Przychód liryczny brutto
kata / Flickr Attribution 2.0 Generic

Przychód liryczny brutto

Maciej Woźniak

W nowych książkach obu poetek widać skrajną, a przy tym zaskakująco podobną, esencjalizację stylu. Utworom Julii Szychowiak bliżej do poetyckich aforyzmów, Natalia Malek nuci parotaktowe melodie – żadna z nich nie zawraca czytelnikowi głowy na dłużej

Jeszcze 3 minuty czytania

Powracająca co rusz dyskusja, czy poezja ma wzruszać albo krzepić po dawnemu, czy też próbować zrobić nam coś nowego, trochę irytuje zatrzymaniem wielu argumentów w stop-klatce sprzed stu lat, ale zarazem przypomina, że wielkie spory kulturowe dziedziczymy genetycznie, więc racjonalnym rozstrzygnięciom od nich precz. Amerykańska krytyczka Marjorie Perloff nadała owej poetyckiej alternatywie nieco odświeżoną formę, zastanawiając się, czy w XX w. poezja wkroczyła w erę Ezry Pounda, czy w erę Wallace’a Stevensa. Do autentycznego hasła pierwszego z nich: „make it new!” (oddającego ambicję Pounda, by poezja stawała się coraz bardziej wyrafinowaną strukturą językową, a poeta był jej dyrygentem o wirtuozerskiej technice) Perloff domniemała hasło drugiego: „make it old!” (zgodne z pragnieniem Stevensa, by wiersz pozostawał jak dawniej przede wszystkim „pod presją rzeczywistości”, a poeta na romantyczną modłę mocował się z losem, śmiercią, własnym sercem). Jeszcze bardziej rześko i współcześnie zrobi się, jeżeli pomyślimy o tym, czytając książki autorek młodych, urodzonych pod koniec lat 80. zeszłego wieku – czyli takich, które literacko dojrzewały już w czasach hulającej postmoderny i kryzysu tradycyjnych wartości.

Julia Szychowiak mieszka w Księżycach (wioska na Dolnym Śląsku), jest odrobinę starsza i słynniejsza (Nagroda Silesius za debiutancki tom „Po sobie”). Natalia Malek też ma romantyczny biogram, bo debiutowała w Antologii Ziemi Wejherowskiej, ale teraz mieszka banalniej, w Warszawie. W nowych książkach obydwu poetek (Szychowiak – trzeciej, Malek – drugiej) widać nie tylko kontynuację metod pisarskich wypracowanych już na starcie – i na pozór bardzo różnych – ale także skrajną, a przy tym zaskakująco podobną, esencjalizację stylu (o czym więcej opowiem za chwilę). Takie uzwięźlenie komunikatu czyni ze statystycznego wiersza w obu tomach mocarstwo nie w sensie terytorialnym, ale pod względem PLB, czyli przychodu lirycznego brutto. Utworom Szychowiak bliżej do poetyckich aforyzmów, natomiast Malek nuci sobie parotaktowe melodie – tak czy owak, nie zawracają czytelnikowi głowy na dłużej.

Julia Szychowiak, „Intro”. Biuro Literackie, 40 stron,
w księgarniach od listopada 2014
Wiersze Szychowiak od początku miały maniery introwertyczne, półgębkiem napomykały o prywatnych sprawach ciała i ducha, o dziecięcych zabawach w tożsamość czy płeć (albo w ogóle mówiły o grze w „jestem” – pod nader stosownym patronatem Krystyny Miłobędzkiej), ale także o przemocy domowej, której kulturalne superego nie szczędzi naturalnemu ego. Inaczej było w utworach z pierwszego tomu Malek: dużo bardziej rozgadanych, ekstrawertycznych i egzaltowanych scenkach z komunikacji miejskiej (tej werbalnej), raportach z codziennych, gwarnych spotkań, „obowiązków i obrządków” (czuło się tam tchnienie choćby poetów nowojorskich).

