MONIAK STELMACH: Mamy się czym pochwalić, jeśli chodzi o projektowanie?
ANNA MAGA: O tym, że mamy się czym pochwalić, znawcy dizajnu wiedzą od dawna. Nasze czasowe wystawy wzornictwa budziły olbrzymie zainteresowanie publiczności, ale też dziennikarzy, również tych zagranicznych. Od wielu lat dążyliśmy do stworzenia stałej ekspozycji. Cieszę się, że w końcu nam się to udało.
Galeria Polskiego Wzornictwa mieści się na 300 metrach Muzeum Narodowego w Warszawie. Dość skromnie.
Nie jest to ekspozycja z naszych marzeń. My – kuratorzy Galerii Wzornictwa Polskiego – oczekiwaliśmy, że będzie dużo większa. Początkowo z bólem przyjęłam wiadomość, że to tylko 300 metrów. Z biegiem czasu i pracy nad wystawą dochodzę jednak do wniosku, że ten niewielki metraż jest pewnym atutem.
Jakim?
Przestrzeń wymusiła na nas spojrzenie na historię polskiego projektowania w dużym skrócie. Polubiłam kompaktowość tej wystawy. Oczywiście, nie wszystko zostało powiedziane. Natomiast każdy z jej fragmentów może stać się pretekstem do szerszej opowieści. Mamy w planach wiele prezentacji, wykładów i spotkań z projektantami i krytykami dizajnu, które poszerzą perspektywę.
Instytut Wzornictwa Przemysłowego przekazał swoje eksponaty Muzeum w 1978 roku.
Przekazanie nam zbiorów IWP było akcją ratowania tego dziedzictwa. Wtedy też powstał Ośrodek Wzornictwa Nowoczesnego w Muzeum. Nie udało się utworzyć muzeum wzornictwa, ale przecież te eksponaty nie leżały jedynie w magazynach. Od początku Hanna Chwierut-Jasicka, pierwsza kierowniczka działu, tak organizowała magazyny dizajnu, żeby były dostępne dla niedużych grup. Mieliśmy kontakt z uczelniami artystycznymi; adeptami projektowania, którzy chcieli uczyć się na modelach nestorów wzornictwa. Od początku organizowaliśmy też wystawy czasowe, te najbardziej spektakularne to: „Rzeczy pospolite, Polskie wyroby 1899–1999” w 2000 roku, czy „Chcemy być nowocześni. Polski design 1955–1968 ” w 2011. Obie cieszyły się wielkim zainteresowaniem. Zbiory wzornictwa były też sukcesywnie uzupełniane tak, żeby kolekcja stałą się podstawą do możliwie pełnej narracji na temat historii polskiego projektowania.
Anna Maga
Historyczka sztuki. Od zakończenia studiów związana z Ośrodkiem Wzornictwa Nowoczesnego Muzeum Narodowego w Warszawie, którym kieruje od 1993 roku. Interesuje się historią polskiego wzornictwa – szczególnie meblami i szkłem. Jest współautorką wielu wystaw organizowanych przez Ośrodek Wzornictwa Nowoczesnego, m.in.: „Spółdzielnia Artystów Ład 1926–1996”, „Rzeczy pospolite. Polskie produkty 1899–1999” i „Chcemy być nowocześni. Polski design 1955–1968” oraz jedną z kuratorek Galerii Wzornictwa Polskiego, która została otwarta dla publiczności w Muzeum Narodowym w Warszawie w grudniu 2017 r.
Dlaczego przez te wszystkie lata, pomimo różnych planów, nie udało się stworzyć muzeum wzornictwa z prawdziwego zdarzenia?
Długo by opowiadać, ale może nie warto uprawiać martyrologii. Były różne pomysły i próby szukania budynków. Można było zdobyć poprzemysłowe obiekty, ale koszt remontu przekraczał możliwości muzeum. Ostatecznie uznaliśmy, że warto pokazać naszą kolekcję dizajnu nawet, jeśli dziś możemy to zrobić jedynie na niewielkiej przestrzeni. Była to dobra decyzja, o czym świadczy duże zainteresowanie galerią. Są plany i obietnice rozbudowy Muzeum i wtedy będziemy mogli większą przestrzeń przeznaczyć na polskie wzornictwo.
W magazynach MN jest 25 tysięcy obiektów związanych z polskim wzornictwem, na wystawie znalazło się około 650 eksponatów. Jak wybrać tak niewiele?
