w postaci alegorycznej, symbolizując pokój, macierzyństwo czy pracę na roli.

W Polsce upamiętnianie opiera się głównie na prochach.
Nie tylko w Polsce, w całej Europie po pierwszej wojnie światowej budowano monumentalne upamiętnienia poległych, często oparte na prochach w sposób dosłowny. Na wystawie wspominamy np. ekshumację bezimiennego strzelca poległego we Lwowie i transport jego szczątków przez całą Polskę, by spoczęły w Grobie Nieznanego Żołnierza na placu Saskim w Warszawie w 1925 roku. Przywołanie przeżyć granicznych, śmierci, poczucia straty, wywołuje silne więzi i silne emocje. Ma na celu budowanie wspólnoty gotowej do walki i poświęceń.

Agnieszka Tarasiuk

artystka, kuratorka i działaczka społeczna, absolwentka warszawskiej ASP. W 2000 roku wraz z pracownikami Galerii Arsenał w Białymstoku założyła Stowarzyszenie Edukacji Kulturalnej WIDOK, dyrektorka Domu Pracy Twórczej w Wigrach (2008–2010). Obecnie główna kuratorka Muzeum Rzeźby im. Xawerego Dunikowskiego w Królikarni w Warszawie.

„POMNIK. Europa Środkowo-Wschodnia 1918-2018”Muzeum Rzeźby im. Xawerego Dunikowskiego w Królikarni,  Warszawa, do  31 marca 2019 r. Kuratorzy: Agnieszka Tarasiuk, Hubert Czerepok, Ania Miczko.

Polska mesjaszem narodów. Czy taka narracja wciąż jest aktualna?
Wydawałoby się, że ego narodu karmi się zwycięskimi bitwami i sukcesem ekonomicznym, okazuje się jednak, że rywalizować można także na ilość cierpień czy przelaną krew. Dotyczy to między innymi narracji o Polakach.

Wiele z nich odwołuje się do rozlewu krwi, a nie ma pomników pokojowych, ale przełomowych wydarzeń jak Okrągły Stół czy wejście Polski do Unii Europejskiej?
To prawda, nie mamy pomników konsolidacyjnych, demokratycznych i modernizujących społeczeństwo. Myślę też, że siły polityczne i ideologiczne, które cieszą się z przystąpienia Polski do Unii czy Okrągłego Stołu, posługują się innym językiem i nie są skłonne nadużywać spiżu. Prędzej powstałby utwór muzyczny na część traktatu z Nicei niż wielki monument.

Dlaczego dla władzy są tak ważne?
Pomniki są narzędziami kształtowania zbiorowej tożsamości. Armia Czerwona wchodząc w 1939 na teren wschodniej Polski, natychmiast stawiała seryjnie produkowane posągi Lenina i Stalina, które ogniskowały wokół siebie antagonizmy i napięcia społeczne. Kiedy wiosną 1941 roku zmieniała się okupacja radziecka na nazistowską, Niemcy burzyli pamiątki po poprzednikach i stawiali własne, chociaż już bez takiego rozmachu. Raczej sam akt burzenia był wtedy istotny. Zmuszani do tego Żydzi stygmatyzowani byli jako komuniści i poplecznicy poprzedniego okupanta.

Przykładem bliższym współczesnym czasom jest Macedonia. Relatywnie nowy organizm państwowy, który poszukuje swojej tożsamości i swoich bohaterów. Dość fantasmagorycznym pomysłem jest oparcie tej tożsamości na rodowodzie starożytnym, wywodząc go od Aleksandra Wielkiego, o co jest konflikt z Grecją, która ma własną koncepcję historii opartą na starożytnych korzeniach oraz tegoż samego Aleksandra Wielkiego na cokołach.

