Weźmy taki „Robotron” (2018). Zaczyna się od pulsujących, niskich brzmień zespołu Hashtag Ensemble, dobarwionych impulsami o posmaku retro. Nad tym rytmem budują się kruche, wysokie harmoniczne struktury na bazie szmerowych i flażoletowych dźwięków. I gdy wydaje się, że mamy do czynienia z kolejną wyprawą w głąb akustyki, pojawia się głos niemieckiego lektora, wydobyty z jakiejś starej instruktażowej taśmy. Zespół przyspiesza w swoim rytmie, by przygotować grunt pod obwieszczenie: Das ist ein Demonstrationsband der Elektro-Synthesiser („Jest to taśma demonstracyjna elekrosyntezatora”), po którym zaczyna imitować szalone elektryczne barwy. Kolejne efekty zapowiadane przez lektora – „Klangfarben”, „Resonanzfilter”, „Ringmodulator” – uruchamiają intrygujące i prześmieszne stylizacje, niczym w onomatopeicznej zabawie „Welcome to the United States” Franka Zappy. Zarazem jednak buduje się czytelna forma na bazie powtarzanych i rozwijanych segmentów, niczym w starym dobrym rondzie. Modny ostatnio (od czasów muzyki spektralnej i zespołu zeitkratzer) wątek instrumentalnej imitacji muzyki elektronicznej został tu doprowadzony do parodii. Pod koniec jednak trzymane akordy i drony zdają się zamazywać ironię mgiełką nostalgii... – za analogowym brzmieniem? za wiarą w postęp i jednym kierunkiem? za muzyką współczesną?
Paweł Malinowski jest zbyt inteligentny, by udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Choć w wielu utworach pojawiają się mniej lub bardziej bezpośrednie nawiązania do klasyki muzyki i kina, nie chodzi o prosty postmodernizm z jego mruganiem okiem i żonglerką cytatami. Wielkie nazwiska i znane utwory wywoływane są czasem już w samych tytułach: „…über BWV 971” na flet i trio smyczkowe (2016) nawiązuje do „Koncertu włoskiego” Bacha czy „I <3 Franz” na kwartet smyczkowy (2016) cytuje wstęp ze „Śmierci i dziewczyny” Schuberta. Ten ostatni utwór to prawdziwy dramaturgiczny majstersztyk, przypominający pełen suspensu thriller, w czasie którego próbujemy wyobrazić sobie łańcuch zdarzeń prowadzący do finału. W obu przypadkach, podobnie jak często się dzieje w twórczości Lachenmanna („Tanzsuite”), harmonia przywoływanego oryginału skrywa się pod szmerami i chrobotami. O ile jednak Malinowski darzy niemieckiego mistrza estymą, eksploruje często zgoła odmienne obszary – sentymentalizmu i kiczu. Tak się dzieje choćby we wczesnym utworze „…still untitled:( [love songs]” na saksofon, perkusję, fortepian, kontrabas i elektronikę (2015). Na odtwarzanego z gramofonowej płyty i granego na syntezatorze „Lohengrina” Wagnera nakładają się tu miłosne dialogi z filmowych ścieżek dźwiękowych, tworząc gęsty konglomerat na granicy przesady.
Trzeba pamiętać, że muzyka klasyczna to i tak mocno zamknięta bańka. Odwoływanie się do Wagnera czy do Schuberta pozostaje hermetyczne, ale mnie fascynuje. Zawsze dochodzi kontekst, który poza tym wpływa na dramaturgię: w kwartecie smyczkowym „I <3 Franz” (2016) moment, w którym pojawia się klarowny cytat ze „Śmierci i dziewczyny”, oznacza koniec grania. Nie chodzi przy tym o to, czy cytat jest znany czy nie. W „Dziś wydaje mi się, że jest lepiej” istotniejszy niż jakiekolwiek sample okazuje się kontekst transformacji ustrojowej, który dotyczy prawie każdego z nas, niezależnie od pokolenia. Nie wiem, czy to jest rozwiązanie, w końcu tak naprawdę nikt z nas nie urodził się z uwielbieniem dla muzyki współczesnej.