Wybór był bardzo trudny. Nie rościmy sobie prawa do twierdzenia, że nasze wybory są jedynymi – tymi najlepszymi. Wielu ciekawych i cennych obiektów nie udało się zmieścić na tej wystawie. Staraliśmy się wybierać przedmioty najwięcej mówiące o danej epoce, pokazujące zjawiska, które były ważne dla całych dziesięcioleci. Chcieliśmy, żeby ta wystawa złożyła się na historię polskiego projektowania.
Zaczyna się wzornictwem z końca XIX wieku, przez czasy powojenne do współczesności. Skąd ta cezura czasowa?
Rozpoczęliśmy tę opowieść od przełomu XIX i XX wieku. Nie chcemy przez to powiedzieć, że dizajn narodził się na początku XX wieku, bo to nieprawda. Produkty fabryczne z wcześniejszych lat niewątpliwie miały swoich projektantów, ale ich nazwiska najczęściej nie trafiały do powszechnej świadomości. Często posługiwano się wzornikami pozyskiwanymi od innych producentów.
Natomiast na przełomie XIX i XX w. artyści, którzy wcześniej zajmowali się malarstwem, rysunkiem, czy rzeźbą zainteresowali się tworzeniem przedmiotów codziennego użytku. Dlatego ten moment wydał nam się najbardziej właściwy na rozpoczęcie naszej opowieści o polskim wzornictwie.
Projekty z początku XX wieku zaskakują swoją nowoczesnością.
Niezwykle prekursorski charakter mają meble prof. Karola Tichego, które stylistycznie można wiązać z Warsztatami Wiedeńskimi. Pochodzą one z 1908 roku, a nawet z dzisiejszej perspektywy są nowatorskie w formie. Dążenie do nowoczesności przyjmowało różne, ciekawe kształty. Pokazujemy przykłady kilku środowisk.
Przedstawicielami awangardy są zarówno fotel autorstwa Bohdana Lacherta, meble projektowane przez Andrzeja Pronaszkę, Włodzimierza Padlewskiego i Adolfa Szyszko-Bohusza do Zameczku Prezydenta w Wiśle, jak i trójkątne stoliki firmy Meko, które do tego stopnia wyprzedzały swoją epokę, że bywają mylone z dzisiejszymi produktami Ikea. Natomiast pokazanym w galerii projektem klocków Zofii Stryjeńskiej udało nam się zainteresować współczesnego producenta zabawek drewnianych – firmę „Bajo” i powstała limitowana edycja tych klocków.
Inne środowisko reprezentują przykłady mebli ze Spółdzielni Artystów Ład, np. krzesło „Piórka” Jana Kurzątkowskiego, zachwycające dekoracyjnymi walorami wysublimowanej konstrukcji, czy fotel Janiny Grzędzielskiej, budzący zaufanie rzemieślników raczej prostymi wiązaniami stolarskimi i surowym splotem tkaniny tapicerskiej.
Jeszcze inne oblicze dwudziestolecia międzywojennego – polskie art deco – odnajdujemy w wyjątkowym stoliku do gry w szachy, autorstwa Jerzego Hulewicza.
Na czym polegał styl narodowy we wzornictwie?
Na nadaniu przedmiotom cech charakterystycznych, które by identyfikowały je z kulturą i tradycją polską. Pamiętajmy, że były to czasy zaborów, a po I wojnie światowej świeżo odrodzonego państwa. Chodziło o jednoczenie narodu również poprzez przedmioty codziennego użytku i architekturę. Styl zakopiański, pieczołowicie opracowany przez Stanisława Witkiewicza, miał zgodnie z ambicjami tego artysty, stać się polskim stylem narodowym. Udało się tymi formami zainteresować wielu rzemieślników. Rozprzestrzeniał się poza Podhale. Willę zakopiańską można oglądać w Konstancinie pod Warszawą, a kamienicę na ulicy Chmielnej w Warszawie. Przejawy tego stylu były ważne dla początków polskiego projektowania, a niektóre zakopiańskie motywy dekoracyjne do dziś potrafią inspirować projektantów.
Najlepszym okresem polskiego dizajnu były jednak siermiężne czasy PRL.
Polska jest krajem paradoksów. Złote lata polskiego dizajnu to druga połowa lat 50. i lata 60., kiedy powstało dużo oszałamiających projektów. Bardzo wcześnie, bo tuż po II wojnie światowej Wanda Telakowska, dyrektorka Instytutu Wzornictwa Przemysłowego, stworzyła instytucje, które przygotowywały projekty dla przemysłu. Mieliśmy rozwinięte planowanie dobrego wzornictwa i wprowadzania dizajnu do produkcji. W 1959 roku działała Rada Wzornictwa i Estetyki Przemysłowej przy Urzędzie Rady Ministrów. W 1963 roku powstało Stowarzyszenie Projektantów Form Przemysłowych. Na skutek działań Rady Wzornictwa w resortach kolejnych przemysłów zaczęto tworzyć struktury organizacyjne wzornictwa – w zjednoczeniach branżowych powoływano plastyków – konsultantów ds. wzornictwa, a w zakładach produkcyjnych tzw. komórki wzorcujące. Organizatorzy dizajnu w innych krajach uczyli się od Polaków, jak te struktury organizować.
Jednak urzeczywistnienie tych planów już tak dobrze nam nie poszło. Dlatego w kolekcji muzealnej mamy tak wiele interesujących modeli czy prototypów. Rzeczywistość niezaspokojonej chłonności rynku nie sprzyjała podwyższaniu jakości, klient kupował wszystko. Bieda, ograniczenia organizacyjno-technologiczne i błędne czy też nieudolne zarządzanie sprawiały, że dużo ciekawych projektów nie doczekało się seryjnej produkcji – pozostało unikatami.
Tak, jak pokazywane na wystawie krzesła Jana Kurzątkowskiego.
Pokazujemy sporo rzeczy, które były wybitnymi przykładami polskiej myśli projektowej, choć niestety nie udało się ich wdrożyć do produkcji przemysłowej. Krzesło Jana Kurzątkowskiego z giętej sklejki to bardzo ciekawa konstrukcja – niemal rzeźbiarska struktura, która spełnia też swoje zadanie funkcjonalne. Szkoda, że żadna z fabryk w Polsce nie podjęła się jego produkcji.
Dlaczego tak sie stało?
Kurzątkowski miał cechę, która z pewnych względów okazała się zgubna. Dążył do coraz lepszego opracowania projektu, cyzelował tak długo, że dochodził do rozwiązań, których stolarze nie chcieli realizować. Obrażali się na niego, bo komplikował im pracę, albo on się na nich obrażał, ponieważ w produkcji niszczyli jego koncepcję. Z powodu sytuacji społeczno-ekonomicznej rodzimego rynku cyzelowanie wyszukanych form nie wchodziło w grę. Dlatego jego najlepsze projekty nie zostały zrealizowane przemysłowo, ale zachowały się jako wspomniane prototypy, które możemy pokazać jako przykład pięknych form.
Wanda Telakowska mówiła: piękno na co dzień i dla wszystkich. Dbała o to, żeby dobre wzornictwo wchodziło do produkcji.
Tak, ona szczerze o to walczyła. W niektórych dziedzinach miała sukcesy. Wiele prac projektantów ceramiki weszło do seryjnej produkcji – serwisy Zofii Galińskiej, Danuty Duszniak, Lubomira Tomaszewskiego. Przede wszystkim projektowanie powierzała artystom. Do IWP ściągała najlepszych studentów szkół artystycznych. Trafiało do niej bardzo wielu dobrych projektantów, współpracowała ze znanymi artystami. Ludzie tacy jak Tadeusz Kantor czy Władysław Strzemiński przygotowywali projekty tkanin. Obraz Kantora zatytułowany „Odbudowa i pokój” jest jego propozycją na zreazlizowanie dywanu. Prace projektowe Strzemińskiego zostały w krótkiej serii zrealizowane. W galerii pokazujemy dwie drukowane tkaniny według jego pomysłu.
IWP był ważny dla polskiego dizajnu, ale nie warto zapominać o innych miejscach na mapie polskiego wzornictwa. Środowisko poznańskie projektowało ciekawe meble, bo w tym regionie było zagłębie polskiego meblarstwa; Wrocław koncentrował się na szkle i ceramice. Zdajemy sobie sprawę z tego, jakim bogactwem dysponujemy.
Długo nie docenialiśmy rodzimego dizajnu.
Choć badacze, historycy dizajnu byli już dawno świadomi walorów dorobku polskich projektantów, to nie był on doceniony w szerokim odbiorze społecznym, co dopiero dzisiaj się zmienia. W ostatnich 20 latach różne instytucje organizowały jednak sporo wystaw, pojawiały się też towarzyszące im publikacje. Z pewnością brakuje syntetycznych opracowań, które uwzględniałyby warunki gospodarcze, polityczne i społeczne projektowania danego okresu. Dizajn doskonale odzwierciedla możliwości ekonomiczne epoki. Przedmioty opowiadają historię czasów, w których powstały.
Dzisiaj chętnie wracamy do projektów z lat 60. i 70. Niepozorny fotel 366 Józefa Chierowskiego stał się przedmiotem pożądania.
Dobrze zaprojektowane przedmioty przetrwały próbę czasu. Myślę, że robiąc kolejne wystawy, przyczyniliśmy się do mody na polski dizajn. Około 2000 roku przygotowywaliśmy w Muzeum Narodowym w Warszawie ekspozycję „Rzeczy pospolite…”. Cezura 2000 roku sprowokowała nas do pewnego podsumowania. Wybraliśmy około 100 obiektów ważnych dla stulecia. Rozmawiałam przy tamtej okazji z profesorem Józefem Chierowskim, który opowiedział mi historię swojego słynnego fotela. Otóż podczas pożaru w Dolnośląskiej Fabryce Mebli w Świebodzicach spaliły się formy. Miał wtedy szansę zaprojektowania czegoś zupełnie nowego. Musiał to być produkt łatwy w produkcji, wygodny, lekki, dostosowany do małych mieszkań, a jednocześnie nowoczesny. Dziś wiele przedmiotów z lat 50.–70. zyskuje uznanie dlatego, że po pierwsze są dobrze zaprojektowane, a po drugie w pokoleniu 30- i 40-latków budzą pewien sentyment, ponieważ pamiętają je z domów rodzinnych. Przy okazji wystawy „Chcemy być nowocześni…” w naszym muzeum zebraliśmy meble z lat 50.–70., które zostały wycofane z biur. Poddaliśmy je rewitalizacji i zorganizowaliśmy aukcję. Powodzenie aukcji przeszło nasze oczekiwania. To pokazało, że meble z tamtych lat mogą służyć kolejnym pokoleniom.
Coraz więcej osób docenia rodzimy dizajn, coraz więcej chce go mieć we własnych domach albo kolekcjonować. Nie jest to łatwe, bo w całym kraju nie tylko nie ma muzeum dizajnu, ale nawet katalogów poświęconych poszczególnym twórcom.
To prawda, opracowań dotyczących polskiego dizajnu jest niewiele. Przygotowaliśmy folder towarzyszący Galerii Wzornictwa Polskiego, ale zamierzamy przygotować również bardziej wyczerpujący przewodnik po Galerii. Bolączki kolekcjonerów są też naszymi bolączkami, bo zdobywanie wiedzy na temat eksponatów jest niekiedy żmudną pracą detektywistyczną. To praca dla pokoleń.
W sieci są grupy miłośników polskiego dizajnu, której członkowie na własną rękę szukają śladów pochodzenia przedmiotów i sami się edukują.
Kolekcjonerzy czasami zbierają intuicyjnie i bez ograniczeń. W muzeum często mamy związane ręce, bo są oczekiwania, że będziemy kolekcjonować tylko wybitne obiekty. Tymczasem nawet błędne decyzje kolekcjonerskie mogą ostatecznie okazać się wartościowe, np. pozwalają szerzej spojrzeć na wzornictwo. Przedmioty nie przepadają, zachowane w większej masie budują konteksty, co jest niezwykle ważne.
Wystawa kończy się współczesnymi przykładami wzornictwa, co pokazuje, że nadal mamy świetnych projektantów.
Coraz więcej dobrych polskich wzorów wchodzi do produkcji. Są to zarówno prace małych biur projektowych, które wypuszczają własne produkty – w tej kategorii pokazujemy m.in. porcelanę Bogdana Kosaka, stołki Malafora, kilka prac Bartosza Muchy. Są też firmy rodzinne, które z małych awansowały do liczących się w świecie, jak firma Oskara Zięty. Inni projektanci czy studia projektowe pracują dla dużych firm. Aleksandra Gaca projektuje swoje przestrzenne tkaniny dla belgijskiej firmy. W Galerii Wzornictwa Polskiego zobaczymy krzesło „Gnu” Tomka Rygalika i jego wieszak „Seven”. Studio Ergo Design jest autorem czajnika Crystal i krajalnicy Alexis – produktów z lat 90. kultowych już, choć ciągle produkowanych. W ostatnich latach studio przygotowało projekt kasy fiskalnej „K10”. Nie tylko klienci, ale też producenci doceniają dobre, ciekawe wzory.
Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).