Wolna sobota
Pracownicy Pafawagu na wycieczce w Sławie Śląskiej, 1962, dzięki uprzejmości Stanisława Bobowca

17 minut czytania

/ Sztuka

Wolna sobota

Rozmowa z Iwoną Kałużą

Polacy nauczyli się wypoczywać dopiero w latach 70. Zaraz po wojnie najważniejsza była odbudowa zniszczeń. Dopiero gdy kraj odkopał się ze zgliszczy, zrobiła się przestrzeń na czas wolny

Jeszcze 4 minuty czytania

MONIKA STELMACH: Czasy powojenne kojarzą się z pracą i jej przodownikami. Tymczasem ty na wystawie „Kowalscy muszą wypocząć” postanowiłaś zająć się spędzaniem wolnego czasu. Skąd ten wybór? 
IWONA KAŁUŻA: Pracując wcześniej nad tematem identyfikacji wizualnej wrocławskich zakładów elektronicznych Elwro, poznałam osoby, które dużo i z zaangażowaniem mówiły o Państwowej Fabryce Wagonów „Pafawag” i o tym, jak tam był zorganizowany wolny czas. W tym przedsiębiorstwie ten temat musiał być bardzo ważny. Postanowiłam przyjrzeć się, jak Polacy uczyli się odpoczywania, jak tworzyły się infrastruktura i ikonografia. 

Dlaczego to właśnie w Pafawagu okazał się tak ważny?
Odbudowanie taboru kolejowego było kluczowym zadaniem w powojennej Polsce. Wrocławska Państwowa Fabryka Wagonów powstała na zgliszczach olbrzymiej poniemieckiej fabryki Linke-Hofmann-Werke. Zakład stał się oczkiem w głowie władzy, dlatego potocznie nazywano go czerwonym Pafawagiem. Był polem eksperymentu w obszarze równoważenia czasu pracy i czasu odpoczynku, w tym budowy zaplecza socjalno-bytowego.
Przemysł transportowy wiąże się z bardzo ciężką pracą, również w sensie fizycznym, a także z dużym dyskomfortem, hałasem, używaniem szkodliwych smarów i lakierów. Ale w zamian pracownicy otrzymywali wolne weekendy i urlopy. Odpoczynek nabierał znaczenia. 

Widoki wystawy, fot. A. Kielan

Na czym polegał eksperyment?
Jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym mówiło się, że każdy człowiek ma prawo nie tylko do pracy i godnego życia, ale też do wypoczynku. W 1918 roku w Warszawie podpisano dekret, który ustanowił ośmiogodzinny dzień pracy. Po wojnie ten wypracowany wcześniej zalążek modelu balansowania pracy i odpoczynku był kontynuowany również w krajach bloku wschodniego. Nadawano mu wartość. Wykuwało się pojęcie humanizacji pracy, przyglądano się relacji człowiek–praca. Tworzono zasady jej organizacji. Starano się budować zaplecze bytowo-socjalne i infrastrukturę wokół fabryk w taki sposób, żeby pracownik miał wszystko, czego potrzebuje: od wyżywienia w stołówce, sklepów spożywczych na terenie zakładów po przedszkola i żłobki, gdzie matki nawet w godzinach pracy mogły na chwilę zajrzeć. Pracownicy mieli dostęp do służby zdrowia. Zakłady przemysłowe przypominały miasto w mieście. Ważne stawało się bezpieczeństwo, czyli zasady i przepisy BHP czy stosowanie mniej trujących substancji. I wreszcie wypracowywano kwestie związane z rekreacją.

„Kowalscy muszą wypocząć”

kuratorka: Iwona Kałuża, BWA Dizajn, Wrocław, do 21 maja 2023.

Iwona Kałuża – kuratorka, historyczka sztuki, badaczka powojennego dizajnu. Od kilku lat prowadzi badania nad rolą zakładów przemysłowych w budowaniu społeczności w PRL, relacjami artystów ze środowiskiem pracy i humanizacją pracy. Na stałe związana z BWA Wrocław.  