Każda nowa władza musi obstawiać kraj własnymi pomnikami?
Władza nie od dziś legitymizuje swoją obecność i demonstruje siłę, stawiając pomniki. Dobrym tego przykładem jest Góra Świętej Anny w Opolu, która od wieków jest miejscem walk ideologicznych na pomniki między kościołem oraz różnymi systemami politycznymi i narodowościowymi. Wygasły wulkan sprzed 27 tysięcy lat dominuje nad płaskim terenem Opolszczyzny. Każda siła polityczna chciała odcisnąć tu swoje piętno. Od XVII wieku istniało Sanktuarium Świętej Anny zarządzane przez franciszkanów, prężnie rozwijał się ruch pielgrzymkowy.

Kadr z filmu Huberta Czerepoka, Xawery Dunikowski, makieta Pomnika na Górze św AnnyKadr z filmu Huberta Czerepoka, „Xawery Dunikowski”, makieta Pomnika na Górze św Anny

W XX wieku władza starała się ludowe i religijne przywiązanie do tego miejsca wykorzystać do celów propagandowych. W latach 30. w nieczynnym kamieniołomie naziści zbudowali kamienny amfiteatr Thingstätte, przeznaczony do odgrywania spektakli z pogranicza mistyki i polityki opowiadających germańskie mity, co było jednym z kluczowych projektów Goebbelsa w drugiej połowie lat 30. W 1938 roku na szczycie wzniesienia stanęło mauzoleum ku czci niemieckich bohaterów poległych w bitwie o Górę Świętej Anny w 1921 roku. Projektantem monumentu był Robert Tischler, kluczowy architekt monumentów niemieckich od lat 20. do 60.

Po II wojnie światowej, kiedy Górny Śląsk poddano akcji „repolonizacji”, ten nazistowski amfiteatr doskonale służył propagandzie czasów stalinowskich, jedynie mauzoleum rozebrano i zastąpiono pomnikiem dłuta Xawerego Dunikowskiego poświęconym polskim bohaterom tej samej bitwy z 1921 roku.

Dziś znowu toczy się spór wokół Góry Świętej Anny.
Pomnik Dunikowskiego jest formalnie znakomity, ma szlachetność włoskiego brutalizmu. W warstwie treści jest jednak znakiem swego czasu i głosił PRL-owską propagandę bardziej niż czcił powstańców śląskich. Powstał w 1955 roku i musiał opowiadać ówczesną oficjalną wersję historii, czyli polsko-radzieckie braterstwo broni. Na jednym z pylonów przedstawiony jest żołnierz polski idący do boju z radzieckim. Wojewoda opolski Adrian Czubak zaproponował usunięcie sierpa i młota z flagi radzieckiej. Po naradzie zorganizowanej przez samorząd lokalny, z udziałem wojewody, przedstawicieli wrocławskiego IPN-u oraz historyków i konserwatorów zabytków zapadła decyzja, żeby niczego nie burzyć, a pomnik opatrzyć stosownym wyjaśnieniem. W ten sposób zostaną ślady po obu totalitaryzmach nie na ich chwałę, ale jako pamiątki historii. Burząc i przerabiając pomniki, nie da się przecież w magiczny sposób zmienić przeszłości i wykasować obecności na tych ziemiach ani nazistów, ani Armii Czerwonej.

Nie kończą się dyskusje, co robić z pomnikami postsocjalistycznymi?
W części Europy, która przeżyła dominację Związku Radzieckiego, pomniki postsowieckie bardzo różnie oddziałują na społeczeństwo. Niektóre na przestrzeni lat tracą pierwotne znaczenie, stają się charakterystycznym miejscem spotkań, dostają jakieś przezwisko, jak Czterech Śpiących na warszawskiej Pradze czy szubienice w Olsztynie. Wrastają w miasto, a ludzie przywiązują się do nich, niezależnie od ich pierwotnego znaczenia.