Paweł Malinowski
Paweł Malinowski urodził się w 1994 roku w Olsztynie. Ukończył studia w klasie kompozycji Wojciecha Widłaka, a także teorii muzyki pod kierunkiem Agnieszki Draus w Akademii Muzycznej w Krakowie; uczył się także u Nielsa Rønsholdta i Simona Steena-Andersena w Królewskiej Akademii Muzycznej w Aarhus. Swoje umiejętności poszerzał także na warsztatach i lekcjach mistrzowskich, m.in. z Richardem Ayresem, Bernhardem Langiem, Stefanem Prinsem, Kaiją Saariaho, Marco Stroppą czy Jennifer Walshe. W 2016 roku zdobył I nagrodę na 58. Konkursie Młodych Kompozytorów im. Tadeusza Bairda. Jego utwory wykonywane były podczas festiwali: Sacrum Profanum, Ostrava New Music Days, Warszawska Jesień, Musica Electronica Nova, Örebro Contemporary Music Festival, Międzynarodowy Festiwal Muzyki Organowej. Jeden ze współorganizatorów studenckiej konferencji Elementi na Akademii Muzycznej w Krakowie, która stała się najważniejszym wydarzeniem tego typu w Polsce.
Cytaty z wypowiedzi kompozytora pochodzą z wywiadu autora i Mateusza Ciupki, To nie może być wszystko na poważnie. Rozmowa z Pawłem Malinowskim
Malinowski śmiało wchodzi na teren kampu, inspirując się przy tym Jennifer Walshe czy Michaelem Beilem, co widać w jego artykułach publikowanych w czasopiśmie „Meakultura”. Szczególnie wyraźnie słychać to w „It Helps Relieve Tension” (2017) na flet basowy i kontrabas, w którym pojawia się kiczowato słodki fragment soundtracku „Miasteczka Twin Peaks”. Wspomniane w wywiadzie „Dziś wydaje mi się, że jest lepiej” (2016) na zespół, wideo i elektronikę to bezprecedensowe na gruncie muzyki współczesnej rozliczenie z polskim turbokapitalizmem. Zsamplowane fragmenty sondy ulicznej o pieniądzach i konferencji Hanny Gronkiewicz-Waltz oraz sygnały modemów i klawiszy od początku osadzają całość w czasie i miejscu. Nakładają się na to wznoszące skale i coraz bardziej niepokojące brzmienia (Spółdzielnia Muzyczna), a w środkowej części zdesynchronizowane wideo z muzykami zespołu. Finałowe ujęcie Pałacu Kultury i Nauki zza „rewitalizowanej” Rotundy, bardzo wolno rozjaśniane do wtóru ambientowej elektroniki, znowu stawia kropkę pod „?” raczej niż nad „i”. Czy stare faktycznie ustąpiło miejsca nowemu i lepszemu czy może, jak mówi jedna z pytanych, „wyszliśmy na tym jak Zabłocki na mydle”? Utwór Pawła Malinowskiego przez dobór i opracowanie materiału można odczytywać jako muzyczne ucieleśnienie pamięci kolektywnej. Jeśli tak, to „C’mon Join to Joyride” na troje wykonawców i wideo (2017) stanowi hołd dla pamięci indywidualnej. Przyjaciele kompozytora (Krzysztof Augustyn, Julian Gołosz, Teoniki Rożynek) nagrali na kasety swoje wspomnienia z okresu dojrzewania, odtwarzane potem na scenie w swoistym rytuale przypominania, podczas którego walkmany stają się instrumentami.
Przez przeszłość można opowiedzieć coś o teraźniejszości i zawsze staram się wybierać takie tematy, które mogą być uniwersalne, a nawet aktualne. Zależało mi, aby pracować nad banalnymi opowieściami, ale one takie do końca nie są; interesuje mnie życie codzienne, oczywiste rzeczy, bynajmniej niezmieniające świata. W ramach tych trzech historii feministyczne przełamanie granic (wejście na Szkieletora!) sąsiaduje z miłosnym wspomnieniem z wczesnego gimnazjum i ciemną stroną dorastania. Na początku dałem wykonawcom trochę wskazówek: zależało mi na tym, żeby opowiedzieli o swoich guilty pleasures i poprosiłem, żeby mi te historie nagrali oraz przesłali kojarzącą się z nimi piosenkę – to wszytko złożyło się potem na soundtrack. Dlatego ten utwór jest bardzo person-specific i nie widzę możliwości, by został wykonany przez kogoś innego.