Różnicę między poetykami obu autorek (a także różnicę między sposobami, w jakie chcieliby je czytać odbiorcy) oddawała dwubiegunowość komentarzy. O Julii Szychowiak pisano, że „mówi z trudem, oszczędza słowa, zapisuje jedynie to, co konieczne. Zawsze po swojemu, zawsze z poczuciem – u mnie, czytelnika – że inaczej nie można, że pisać trzeba jedynie to, co niezbędne, co jest świadectwem egzystencjalnych zmagań utrwalonych w języku” (Roman Kaźmierski). Pisano, że w jej wierszach „Metafory dryfują. Słowa się kaleczą. Jest smutno” (Piotr Kępiński). Stwierdzano wreszcie, że „świadomość językowa i sprawność wierszy mogą świadczyć o autentyczności doświadczeń autorki” (Krystyna Miłobędzka). Dla odmiany o utworach Natalii Malek powiadano, że odbywa się w nich „wyszukiwanie słów i miejsca dla tych słów (...) Słowo pierwsze znajduje lekkość i oparcie w drugim” (Maciej Topolski). Że „autorka wchodzi w język poetycki (...) od strony tytułowych «pracowitych popołudni», spędzanych (co widać w jej wierszach) na wytrwałej lekturze (głównie) anglojęzycznych autorów i autorek” (Joanna Mueller). Że „mówiący w wierszach zachowuje równy dystans wobec podmiotu i przedmiotu, siebie i świata. (...) Te rzadkie momenty, w których mówi się «ja» odsłaniają fakt, że te wiersze są przede wszystkim «wiedzeniem» świata, zapisem obrazów, analizą, nie zaś przeżyciem, odtrąceniem czy oddaniem się”  (Kamila Pawluś).

Stevensowskie „make it old!” – niosące na barkach cały etos melancholijny, zmagania z permanentną przemijalnością, ubywalnością (na które bierze się epifanijne medykamenty) –  zostaje w nowym tomie Szychowiak streszczone najradykalniej, bo w trzech słowach:

[Ministerstwo]

Ministerstwo

strat
wewnętrznych.

Z kolei Poundowskie „make it new!” jest w nowej książce Malek – zredagowanej, co istotne, przez Adama Wiedemanna – opatrzone stosownym aneksem, sugerującym próbę wdrapania się za pomocą języka na jakiś nowy level w starej grze:

Manuel sur l’analyse

Raczej nie trzeba zastanawiać się nad przetrwaniem
w taki sposób, jak przywykliśmy
się nad nim zastanawiać.

Ale nie powstrzymuje nas to.
Co jakiś czas zachętę podrzucają znani ludzie: dysydenci i lekarze; rozdają ładne zdrapki,
do samodzielnego wydrapania.

Natalia Malek, „Szaber”. Staromiejski Dom Kultury,
54 strony, w księgarniach od września 2014
Na pierwszy rzut oka zasadnicza różnica między poetkami zostaje pieczołowicie zachowana. W wierszach Julii Szychowiak odzywa się ten aż nadto dobrze znany modernistyczny podmiot, którego tak zgrabnie określają trzy słowa z „[Ministerstwa]”. Poetycko skupiony spogląda do wnętrza siebie („[Trening mięśni ducha]”) lub trzyma dystans nie większy niż do czubka nosa czy opuszka palca („[Rano liczę palce]”),  rzeczywistość zewnętrzna zaś bywa sceną dla nieobecności (cały wiersz potrafi zmieścić się w westchnieniu: „Powiedziałeś, że nigdy się nie spotkaliśmy. I tak naprawdę było”) albo niewydarzeń (z wiersza „Apokalipsis” nie dowiemy się niczego ponad to, że „Sprzedano trzy bilety, przedstawienie nie odbyło się. Bilety oddano”). Natomiast wiersze Malek chcą mniej znaczyć, a bardziej być, nie upierają się, że poeta musi „mieć coś na myśli”, ale kiedy już się biorą do znaczenia, to fakty i sytuacje uderzają raptownie jak w telewizyjnych newsach („Politechnika Federalna w Zurychu”) . Świat w oczach tych wierszy – przymrużonych do kilku wersów – objawia nerwicę i syndrom ADHD, których dawne poetyckie metody diagnostyczne się nie imają. Weźmy taką sekwencję z wiersza „Valmos”: „Gdzieś musi być piękno, któremu ulegniemy. Nie w Europie. Nie w Afryce. Na morzu. Na fali czyjegoś trudu, która wyrzuca te same śmieci, co jej serdeczne, choć starsze przyjaciółki: fala uczuć rodzicielskich i fala agresywnej krytyki”.

Ale ta zasadnicza różnica to tylko wstępne wrażenie, bo w miarę lektury obu tomów natrafiamy na fragmenty, które niespodziewanie ze sobą korespondują. Czasami na poziomie kwestii egzystencjalnych:

Szczupła kobieta, uciekająca przed kimś
prawym pasem.
Za nią ślad smaru, echa zaczepek. Skąd brać oczy,
żeby nas odprowadzały?

