Naftowy blues

7 minut czytania

/ Media

Naftowy blues

Marzena Falkowska

Wszystko jest tu przesiąknięte gęstą, duszną atmosferą. W „Norco” nie tyle się gra, ile się je wdycha, dryfując w naftowych oparach

Jeszcze 2 minuty czytania

Pierwsze, co przyciąga uwagę w przygodówce „Norco”, to jej tytuł – krótki, mocny, dźwięczny. Nasuwa skojarzenia z futurystyczną korporacją, która działa na granicy prawa, a brzmieniowo przypomina serial o Pablo Escobarze. Przywodzi na myśl coś niebezpiecznego, ekscytującego i tajemniczego. Tytuł gry nie jest jednak pieczołowicie obmyślonym przez marketingowców wabikiem; jego geneza jest znacznie bardziej prozaiczna. Norco to maleńka miejscowość w Luizjanie przy brzegu Missisipi. Swoją nazwę wzięła od New Orleans Refining Company, filii koncernu Shell, który w 1916 roku założył tam rafinerię ropy naftowej.

Taka właśnie jest ta gra – zagadkowa i frapująca, a przy tym po uszy zanurzona w prozie życia, z całą jej brzydotą i trywialnością. I miksuje te elementy z istną dezynwolturą, co zapewniło jej między innymi pierwszą w historii grową nagrodę na nowojorskim Tribeca Film Festival.

Do tytułowego Norco trafiamy jako młoda nomadka Kay. Przez parę lat włóczyliśmy się po pogrążonych w wojennym chaosie, powoli osuwających się w anarchię Stanach. Na stare śmieci przywiały nas wieści o śmierci mamy – niezależnej badaczki, która prowadziła śledztwo w sprawie nielegalnej budowy – i zaginięciu młodszego brata o cokolwiek chwiejnej psychice. Chcemy uporządkować po niej sprawy, a jego odnaleźć, co nieuchronnie wciąga nas w toksyczne bagno lokalnej społeczności.

Na próżno jednak spodziewać się klasycznej opowieści detektywistycznej. Nasze poszukiwania szybko przybierają niespodziewany obrót, stopniowo odsłaniając rozbudowaną konspirację, w której ponure legendy miejskie mieszają się z historycznymi zaszłościami, machlojki przemysłu naftowego z dziwacznymi kultami, a budowane na okolicznych trzęsawiskach rakiety kosmiczne są tak samo realne jak opuszczone centra handlowe i obskurne bary.

„Norco”. Geography of Robots, gra na PC, dostępna od marca 2022

Rzecz dzieje się w niedalekiej przyszłości, więc mamy tu też różne wynalazki pokroju domowego androida obronnego albo usługi, która pozwala załadować ludzką świadomość do apki. Sąsiadują one jednak z małomiasteczkową codziennością. Kiedy wracamy do domu, na blacie wciąż walają się otwarte lekarstwa mamy, a mikrofalówka nie działa, bo utknął w niej martwy karaluch. Znudzona młodzież przesiaduje na chodniku, a na rogu można kupić hot dogi dyskusyjnej świeżości.

Wszystko to przesiąknięte jest gęstą, duszną atmosferą, która sprawia, że w „Norco” nie tyle się gra, ile się je wdycha, dryfując w naftowych oparach. Twórcy ukuli chwytliwą nazwę dla tego stylu – petroleum blues – ale erudycyjnie zorientowani (albo po prostu popkulturowo obcykani) odbiorcy odnajdą tu też elementy realizmu magicznego, tech-noir, dystopijnej fantastyki i oczywiście southern gothic. Całość okraszona jest przepiękną pikselową grafiką i nastrojową ścieżką dźwiękową, w której melancholijny ambient miesza się ze sludge metalem i postindustrialną elektroniką.

„Norco”„Norco”

Smakowita to uczta, zwłaszcza że pod stylową panierką kryje się też soczyste mięso. „Norco” w sposób bezpardonowy, ale daleki od moralizatorstwa komentuje bolączki współczesności: zmiany klimatu (miasto nawiedzają liczne powodzie i huragany) czy automatyzację, która spycha na margines i prekaryzuje ludzkich pracowników. Rafineria, choć przez lata zapewniała mieszkańcom pracę, odpowiada przy okazji za śmierć wielu z nich – czy to przez eksplozje rurociągów, czy nieuchronną degradację ekosystemu.

Żeby było ciekawiej, „Norco” jest przy tym grą zaskakująco zabawną. Świadoma swojego bagażu kulturowego, potrafi śmiać się sama z siebie. W pewnym momencie trafiamy przypadkiem na plan filmowy nienazwanego serialu detektywistycznego (skojarzenia z pierwszym sezonem „True Detective” są jak najbardziej na miejscu) i mamy okazję zabawić się kosztem reżysera, który pyta o lokalne wyrażenia slangowe, by nadać swojemu dziełu rys autentyzmu. Kiedy indziej śmiało przekracza granice dobrego smaku, racząc nas przykładowo superdługą, przekomiczną opowieścią o problemach gastrycznych pewnego jegomościa.

„Norco”„Norco”

Pod względem rozgrywki „Norco” sprawia trochę wrażenie zapomnianego reliktu ze złotej ery przygodówek firmy Sierra, przepuszczonego przez szaloną wyobraźnię i osobliwą wrażliwość twórców. Przez większość czasu rozmawiamy z mieszkańcami miasta, odblokowując kolejne opcje dialogowe, i rozwiązujemy nietrudne zagadki, a dla urozmaicenia twórcy serwują nam różne minigierki. A to bierzemy udział w prostych turowych walkach, a to nawigujemy łódką po bagnach, a to skanujemy otoczenie za pomocą aplikacji do rzeczywistości rozszerzonej. Te przerywniki nie zawsze są do końca sensowne czy dopracowane, ale wprowadzają element zaskoczenia, co pasuje do dziwacznej całości.

„Norco” jest pierwszą grą kolektywu Geography of Robots, złożonego z rozsianych po Stanach twórców i twórczyń. W jego centrum stoi projektant i scenarzysta o pseudonimie Yuts, który urodził się i wychował w tytułowej miejscowości. Trudna miłość, jaką darzy swoją małą ojczyznę, przenika każdy piksel jego dzieła i wpisuje je w trend gier, które dają nam podobny wgląd w dotkniętą społeczno-ekonomicznym rozpadem społeczność konkretnego regionu. W „Night in the Woods” (2017) było to fikcyjne miasteczko z „pasa rdzy”, w „Kentucky Route Zero” (2011–2020) – okolice odcinka autostrady międzystanowej nr 65. Nawet „Disco Elysium” (2019), choć dzieje się w uniwersum fantastycznym, zapewniało nam mocne poczucie „tu i teraz”. Wszystkie te gry łączy głęboka empatia do zamieszkujących ich świat postaci, które szukają na tym pobojowisku jakiegoś sensu, choć bywa, że – jak członkowie religijno-incelskiej sekty z „Norco” – w złych miejscach.


Traf chciał, że krótko po grze w „Norco” czytałam książkowy reportaż Magdaleny Okraski „Nie ma i nie będzie” o polskich miastach, które padły ofiarą źle przeprowadzonej likwidacji przemysłu. Przez chwilę zamarzyła mi się gra o tajemnicach kryjących się w wałbrzyskich biedaszybach albo drugim życiu zamkniętej kopalni siarki w Tarnobrzegu – oraz o ludziach, którzy nie mogą albo nie chcą stamtąd wyjechać. Może kiedyś się takiej doczekamy; na razie warto wybrać się w tę niezwykłą podróż po luizjańskich bagnach.