Pomnik_Wojownika _Aleksandra_Macedońskiego_Skopije_fot_Michal_Siarek_2018 - KopiaPomnik Wojownika Aleksandra Macedońskiego, Skopije/ fot. Michał Siarek, 2018

Mimo przywiązania i sprzeciwu mieszkańców nie udało się uratować Matki Polki w Sejnach.
Pomnik na 25-lecie PRL-u w Sejnach w 1981 roku został przemianowany na pomnik Matki Polki. To było o tyle łatwe, że przedstawia kobietę, która trzyma na ręku orła. W grudniu 2017 roku weszła w życie nowelizacja ustawy dekomunizacyjnej z 2016 roku. Obiecano wtedy, że jeśli właściciele terenu, na którym stoją pomniki totalitaryzmu, usuną je w trzy miesiące, to wojewoda, czyli skarb państwa, zwróci koszty. Trzy zimowe miesiące na prace budowlane to strasznie mało. Niektóre samorządy mimo wszystko się zmobilizowały, zmobilizował się też burmistrz Sejn, chociaż część mieszkańców broniła tego monumentu. Główny element pomnika na razie jest na wystawie w Królikarni, a pozostała część na wysypisku śmieci w Sejnach. Ale dyskusja społeczna trwa nadal, być może cała figura wróci w przestrzeń publiczną Sejn jako rzeźba, pozbawiona statusu pomnika.To jest często stosowana praktyka, że pomnikom „nieprawomyślnym”, lecz lubianym ze względu na formę zmienia się inskrypcje lub dopisuje współczesny komentarz.

Co miałoby się znaleźć w takim opisie?
Odsłonięty w 1932 roku pomnik Wielkiego Księcia Witolda w Kownie przedstawia władcę, który stoi na pokonanych, zgarbionych postaciach Rosjanina, Polaka i Krzyżaka. Na Litwie toczyła się ożywiona dyskusja, co z nim zrobić. Ostatecznie został opatrzony inskrypcją, że monument nie ma nic wspólnego z prawdą historyczną o średniowieczu, jest świadectwem czasów, w których pomnik powstał, kiedy nacjonalizm był w Europie powszechny, a młode państwo litewskie kształtowało swoją tożsamość.

Wynoszenie na cokoły bardzo radykalnych bohaterów albo stawianie pomników radykalnych w swoim przekazie może wywoływać antagonizmy, co dotyczy zarówno stosunków międzynarodowych, jak i między różnymi grupami społecznymi wewnątrz jednego narodu. Trzeba pamiętać, że nasi bohaterowie są często zbrodniarzami naszych sąsiadów, że nasze zwycięstwo jest zawsze czyjąś klęską. Jeżeli chcemy budować autentyczną wspólnotę europejską, wspólnotę różnych obywateli jednego kraju, takie postaci należałoby wspominać z rozwagą.

Co zrobić z pomnikami, które nie przetrwały próby czasu?
Trudno jednoznacznie wyrokować, co powinno się stać z takimi pomnikami, ponieważ są to projekty nie tylko artystyczne i estetyczne, ale też polityczne i społeczne. Zawsze warto zapytać społeczność lokalną, co chce zrobić z pomnikiem, obok którego żyje na co dzień.

Pewnym rozwiązaniem są „cmentarzyska”, które powstały w różnych miastach na świecie, np. w Moskwie czy w Budapeszcie. Na naszym gruncie pojawił się pomysł, by pomniki Armii Czerwonej gromadzić w Muzeum Zimnej Wojny w Podborsku. Są to tereny po tajnej bazie atomowej wojsk radzieckich w okolicy Szczecina, dziś oddział szczecińskiego Muzeum Oręża Polskiego.

Można je jeszcze przemalować.
Pomniki podlegają też subwersywnym działaniom, jak w przypadku słynnej akcji z 2011 roku przemalowania pomnika Armii Radzieckiej w Sofii grupy Destructive Creation, kiedy to żołnierzy zamieniono w superbohaterów popkultury. Trzy lata później, w 45. rocznicę inwazji wojsk na Czechosłowację, kolektyw powtórzył akcję, malując pomnik na różowo i dodając podpis po czesku „Bułgaria przeprasza”.