(Natalia Malek, „Przyszłość”)

Uwielbiam na ciebie patrzeć,
powiedział. Tyle
go widziałam.

Starałam się to przedstawić
możliwie jasno, wymagając jednak
żmudnej przebudowy
klatki świadomości.

(Julia Szychowiak, „[Uwielbiam na ciebie patrzeć]”)

a innym razem dotykając problemów społeczno-kulturowych:

Ptak z rodziny kormoranów, z widoczną gulą
na wysokości przełyku. Żarłoczny. Szybko pływa.

(Natalia Malek, „Patos”)

Zwracam honor,
Boga
i Ojczyznę.

(Julia Szychowiak, „[Zwracam honor]”)

Trzeba przy tym zauważyć, że wiersze Natalii Malek (w jej poprzednim tomie zdecydowanie dłuższe, bardziej narracyjne, ale i cokolwiek rozkojarzone) teraz sprawiają wrażenie, jakby zaraziły się od wierszy Szychowiak lakonicznością i wrażliwością na skupiający uwagę konkret , zaś z drugiej strony – jakby wiersze Szychowiak przejęły od wierszy Malek otwartość na świat zewnętrzny, na przykład na szerszy kontekst kobiecych problemów z tożsamością fizyczną i duchową (motyw „zwracania honoru” pojawia się jeszcze raz, tym razem w aspekcie bulimicznym).

Narracja w nowych wierszach Malek nadal bywa afektowana, tyle że o wiele precyzyjniej („Neony od ulicy udawały krzyki znanej angielskiej artystki. Nie wiem, jak to rozpoznałam”), zyskuje na wyrafinowanie kapryśnej harmonice i melodyjności („dalszy ciąg ciemniał jak śnieg pod kołami, jak pączkująca gałąź, na której bujają się ptaszki słów: pierdolić, pierdolić”), a także na ciekawej ascetycznej zmysłowości, jak w moim ulubionym wierszu z „Szabru”.

Jest taka kawiarnia niedaleko lingwistyki

Pan mówi jak pracownik sił specjalnych, a nawołuje
do czego? Żeby drukować w Warszawie pieniądze.

Marysi, która zamykała dziś kasę fiskalną, jeżą się
fioletowe sutki. Ale nie kieruje ich przeciwko

jakiemuś groźnemu porządkowi,
ani naprzeciw nowemu (jak wolałby tamten). Parzy

malutkie espresso,
a podając je, pochyla się tak, by było wiadomo,
że to jej memento.

Z kolei Szychowiak śmielej manipuluje obiektywem kobiecego wstydu i winy („Dawno nikt jej nie dotykał. (...) Dotykając siebie, była w miejscach, cieplejszych od słońca. Jej zachwycone ręce wkrótce to opiszą, a ona to przeczyta”), a przede wszystkim swobodniej (bo z mniejszym żalem?) zdaje się na paradoksalną łaskę mówienia-istnienia („To się jeszcze dzieje, to sobie jakoś radzi, to się jeszcze skończy. To podzieli się nami między siebie”). Widzimy niby tylko drobne przesunięcia tonów i akcentów, ale czasami tak znaczące, jak w wierszu dedykowanym Tomaszowi Pułce. Tekst był publikowany już wcześniej, ale ze słowem „Jesteśmy” niefigurującym samodzielnie w pierwszym wersie. Teraz, kiedy to „Jesteśmy” unosi się nad utworem jak chorągiew – a Tomek nie żyje od ponad dwóch lat – wiersz nabiera cech nie komunikacji, lecz komunii.

[Jesteśmy]                  Tomkowi PułceJesteśmy
tu i teraz mocno skomunikowani,
jak rzęsy na powierzchni.

Czy to wszystko jeszcze się mieści w wyświechtanych dychotomiach: stara poezja/nowa poezja, pospolite wzruszenie/spec-oczytanie, wybrane z restauracyjnego menu ściskanie za gardło/czysty szaber na języku i emocjach? Wiersze obu poetek sprawiają wrażenie, jakby trochę nauczyły się od siebie nawzajem, jak nie mieścić się w tych szufladkach. Jak nie zamykać się w formie z góry oczekiwanego komunikatu, tylko skomunikować się z czytelnikiem znacznie mocniej.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.