FANTAZJA: Osobowość fantastyczna
Hanna CC BY-NC-SA 2.0

16 minut czytania

/ Obyczaje

FANTAZJA: Osobowość fantastyczna

Rafał Księżyk

Nadzwyczajne ja to fantazja kultywowana dziś przez miliony użytkowników internetu. Nadmiar jej uwodzicielskich obrazów przyczynia się do bankructwa fantazji w ogóle. Czyżby dandys miał okazać się w tych okolicznościach przewodnikiem dusz?

Jeszcze 4 minuty czytania

Hrabia Robert de Montesquiou-Fezensac swój ród wywodził od Merowingów, w Paryżu schyłku XIX wieku trwonił resztki fortuny, aby ziścić fantazję o życiu jako dziele sztuki. Stał się natchnieniem dla  J.K. Huysmansa i Marcela Prousta. Dziś okazuje się zapomnianym prekursorem Instagrama. Montesquiou był hojnym i śmiałym mecenasem, organizatorem najniezwyklejszych przyjęć, charyzmatycznym arbitrem smaku, kiepskim poetą i doskonałym dandysem słynącym z kolekcji stu krawatów prezentujących cała gamę bladopastelowych odcieni. Lwią część tomu memuarów „Les pas effacés” („Zatarte kroki”) poświęcił opisom urządzania swych rezydencji, z których najsłynniejsza była paryska siedziba przy quai d’Orsay. Do jej wyposażenia zatrudnił Jamesa Whistlera, Williama Morrisa oraz Emila Galle i wystylizował ją na nierzeczywistą świątynię marzeń, komponowaną z komnat, które miały odpowiadać poszczególnym nastrojom. Była to inspiracja dla mieszkania diuka des Esseintes opisanego w wyroczni findesieclowej dekadencji, powieści Huysmansa „Na wspak”.  Za najważniejsze z dzieł, które pozostawił po sobie Montesquiou, uznać wypada jednak kuriozalny album „Ego imago” wydany w czterech tomach nakładem własnym. Znalazło się tam kilkaset fotograficznych portretów hrabiego w przeróżnych pozach, przebraniach i dekoracjach, od scenek ze sztuk teatralnych po orientalne stylizacje.  „Nie ma w nich głębi uczuć ani znaczeń, ale zewnętrzna ich warstwa jest zwarta jak diament i równa mu blaskiem” – słowa, którymi biograf Prousta, George D. Painter, podsumował poezje hrabiego, odnieść można do całej jego kreacji. 

Dziś galerie fantazji o swoim ja każdego dnia edytują miliony internautów. Portale społecznościowe skoncentrowane są na rozpowszechnianiu wyidealizowanych wizerunków. W internetowym szumie, rozpędzonych teledyskowych narracjach i niekończących się epopejach fantasy obserwować można bankructwo uwolnionej fantazji, która rozlewa się w szum wyzuty z głębi i znaczeń. Postać dandysa, który przydał fantazji rygoru i reguły, może oddziaływać niczym mąż opatrznościowy. Jeśli pisać o dandyzmie w epoce cyfrowej, to tylko w tonie nostalgii. Ale to twarda nostalgia, buntownicza. Jałowe byłoby zbieranie rozmytych odprysków dandyzmu we współczesnej popkulturze, od stylizacji gwiazd hiphopu po herosów ze steampunkowych mang. Ciekawiej jest odbić się od potocznego wyobrażenia, które ukazuje dandysa jako wyelegantowanego snoba, a w najlepszym razie ekscentrycznego estetę, o istocie dandyzmu stanowi bowiem całościowa sztuka życia. W przypadku dandysa i maniaków Instagrama punkt wyjścia jest ten sam: bohater nie znajdując oparcia ani w religii, ani w rozumie, stawia na gest estetyczny. Ten gest wyznacza sztukę przetrwania w epoce, w której wnętrze przestało się liczyć, a wszystko dzieje się na zewnątrz. Dandys jest naszym współczesnym również dlatego, że to fantastyczna osobowość, która rozwinęła się jako odpowiedź na masową komercjalizację. Był pierwszą nowoczesną fantazją o tym, jak być indywidualnością w epoce, której hierarchie określa rynek i wszystko zmienia się w towar. Gdy Charles Baudelaire ogłosił dandyzm religią, która za swój ołtarz ma lustro, było to paradoksalnym wyzwaniem. W czasach, w których miejsce ołtarza zajął podłączony do sieci ekran, nawet w fantazji wydaje się brakować miejsca na takie niuanse jak paradoks. I w tym momencie daje o sobie znać waga figury dandysa, która, chociaż przynależy do kulturowych mitów, ma do zaoferowania użyteczne w rzeczywistości, uniwersalne praktyki. Przynoszą one najwyraźniej zapomnianą dziś lekcję przechwytywania i przedrzeźniania mechanizmów swej epoki. O ile internetowe fantazje o pięknym ja bazują na uwzniośleniu banalności, o tyle wybiegi i paradoksy dandysa hołdują nieprzystawalności.

