Myliłaby się ta, która od erotyki oczekiwałaby cywilnej, zmysłowej przyjemności. „W sytuacji, kiedy decyzje polityczne zagrażają prawom kobiet, w świecie, w którym nadal próbuje się narzucić nam określone role i odebrać prawo głosu, nieustająco konieczna staje się praca na rzecz upodmiotowienia kobiety, również w relacji seksualnej” – piszą Agata Nowicka i Aleksandra Hirszfeld. Autorki scenariusza „Istoty”, przedstawianej jako pierwsza polska powieść graficzna spod znaku „kobiety kobietom o seksie”, uczciwie obiecują zatem protestancką harówę: nie czas na filuterność, lekkość, wilgotność, gdy świat potrzebuje nowego kontraktu płci.
Pod pewnymi względami książka ta była dla mnie trudniejsza do zniesienia niż tradycyjne fantazje seksualne polskiej prawicy. Te ostatnie, nawet jeśli mnie uprzedmiotawiają, same łatwo poddają się uprzedmiotowieniu – jako może i przerażająca, ale etnograficzna ciekawostka. Natomiast świadomość, że tak ma wyglądać adresowana do mnie feministyczna utopia, powoduje, że ciary chodzą mi po plecach. Nie rozkoszy jednak, a smolistej, jak czarny protest, rozpaczy.
Oto bowiem autorki uznają za konieczne upewnić czytelniczki, że kobieta jest istotą zdolną do masturbacji, erotycznych fantazji i – skromnie płonię się, chowając za ekran – posiadania wibratora (prezent od przyjaciela geja podarowany przy zwiedzaniu Zachęty – sic!). Zamiast czerpania rozkoszy z seksu, raczej się go opowiada, uzasadnia, upolitycznia, uprawomocnia. Autorki nie ufają ani sile własnego scenariusza, ani obrazów: o ile jeszcze otwierająca zbiór „Wyspa” daje nadzieję na grającą dwuznacznościami zmysłowość (przypatrzcie się pierwszemu ujęciu łódki), dalej erotyczne napięcie siada, a jego brak osiąga kulminację w horrendalnej „Rozmowie”. Nowicka, autorka nieoczywistych ilustracji do wywiadów z seksuolożką Alicją Długołęcką, tu wraz z Hirszfeld stworzyła seksuologiczny wykład o poprawnej komunikacji, łącząc gorączkę zmysłów właściwą lekcjom wychowania do życia w rodzinie z naturalnością dialogu sesji coachingowej. „Prze pani, a czy można czerpać przyjemność z BDSM?” – milcząco zapytują „niezależne, dojrzałe, otwarte” czytelniczki (z takimi cechami autorkom kojarzy się kobiecość). „To była prawdziwa ekstaza! Najlepsze orgazmy mam wtedy, kiedy odpuszczam kontrolę…” – odpowiada im uprzejmie bohaterka-prymuska, by na koniec zadeklarować przed lustrem: „Ja naprawdę lubię seks”.
„Istota”, scenariusz: Agata Nowicka i Aleksandra Hirszfeld, rysunki: Agata Bogacka, Katarzyna Borkowska, Ada Bucholc, Ewa Juszczuk, Joanna Krótka, Dagmara Matuszak, Agata Nowicka. Wydawnictwo Kultura Gniewu, 109 stron, w księgarniach od lipca 2018Idea erotycznej emancypacji popada w „Istocie” w autoparodię, przy okazji odsłaniając swoje szwy. Komiks doskonale ilustruję tezę Michela Foucaulta o tym, że w świecie Zachodu seksualność nie tyle jest represjonowana, ile staje się narzędziem opresyjnej dyskursywizacji. Gdy inne kultury rozwijały sztukę czerpania i dostarczania rozkoszy, Europejczycy z buchalteryjną skrupulatnością tworzyli taryfikatory cielesnych grzechów, subtelne rozróżnienia dewiacji, systemy eksperckie. Seks stał się polem wytwarzania prawdy o podmiocie, którą osoba ma umieć wypowiedzieć czy to w ramach spowiedzi, czy terapii.
