Z bezsilności
Alicja Pakosz, "Pomnik niedoczekania się", fot. Tytus Szabelski

20 minut czytania

/ Sztuka

Z bezsilności

Rozmowa z Katarzyną Różniak

Dyskutujemy o tym, czy uczelnie artystyczne mają po prostu dostarczać umiejętności potrzebnych na rynku pracy, być etapem kariery czy jednak miejscem, w którym uczymy się myśleć o świecie krytycznie, odważnie i twórczo – mówi kuratorka wystawy „Odszkolnić!” w białostockim Arsenale

Jeszcze 5 minut czytania

MONIKA STELMACH: Na wystawie „Odszkolnić!” w białostockim Arsenale przyglądasz się sytuacji akademii artystycznych w różnych krajach Europy Środkowo-Wschodniej. Czy jest jakaś wspólna oś tych problemów?
KATARZYNA RÓŻNIAK
: Na wystawie przyglądamy się problemom wynikającym z jednej strony z dziedziczonych przez te instytucje feudalnych i patriarchalnych struktur: hierarchiczności, wykluczeniom, akademizmowi i konserwatywnym sposobom nauczania opartym o tak zwane pracownie mistrzowskie, ale z drugiej także wynikającym z wprowadzania do akademii praktyk neoliberalnych, też kontestowanych przez biorące udział w wystawie artystki. Muszę jednak zaznaczyć, że sama nie prowadziłam obszernych badań nad sytuacją uczelni artystycznych w Europie Środkowo-Wschodniej. Szukałam artystów i artystek, którzy takie badania prowadzili w ramach swoich praktyk twórczych, i to one/oni zabierają głos na wystawie „Odszkolnić!”.

Jednym z takich głosów jest projekt „Rebels” Little Warsaw. Kolektyw poświęcił dziesięć lat na badanie buntu studenckiego z 1990 roku na Węgierskim Uniwersytecie Sztuk Pięknych w Budapeszcie.
Na fali przemian ustrojowych na Węgrzech studentki i studenci postanowili zawalczyć o swoją uczelnię, która wtedy była instytucją w duchu XIX-wiecznych akademii. Był to rok, w którym upadały pomniki, jako drugi z nich figura Proletariusza z pomnika Węgierskiej Republiki Rad, której autorem był ówczesny rektor uniwersytetu István Kiss. Protestowano przeciwko związanym z upadającym systemem władzom, ale przede wszystkim domagano się reform uczelni, między innymi możliwości wyboru pracowni, wprowadzenia do programu nowych mediów i współudziału w podejmowaniu decyzji dotyczących uczelni. Okupacje i protesty trwały rok. W efekcie długich negocjacji doszło do powołania wspólnego organu, który wybrał tymczasowego rektora. Opracowano też system wyborczy, w którym każdy członek społeczności akademickiej – zarówno student, jak i wykładowca – miałby jeden, równoważny głos. Z przeprowadzeniem wyborów na uczelni czekano na ustabilizowanie sytuacji politycznej w kraju. Niestety, kiedy władzę na Węgrzech objął nowy, demokratycznie wybrany rząd, pominięto wypracowane przez studentów metody, ponownie mianując rektora odgórnie.

Ogrom pracy poszedł na marne?
Studentom udało się wywalczyć prawo do swobodnego wyboru pracowni, powstanie wydziału nowych mediów i zatrudnienie na nim szanowanych przez nich artystów zajmujących się sztuką współczesną. Ale András Gálik i Bálint Havas z duetu Little Warsaw na kartach publikacji „Rebels” zadają ponownie pytanie o wynik studenckiej rewolucji. Pytają, czy te zmiany na pewno można uznać za sukces, skoro struktura uczelni nie zmieniła się ani trochę, i zwracają uwagę na to, że zmienić strukturę władzy w instytucji jest znacznie trudniej niż uzyskać od tej władzy innego rodzaju ustępstwa. Szkoła jest tu rozumiana jako miejsce podtrzymywania istniejących hierarchii.