Jeśli ktoś nie chce jednak odczytywać wszystkich odwołań muzycznych – do Purcella w „ZMRÓŹ” na wideo i orkiestrę (2019), Mahlera w „Nachwanderung” na orkiestrę (2018) czy Szymanowskiego w „Op.50/No. 1” na fortepian (2017) – może skupić się na tropie filmowym. Oprócz wspomnianego serialu Lyncha najistotniejszym źródłem inspiracji Pawła Malinowskiego w 2018 roku był z pewnością Stanley Kubrick, co widać w instalacji „Sommer Resort Darmstadt” i triu fortepianowym „Faites vos jeux”. W tym ostatnim utworze, podobnie jak w „They Can’t See Me Like I Can” na klarnet basowy, saksofon barytonowy, elektronikę i wideo (2018), bardzo istotna staje się warstwa performatywna. Muzycy występują w uogólnionej scenografii hotelowego lobby, dialogując ze sobą przez ściankę, albo schodzą ze sceny, a dźwięk leci z playbacku. Relacja między widzialnym a słyszalnym oraz grą muzyczną a aktorską to jedne z głównych tematów podejmowanych obecnie przez europejskich kompozytorów. Malinowski wchodzi do gry ze swoimi skojarzeniami, żywo reagując na otoczenie, jak choćby hotel na kursach nowej muzyki, który swoimi rozmiarami i powtarzalną strukturą labiryntem przywiódł mu na myśl pewien klasyczny horror...
W Darmstadcie zrobiłem instalację „Sommer Resort Darmstadt” z telewizorkiem, na którym leci „Lśnienie” Kubricka, a w tle oryginalny soundtrack. I nikt nie zwracał uwagi na to, że to akurat „Muzyka na czelestę, perkusję i instrumenty strunowe” Béli Bartóka, tylko wszyscy rozpoznawali ją jako muzykę ze „Lśnienia”, a przecież wśród odwiedzających przyszło sporo muzyków. I ja również w ten sposób słucham: „Trio fortepianowe Es-dur” Schuberta w pierwszej kolejności pamiętam z „Barry’ego Lyndona”, a dopiero potem z koncertu. Gdy miałem potrzebę napisania tria fortepianowego, to stanęła mi przed oczami scena z tego właśnie filmu, trzy osoby w niej występujące i akompaniujące im trzy instrumenty. I choć oni tam niby tylko grają w karty, to w spojrzeniach bohaterów widać ogromne napięcie. Ta wielowymiarowość szybko sprawiła, że chciałem napisać utwór właśnie o niej.
Wspomniana scena z historycznego filmu Kubricka to ta, gdzie tytułowy bohater przy grze w karty poznaje swoją przyszłą małżonkę, a ich wymianę spojrzeń podkreśla wymiana motywów między instrumentami – w kontynuacji autorstwa polskiego kompozytora dodatkowo podkreślona ruchem scenicznym. Malinowski starannie dobiera obsady i brzmienia, z akcentem na media i formy obarczone bagażem tradycji i znaczenia, jak kasetowe magnetofony, analogowe syntezatory i telewizory, kwartet smyczkowy czy właśnie trio fortepianowe.
To duchologiczne zanurzenie w przeszłości traktowanej jako rezerwuar opowieści składa się na narracyjny potencjał jego muzyki, przekonując nawet odbiorców niewrażliwych na wszelkie wymienione wyżej konteksty. Kompozytor nie stroni przy tym od powtórzeń i metody procesualnej, co dodatkowo wzmacnia komunikatywność ostatnio powstałych „untitled” na amplifikowany flet prosty i klawesyn (2019) czy „ZMRÓŹ” na orkiestrę i taśmę (2019). W tym pierwszym na początku zwraca uwagę uporczywy rytm, ale to przekształcenia barwy okazują się istotniejsze, podobnie jak w tym drugim, dyplomowym utworze na krakowskiej Akademii Muzycznej. Paweł Malinowski to filmowy kompozytor radzący sobie bez obrazu i pejzażysta malujący brzmienia bez płótna – czasem kampowe, czasem nostalgiczne, ale zawsze wciągające.
Tekst powstał we współpracy z Krakowskim Biurem Festiwalowym, organizatorem festiwalu Sacrum Profanum.
Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych)