Prezydent niewidzialnego państwa
Papa Wemba, Radio Okapi, CC BY 2.0

11 minut czytania

/ Muzyka

Prezydent niewidzialnego państwa

Rafał Księżyk

Papa Wemba pochodził z najbardziej ponurej kolonii, belgijskiego Kongo. A przecież stał się odrębną ikoną globalnej popkultury. W tej samej mierze konformistyczny, co wywrotowy, stanowi esencję afrykańskiego dandysa – ujawniamy fragment naszej nowej książki „Wywracanie kultury”

Jeszcze 3 minuty czytania

Niespełna dwuminutowy klip nakręcony na potrzeby kampanii Guinessa w 2014 roku w Republice Konga i Afryce Południowej pokazuje czarnych mężczyzn, którzy kończą dzień ciężkiej fizycznej pracy, a potem po starannych ablucjach ubierają się z wyszukaną elegancją i biedną, zakurzoną ulicą ruszają do knajpy spotkać podobnych do siebie oryginałów. W ten sposób świat poznał les sapeurs, saperów. Ów termin kojarzy się z francuskim słowem sape, co w slangu oznacza „ubranie”, ale SAPE stanowi też skrót od nazwy Société des ambianceurs et des personnes élégantes, co można przetłumaczyć jako Towarzystwo Kreatorów Dobrej Atmosfery i Osób Eleganckich. Kto zaproponował tę nazwę? Kto wymyślił Towarzystwo? Odpowiedzi na te pytania giną w mroku dziejów i lokalnych sporów o pierwszeństwo między stolicami Republiki Konga i Demokratycznej Republiki Konga. Nie mają też większego znaczenia wobec żywotności mitu, jakim stał się saper. Do jego etosu odwołują się tysiące czarnych mężczyzn w Afryce i Europie, którzy podporządkowują całe życie doktrynie elegancji, spisują jej zasady i opracowują słowniki. Gdyby jednak poszukać kluczowej dla zjawiska postaci, światowym ambasadorem sape okaże się Papa Wemba, okrzyknięty przez swych wyznawców prezydentem niewidzialnego państwa gwiazdor kongijskiej rumby, głoszący, że ubranie to religia.

Czarni saperzy najbardziej konsekwentnie realizują stwierdzenie Baudelaire'a, iż dandys żyje, aby się ubierać. Czynią to nieraz w sposób wręcz przerysowany, dryfujący w zgoła surrealistycznym kierunku. W przeciwieństwie do dandysa indywidualisty, saper jest tworem wpisanym w społeczność i spełniającym się w jej obrębie. Rytuały saperów wydają się odległym wielkomiejskim echem dawnych męskich stowarzyszeń Czarnego Lądu – napędza je rywalizacja. Eleganci regularnie spotykają się w ulubionych lokalach, by porównywać stroje i zestawienia ich elementów oraz kolorów, a przede wszystkim metki producentów, ale też sposób prezentacji stroju, w którym liczą się każdy gest i krok. Naczelną zasadą tych pojedynków jest wykluczenie agresji – saperzy propagują pacyfizm, są ponad podziałami rasowymi i plemiennymi. Innym elementem gruntującym ruch są uliczne parady, w których saperzy obnoszą się w pełnym rynsztunku. Chęć wzbudzania podziwu i szacunku społeczności wydaje się największym magnesem przyciągającym ludzi do saperów. Ale skąd w slumsach garnitury od Armaniego i Comme des Garçons? Ktoś podliczył, że cena pary butów z uwielbianej przez saperów krokodylej skóry jest w Kongu równa rocznemu dochodowi na osobę. Saper potrafi miesiącami pracować na strój. Reportaże z zachodnich mediów pokazują ich puste mieszkania, nawet bez szaf – centralne miejsce zajmują tam wieszaki z garniturami i skrzynie z obuwiem. Aby podreperować swój budżet, saperzy wypożyczają swe ubrania albo też wynajmują się do udziału w weselach, pogrzebach i przyjęciach. Lokalni krawcy idą im w sukurs, naśladując kroje ulubionych światowych projektantów, i zyskują uznanie swymi kolekcjami. Pewne jest jednak, że największą zniewagą dla sapera jest noszenie podróbek znanych marek.