Jak te zmiany przyjmowali pracownicy?
Z pewnym trudem. Polacy nauczyli się wypoczywać dopiero gdzieś w latach 70. Zaraz po wojnie ważna była odbudowa kraju. Na początku była wolna tylko niedziela, którą i tak poświęcano na odgruzowywanie miast. Dopiero gdy kraj odkopał się ze zgliszczy, w latach 60. i 70., zrobiła się przestrzeń na czas wolny. Kiedy wprowadzono soboty niepracujące, ludzie nie zawsze wiedzieli, co mają ze sobą zrobić. Nie było zbyt wielu możliwości spędzania wolnego czasu. Zaczęli się nudzić. Niepokoili się, jak to zostanie odebrane, bo przecież ktoś mógłby pomyśleć, że są leniwi, skoro dwa dni w tygodniu nic nie robią. Dlatego w soboty często brali dodatkowy dzień pracy. 

Potrzebny był czas, żeby zmieniła się mentalność, przyzwyczajenia, żeby ludzie nauczyli się wypełniać dwa wolne dni. Dopiero powstawała infrastruktura związana z odpoczywaniem. A dzisiaj mówi się już o czterech dniach pracy. W tamtych czasach nie do pomyślenia.  

Na wystawie pokazujesz, że fabryka nie pozostawiała swoich pracowników samych sobie z dylematem wypełnienia wolnego czasu, ale starała się go zagospodarować. 
I to na wielu poziomach. W robotniczych klubach sportowych, po godzinach, pracownicy mogli uprawiać wybrany sport; w zakładowych domach kultury rozwijali pasje plastyczne, fotograficzne, aktorskie czy muzyczne. Bardzo chętnie z tego korzystali. Prawdziwym rarytasem było kino na terenie fabryki. Na taką ofertę mogły sobie pozwolić tylko największe przedsiębiorstwa, najlepiej dotowane przez państwo. Zaś poza zakładami pracy nie było zbyt wielu możliwości spędzania wolnego czasu, takich jak są dzisiaj. 

Widok wystawy, fot. A. KielanWidok wystawy, fot. A. Kielan

Jak w tak dużym zakładzie zorganizować czas dla każdego pracownika?
Powołano na przykład zakładowy oddział PTTK, gdzie działali przewodnicy turystyczni, którzy w Pafawagu pracowali też na innych stanowiskach, a po godzinach obmyślali wycieczki do różnych miast Polski: Krakowa, Poznania, Warszawy, ale też całego bloku socjalistycznego: Petersburga, Moskwy czy Sofii. Jesienią jeżdżono na grzybobranie. Organizowane też były wycieczki górskie: w Tatry Wysokie, Beskid Śląski, Karkonosze. Tuż po wojnie jeździło się zwykłym starem z paką bez siedzeń. Wtedy samochód był towarem luksusowym, więc ważne było już samo to, że mieli czym jeździć. Na zdjęciach widać, że było wesoło, ktoś grał na gitarze, inni śpiewali. Pod koniec lat 60. Pafawag zakupił autobus, dzięki czemu pracownicy już w lepszych warunkach mogli odbywać wypoczynek sobotnio-niedzielny. Wycieczki cieszyły się ogromnym zainteresowaniem, wszyscy ich wyczekiwali, były robione specjalne listy na zapisy.

Pracownicy mieli nie tylko wolną sobotę i niedzielę, ale też płatny urlop. Jak Kowalscy wypoczywali? 
Tzw. work-life balance to nie jest kwestia czasów współczesnych. Wtedy też potrzebny był wypoczynek. Różnica jednak polega na tym, że wtedy był w dużej mierze organizowany przez zakłady pracy, a teraz mamy swobodę. Każdy większy zakład miał swoje ośrodki wypoczynkowe. Pafawag wybudował domy wczasowe nad morzem: w Krynicy Morskiej i w Świnoujściu. Pracownicy mogli wyjeżdżać na wczasy zakładowe z całą swoją rodziną. Cieszyły się bardzo dużą popularnością, a listy były zamykane na długo przed sezonem urlopowym. Ci, którzy nie załapali się nad morze, mogli pojechać na wczasy do Sułowa w Dolinie Baryczy, gdzie może nie mieli takich luksusów jak w Krynicy, ale też było dosyć przyjemnie. Pamiętajmy, że to nie były czasy zagranicznych wyjazdów. Infrastruktura związana z wypoczynkiem dopiero kiełkowała, więc pobyt w takim ośrodku był prawdziwym rarytasem. 

Widoki wystawy, fot. A. Kielan

Z dzisiejszej perspektywy pracownicy fabryki spędzali ze sobą niewiarygodnie dużo czasu również po pracy.  
Idea wspólnego spędzania czasu, integracji jest związana z socjalizmem, z kolektywnością. Trzeba pamiętać, że były to tak zwane Ziemie Odzyskane, po wojnie ludność zjeżdżała tu z okolicznych wsi, różnych zakątków Polski i dawnych Kresów Wschodnich. Niewiele ich łączyło. Potrzebowali stabilizacji, ale też czegoś, co da im jakieś poczucie przynależności i zadomowienia. 

Na ile tę ideę udało się ziścić?
Nie prowadziłam takich badań. Z relacji pracowników wiem, że w zakładzie rodziły się przyjaźnie i małżeństwa. Wielu byłych pracowników przyszło zresztą na tę wystawę, czasami były to wzruszające spotkania po latach. 

Socjolodzy badali potrzeby ludzi w wolnym czasie. Co z tych analiz wynikało?
Humanizacja i socjologia pracy były w latach 60. i 70. ważnymi tematami. Socjolodzy dyskutowali o tym na forach i konferencjach. Szukali miejsc, gdzie mogliby odbyć praktyki, i zazwyczaj wysyłano ich do dużych fabryk. W Pafawagu badania robił między innymi Jerzy Szacki, znana i ważna dla socjologii postać. Jednym z zadań było ankietowanie pracowników, którzy odchodzili z przedsiębiorstwa. Próbowano dociec przyczyn. Zakład chciał ich zatrzymać i zapobiec dużej rotacji kadr. A były to czasy, kiedy walczono o robotnika, bo potrzebne były każde ręce do pracy.

1. Wycieczka, 1979 r., dzięki uprzejmości Zbigniewa Wojciechowskiego 2. Wycieczka do Szczawnicy–Poronina, 1968 r., dzięki uprzejmości Stanisława Bobowca 3. Ośrodek wypoczynkowy w Sułowie, ze zbiorów archiwum zakładowego Alstom sp. z o.o. 4. Wycieczka, fot. ze zbiorów Stanisława Bobowca

Z myślą o nowo zatrudnionych wydawano informator. Jaka była jego rola?
Mogli się z niego dowiedzieć, jakim wspaniałym zakładem jest Pafawag, jak wiele zyskują, przechodząc tutaj. Na łamach gazety zakładowej dyskutowano na temat warunków pracy i wolnego czasu. Powstawał felieton pod pseudonimem „Panna Zuzia”, która w satyryczny sposób pisała, co nie do końca działa w zakładzie. Robiono to w sposób kontrolowany przez dyrekcję i władze centralne, ale tak, żeby dyrektorzy poszczególnych działów wiedzieli, co należy usprawnić. 

Na wystawie widać, jak dobrze ten informator był zaprojektowany.
Biuletyn dla nowych pracowników projektowała Hanna Dobrut, plastyczka zatrudniona na pół etatu. W tamtych latach popularna stawała się polska szkoła plakatu, którą wyróżniała malarskość. Realizacje dla przemysłu zmierzały raczej w stronę projektowania popularnego wówczas w Szwajcarii, które opierało się na minimalizmie, typografii i geometrii. Zaczynały się dyskusje na ten temat. W 1965 roku we Wrocławiu zorganizowano ważną ekspozycję o tytule „Plastyka w przemyśle”. Była to pierwsza w powojennej Polsce prezentacja relacji między twórcami a zakładami przemysłowymi. Wystawa była podzielona na przemysł ciężki, lekki, poligrafię. Pokazywano szkło, meble, a także duże realizacje, na przykład Pafawag przygotował makiety wagonów. Zmieniało się myślenie na temat autorstwa. Zaczęto mówić o twórcach przedmiotów użytkowych czy projektów dla przemysłu, którzy wcześniej byli anonimowi.

