„Stawiamy na rzeczy, które są z boku głównego nurtu, często eksperymentalne. Niekoniecznie John Cage i plumknięcie co kilka minut, ale coś, co wybiera się świadomie” – to spontaniczna wypowiedź Romana Gutka, dyrektora Slow Fest Podlasie na konferencji prasowej z okazji otwarcia festiwalu. Chciałbym ją potraktować jako symptom pewnej postawy i impuls do dalszych lektur. Jest coś fascynującego w tym, że Roman Gutek, jeden z największych popularyzatorów powolnego i wymagającego kina w Polsce, ma akurat takie wyobrażenie o muzyce współczesnej spod znaku Johna Cage’a. I że pomija ją na wizjonerskim festiwalu organizowanym przez Stowarzyszenie Nowe Horyzonty w Supraślu z racji.... No właśnie, czego? Czy faktycznie utwory Michaela Pisara lub Klausa Langa z rozrzedzonym tokiem narracji różnią się jakościowo i formalnie od filmów Jamesa Benninga lub Beli Tarra? Czy percepcja przedzielonych długimi ciszami dźwięków późnych utworów Luigiego Nona albo Jürga Freya różni się od kontemplowania wczesnych filmów Lava Diaza albo Lisandro Alonso niemal bez akcji i montażu? Czy słuchanie albo oglądanie tych dzieł może wynikać z czegoś innego właśnie, niż świadomy wybór? I jak to możliwe, że w jednej dziedzinie sztuki można być jako kurator radykałem i wyznaczać trendy, a w drugiej niefrasobliwie stawiać Kormorany ponad Cage’a? Wszystko to fascynujące pytania wykraczające dalece poza przypadek Romana Gutka, u którego akurat miałem zaszczyt przez wiele lat pracować, i którego niezmiennie bardzo cenię.
Inna sprawa to pytanie, do jakiego dzieła Cage’a chciał się odwołać Roman Gutek. O ile kojarzę twórczość amerykańskiego kompozytora filozofa, to jesteśmy chyba najbliżej „One6” lub „One10” (1990/1992) na skrzypce solo towarzyszące dźwiękowej rzeźbie „Dialogue” kompozytorki Mineko Grimmer. Obok długo trzymanych brzmień instrumentu faktycznie dochodzi w niej do sporadycznych plumknięć. Rzecz wygląda mianowicie tak: nad zbiornikiem z wodą rozpięte są fortepianowe struny, a nad nimi bryła lodu naszpikowana żwirem. Podczas roztapiania, co jakiś czas kamyczki spadają do wody poniżej, a czasem potrącają pod drodze struny, pobudzając dźwięk o określonej wysokości. Lodowa instalacja „Grimmer” połączona ze skrzypcowym utworem Cage’a stanowi dla mnie kwintesencję muzycznego zen: otwarcie na przypadek, powolne uwalnianie i długie dźwięki, natura i kultura, woda i kamień. Długie oczekiwanie, wiele rozczarowań w postaci dźwięków pobocznych i niespektakularnych, ale raz na jakiś czas trafienie w strunę i czyste harmoniczne brzmienie. Oczywiście, nie jest to najwolniejszy utwór Cage’a, bo tutaj trudny do pobicia rekord dzierży „Organ2/ASLSP” (1987) czyli „As Slow As Possible”. Partytura nie podaje jednak konkretnego tempa, więc niektórzy organiści grają bez przerwy lub na zmianę nawet po 12 godzin. Najbardziej radykalna interpretacja wystartowała jednak w niemieckim mieście Halberstadt w 2001 roku, gdzie dzięki mechanicznemu wspomaganiu instrument ma grać cały czas do roku... 2640. Współbrzmienia i pauzy trwają po parę lat, a na zmianę wysokości dźwięku przyjeżdżają fani z całej Europy (ostatnia była 5 października 2013, kolejna szykuje się 5 września 2020).
Wracając jednak do bardziej ludzkiego niż kosmicznego czasu percepcji warto przypomnieć, dlaczego to akurat John Cage stał się mimowolnym patronem slow music. Niewątpliwie zaważyła na tym jego udana kampania – prowadzona w utworach, tekstach i wywiadach – na rzecz pełnej emancypacji ciszy/pauzy, których czas trwania może, zależnie od przyjętych decyzji lub przypadku, nawet wiele sekund lub minut. Budują one muzyczną narrację na takich samych prawach, jak same dźwięki (niezależnie od ich wysokości, barwy itp.) niczym w układzie zero-jedynkowym. Oczywiście, należy pamiętać, że zgodnie z prawami percepcji umysł po jakimś czasie przestanie postrzegać dane dźwięki jako składowe melodii lub innej jednostki formalnej. Ten paradoks wykorzystał zresztą jeden z duchowych uczniów Cage’a, La Monte Young w swoim „Triu smyczkowym” (1949), gdzie muzycy grają skonstruowaną wedle wszelkich reguł dodekafoniczną serię, lecz z ekstremalnie rozciągniętymi czasami dla każdego dźwięku, co sprawia, że zatraca ona charakter serii właśnie. Inną strategię wczesnego minimalizmu, jaką obrał Tony Conrad w latach 60., było zapętlanie i nakładanie nagrań jednego instrumentu, w tym wypadku skrzypiec (po latach wydano te nagrania jako „Early Minimalism” właśnie).
The Roar of Nothing: Jürg Frey's Les tréfonds inexplorés des signes pour piano from Antonio Correa on Vimeo.
Podlasie Slow Fest
Między 1 lipca a 17 września 2017 w Supraślu odbywa się pierwsza edycja festiwalu Podlasie Slow Fest, skierowanego do osób poszukujących kameralnych wydarzeń kulturalnych, wyciszenia oraz alternatywnych form spędzania wolnego czasu. Festiwal z założenia ma być rozciągnięty w czasie – przez dwa i pół miesiąca odbywać się będzie jedno lub dwa artystyczne wydarzenia dziennie, co ma sprzyjać uważniejszemu odbiorowi sztuki oraz kontemplacji.
Program i opis idei festiwalu
Skoro było o Cage’u i organach, nie może w tym zestawieniu kompozytorów „powolnej muzyki” zabraknąć Klausa Langa. „Marias Mantel” (2005) rozpoczyna się od bardzo długo trzymanego współbrzmienia w skrajnych rejestrach, po czym mozna poznać upodobanie Austriaka w eksplorowaniu zjawisk akustycznych, co kontynuuje w utworach na inne składy, jak w blisko godzinnym „viola. harmonium” (2014) czy niewiele krótszym kwartecie smyczkowym „seven views of white” (2013). W kręgu niemieckojęzycznym warto wymienić także Jakoba Ullmanna i Caspara Johannesa Waltera, którzy także eksperymentują z mikrotonami i innymi strojami. „Disappearing Music” (1990) i „Praha: Celetná – Karlova – Maiselova” (2004–2007) tego pierwszego składają się z bardzo wolnych przepływów bardziej nawet fal niż dźwięków, a sam autor radzi słuchać swojej muzyki na możliwie cichym poziomie. Chociaż w Supraślu nie usłyszymy żadnego z tych twórców, to już po zakończeniu Slow Fest Podlasie osobom spragnionym świadomych eksperymentów polecam wizytę w Krakowie na Sacrum Profanum, gdzie będzie można zanurzyć się w dronowe światy głębokiego słuchania Pauline Oliveros i (po raz pierwszy w Polsce) zażyć dźwiękowej kąpieli wraz z Éliane Radigue. Obie te autorki na różne sposoby eksplorują samą percepcję oraz graniczne obszary pomiędzy muzyką a sound artem. Jako że w tekście chciałem ograniczyć się do kompozytorskich realizacji slow music, nie otwieram nawet przepastnych szaf z etykietkami takimi jak japońska scena onkyo czy nagrania terenowe i lowercase, ale mam nadzieję, że inspiracji wystarczy do prawdziwego wakacyjnego zwolnienia. Bo wolna muzyka jest dla wolnych ludzi.
Cykl tekstów o POWOLNOŚCI powstaje we współpracy ze Stowarzyszeniem Nowe Horyzonty, organizatorem festiwalu Podlasie Slow Fest, który odbywa się w dniach 1 lipca-17 września 2017 w Supraślu.