„Odszkolnić!”, Galeria Arsenał w Białymstoku, kuratorka: Katarzyna Różniak, do 18 sierpnia 2022
https://odszkolnic.pl

Studenci najczęściej domagają się wydziałów związanych ze sztuką współczesną, natomiast Lada Nakonechna z ukraińskiego kolektywu R.E.P. wystąpiła przeciwko tworzeniu takiego wydziału w kijowskiej uczelni. Dlaczego?
Trzeba najpierw powiedzieć, że struktura Narodowej Akademii Sztuk Pięknych i Architektury (NAOMA) w Kijowie nie zmieniła się znacznie podczas transformacji ustrojowej, pozostała bardzo akademicka. Na wystawie można obejrzeć dokumentalne (choć robi wrażenie satyry) wideo kolektywu R.E.P. z 2006 roku, które pozwala przyjrzeć się rzeczywistości takiej instytucji z jej nauczaniem opartym o podział na tradycyjne dyscypliny artystyczne i sztukę charakterystyczną dla czasów przednowoczesnych.

Lada od lat zajmuje się tematem edukacji artystycznej, nie tylko w swojej praktyce twórczej i edukacyjnej, ale też teoretycznie. W tekście zatytułowanym „Przeciw katedrze sztuki współczesnej” zwraca między innymi uwagę, że utworzenie w NAOMA takiej katedry obok już istniejących – malarstwa, rzeźby, grafiki – rodziłoby pytanie, czy malarstwo lub rzeźba nie mogą być współczesne? Warto zauważyć, że na wystawie „Odszkolnić!” krytyka instytucjonalna odbywa się często właśnie przy użyciu tradycyjnych mediów: rzeźby w przypadku Lady Nakonechnej i projektu „Sklepik z pamiątkami”, a malarstwa w przypadku Martiny Smutnej. Jak pisze Nakonechna, sztuka współczesna nie ma ograniczeń w mediach i nie jest równoznaczna z nowymi mediami, a utrwalanie takiego podziału powodować może, że studenci katedry sztuki współczesnej będą tworzyć według tej samej zasady co studenci innych katedr z użyciem nowych środków, a więc tworzyć sztukę o wyglądzie współczesnej. Dlatego zdaniem artystki taka strategia, wprowadzona w życie przez inne uczelnie w naszym regionie, może utrudniać reformy. Alternatywą dla niej miałoby być przemyślenie całościowej struktury katedr bądź wydziałów akademickich. Ale ponownie: łatwiejsze okazuje się dodanie katedry niż naruszenie istniejącej struktury uczelni, podtrzymującej i powielającej struktury władzy i przywileje.

Czeska artystka Martina Smutná zwraca z kolei uwagę na sytuację kobiet na uczelniach artystycznych, która wydaje się jeszcze trudniejsza. 
Patriarchalny model pracowni mistrzowskich to kolejny z głównych problemów, które analizują biorące udział w wystawie twórczynie. Instytucje reprodukują nie tylko przywileje, ale też nierówności i wykluczenia. Podobnie jak duet Little Warsaw i Lada Nakonechna, Martina Smutná spędziła lata na badaniach. Bardzo imponują mi praktyki artystyczne tak głęboko zakorzenione w rzetelnych badaniach i jednocześnie zaangażowane w zmieniane rzeczywistości. Smutná rozpoczęła prace od przeczytania napisanych na przestrzeni dekady prac magisterskich studentek malarstwa na Wydziale Sztuk Pięknych Wyższej Szkoły Technicznej w Brnie. Na tej podstawie wybrała jedenaście kobiet, które skończyły studia w latach 2003–2016, i przeprowadziła z nimi rozmowy dotyczące doświadczeń na uczelni. Poza dominującym seksizmem i patriarchalnym modelem prowadzenia pracowni z wywiadów wyłania się też obraz edukacji artystycznej jako konieczności ciągłej rywalizacji. Tytuł projektu, „Pokój dla nas obu”, odnosi się do słynnego eseju Virginii Woolf „Własny pokój”, w którym pisarka dowodziła, że kobiecie do pracy potrzebna jest własna przestrzeń. Martina proponuje, żeby tę przestrzeń poszerzać. Postuluje, żeby udzielanie sobie wzajemnego wsparcia było odpowiedzią na przymus rywalizowania. Bo jak pisze, tych pokoi jest zawsze zbyt mało.