Wokół wypoczywania tworzona była bogata ikonografia, co też pokazuje wystawa. 
Przedmiotów związanych z wypoczynkiem było naprawdę sporo: od proporczyków, przypinek, breloków po koszulki i czapeczki. Przypinki czy proporczyki z wycieczek czy innych wydarzeń okazjonalnych były pomyślane jako przedmioty kolekcjonerskie, czyli spójnie zaprojektowane, z konsekwentnie budowaną narracją, zazwyczaj w barwach Wrocławia – żółtej i czerwonej. Zależało mi na odwzorowaniu na wystawie kolorów, w których były robione gadżety turystyczne, żeby odczarować „szary PRL”. Dotarliśmy do filmu z początku lat 80. „Pafawag pracownikom”, gdzie widać kolorowy Wrocław. Chcieliśmy wraz ze scenografem i projektantem identyfikacji zaprosić widza do wędrówki po tym, jak te barwy funkcjonowały w przestrzeni. 

Stołówka Pafawagu, proj. muralu i fot. R. WięckowskiegoStołówka Pafawagu, proj. muralu i fot. R. Więckowski

Projektowanie pamiątek z wycieczek było zadaniem dla plastyków zatrudnianych wówczas w fabrykach? 
A tu cię zaskoczę, ponieważ przedmioty na wycieczki zakładowe przeważnie projektowali i wykonywali sami pracownicy. Działały przecież kółka plastyczne, co owocowało drobnymi projektami. I one wcale nie odbiegają od tych zaprojektowanych przez plastyków wykształconych na ASP. Jednym z ważniejszych projektów był znak klubu sportowego. W 1946 roku został rozpisany konkurs w gazecie zakładowej. Robotnicy nadsyłali swoje propozycje, z których jury wybrało dwie najlepsze prace. Julian Ochman i Henryk Urbańkowski wspólnie zaprojektowali godło klubu obowiązujące aż do likwidacji fabryki i zakończenia działalności drużyny. 

Jak wiele z tych przedmiotów zachowało się do dziś?
Pracownicy chętnie je gromadzili. Do dziś są w wielu szafach i szufladach. Wystawa „Kowalscy muszą wypocząć” jest zbudowana ze zbiorów prywatnych. Ikonografia związana z zakładami przemysłowymi nie była uważana za coś wartościowego, dlatego jej nie archiwizowano. Natomiast pracownicy zachowali sporo. Dotarłam do dwóch kompletnych kolekcji, gdzie są pamiątki związane z wycieczkami posegregowane rok po roku. Musiała być naprawdę duża więź z zakładem, żeby po tylu latach przechowywać wciąż te wszystkie przedmioty. Jedną z tych osób jest Zbigniew Wojciechowski, który w swoim mieszkaniu jedno pomieszczenie przeznaczył na zbiory związane z Pafawagiem. Ma je świetnie opisane i skatalogowane. Poza gadżetami turystycznymi, jak dzisiaj byśmy je nazwali, posiada też na przykład każdy numer gazety zakładowej, filmy, zdjęcia, zaproszenia i inne przedmioty. Jeśli ktoś chciałby napisać historię tej fabryki, to tam znajdzie większość potrzebnych materiałów. 

Wacław Szpakowski, projekt polichromii w przedszkolu we Wrocłąwiu, 1955 r. , dzięki uprzejmości Anny Szpakowskiej-KujawskiejWacław Szpakowski, projekt polichromii w przedszkolu we Wrocławiu, 1955 r., dzięki uprzejmości Anny Szpakowskiej-Kujawskiej

Artyści plastycy byli też na stałe związani z fabrykami. Na czym polegała ich rola?
Pafawag produkował na eksport, wystawiał się na targach, więc potrzebował materiałów reklamowych. Projektowano afisze, plakaty i makiety wagonów. Jedną z makiet pokazuję na wystawie, ma prawie trzy metry i jest zrobiona w skali 1:10 z olbrzymim pietyzmem, w środku odwzorowane są nawet kosze na śmieci, zasłonki czy obrazki na ścianach. Ten model był przeznaczony na eksport do Maroka. 