Tekst pochodzi z książki Rafała Księżyka Wywracanie kultury. O dandysach, hipsterach i mutantach, która ukaże się 24 października we wspólnej serii Wydawnictwa Czarne i DwutygodnikaTekst pochodzi z książki Rafała Księżyka „Wywracanie kultury. O dandysach, hipsterach i mutantach”, która ukaże się 24 października we wspólnej serii Wydawnictwa Czarne i „Dwutygodnika”Korzenie saperów sięgają relacji kolonialnych. W XIX wieku w należącym do Francji Kongu służący byli wynagradzani przez swych panów starą garderobą. W latach dwudziestych i trzydziestych XX wieku, gdy Brazzaville było stolicą Francuskiej Afryki Równikowej i w mieście pojawiła się czarna klasa urzędnicza, modne stało się naśladowanie europejskiego stylu – już nie donaszanie ubrań, ale zamawianie ich z Paryża. Do stylu tamtej epoki nawiązują współcześni eleganci z Brazzaville preferujący klasyczne garnitury i hołdujący „trylogii kolorów”, w myśl której jedna stylizacja powinna łączyć co najwyżej trzy kolory, aby uniknąć przeładowania. Pośród saperów z Kinszasy panują natomiast ekstrawagancja i anarchia dopuszczająca futro narzucone na gołe ciało okryte tylko slipami z markową metką. Stolice obu państw Kongo niezmiennie stanowią afrykańskie centrum ruchu naśladowanego dziś w Kamerunie i w Afryce Południowej, gdzie wśród zuluskiej klasy robotniczej narodził się ruch swenkas. Panafrykańska kariera ruchu zaczęła się w latach pięćdziesiątych wraz z eksplozją kongijskiej rumby, znanej też jako soukous. W latach osiemdziesiątych ów taneczny styl podbił świat za sprawą Papa Wemby, a saperzy poczęli dawać o sobie znać w czarnych diasporach Paryża, Londynu i Brukseli. 

„Biali ludzie wymyślili ubrania, lecz my zrobiliśmy z nich sztukę” – mawiał Wemba, który urodził się jako Jules Shungu Wembadio Pene Kikumba w 1949 roku, w czasach, gdy Kongo wciąż jeszcze było belgijską kolonią. Obdarzony nadzwyczajnym głosem chłopak z biednych przedmieść Kinszasy zaczynał karierę, występując jako Jules Presley. Rychło jednak zapracował na własną markę, rewolucjonizując brzmienie kongijskiej rumby, od początku też wykazywał się dużą samoświadomością, o której dała znać nazwa jednego z jego pierwszych zespołów, czyli ISIFI, będąca skrótem od Institut du Savoir Ideologique pour la Formation des Idoles, co można przetłumaczyć jako Instytut Wiedzy Ideologicznej dla Tworzenia Idoli. W 1977 roku, gdy Papa Wemba stał się idolem centralnej Afryki, nazwał swe domostwo wraz z przyległościami Wioską Molokai – od nazwy słynnego azylu dla trędowatych prowadzonego przez misjonarzy na Hawajach – i ogłosił się jej wodzem, a zasady sape uczynił swą oficjalną nauką. Choć inspiracji dostarczyła mu proklamowana przez Felę Kutiego nigeryjska Republika Kalakuta, Wioska Molokai była raczej atrakcją turystyczną niż wyzwaniem rzuconym ówczesnemu reżimowi prezydenta-żołdaka Mobutu.


Wemba porwał młodzież nie jako rebeliant, lecz jako ikona cool. Uwodząc stylem, doktrynę ostentacyjnej elegancji i dbania o siebie lansował jako formę oporu wobec afrykańskiej biedy, niepewności i braku perspektyw. Jego wyznawcy odnaleźli w elegancji również antyreżimowy aspekt, ponieważ rząd Mobutu ogłosił wówczas politykę „autentyczności”, która w ramach walki z wpływami Zachodu jako oficjalny strój mieszkańców Konga narzuciła mundurki wzorowane na strojach z maoistowskich Chin. Sam Wemba trzymał się z dala od polityki. Zaangażował się jednak w popartą koncertową trasą kampanię społeczną „So Why?” z 1997 roku, w ramach której gwiazdy z Konga, Senegalu, Nigerii i Afryki Południowej – na czele z Wembą i Youssou N’Dourem – występowały przeciw międzyplemiennym waśniom. Od lat osiemdziesiątych Wemba jako światowa gwiazda dzielił swe życie między Paryż i Kinszasę, do której przybywały po niego wyczarterowane specjalnie z myślą o koncercie samoloty z Japonii, i najwyraźniej popadał w dekadencję.