W tej perspektywie upadła grzeszniczka klęcząca w konfesjonale lepkim od nieczystych myśli nie różni się od bohaterki „Rozmowy”, która udręcza czytelniczki prezentacją siebie jako „kobiety wyzwolonej”. Bezwstyd bowiem nie jest przeciwieństwem wstydu, ale jego potwierdzeniem: represja traci swą moc dopiero wtedy, gdy nie trzeba celebrować buntu wobec niej. Narracje seksualnego wyzwolenia nigdy zatem nie realizują wolności, którą opiewają: spontanicznej, transcendentnej wobec konwencji społecznej, zakorzenionej wyłącznie w pragnieniu podmiotu.
Warto jednak się tym narracjom przyjrzeć – są jednym z nielicznych tlących się promyków myślenia utopijnego. Współczesną słabość wiary w projekty lepszego świata przypisuje się tragediom XX wieku i postmodernistycznemu upadkowi wielkich emancypacyjnych narracji (w duchu Lyotarda), a także tak głębokiemu uwewnętrznieniu zasad kapitalistycznych, że inny system wydaje się nie do pomyślenia (to koncepcja „realizmu kapitalistycznego” Marka Fishera). Idea seksualnego wyzwolenia także przygasła po przegranej rewolucji '68 roku, ale wciąż pobudza zachodnią wyobraźnię bardziej niż koncepcja dochodu podstawowego czy ruch globalnej sprawiedliwości. Jest całkiem dobrze zadomowiona w kulturze popularnej: obok twórczyń „Istoty” czerpali z niej ostatnio między innymi Ignacy Karpowicz w „ościach” czy siostry Wachowskie w niedawno domkniętym serialu „Sense8”.
Wszystkie te utopie seksualnego wyzwolenia sugerują, że obalenie patriarchatu wprowadzi nas do raju prawdziwych międzyludzkich więzi, gdzie szczęście, wolność i równość. Dla tych, co lubią, jednorożce, a dla innych jeże. Ale jest i wąż, który leniwie owija się wokół wyzwolonych ciał, ze zmysłową chrypką sycząc do uszek: przeanalizujcie to dokładniej, kochane, wszak tam, gdzie miłość nie wyklucza, można bezpiecznie jeść owoce z każdego drzewa...
Empatia, troska, więź
Akurat powieść Karpowicza nie dawała łatwych obietnic zbawienia. Konserwatywny rasista Norbert tworzył tam homoseksualny związek z Azjatą Kuanem (drag queen, mężem Marii, ojcem Patryka), z drugiej strony zakochiwał się w starszej od siebie Ninel. Małżeństwo Mai i Szymona rozszerzało się o kochanków poznanych w czasie stypendialnej rozłąki, a poza tym wiadomo: dziwne siostry, bagaż toksycznych rodziców. Karpowicz kreślił wizję niestandardowych, improwizowanych więzów miłosno-przyjacielsko-rodzicielskich, które rozsadzają przestrzeń ustabilizowanych tożsamości i nuklearnych rodzin. Rzucał przy tym wyzwanie tak patriarchalnemu porządkowi, jak i hasłu „prawda nas wyzwoli” (wspólnego chrześcijanom i zwolennikom polityki tożsamości). Dla autora „ości” ważniejsze niż ekspresja siebie i dawanie wyrazu swoim przekonaniom jest tworzenie więzi. Ich podstawą mają być nie idee, a konkretne, nieustannie negocjowane relacje międzyludzkie; fundamentem – wsparcie i lojalność ponad różnicami światopoglądów. Karpowicz problematyzował sprzeczność, którą w progresywnych utopiach pozostaje zazwyczaj w cieniu: bycie absolutnie szczerym zadaje cierpienie, wcale nie tak łatwe do ukojenia. Dlaczego stawiać sprawę na ostrzu noża, skoro gra niedopowiedzeń, przemilczeń i wyparć w praktyce pozwala stworzyć przestrzeń spełnienia i wzajemnej troski?
Inną logikę prezentuje serial Lilly i Leny Wachowskich (oraz J. Michaela Straczynskiego), zwieńczenie tożsamościowej drogi twórczyń, które przeszły przez proces zmiany płci: tu celebrowanie międzyludzkiego wsparcia jest silnie skojarzone z poszerzaniem pola autoekspresji. „Sense8” z dezynwolturą miksuje paranoidalno-metafizyczną wyobraźnię rodem z „Matrixa” z wizją empatii jako supermocy zdolnej przekraczać granice kultur, orientacji seksualnej, charakterów. Oto w różnych częściach globu ośmioro ludzi zaczyna rozpoznawać, że mają nawzajem dostęp do swoich myśli, uczuć, doznań zmysłowych. Bohaterowie, „sensaci” (będę używać tego niefortunnego tłumaczenia) konfrontują się zatem z poczuciem wyobcowania z „normalności”, mierzą z indywidualnymi życiowymi wyzwaniami i toczą wspólną walkę z polującą na nich tajną, wszchpotężną organizacją.
Wachowskie odrzucają represję na poziomie znacznie bardziej fundamentalnym niż uwolnienie ciał z jarzma patriarchatu. Rozwój związku sensatów, wbrew Freudowskiemu modelowi dojrzewania osobowości, polega bowiem nie na zdominowaniu czy stłumieniu którejkolowiek z sił, ale takiej ich harmonizacji, by wszystkie otoczyć ochroną. To świat równorzędności i kooperacji, w którym aktorskie umiejętności histerycznego Lito okażą się kluczowe do znalezienia uwięzionej Riley, gdy policjant Will i hackerka Nomi okażą się bezsilni. Milcząca, przekuwająca emocje w agresję Sun stanie się „dobrym duchem” Capheusa, ciepłego kierowcy autobusu, który będzie umiał wesprzeć straumatyzowaną Riley. Rozsądny Will będzie wiedzieć, kiedy oddać stery Wolfgangowi, którego przed niszczącą mocą własnej nienawiści ochroni niewinna, wiecznie niezdecydowana Kala. Co więcej, ta logika realizuje się również bez paranormalnych umiejętności w więziach ze wspierającymi sensatów „normalsami” – kochankami, przyjaciółmi, rodzicami.
„Sense8” ostentacyjnie łamie zatem reguły realizmu seriali akcji, wedle których prędzej czy później zdradzi cię twój własny pies, wybierając większą michę albo mniejsze zło. Siostry Wachowskie często zawieszają (dość zresztą rachityczny) ciąg walk, pościgów i moralnych dylematów, by rozkoszować się obrazami współprzeżywania bliskości, doznań estetycznych czy erotyki – a kocha się tu w najróżniejszych konfiguracjach i pozycjach, w duetach, tercetach, zespołach kameralnych. Zwieńczenie serialu czerpie pełnymi garściami z bajkowej tradycji, zarazem ją przenicowując: ślub udzielany białej transseksualistce i czarnej lesbijce przez reprezentantkę laickiej republiki, na który zjadą się wszyscy bliscy bohaterów, zwieńczy symfoniczna orgia.
We wszystkich trzech wizjach zatem pożądanie ma przekraczać nie tylko opresję heteroseksualnej monogamii, ale granice kultur i religii („Sense8”), światopoglądów i różnic wieku („ości”), włączając wolne seksualnie jednostki w empatyzujący, wolny od przemocy dialog („Sense8”, „Istota”). Warto jednak postawić niedyskretne pytanie: czy wolność seksualna rzeczywiście ma moc przeanielania społeczeństwa?
Kulisy utopii
Uczucia i pożądanie żądzą się tu własną autoteliczną logiką, wolną od znanych nam psychologicznych praw. Wybuchają z łatwością ponad barierami społecznymi, kulturowymi dziedzictwami, przepaściami światopoglądów, różnicą wieku: mizogin rasista Norbert zadurzy się w feministce Ninel, naiwna, dziewicza Kala – w brutalnym mafiosie Wolfgangu. Nie ma miejsca na zazdrość: gdy zwodzony przez dwa sezony Rajan dowie się, że jego nowo poślubiona żona cały czas go mentalnie zdradzała, bez pretensji i wątpliwości wejdzie w miłosny trójkąt.