Tadeusz Gronowski, Twoja ofiarność fundamentem budowy szkół tysiąclecia MNW Muzeum Plakatu - KopiaTadeusz Gronowski, „Twoja ofiarność fundamentem budowy szkół tysiąclecia”, MNW Muzeum Plakatu 

Artyści sztuki współczesnej często traktują pomniki jako artefakty, do których chcą się odnieść. Wobec pomników toczyły się działania Kwiek Kulik, Oskara Dawickiego czy Kamili Szejnoch. Czasem artyści swoim pracom przewrotnie nadają miano pomnika, np. „Guma” Pawła Athamera. Zdecydowaliśmy się nie włączać ich jednak w naszą wystawę, na którą składają się głównie materiały archiwalne mówiące o „prawdziwych” pomnikach fundowanych przez władze, przy większym lub mniejszym poparciu społecznym. To jest całkiem inna kategoria niż współczesna sztuka wizualna. Rzeźbiarze pomników to inny obieg niż artyści obecni w galeriach, ale dla nas muzealników ciekawie jest przekraczać granice tych światów i próbować je zrozumieć.

Bez względu na przekaz pomniki bywają dziełami sztuki.
Historia pokazuje, że łatwiej przetrwać abstrakcyjnym monumentom niż tym przedstawiającym konkretne postaci. W Rumunii w latach 60. toczyły się dyskusje na temat zburzenia Kolumny Nieskończoności i zespołu w Târgu Jiu. Przed zniszczeniem wieżę Brâncuşiego uratowało to, że jest abstrakcyjnym dziełem sztuki, które broni się również wtedy, kiedy pozbawimy je pierwotnego kontekstu.

Podobnie było z „Organami” Hasiora. W '66 roku stanęły ku czci tych, którzy zginęli w obronie władzy Ludowej na Podhalu. W 90. latach przemianowano je na pomnik ofiar walk wewnętrznych po II wojnie światowej. Dzisiaj nie upamiętniają niczego, są po prostu rzeźbą w górskim krajobrazie.

Natomiast niezwykle ciekawy architektonicznie pomnik autorstwa Voina Bakicia na Petrovej Gorze koło Zagrzebia niszczeje i rozpada się, mimo że w przestrzeni internetu jego wizerunki robią furorę. Zdjęcia budowli są też pokazywane m.in. na wystawie w MoMie. Wewnątrz było muzeum partyzantów Tito, zlikwidowane podczas wojny chorwackiej. Dzisiaj nikt nie będzie bronić tej niesamowitej budowli. W okolicznych wsiach wciąż widać jeszcze ślady wojny lat 90., ludność nie ma sentymentu do pamiątek po dyktatorze. Nikt pomnika też nie burzy, metalowe elementy giną sprzedawane na złom, więc pewnie z czasem się rozpadnie. Do tego jest zlokalizowany w nierozminowanych wciąż lasach. W związku z tym, że są mało uczęszczane, biegnie tamtędy kanał przemytu imigrantów. Niezwykłe miejsce, piękne i absurdalnie tragiczne.

Xawery Dunikowski podczas pracy nad figurą pomnikiem Wyzwolenia Ziemi Warmińskiej i Mazurskiej_fot ze zbiorów Muzeum Rzeźby im Xawergo DunikowskiegoXawery Dunikowski podczas pracy nad figurą pomnikiem Wyzwolenia Ziemi Warmińskiej i Mazurskiej, fot. ze zbiorów Muzeum Rzeźby im Xawergo Dunikowskiego



W przypadku pomników dobre projekty przegrywają z ideologią.
Przegrywają również z historią i ekonomią. Dobre projekty nie zawsze mają szansę przetrwać, a czasami nawet powstać. Przykładem jest przebieg konkursu na Międzynarodowy Pomnik Ofiar Faszyzmu w Oświęcimiu. Projekt grupy pod kierunkiem Oskara Hansena zatytułowany „Droga”, który jest powszechnie uważany za wybitne osiągnięcie myśli konceptualnej, nie zniósł relacji z rzeczywistością. Dla przedstawicieli Międzynarodowego Komitetu Oświęcimskiego, czyli byłych więźniów, nie do przyjęcia była tak silna ingerencja w przestrzeń obozu, jaką wprowadziłaby szeroka ukośna droga. Nie do przyjęcia była też zasada poddania reszty terenu upływowi czasu i siłom natury. Zapisy posiedzeń jury, któremu przewodził Henry Moore, pokazują bezsilność formuły pomnikowej wobec tematu obozu zagłady i sprzecznych oczekiwań różnych decydentów. Ostatecznie zrealizowano projekt upamiętnienia, który nie budzi kontrowersji, ale też i emocji. Trudno pogodzić założenia, że pomnik będzie wielkim dziełem sztuki, jednocześnie komunikatywnym, jednoznacznym i zaspokoi wszystkie oczekiwania społeczne.


Dziś powrót do wartości konserwatywnych łączy się z powrotem do klasycznej rzeźby figuratywnej.
Klasyczne formy upamiętniania od dawna wydają się już dość anachroniczne. Mówienie społeczeństwu monumentalnymi postaciami ze spiżu, kogo ma czcić i o kim pamiętać zbyt mocno przypomina totalitarną inżynierię społeczną i warto mieć do tego dystans. Natomiast pomnikom abstrakcyjnym, konsolidacyjnym, niejednoznacznym, takim, które stwarzają społeczną przestrzeń do dyskusji zarzuca się, że łatwo zapomnieć, co tak naprawdę upamiętniają i nie mają w sobie siły wzbudzania emocji.

W ostatnich latach w Polsce powstało blisko 500 miejsc pamięci katastrofy lotniczej w Smoleńsku i około 150 Lecha Kaczyńskiego. Ilość nie zawsze przechodzi w jakość.
Myślę, że z umiarem i głębokim namysłem powinniśmy stawiać kolejne, oszczędzając przestrzeń publiczną. Pomnik nie musi być spiżowym monumentem. Alternatywnym pomysłem jest np. piękny modernistyczny projekt z lat 60. „Tysiąc szkół na tysiąclecie państwa polskiego”. Podobną koncepcją jest np. program stypendialny Dzieło Nowego Tysiąclecia Pomnik Jana Pawła II, który wspiera rozwój dzieci z mniejszych miejscowości. Upamiętnienie może być też utworem muzycznym.

Nic nie zapowiada, że zamiast pomników będą powstawały stypendia albo utwory muzyczne.
Amerykański pisarz Jared M. Diamond w książce „Upadek. Dlaczego niektóre społeczeństwa upadły, a innym się udało” wysnuł teorię, że przed wiekami na Wyspie Wielkanocnej żyło koło 12 różnych społeczności, podzielonych na rywalizujące ze sobą klany. Głównym przedmiotem współzawodnictwa były wielkie posągi moai. Musieli być dobrze rozwinięci, skoro mieli możliwości, żeby budować tak wielkie monumenty. Tak zażarcie konkurowali na stawianie coraz więcej i coraz wyższych, że doprowadzili do degradacji środowiska naturalnego. Wycięli lasy, więc nie mieli z czego budować masztów, przestali wypływać na dalekomorskie połowy. To spowodowało upadek i głód. W czasie regresu walczyli ze sobą na burzenie pomników. Dlatego, kiedy w XVIII wieku dopłynęli tam żeglarze z Europy, to zastali zgliszcza. Chociaż przykład Wyspy Wielkanocnej może wydawać się odległy, by odnieść go do refleksji na temat Europy Środkowo-Wschodniej, to jednak wspólną cechą jest skłonność do zaznaczania swojej dominacji wielkimi monumentami i burzenia obiektów swoich rywali. A to nie jest budująca koncepcja.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).