Gdzie język nie domyka

Rafał Wawrzyńczyk

W „Wiośnie ludzi” Miłosza Biedrzyckiego znajdziemy płaskoziemców i mieszkańców nowych osiedli, pomoc ofiarom wojny w Ukrainie i krach rynku kryptowalut, zmieniający się Kraków i niezmienny Triest

Gdzie język nie domyka

Jeszcze 2 minuty czytania

Gdzie język nie domyka

Trzeba było dziewięciu lat przerwy, jaka dzieli najnowszą książkę Miłosza Biedrzyckiego od poprzedniej („Porumb” z 2013 roku), żeby odświeżyć sobie spojrzenie na tę poezję i dostrzec fakt, o którym jak dotąd w jej omówieniach chyba nie wspominano. Mianowicie że duża część erotyków autora „69”, wzorem mistycznej poezji sufich czy świętych średniowiecza, daje się doskonale czytać jako skierowana zarówno do „ziemskie[j/go] kochank[i/a]”, jak i do „Boga”. Co jeśli „przelobowujesz mnie swoją piłką” z wiersza otwierającego „Sofostrofę i inne wiersze” było tropem epifanii, a nie miłosnego uroku? Na czyje przyjście – wracamy do „Wiosny ludzi” – ma się nadzieję w „Śpiewie mrowińskiego”? W czyich oczach jest „zatopiony” bohater „Belki nocy”? „Pomyślałem o wszystkich, / którzy nie słyszeli twojego głosu ani razu”, czytamy w „O tych”, i naprawdę trudno nie utożsamić tego „głosu” z mową objawienia, której poświęcone jest hymniczne „Organum”.

Obraz wolnej od ludzkich uwarunkowań, „przechadzającej się między nami” siły – z braku lepszego terminu nazwijmy ją natchnieniem, ale postarajmy się widzieć to słowo bez laski i halsztuka – przewija się w twórczości Biedrzyckiego od dawna („nie przestawaj wwiercać się w nas”, prosił poeta przy innej okazji). Takich odwołań do pokaźnego już korpusu własnych dzieł, autocytatów i autocoverów jest w „Wiośnie ludzi” niemało. „Wiązanka pieśni bojowych” z „No i tak” (2002) zyskuje nowe życie jako „Wiązanka pieśni BoJacka”; „Spojrzenia ze skraju rozległego pola” z „Sofostrofy” (2007) zostają rozświetlone definicją „rozległego pola”, którą znajdujemy w „Czas nie jest tiktakiem”; tajemnicze „dwa ciała” wreszcie, z których jednym „widzi się w kratce pod pralką” („***[będzie jechał na zblokowanym moście…]” z „69”, 2006), powracają w „Spróbuj użyć innego palca” jako „dwie abulafie”: jedna „na pawlaczu”, druga, jakżeby inaczej, „w kratce pod pralką”.

Miłosz Biedrzycki, „Wiosna ludzi”. Ha!art, 84 strony, w księgarniach od grudnia 2022

Ten ostatni motyw – a raczej nazwisko Abrahama Abulafii, żydowskiego mistyka z XIII wieku – pojawia się w tomie niejednokrotnie i jest tu chyba najważniejszy. Kusi bowiem, by na wariacje tematów i przetasowania dorobku, jakich w „Wiośnie ludzi” dokonuje Biedrzycki, spojrzeć jak na wariant medytacyjnej procedury Abulafii, polegającej, w największym skrócie, na permutacjach liter alfabetu hebrajskiego mających na celu wyjście poza sferę rozumową i otwarcie się na kontakt z wyższą rzeczywistością. Praktyka ta zbliża poetę z jednej strony do Tomaža Šalamuna, zwłaszcza z późnej, „anagramowej” (jak to ujął Miklavž Komelj) fazy twórczości, z drugiej zaś – do Roberta Rybickiego, kolegi z Krakowskiej Szkoły Poezji, z którym łączy go programowa nieufność do sankcjonującego poznanie intelektu i wzorem którego, najprawdopodobniej, zaczął pisywać słowo „umysł” ironiczną kursywą. Ale to jeszcze nie wszystkie z pomysłów na przekroczenie ograniczeń języka, jakie poeta prezentuje w tomie.

Druga część zbioru, zatytułowana „Strona nie/do/kończenia”, zawiera krótkie zapisy konsekwentnie wykorzystujące notację opartą na ukośniku, konkatenacji i „połykaniu” części wyrazów. Tekst traci jednoznaczność, w jego konstruowany w umyśle odbiorcy sens wkradają się glitche i przesunięcia znaczeń. Ten prosty na pierwszy rzut oka zabieg nie tylko, jak zwykło się mówić, otwiera wiersz na rozmaite interpretacje, ale i niemal symbolicznie wyraża tęsknotę za innym trybem funkcjonowania języka – pełniejszym, gotowym na przyjęcie i przekazanie szerokiego pasma wielowymiarowej informacji (ukośnik można czytać jako aranżowanie „fałdy” przedstawienia, można też – jako znak kodowy używany do zaznaczania niewyraźnych miejsc w transmisji „z zewnątrz”).

Biedrzycki nie byłby sobą, gdyby tego nabierającego naukowych wręcz rysów przedsięwzięcia nie zatopił w łagodnej autoironii: „[s]iedzieć cały czas na kosmicznej strunie / to męczące” („Stare punki w nowych czasach”). Znaków zmęczenia jednak w „Wiośnie ludzi” nie widać; na tle poprzednich książek styl poety zdaje się może nieco bardziej esencjonalny, wyraźniej za to jest wychylony w stronę eksperymentu i pracy nad zdefiniowaniem niedefiniowalnego.

Brzmi to wszystko dość poważnie, chyba zbyt poważnie jak na książkę, która od skrzydełka po „spisz” [sic] treści pulsuje humorem i w której tzw. nerwu współczesności naprawdę nie trzeba się doszukiwać. Znajdujemy tu płaskoziemców i mieszkańców nowych osiedli, pomoc ofiarom wojny w Ukrainie i krach rynku kryptowalut, zmieniający się Kraków i niezmienny Triest („Triest to kurz”, stwierdzał inny poeta wymieniany w tym tekście). Biedrzycki AD 2022 przychodzi dynamiczny i świeży jak zawsze. Stożek wzrostu – wzorem Abulafii zmieniam nieco cytat – wciąż rwie do entelechii.