W „Istocie”, „Sense8” i „ościach” emocje są niby bardzo silne, ale nigdy na tyle, by powodować zniszczenie. Nie ma miejsca na niezaspokojoną żądzę, najbanalniej złamane serce, zwykłą samotność. Jak pisze Hirszfeld, autorki świadomie zdecydowały się pokazać świat wolny od niespełnienia czy destrukcji: „Myślę […], że w czasach, kiedy – jak wynika z ostatniego raportu o seksualności – przeciętny Polak nie uprawia już seksu, przyda się model, który zasili czy zarazi wręcz na nowo pole seksualne jakimś pozytywnym podmuchem kobiecej fantazji, która, mamy nadzieję, przeniknie w jak największym stopniu do codzienności wszystkich naszych czytelników i sprowokuje wspomniany już dialog”. W ramach tego dialogu warto zatem na serio spytać, dlaczego obalanie patriarchatu i represji miałoby nas uwolnić od udręk dotychczas gotowanych nam przez Erosa? Z pewnością uelastyczni nasze wybory, poszerzy pole negocjacji, ale czy uwolni od bólu odrzucenia? I czy obietnica spełnienia seksualnego dla wszystkich jest bardziej realistyczna niż patriarchalna puenta „i żyli długo i szczęśliwie”?
„Kosmos”, rys. Katarzyna Borkowska
Rewolucyjność wizji Karpowicza, sióstr Wachowskich, Nowickiej i Hirszfeld nie idzie tak daleko, by pokazywać ludzi brzydkich. Sensaci mają różne preferencje seksualne, historie rodzinne i filozofie życiowe, ale wszyscy są szczupli, młodzi, pełnosprawni, niestatystycznie piękni. „Istota” obiecująca zerwać ze „stereotypem erotycznej bohaterki komiksowej jako długonogiej lalki o wąskiej talii i dużym biuście” rozpoczyna się od erotycznej przygody… długonogiej dziewczyny o wąskiej talii i kształtnym średnim biuście. Owszem, jednej postaci artystki dają fałdkę na brzuszku, a innej zmarszczki na twarzy, ale dalej są to ciała instagramowe, wolne od blizn, rozstępów, niewłaściwych włosów (prócz bohatersko zarośniętej bohaterki „Auta”). W rozdziałku „Kosmos” przedstawia się miłość starszej kobiety (przede wszystkim wirtualną), a w „ościach” mamy duet Norbert–Ninel, ale nie ma co ukrywać: starość jest tu obsadzona w tej samej roli co „przyjaciel gej” w produkcjach z lat dwutysięcznych – jako emblemat inkluzywności.
Utopia seksualnego wyzwolenia opiera się na ideale konsensualnej zgody równorzędnych podmiotów – nie ma tu zatem miejsca na relacje, których nie można zerwać mocą własnego wyboru: ani potomstwa, ani zwierząt (wyjątkiem „ości”). Znamienne, że z ośmiorga 26-letnich, pochodzących z różnych kultur sensatów, tylko Riley ma dziecko – i umiera ono w dniu urodzin, by stać się fundacyjną traumą pierwszego sezonu. W „Istocie” na siedem wcieleń kobiecości żadne nie nosi na sobie znaków macierzyństwa – ani na ciele, ani na umyśle, ani w planie dnia. Zostaniemy za to obdarzeni rozważaniami parentingowymi niezawodnej bohaterki „Rozmowy”: „chciałabym mieć dziecko z kimś, z kim łączy mnie coś więcej niż seks i kto chce je mieć, a nie dlatego, że ktoś oczekuje ode mnie, że będę je miała”. („Zaiste, światła myśl”, przyklaskują z piskiem zachwytu niezależne, otwarte i dojrzałe czytelniczki).
