Hipster czyli Biały Murzyn
fot. Peter Edel

Hipster czyli Biały Murzyn

Rafał Księżyk

William Burroughs szukał mocnych wrażeń i ryzyka, aby w ekscesie wykolejać się z rutyny. Porzucił klasę średnią, zszedł na margines, sięgał po wyklęte ekstazy rauszu

Jeszcze 3 minuty czytania

„Kiedy bierzesz kirusa w wagonie – wyjaśnił Roy – musisz się dostosować do kołysania pociągu. Jak złapiesz właściwy rytm, możesz pracować, nawet gdy frajer nie śpi”. W slangu nazywało się to „obrabianiem denata” albo „robotą na dolinie”. Rzecz polegała na okradaniu pijaków, którzy zasypiali w wagonach lub na dworcach nowojorskiej kolei. W latach 40. minionego wieku, gdy Bill potrzebował pieniędzy na narkotyki, czasami wybierał się w takie trasy. Opisał to w „Ćpunie”, swej pierwszej książce, wydanej w 1953 roku. Ta robota należała do najpodlejszych w złodziejskim fachu, ale dzięki niej w praktyce przyswajał wyczucie rytmu – podstawową umiejętność sztuki życia hipstera.

Pierwszy wyskok Burroughsa, dzięki któremu wybił się na indywidualność, stawia go w kondycji Białego Murzyna. Porzucił klasę średnią, zszedł na margines, sięgał po wyklęte ekstazy rauszu. Ze straceńczą determinacją podjął się rozbudzenia psychopatycznej błyskotliwości, przebudowy układu nerwowego, ucieczki od przeszłości i przyszłości, o których pisał Norman Mailer w słynnym manifeście „White Negro”, przedstawiając hipstera jako Białego Murzyna. Zawarty w tej charakterystyce zalążek mutacji Burroughs rozwijał w sposób skrajny.

„Amerykański sen jest o pieniądzach, nie o wolności” – diagnozował Bill. Wiedział, o czym mówi. Szacował, że jego rodzina utraciła majątek wart trzydzieści milionów dolarów. Przyznawał, że gdyby miał te pieniądze, najprawdopodobniej nie zostałby pisarzem. Majątek był dziełem dziadka ze strony ojca, Williama Burroughsa I, który jawi się wzorcowym jankeskim self-made manem. Zaczynał jako urzędnik bankowy, potem wynalazł maszynę liczącą i zorganizował produkującą ją firmę. Rodzina przedwcześnie zmarłego Williama niefortunnie pozbyła się udziałów Burroughs Adding Machine Company, którą w 1953 roku przekształcono w Burroughs Corporation. Czy Bill nie czuł się dziwnie, żyjąc w świecie, gdzie istniała nosząca jego nazwisko korporacja?

kolaż Krzysztofa Stryjewskiego„Ćpuna” wydał pod nazwiskiem matki – jako William Lee. Laura Lee była jednym z dwanaściorga dzieci żarliwego pastora metodysty z Południa z pretensjami do pokrewieństwa ze słynnym generałem konfederatów. Wśród jej rodzeństwa był Ivy Lee, który zasłynął jako twórca amerykańskich public relations. Jego historia sprawia wrażenie żywcem wyjętej z prozy Burroughsa lub Thomasa Pynchona. Zyskał sławę, pracując dla Rockefellerów, gdy wymyślił metodę pokazywania bezwzględnych kapitalistycznych graczy jako altruistów. Potem został zatrudniony przez niemiecki koncern IG Farben do popularyzowania w Stanach III Rzeszy i – jak wspominał Bill – przekonywał kręgi biznesu, że Hitler to w gruncie rzeczy miły chłopak. Ojciec Billa, Mortimer, miał fabrykę szkła, skład drewna, firmę aranżującą ogrody, handlował antykami, a na stare lata, po przeprowadzce na Florydę, prowadził sklep z pamiątkami. Związek zaganianego biznesmena Mortimera i łączącej mistyczne natchnienie ze wstrętem do ciała Laury był zgodny, w domu panował jednak uczuciowy chłód.

Urodzony w 1914 roku Bill wychowywał się w najlepszej dzielnicy Saint Louis. Pamiętał konne powozy, kilkoro służby, strzelanie do kaczek. Choć zubożała rodzina była traktowana przez otoczenie z rezerwą, aspirowała do śmietanki towarzyskiej i starała się trzymać fason. A co do pieniędzy, to w wywiadzie rzece „The Job” Burroughs porównał je z heroiną: „Zawsze potrzeba coraz więcej, aby móc kupić coraz mniej. (…) Pieniądze to gówno. A co pożera maszyna do produkcji pieniędzy, aby móc nimi srać? Pożera młodość, spontaniczność, życie, piękno, a przede wszystkim pożera kreatywność. Pożera jakość, sra ilością”.

Dom swego dzieciństwa wspominał jako odcięty od życia bunkier. Wytrychem do jego drzwi stała się lektura autobiografii złodzieja i narkomana Jacka Blacka o wymownym tytule: „You Can’t Win”. Czternastoletni Bill posmakował dzięki niej low life, rządzącego się własnymi prawami życia nizin i marginesu. Jeśli nawet zaczął od idealizowania low life, to przecież rychło doświadczył go w najbrutalniejszych przejawach. Herbert Huncke, archetypowy hipster, który wprowadził Burroughsa w ten świat, również pozostawił po sobie wspomnienia: „Guilty of Everything”. Te dwa tytuły ogarniają tonację smutku i rezygnacji low life. A jednak rzeczywistość pełną przemocy, przestępstw i narkotyków uznał Bill za bliższą życia niż swe własne otoczenie.

 W czasach, gdy był na dnie opiatowego nałogu, w liście z Tangeru pisał do Allena Ginsberga, że nie może oddychać w Stanach, a szczególnie w podmiejskich dzielnicach. „Palm Beach to prawdziwy horror. Bez slumsów, bez brudu, bez ubóstwa” – wspominał swą krótką świąteczną wizytę u rodziców na Florydzie. Po podróży do Kopenhagi opisywał Danię jako Freelandię, krainę dobrobytu, gdzie we wszechogarniającej usłużności zawarta jest groźba stłamszenia jednostki. „Jestem za eliminacją całej głupiej klasy średniej” – mówił w jednym z wywiadów z lat 60. „Oni są nieżywi. Są chodzącymi magnetofonami. To nie jest kwestia eliminacji ludzkich istot, to kwestia eliminacji chodzących magnetofonów”. Uważał, że jedyni żywi w systemie to ci, którzy muszą walczyć o przetrwanie.

Taki był Huncke. O rok młodszy od Billa, jako dwunastolatek porzucił dom i żył w drodze, zajmując się drobnymi kradzieżami, prostytucją i handlem narkotykami. Był homoseksualistą i heroinistą. W latach 40. znalazł się w Nowym Jorku, gdzie wyłowiony przez Burroughsa stał się wyrocznią przyszłych proroków beat generation. Bill doceniał go jako gawędziarza sypiącego anegdotami z półświatka i przewodnika po jego odmętach. Kupował od niego opiaty, pomagał w ich rozprowadzaniu, przechowywał kradzione fanty i uczestniczył w przekrętach. A Huncke korzystał z tego, że prezencja i maniery Billa budziły zaufanie. Obrabiał sklep z odzieżą, a potem Burroughs czarował żonę lekarza, wręczał jej eleganckie suknie i dostawał bloczek recept, na które kupowali morfinę. Za dziesięć dolarów Huncke udzielił wywiadu do raportu doktora Kinseya: jedną z szokujących informacji tych pionierskich badań nad seksualnością było twierdzenie, że w amerykańskim społeczeństwie to ludzie z przestępczego półświatka czerpią najwięcej satysfakcji z seksu. Kiedy w 1949 roku na trop hipsterskiej paczki wpadła policja, studencik Ginsberg wyszedł z aresztu za kaucją i wymigał się, symulując chorobę psychiczną, a Huncke poszedł do więzienia na pięć lat. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Trudno się dziwić, że został pieszczochem bohemy. Pod koniec życia, a dożył osiemdziesięciu jeden lat, był utrzymywany z datków amerykańskich artystów. Czynsz za jego pokój w Chelsea Hotel pokrywali muzycy Grateful Dead.

Hipsterską pogoń za energią realizował Burroughs również sposobami nieznanymi na ulicy. Choćby przesiadując w zbitej z drewna przekładanego blachą skrzyni nazywanej akumulatorem orgonowym, co miało służyć pomnożeniu siły życiowej. Ta konstrukcja była wynalazkiem ekscentrycznego naukowca i wizjonera Wilhelma Reicha, w którego pracach zaczytywał się Bill na przełomie lat 40. i 50. Teorie Reicha, przedstawiające orgazm jako regulator energii organizmu, dały o sobie znać w Nova Mit. Ten urodzony w monarchii austro-węgierskiej zgermanizowany Żyd zaczynał karierę jako jeden z ulubionych uczniów Sigmunda Freuda. Jednak pomysł, by łączyć terapię z masażem, przyniósł Reichowi anatemę ze strony środowisk psychoanalitycznych, a książki dociekające związków między seksualnym zablokowaniem a autorytarnymi ideologiami sprawiły, że musiał uciekać z hitlerowskich Niemiec i równocześnie został wykluczony z partii komunistycznej. W 1933 roku znalazł się w Danii, potem osiadł w Norwegii, a od 1939 roku przebywał w Stanach, gdzie skupił się na badaniach orgonu. Tak nazywał promieniowanie biologiczne, obecne w każdej drobinie ożywionej materii niczym fundamentalna siła życiowa, bliska temu, co opisują orientalne koncepcje chi i prany. Akumulator orgonowy służył pozyskiwaniu owej siły z atmosfery; Reich konstruował również „zaklinacze chmur” mające polepszać przepływ orgonu w naturze. Federalny urząd żywności i leków, Food and Drug Administration (FDA), zabronił mu rozpowszechniania akumulatorów, co zakończyło się tym, że Reich trafił za kraty za obrazę sądu. Zmarł w więzieniu w 1957 roku. Przerwanie badań, przejęcie archiwów i wycofanie z rynku prac Reicha budziło u Billa podejrzenie, iż rząd może chcieć wykorzystać jego badania nad Deadly Orgone Radiation (DOR), czyli emisją radioaktywnie zanieczyszczonego orgonu, mogącego działać niczym broń siejąca zniszczenie. Po lekturze książek Reicha Burroughs sam nauczył się budować akumulatory i podczas swoich wędrówek w latach 50. montował je w każdym nowym miejscu pobytu. 

Bill szukał mocnych wrażeń i ryzyka, aby w ekscesie wykolejać się z rutyny codziennego życia. Młodzieńcze pragnienie ucieczki od rzeczywistości w jego wypadku okazało się podróżą ku jej traumatycznemu rdzeniowi, spotkaniem z chaosem. Kiedyś podczas rozmowy z Johnem Giornem stwierdził, że największą nagrodą, jaką można otrzymać w kulturze Zachodu, jest wolność od strachu. „Są zatem dwie drogi” – odparł Giorno. „Zostać milionerem albo ćpunem”. Bill na to: „Nikt nie jest pogrążony w strachu bardziej niż ćpun uzależniony od heroiny, ponieważ obawia się, że zostanie odcięty od narkotyku”.

 

Fragment pochodzi z książki Rafała Księżyka 23 cięcia dla Williama S. Burroughsa”, która ukazała się w listopadzie nakładem Wydawnictwa w Podwórku.





 

 
Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.