Mit błyskawiczny

Dandys jest pierwszą mityczną postacią wielkiego miasta, i jak na bohatera mitu przystało, trzeba nań spojrzeć jak na uosobienie pewnych technik. Są to techniki wojenne. Dandyzm to stan wojny indywidualności z masą, systemem i dogmatem. Wojna to z góry skazana na przegraną, ale celebrowana z niezwykłym szykiem. O narodzinach mitu dandysa pisze Roger Caillois w eseju „Paryż, mit współczesny”. Mowa tam o „poetyzacji cywilizacji miejskiej”, która dała o sobie znać około roku 1840 w odpowiedzi na nowoczesny szok. W tyglu nowych namiętności, jakimi buzuje miasto opanowane przez tłum, przemysł i kapitał, odzywa się „zew tego, co rzeczywiste i tego, co aktualne”. W przeciwieństwie do romantycznej ekspansji wnętrza, dandyzm koncentruje się na sposobach bycia na zewnątrz. Pora na rewizję ideałów romantyzmu, odrzucenie bohatera słabego i rozmarzonego, na rzecz kierowanego wolą mocy człowieka czynu, który pragnie ujarzmić społeczeństwo. Postacie takie odnajduje Caillois w kryminalnych powieściach w odcinkach oraz na kartach „Komedii ludzkiej” Balzaca. Są to ludzie, jak pisze ten ostatni, „wyższego rzędu, zimni i szyderczy”. Caillois podpowiada skojarzenie dandysa ze spiskowcem, złoczyńcą wręcz, i wskazuje na ile bliskie sobie są tajne stowarzyszenia z powieści sensacyjnej i projekt nowej arystokracji, którą uosabiać miał dandys. Ten sam fenomen komentuje Walter Benjamin w „Pasażach”: „Zawodowy konspirator i dandys spotykają się w pojęciu bohatera nowoczesnego. Bohater ten sam w sobie i dla siebie stanowi całe tajne stowarzyszenie”.  Tyle wystarcza, aby ruszyła maszyneria mitu, oferując zmianę czasoprzestrzeni i nową tożsamość. Koronnym przykładem Charles Baudelaire, który kilkoma notatkami o dandysie, choćby głosząc, że „dandyzm jest ostatnim błyskiem bohaterstwa w dekadencji”, na trwałe wpisał jego postać w kulturową wyobraźnię. 

FANTAZJA – numer tematyczny

O czym marzymy i jakie mamy – jako jednostki i społeczeństwa – koszmary? Polskie fantazjowanie o heroicznej śmierci („czy poszedłbyś?”), telewizyjne fantazje o wspaniałym życiu, fantazjowanie o końcu świata i wojnie, fantastyczne wizje przyszłości i fantasmagorie współczesności. Współczesna niepewność przyszłości, rozłam politycznego status quo, rozwój mediów i zjawisko postprawdy zdają się sprzyjać fantazjowaniu. Tam, gdzie realność traci grunt pod nogami, a mechanizmy rządzące światem stają się niejasne – otwiera się przestrzeń dla pracy wyobraźni.
Zobacz wszystkie teksty albo pobierz numer tematyczny jako e-book w formacie EPUB lub MOBI

Baudelaire nie przystawał do opisywanego przez siebie ideału dandysa, który miał być wychowany w luksusie, bogaty i zajmować się jedynie próżnowaniem, a przy tym, w swym wyniosłym chłodzie, pozostawać odpornym na porywy emocjonalne. Neurotyczny, schorowany, żyjący w ciągłej ucieczce przed wierzycielami, poeta miał dla swej fantazji bardzo konkretne osadzenie społeczne. Wraz ze schyłkiem arystokracji, artysta traci swych mecenasów i protektorów, a ponieważ nie chce schlebiać mieszczaństwu, dystansuje się odeń i szuka nowego uwiarygodnienia. Odwołuje się wówczas do wyimaginowanej zbiorowości – arystokratów ducha. Jak pisze Jean-Paul Sartre w szkicu „Baudelaire”, jej reprezentant „nosi niejako w sobie całą tę społeczność, występując stale w jej imieniu, tak jak człowiek szlachetnie urodzony wszędzie nosi w sobie i reprezentuje swą rodzinę oraz przodków”, w ten sposób sam staje się postacią mityczną. Ta wirtualna społeczność  jest czymś więcej niż po prostu bohemą, raczej rodzajem tajnego, mistycznego bractwa, mającego swe oparcie w alternatywnej czasoprzestrzeni, rzeczywistości ducha. Samostanowiąc swą genealogię, dandys wskakuje w mit w jednej chwili. Oto funkcjonalny na miarę tempa i rytmów nowych czasów mit błyskawiczny. 

Sztuka drażnienia

Za pierwszy podręcznik  dandyzmu uznać wypada „Dworzanina” Baldassare Castiglionego, wydane w 1529 roku vademecum renesansowego światowca będące wyidealizowaną i ekscentryczną przeciwwagą dla „Księcia” Machiavellego. Dla upiększenia świata zaleca Castiglione odwracanie logiki i zręczne koncepty, które potrafią tworzyć odległe związki oraz łączyć niejednorodne elementy. Chwali „inteligentną niejasność”, przyjemność zestawia ze sztucznością, a do tego lansuje sposób bycia określony jako maniera riposata, manierę uspokojoną, którą charakteryzują zdystansowanie, małomówność, świadomie kultywowana odmienność. Wzorcowy dworzanin – dandys wdzięk łączy z tajemnicą , zwraca się do niuansów i drobiazgów, rozwija subiektywne wyobrażenia, które przeciwstawia materii. Ten dworski ideał przechwycił i przepoczwarzył twórca nowoczesnego dandyzmu George Brummell, londyński arbiter elegancji początku XIX stulecia. „L’art de plaire” – dworską sztukę oczarowywania, zmienił w „l’art deplaire” – dandyczną sztukę drażnienia. Pewnego razu książę Bedford zapytał go, jak podoba mu się jego nowy płaszcz. Brummell dokładnie przyjrzał się księciu i odparł: „Bedford, nazywasz tę rzecz płaszczem?”. W czasach swej świetności  miał wśród wyznawców księcia Walii i nie wahał się szydzić z następcy tronu. Gdy podczas jednego z bali zirytowany jego uwagami książę cisnął mu w twarz kieliszek pełen wina, Brummell, niewzruszony, ujął swój kieliszek i rzucił nim w sąsiada ze słowami: „Toast księcia. Przekaż dalej”.  Jego przypadek to nie tylko uniwersalna historia wzlotu człowieka z klasy średniej, który dzięki osobistemu czarowi wdziera się na wyżyny społeczne, ale też lekcja osiągnięcia tego czaru. W towarzystwie Brummell zadawał szyku doprowadzonym do perfekcji sposobem wiązania krawata, nieskazitelnie dopasowanym strojem i wyniosłą „sztuką milczenia”. Zaproponowana przez niego prostota stonowanych kolorów i minimalistycznego kroju wyznaczyła nowy kanon męskiego ubioru bazujący na zestawieniu garnituru i krawata.

Rewolucja Brummella nie ograniczała się do stroju, jego magnetyczna siła była kwestią szczególnej kreacji bazującej na niewzruszonej samokontroli, mieszającej uwodzenie i odpychanie, cięte puenty i wymowne milczenie. Wszystko to składało się na egotyzm, który pozostawał czarujący, jak w jednym z jego najsłynniejszych powiedzonek: „Ranek powinien być wietrzony, nim wstanę”.  Virginia Woolf napisała, iż na istnienie Brummella składały się „elementy – tak błahe każdy z osobna, tak świetne w połączeniu”. Oto najkrótsza definicja autokreacji dandysa. W ciągu XIX wieku w Anglii dandyzm stał się skonwencjonalizowanym przyczynkiem do wizerunku dżentelmena, choć nie brakło bohaterów, którzy zaadaptowali go dla własnych fantazji, z Oscarem Wilde'em i Aleisterem Crowleyem na czele. Swe nowe życie rozpoczął we Francji, co oznajmiał, wydany w 1845 roku, udający biografię estetyczny manifest Jules'a Barbey d’Aurevilly'ego „Du dandysme et de George Brummell”, gdzie dandyzm prezentowany był jako dzieło ducha. 