W Pafawagu pracowali cenieni wrocławscy plastycy: Wacław Szpakowski i Ryszard Więckowski. 
W 1962 roku wyszedł państwowy dekret zobowiązujący zakłady pracy do zatrudniania plastyków na etacie. Wacława Szpakowskiego przygoda z Pafawagiem zaczęła się jednak znacznie wcześniej, bo już w 1945 roku. Razem z zespołem architektów odbudowywał fabrykę. Potem zaproponował dwie realizacje: plafon, czyli malarstwo na suficie w Domu Kultury w 1952 roku – z listów do jego córki Anny wiemy, że ten projekt został zrealizowany i zupełnie odbiegał od socrealizmu, który był nurtem wówczas obowiązującym – oraz polichromie dla przedszkola na jednym z robotniczych osiedli. Niestety ta praca nie została wykonana. Ale jest o tyle ważna, że pokazuje nowe myślenie Szpakowskiego, który odchodzi w niej od linii prostych i odnosi się do geometrii, z czego jest znany. 

Elementy identyfikacji wycieczek zakładowych, fot. A. KielanElementy identyfikacji wycieczek zakładowych, fot. A. Kielan

Odtworzony na wystawie mural Ryszarda Więckowskiego również nie nawiązuje do socrealizmu. 
Ryszard Więckowski jest z wykształcenia szklarzem, absolwentem ASP we Wrocławiu. Został skierowany do huty szkła na Dolnym Śląsku, ale nie mógł się przystosować do życia w małej miejscowości, tęsknił za dużym miastem. Jak tylko dowiedział się, że poszukują plastyka do fabryki wagonów, bez wahania się zgłosił. Obiecano mu stworzenie warunków do pracy, czyli zakup pieca do wypalania szkła i przygotowanie pracowni z prawdziwego zdarzenia, do czego ostatecznie nie doszło, ale dzięki temu z czasów, kiedy pracował w Pafawagu, mamy sporo bardzo dobrych graficznie projektów. Jednym z nich jest pokazywany na wystawie mural w stołówce. Zbudowany jest z motywów roślinno-zwierzęcych. Zdziwił mnie ten temat, więc zapytałam artystę o pomysł. Powiedział, że chciał, aby pracownicy w przerwie na posiłek nie musieli myśleć o pracy, ale o czymś przyjemnym, dlatego nie nawiązywał do wagonów i przemysłu. Niestety mural nie zachował się, udało mi się jednak pozyskać fotografie. W galerii go odtwarzamy. 

Warto też wspomnieć o innym plastyku, który był związany z Pafawagiem, czyli Onufrym Kobrzaku. Wykonywał głównie litery na potrzeby imprez okolicznościowych, ale też kaligrafował dyplomy. Długo na etacie był także Mieczysław Kruszyński, który projektował druki i plansze dekoracyjne. Niestety niewiele rzeczy zaprojektowanych przez tych artystów się zachowało.  

W Pafawagu działała też galeria sztuki.
Wtedy nie było to niczym wyjątkowym. W latach 70. stworzono ministerialny projekt „Sojusz świata pracy z kulturą i sztuką”, którego celem było budowanie poczucia piękna w robotniczym społeczeństwie. W ramach programu artyści mieli docierać do pracowników fabryk, czy to w formie wystaw, czy spotkań i tak zwanych pogadanek. W Pafawagu swoje wystawy organizowało BWA. Wernisaże odbywały się w godzinach pracy, tak żeby każdy mógł na nie przyjść. Można też było kupić dzieło sztuki. Zakłady pracy dawały na ten cel pożyczki. 

Ośrodek wypoczynkowy Pafawagu w Sułowie,  na zdjęciu Iwona Kałuża, fot. G. CzekańskiOśrodek wypoczynkowy Pafawagu w Sułowie, na zdjęciu Iwona Kałuża, fot. G. Czekański

Jak pracownicy po latach to wszystko wspominają?
Z dużym sentymentem. Rozmawiając z nimi, wyczuwałam żal, że transformacja lat 90. coś ważnego im zabrała – wypracowany model pracy i spędzania czasu. Ale też stabilizację i więź ze swoim miejscem zatrudnienia. Wystawa opowiada także o pewnej trwałości, dla wielu z nich była to pierwsza praca i pozostawali w niej aż do emerytury. Młodsi w latach 90. musieli od nowa wchodzić w inne schematy, odnajdować się w firmach prywatnych i narastającej na rynku rywalizacji. Dlatego tak bardzo mi zależało, żeby dawni pracownicy Pafawagu byli zadowoleni z wystawy. Dla nich ten zakład do dzisiaj jest bardzo istotnym miejscem. To oni byli dla mnie najważniejszymi recenzentami.