Ta pozbawiona zobowiązań lekkość bytu rozciąga się na materialną sferę życia. Nikt nie jest tu przytłoczony pracą, nie ma finansowych trosk, nie jest zagrożony deklasacją. W powieści Karpowicza kto miał przejść awans społeczny, już go przeszedł, kto się miał dorobić – już się dorobił. Reszta radzi sobie dzięki ekonomicznej harmonii przedustawnej i starym dobrym więzom krwi: i tak para pracowników naukowych dostanie mieszkanie od rodziców, a gdy trzeba, magicznie pojawi się wypłacane w euro stypendium. Podobnie sensaci: są z różnych części globu i różnego pochodzenia społecznego, ale wbrew światowej statystyce tylko jeden z nich cierpiał ubóstwo, czwórkę stać na ponadprzeciętny luksus, a pozostała trójka spokojnie utrzymuje się ze swojej pracy bądź nielegalnej działalności (i może ją w każdej chwili porzucić, by pojechać, na przykład, do Paryża). Również bohaterki „Istoty” są absolutnymi paniami swojego czasu: spieszyć można się tu tylko na pociąg nad morze (raczej pendolino), gdzie na pustej plaży można się oddać masturbacji. Poza tym kobiety kochają się w przyjemnych wnętrzach z partnerami o różnych kolorach skóry, chodzą do Zachęty, na demonstrację, do baru – reprezentują zatem styl życia właściwy polskiej wielkomiejskiej klasie średniej rodem z produkcji TVN i pasków TVP.
Wreszcie polityczność tych utopii realizuje się w podejściu do ciała i ekspresji, a nie nowych wizjach instytucji, ustroju, globalnej sprawiedliwości. Zaangażowanie polityczne „Istoty” ma przy tym wdzięk socrealistycznego produkcyjniaka (dwie kochanki prowadzą na czarnym proteście dialog: „Niech w końcu odpierdolą się od naszych ciał”, mówi jedna, na co druga odpowiada: „Boją się tego, jak by wyglądał świat, gdybyśmy miały takie same prawa”). W „ościach” seks staje się podstawą społecznych więzi budowanych ponad pozornie niemożliwymi do przebycia podziałami światopoglądowymi, ale nie przekłada się na porządek publiczny. Siostry Wachowskie natomiast wikłają się w napięcie między uniwersalizmem a kulturowym partykularyzmem: z jednej strony bowiem chcą pokazywać zdolność do seksualnego wyzwolenia jako niezależną od kultury umiejętność wynikającą z empatii, z drugiej dumnie rozwiewają tęczową flagę zachodniego ruchu LGBT. Choć twórcy na każdym kroku podkreślają, że zdjęcia kręcono w autentycznych lokalizacjach i zatrudniono lokalnych aktorów, nie da się ukryć, jak bardzo zachodniocentryczna jest to wizja. Polityczną dominantą jest tu opresja patriarchatu, globalną nierówność zbywa się z ujmującą łatwością. „Jestem uprzywilejowana, nie szczęśliwa” – mówi latająca pierwszą klasą Riley walczącemu o przeżycie w slumsach Nairobi Capheusowi.
Niezależna kobieto, do księgarni marsz
Jaki jest zatem wspólny mianownik tych trzech wizji seksualnego wyzwolenia? Jest ono dostępne dla wszystkich tak długo, jak wszyscy są młodzi, piękni, atrakcyjni, wielkomiejscy, zachodni, uczuciowo elastyczni, wolni od zobowiązań i materialnych trosk. Szklane domy zostawmy zatem Żeromskiemu, walkę z nierównościami – Piketty’emu, pokój na świecie – kandydatkom w wyborach Miss World. Po '68 roku żądający niemożliwego realiści z lekkością stali się pragmatycznymi fantastami: kreatywna klasa średnia zaczęła wierzyć, że erotyczne fantazje o sobie samej tworzą podwaliny lepszego świata. Oto utopia na miarę realizmu kapitalistycznego.
I w tej kwestii „Istota” przekracza jednak granice karykatury. Bohaterka Nowickiej („Auto”) w komiksowej księgarni pyta o erotykę narysowaną przez kobiety (ach, ta bezpruderyjna odwaga zadania pytania głośno, ach, jak wszyscy na nią patrzą), a sprzedawca triumfalnie wręcza jej… „Istotę” i robi krótki wykład o klasyce gatunku. Nie podejmuję się decydować, czy ten chwyt powinien nosić miano kapitalistycznego hiperrealizmu, surrealizmu czy autoerotyzmu, pewny jest natomiast jego przekaz dydaktyczny: kowboje palą marlboro, świadome siebie kobiety czytają „Istotę”. Jeśli zatem emancypację, otwartość i dojrzałość rozumiesz tak, jak Nowicka i Hirszfeld, do księgarni po komiks marsz. I nie zapomnij się głośno zapytać, żeby inni na pewno słyszeli, jak bardzo jesteś wyzwolona.