 W poświęconym piosenkarzowi filmie „The Importance of Being Elegant” (2004) jest scena, w której odziany w szykowne futro Dolce & Gabbana wygłasza do kamery kwestię: „Kiedy to zakładasz, czujesz się jak król albo wódz, naprawdę robi ci się dobrze”. Nazwy najdroższych modowych marek coraz częściej trafiały do tekstów piosenek Wemby, a obok nich dedykacje – wersy przywołujące nazwiska konkretnych osób, które za takie wspomnienia zapłaciły. Zwyczaj ten Wemba z powodzeniem przeniósł z afrykańskich przyjęć na klubowe sceny. W 2003 roku, gdy wybuchł skandal z jego udziałem, świat luksusu ukazał swoje mroczne kulisy. Okazało się, że gwiazdor zajmował się przemytem żywego towaru. Inkasując trzy i pół tysiąca euro od osoby, przewoził do Europy spragnionych lepszego życia rodaków, przedstawiając ich jako członków zespołu. Wpadł po tym, jak zabrał ze sobą zespół liczący dwustu Kongijczyków. Prokurator domagał się dla Wemby pięciu lat więzienia, skończyło się na trzydziestu miesiącach, z czego dwadzieścia sześć zawieszono, a cztery, które spędził w areszcie, zaliczono na poczet kary. Piosenkarz twierdził, że w więzieniu przeszedł duchowe nawrócenie. Pewne jest, że nie stracił szacunku u Afrykanów, dla których jest symbolem sukcesu. W 2008 roku wystąpił w Londynie na koncercie fetującym dziewięćdziesiąte urodziny Nelsona Mandeli, a gdy w kwietniu 2016 roku władze Wybrzeża Kości Słoniowej postanowiły zorganizować wielki festiwal muzyczny, który miał zatrzeć wspomnienia po niedawnych zamachach bombowych dżihadystów, Wemba został jego główną gwiazdą. W dwudziestej minucie koncertu zasłabł na scenie w Abidżanie i zmarł na serce w drodze do szpitala.

kadr z teledysku do piosenki Solange „Losing You”, inspirowanego społecznością SAPEkadr z teledysku do piosenki Solange „Losing You”, inspirowanego społecznością SAPE

Na początku nowego wieku eleganci z afrykańskich slumsów stali się bohaterami dziesiątek sesji zdjęciowych i filmów tworzonych przez przybyszów z bogatej Północy. Ich wizerunki wciąż krążą na wystawach i w internetowych witrynach. W serwisach newsowych mogą być egzotyczną ciekawostką, w galerii sztuki – szykownie poprawnym gadżetem zahaczającym o mnogość dyskursów, zaś na uczelni – wdzięcznym obiektem analiz przynajmniej kilku studies. Trudno oprzeć się wrażeniu, że dochodzi do eksploatacji saperów przez świat Zachodu. Ale, z drugiej strony, czy nie jest to zaspokajaniem ich potrzeby prestiżu i bycia podziwianym? Saperzy wyrastają z kolonialnego układu sił i uprzedmiotowienie mają niejako wpisane w swój status. Ich taktyka rozwija narcyzm kompensacyjny w wydaniu tropikalnym, przechwytują zachodni narcyzm poprzez jego pożarcie. Naśladują zapatrzenie białej kultury w siebie, biorąc się za to, co najbardziej zewnętrzne i efektowne. Koncentracja na ograniczonej powierzchni, którą można kontrolować i transformować, pozwala wystarczająco odreagować ciężkie realia; na więcej nie starczyłoby im sił i możliwości. Ale przecież w całej historii dandysa wykoncypowany strój zawsze uprzedmiotawiał tę postać, co ma związek z jej traumatyczną kondycją i stanowi opór wobec niej. O traumie szoku nowoczesności mówią kroki Baudelaire’a, nieregularne, nerwowe i ostrożne. Czarny dandys, tak jak i Biały Murzyn, jest ekspresją tej samej opresji. W jednej z najlepszych książek o sztuce XX wieku, „Powrót Realnego” (1996), Hal Foster odwołał się do tego właśnie aspektu dandyzmu Baudelaire’a: „Sedno tej strategii stanowi udawany gest reifikacji własnej osoby, skierowany przeciwko reifikacji narzuconej przez społeczeństwo”.