Dzięki wsłuchiwaniu się w głos poprzedzających ją pokoleń malarek Smutnej udaje się zawrzeć ich kolektywne doświadczenia także w swoich nowszych pracach, w których zwraca uwagę na poczucie wyczerpania, co jest wynikiem ciągłego konkurowania i porównywania swojego statusu jako artystki z innymi. Jako osobie pracującej w polu sztuki jest mi bardzo łatwo utożsamić się z tymi pracami, czuję to samo wyczerpanie.

Katarzyna Różniak

Kuratorka projektu „Odszkolnić!”. Od 2020 roku kuratorka w Galerii Arsenał w Białymstoku, gdzie zrealizowała m.in. akcję „Public Movement”, „One Day” (2022) i wystawy „Anna Hulačová, Alienbees, save us please!” (2021), „Na początku był czyn!” (2021, wspólnie z Post Brothers), „Solidarność i Sprawstwo” (2020, wspólnie z Elizą Urwanowicz-Rojecką). Aktualnie pracuje nad pierwszą indywidualną wystawą ukraińskiego duetu artystów i filmowców Yaremy Malashchuka i Romana Himeya w Polsce, której otwarcie odbędzie się w połowie października w Galerii Arsenał.

Opisuje też nieformalne relacje, które panują w tych szkołach. To charakterystyczne również dla polskich uczelni artystycznych, a ostatnio mocno krytykowane.
Bo przyczynia się do nadużyć. Na jednej z prac Smutnej widać sytuację, w której wykładowca obejmuje studentkę w pasie podczas korekty jej prac.

Takie zachowanie daleko wykracza poza nieformalne relacje.
Trudno jest prawidło reagować w nieformalnym środowisku uczelni, gdzie z wykładowcami przechodzi się na „ty” i wychodzi na piwo po zajęciach, bo nikt nie wie dokładnie, co jest nieakceptowalne, i ciężko wskazać moment, w którym dochodzi do przekroczeń. Dzisiaj studentki są jednak dużo bardziej świadome swoich praw. Martina rozmawiała z osobami studiującymi kilkanaście lat temu, kiedy narzędzi do tego, żeby reagować czy choćby nazywać takie sytuacje, było znacznie mniej. Dlatego tak ważna wydaje się jej praca, polegająca na zebraniu świadectw studentek. Na polskich uczelniach takich historii, ciągle niewypowiedzianych publicznie, też jest wiele.

Inną rozmytą granicą są sympatie i antypatie mistrza.
Martina wskazuje na strategie radzenia sobie z trudnymi sytuacjami: uświadomione, jak udzielanie sobie wzajemnego wsparcia, i nieuświadomione, jak „samouciszanie”, kiedy studentki nie mówią szczerze o swojej twórczości, bo wiedzą, że to nie spotka się z akceptacją prowadzącego pracownię. W efekcie uczą się tłamsić swoją ekspresję artystyczną, zamiast ją rozwijać. Smutná zwraca przy tym uwagę, jak trudnym dla osób introwertycznych miejscem jest akademia, bo studentki i studenci często nie wiedzą, czy oceniana jest ich osobowość czy efekty pracy.

Krytyka mistrzowskiego modelu pracowni trwa od lat, ale to niczego nie zmienia.
Coraz trudniej w tej sytuacji wierzyć, że inne instytucje są możliwe.

Akademicy najczęściej nie są zainteresowani pochylaniem się nad studenckimi postulatami?
Dynamikę tej relacji obrazuje praca Alicji Pakosz: wielka dłoń z dwoma palcami w górze, zgłaszająca się, żeby prosić o pozwolenie na wyjście do toalety. Nie doczekała się dopuszczenia do głosu i popuściła pod siebie, więc stoi we własnym moczu – „Pomnik niedoczekania się”.

Powiewem nowoczesności są też komercyjne aspekty kształcenia.
Dyskutujemy o tym nie tylko na akademiach artystycznych, ale też na uniwersytetach w ogóle, zadając pytanie, czy mają one po prostu dostarczać umiejętności potrzebnych na istniejącym rynku pracy, być etapem kariery czy jednak miejscem, w którym uczymy się myśleć o świecie krytycznie, odważnie i twórczo – aby móc go zmieniać. Na nieresponsywność uczelni artystycznych na kryzysy współczesności zwraca uwagę na przykład Weronika Zalewska.

Takie dyskusje odbywały się też przy okazji zamknięcia klubu Eufemia.
Zrekonstruowałyśmy w Galerii Arsenał powstałą wówczas na uczelni wystawę, bo był to ważny moment w publicznej debacie o komercjalizacji edukacji artystycznej. Rektor ASP Adam Myjak zadecydował o zamknięciu Eufemii, na miejscu widział showroom lub sklepik, gdzie młode adeptki i młodzi adepci sztuki będą sprzedawać wytwarzane przez siebie artefakty. Studentki sprzeciwiły się stawianiu wartości komercyjnych ponad twórczymi. Agata Grabowska i Ola Rusinek zrealizowały wystawę odnoszącą się do cyklu prac rektora dla centrów handlowych Dekada, przy których stawiano wielkie odlewy nazywane czasem Aniołami Biznesu. Niewielkie rzeźby nawiązujące do tej formy w różnych materiałach (od chrupek kukurydzianych, przez plastelinę, po pokrojony podczas wernisażu tort) autorstwa zaproszonych studentek i studentów złożyły się na wystawę „Dekadencja/Sklepik z pamiątkami”. Z jednej strony to krytyka konformistycznego sposobu kształcenia, nastawionego na wytwarzanie atrakcyjnych dla rynku produktów (i wskazanie na związki władz uczelni ze światem biznesu), z drugiej znowu krytyka pracowni mistrzowskich, w których często dochodzi do powielania stylu bądź strategii artystycznej prowadzącego.

Wszystkie te problemy, dziedziczone po poprzednim i nabyte z nowym systemem, spotykają się dziś dodatkowo z próbami ograniczania autonomii uniwersytetów i akademii przez autorytaryzujące się rządy. Stajemy więc już nie tylko przed pytaniem, czy warto bronić hierarchicznych struktur przed komercjalizacją, ale też czy w ogóle warto bronić patriarchalnych, hierarchicznych i neoliberalnych instytucji przed autorytarnymi rządami.

Powyżej: Kolektyw Problem, „Tablice informacyjne nr 1, 2, 3”, sesja wspólnego czytania oraz Martina Drozd Smutná, „Pokój dla nas obu”
Poniżej: Martina Drozd Smutná, „Dinner”, „Cuddle”, „Relaxation” oraz widok wystawy
fot.Tytus Szabelski

Warto?
Jesteśmy zmuszeni do obrony status quo instytucji, które dramatycznie potrzebują zmian. Wahamy się, czy mówić o ich problemach, żeby nie dostarczać władzy argumentów do ingerowania w ich autonomię, a i bez tego dylematu próby wprowadzania zmian przypominały walenie głową w mur.

Dyskusja o sytuacji uczelni artystycznych toczy się od wielu lat. W 2018 roku na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu ukazała się obszerna publikacja „Odszkolnić akademię”, w której zawarto wiele pomysłów na temat tego, jak powinna zmienić się ta instytucja. Niewiele z nich dziś zostało. Jak w takim razie zmienić sytuację na uczelniach?
Z bezsilności wobec tego pytania obrałam inny kierunek dalszych poszukiwań. Jeśli instytucje nigdy nie będą miejscem emancypacji, bo ich struktura zawsze będzie dążyć do podtrzymywania istniejących hierarchii i nierówności, to warto przyjrzeć się inicjatywom edukacyjnym, które działają poza ich murami. Alternatywne formy edukacji proponował Ivan Illich w książce „Odszkolnić społeczeństwo”. Wchodząc w dyskusję z jej autorem, Piotr Laskowski pyta we wstępie do polskiego wydania, czy istnieje możliwość stworzenia szkoły, która nie będzie instytucją, lecz wspólnotą opartą na przyjaźni, szkoły „[…] wolnej od ocen, egzaminów, obowiązkowych programów, niezinstytucjonalizowanej, niehierarchicznej, wolnej od paternalizmu, samorządnej, otwartej i inkluzywnej społeczności, której uczestnicy troszczą się o siebie i pociągają wzajemnie ku lekturom i działaniom?”. Tak postawione pytania dają możliwość wyjścia poza frustrację, która wynika z nieskutecznych prób zmieniania istniejących instytucji.

W takim razie czy istnieje możliwość stworzenia takiej idealnej szkoły?
Odpowiedzi na to pytanie szukałyśmy w drugiej części wystawy, która pomyślana została nie tylko jako prezentacja kolektywów artystycznych wdrażających eksperymentalne formy edukacji, ale też proces, w którym dajemy możliwość ich implementowania w przestrzeni galerii. Poszczególne części ekspozycji były więc kolejno aktywowane w ciągu ostatnich sześciu tygodni. Taki sposób pracy z formatem wystawy – zostawiający miejsce na wspólny twórczy proces – jest dla mnie najbardziej interesujący. Ważne też, że nie chciałam prosić artystów o wyobrażanie sobie utopijnych wizji idealnej uczelni – zależało mi na tym, żeby przyjrzeć się faktycznie funkcjonującym i konsekwentnie pracującym z alternatywnymi formami edukacji grupom artystycznym i zrozumieć wypracowywane przez nie metody.

Czym ich metody różnią się od tych praktykowanych na uczelniach?
Udział w tej części wystawy biorą Grupa Nowolipie, kolektyw Mothers Artlovers, kolektyw Problem oraz Kem. Grupa Nowolipie jest wyjątkowa już ze względu na czas swojego istnienia – jej członkowie spotykają się raz w tygodniu od 28 lat. Jej pierwotnym założeniem była terapia osób, u których zdiagnozowano SM, poprzez zajęcia lepienia w glinie. Paweł Althamer, zatrudniony tam wówczas młody absolwent rzeźby, dość szybko znudził się formułą polegającą na wytwarzaniu naczyń i zaproponował realizowanie wspólnych prac rzeźbiarskich. Osoby, które nie otrzymały wcześniej żadnej edukacji artystycznej, opowiadają, że chociaż początkowo trudno było im pozbyć się samokrytyki, z czasem nauczyły się czerpać radość ze wspólnego procesu twórczego. Podkreślają, jak ważne jest dla nich, żeby nie oceniać efektów pracy. Powstające realizacje są zapisem ich więzi i wzajemnych relacji, stanowiących wartość Grupy, która jednocześnie zaciera kategorię autorstwa, znosi potrzebę rywalizacji. Miejsce obowiązkowych programów zajmuje tu spontaniczna aktywność. Althamer o ich wspólnej metodzie mówi, że to nurt przypominający przebiegiem zabawę dzieci: „Zajmujemy się czymś, dopóki wydaje nam się to interesujące”.

Widok wystawy oraz „Dekadencja/Sklepik z pamiątkami”, rekonstrukcja wystawy / fot. Tytus Szabelski

Wypracowane metody kolektywu Mothers Artlovers z Czech to przykład oddolnych działań, które zostały przeniesione na uczelnię artystyczną.
Co nie jest zbyt częste. Praskie artystki, kuratorki i teoretyczki, a jednocześnie matki, zaczęły spotykać się w 2016 roku. Początkowo stanowiły grupę samokształceniową. Spotykały się, żeby rozmawiać o swojej twórczości i udzielać sobie wsparcia w decyzji o kontynuowaniu pracy twórczej, pomimo trudności wynikających z macierzyństwa. Po jakimś czasie zaczęły publicznie mówić o potrzebach artystek matek i zyskały w czeskim polu sztuki znaczną widzialność. Dzisiaj poza działaniami oddolnymi prowadzą pracownię na akademii w Pradze, a ich konsekwentna działalność przyczynia się do zmian instytucjonalnej rzeczywistości (na AVU powstało na przykład przedszkole). W instytucjach, do których są zapraszane, tworzą przyjazne przestrzenie, gdzie przebywać mogą rodzice z dziećmi. Przestrzenie, w których same przebywają i gdzie spotykają się z publicznością. W zaaranżowanej przez nie przestrzeni w Galerii Arsenał Kača Olivová prowadziła nago performatywny wykład „Radical Body Positivity”. 

Ucieleśnianie wiedzy i łączenie działań performatywnych z aktywizmem jest też elementem praktyki warszawskiego queerowo-feministycznego kolektywu Kem. Uczestniczki tegorocznej Kem Szkoły podkreślały, podobnie jak wcześniej Nowolipie, że jednymi z elementów ich praktyki jest wspólne bycie i radość. To spotkanie w Arsenale zakończyło się taneczną imprezą, którą poprzedzało kolektywne czytanie tekstu Audre Lorde połączone z działaniami choreograficznymi. Wykorzystano nawet element instalacji założonego w Mińsku Kolektywu Problem, który dwa tygodnie wcześniej w tym samym miejscu przeprowadził sesję kolektywnego czytania, inspirowanego metodami opracowanymi dla robotniczych grup czytelniczych z terenów Białorusi, koncentrując się na historii i współczesności protestów i ruchów oporu. 

Te eksperymentalne inicjatywy wspólnotowego uczenia się i tworzenia łączy ich polityczne zaangażowanie i społeczny cel, ale też – jak nazywa to Kem – budowanie infrastruktury przyjaźni, radość ze wspólnego procesu, uruchamianie potencjału kolektywnego wytwarzania wiedzy, jej ucieleśnianie, miejsce na spontaniczność, wolność od ocen, uwspólnienie procesu podejmowania decyzji i po prostu wspólne bycie. Stanowią pozytywną odpowiedź na zadane wcześniej pytanie o możliwość budowy szkoły niebędącej instytucją, lecz wspólnotą.

Jak będzie się ten projekt rozwijał w przyszłości? Na wystawie się nie kończy.
Pod adresem odszkolnic.pl znajduje się zrealizowana przez Laboratorium Narracji Wizualnych strona internetowa. Pełni ona kilka funkcji. Po pierwsze, osoby odwiedzające wystawę mogły znaleźć tam teksty artystek Lady Nakonechnej i Martiny Smutnej, rozszerzające konteksty prezentowanych na wystawie projektów. Są to teksty z ostatnich lat, które funkcjonowały do tej pory w oddzielnych narodowych kontekstach, opublikowane tutaj w języku, w którym powstały, a także w polskim i angielskim tłumaczeniu. Po drugie, strona pełni funkcję archiwum projektu, prezentując dokumentację fotograficzną i opisy prac i działań realizowanych podczas wystawy. Wreszcie, zawiera też prezentacje dwóch inicjatyw studenckich, podejmujących w ostatnich latach krytykę uczelni artystycznych: Pracowni Studenckiej Monitor, działającej przy Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu w latach 2018–2019, oraz Studio Without Master (Ateliér bez vedoucího), założonego w Pradze w 2015 roku, a także alternatywnej inicjatywy edukacyjnej prowadzonej do niedawna w Kijowie przed Ladę Nakonechną i Katerynę Badianovą pod nazwą „Kurs sztuki”. Strona internetowa jest ciągle aktualizowana, uzupełniana o kolejne teksty i materiały. Będzie działała także po zakończeniu wystawy.