Religia dandyzmu

W notatkach Baudelaire’a dandyzm staje się religią o surowych prawach. Jej drobny wykład daje szkic „Malarz życia codziennego”  z 1863 roku: „Dziwny spirytualizm! Dla tych, co są zarazem jego kapłanami i ofiarami, wszystkie złożone warunki zewnętrzne, którym się podporządkowują, od nieskazitelnego stroju o każdej godzinie dnia i nocy aż do najbardziej karkołomnych czynów sportowych, są tylko gimnastyką umacniającą wolę i nakładającą reguły duszy”. Dandyczny rygor służy pracy nad sobą, krystalizacji nowoczesnego rozproszenia w nową, sztuczną tożsamość. Przede wszystkim, jest odgrywany, ma odzwierciedlać duchowe szlachectwo. Dandys odgrywa swą rolę z ironią, lokując się w sferze paradoksu. Obnosząc się z próżniactwem i znudzeniem, zestawia je z żelazną autodyscypliną. Jego elegancja podszyta jest szyderstwem, a we wdzięku kryje się impertynencja. Rygor ufundowany jest wedle niedocieczonych zasad – podjęty w geście swobodnego wyboru i konsekwentnie przestrzegany, koncentruje się wokół drobiazgów, błahostek i absurdów. Na to wszystko wyczula życie przed lustrem. Pierwszy jest rygor elegancji, który niesie z sobą nieoceniony trening uwagi. Dlatego dandys wnętrze lokuje na powierzchni, modę czyni duchowością, drobnostkę wynosi do rangi absolutnej,  a to, co ulotne odnosi do wieczności. Odwraca ustalone wartości w imię nieprzeniknionej, bo powołanej indywidualnym kaprysem hierarchii, co w połączeniu z powściąganiem namiętności zapewnia mu suwerenność wobec konwencji i władzę wydawania sądów. Zadziwia, pozostając niewzruszenie obojętnym. Chwytając uwagę innych, może nimi manipulować. Dandys zawsze odstaje o drobny dystans, rygor utrzymuje ów odstęp, niuans, który decyduje o wszystkim.

Dandyczny rygor, który stanowić ma uzewnętrznienie mitu błyskawicznego, w istocie sam stwarza ów mit. Afirmacja duchowej głębi rozgrywa się na powierzchni, działa tu procedura, gdzie mit i rygor wzajemnie się uzasadniają, a ich gra przesłania nieobecność szlachetnej duchowej substancji, do której się odwołują. Wymowne, że zafascynowani Brummellem artyści XX wieku szczególnie interesowali się rozpadem jego wystudiowanej persony. Tak jest w eseju Woolf, która z uwagą opisuje, jak Brummell, upadając coraz niżej na wygnaniu we Francji, równocześnie uczłowiecza się. Ten sam, schyłkowy etap jego życia puentuje W.S. Burroughs w powieści „The Place of Dead Roads”: „Niewzruszona maska rozpadła się, odkrywając straszliwą nicość”. 

Estetyczna troska

Cóż jednak z regułami duszy, o których pisał Baudelaire? Czy ceną za piękne ja jest wewnętrzna pustka? Wielką, ponowoczesną puentę dla dandyzmu dopisał Michel Foucault, który wynosi człowieka estetycznego i wyposaża go w pogańską etykę dbania o siebie. „Życie każdego indywiduum – czyż nie mogłoby ono być dziełem sztuki?” – pytał Foucault profesorów uniwersytetu Berkeley w 1983 roku. Fascynowała go wówczas sztuka życia uprawiana w starożytnej Grecji i Rzymie. Zaczęło się od pracy nad monumentalną, wielokrotnie przeredagowywaną i niedokończoną „Historią seksualności”. Niejako na marginesie rozważań o tym, jak antyczna „troska o siebie” zastąpiona została przez chrześcijańskie „poznanie siebie”, wyrósł „projekt badawczy poświęcony «sztukom samego siebie»”, który stał się ostatnim wielkim tematem Foucaulta. Refleksję przerwała przedwczesna śmierć filozofa w 1984 roku, Foucault nie zdążył wypracować terminologii owego projektu. Mówi o „sztuce życia”, „kształtowaniu siebie przez Siebie”, „technikach siebie”, „estetyce istnienia”, „kwestii stylu”. Jedno jest pewne: „Nie można nauczyć się sztuki życia, techne tou biou, bez askesis, którą należy rozumieć jako pracę nad samym sobą”. Przypominając, iż dla stoików asceza była czymś zupełnie innym niż w chrześcijaństwie, nie oznaczała wyrzeczenia, lecz namysł i panowanie nad sobą, „proces stawania się bardziej subiektywnym”, Foucault równocześnie uwalniał stylizację i estetyzację z aury błahości czy wręcz niemoralności, którą nasyciła je kultura chrześcijańska. Trudno oprzeć się wrażeniu, iż projekt badawczy Foucaulta podąża szlakiem fantazji Baudelaire’a, który właśnie do stoików przyrównywał owo wirtualne bractwo ducha z mitu błyskawicznego, w stoickim duchu pojmował wagę ascezy, a jako pierwszego dandysa wskazywał Alkibiadesa, bohatera sokratejskiego dialogu Platona. „Alkibiadesa” uznaje Foucault za kluczowe, pierwsze dzieło filozoficzne podejmujące temat troski o siebie. To w przesłaniu Alkibiadesa odnajduje reguły duszy: „Musisz martwić się o swoją duszę – oto zasadnicza aktywność dbania o siebie. Troszczyć się o siebie, to troszczyć się o tę aktywność, a nie o duszę jako substancję”.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.