KRÓTKOPIS:  Jak kartka papieru i długopis

KRÓTKOPIS:
Jak kartka papieru i długopis

Rozmowa z Marcinem Jagodzińskim

Mikroblog polega na tym, żeby statusy dało się objąć jednym rzutem oka, żeby były czytane, a nie, jak wpisy blogowe, studiowane. To jest ich założenie, nie ograniczenie – rozmowa z twórcą Blip.pl

Jeszcze 2 minuty czytania

ADAM KRUK: Cztery lata temu, wraz ze Zbigniewem Sobieckim, założył Pan serwis społecznościowy Blip. Jak przyjął się w Polsce?
MARCIN JAGODZIŃSKI: Założyłem Blipa, myśląc, że serwisów mikroblogowych będzie na całym świecie bardzo dużo, tak jak to jest to z serwisami blogowymi. Potem okazało się, że efekt sieciowy Twittera był na tyle silny, że większość podobnych serwisów poupadało. Tymczasem Blip, dzięki temu, że powstał wcześnie i miał dobrą funkcjonalność, przetrwał do dzisiaj. To dość zaskakujące, że właściwie w żadnym kraju, poza Chinami, nie udało się stworzyć serwisu mikroblogowego, który funkcjonowałby tak długo.

W czym tkwi urok 160 znaków, na którym bazuje Blip?
Cały model mikroblogowy to po prostu fajna  nisza. Kiedy zakładaliśmy Blipa, Twitter nie był jeszcze w Polsce dobrze znany, a my wykorzystywaliśmy już sporo funkcji (takich jak umieszczanie zdjęć, wideo, obsługa smsów czy tagi), które Twitter wprowadził dużo później. Twitter zaczynał jako serwis smsowy – dlatego początkowo było tam 140 znaków i 20 znaków na nick – potem przez dłuższy czas od tej formuły odchodził. My też szybko uzmysłowiliśmy sobie, że nie będziemy do użytkowników wysyłać smsów, bo w Polsce było to zwyczajnie nieopłacalne, dlatego od razu dodaliśmy 20 znaków więcej. Taka była geneza, ale forma miała także inne konsekwencje – skrótowość okazała się lekarstwem na nadmiar treści w internecie.

1100


Czyli w ogromie sieciowych odniesień trzeba umieć się ograniczyć?

Niestety internet pokazał wyraźnie, że ludzie nie mają skłonności do ograniczania się. Jeżeli coś mogą – zrobią to, niespecjalnie nawet myśląc o konsekwencjach. Bez znaczenia jest, czy ktoś to w ogóle przeczyta, czy kogoś zaspamują, czy wręcz sprawią, że cały system stanie się nieużyteczny. Często pojawiały się głosy by wydłużyć statusy i technicznie można to zrobić, jednak na tym właśnie polega formuła mikrobloga, żeby statusy dało się objąć jednym rzutem oka, żeby były czytane, a nie, jak wpisy blogowe, studiowane. To jest ich założenie, nie ograniczenie.

We wrześniu, podczas Europejskiego Kongresu Kultury we Wrocławiu, dwutygodnik.com organizuje warsztaty z twittowania, prowadzone przez amerykańskiego pisarza Johna Wraya, który od dwóch lat pisze powieść na Twitterze. Może jest tak, że każdy mikrobloger pisze powieść w odcinkach?
Serwisy mikroblogowe dość długo próbowały się zdefiniować. Nie ukrywam, że sam na początku nie wiedziałem, co tworzę – czy będzie to serwis komunikacyjny, przeznaczony do messengingu, odpowiednik grupowego smsa, czy serwis blogowy (tylko do krótszych form), czy też serwis typu dyskusyjnego, gdzie z łatwością można wskoczyć w rozmaite rozmowy, toczące się na żywo. I chyba w tym ostatnim kierunku Blip tak naprawdę wyewoluował, stał się rodzajem IRC-a XXI wieku. Do tego medium można więc rozmaicie podchodzić, jest bardzo elastyczne i w tym chyba tkwi sekret sukcesu. Generalnie Blip i Twitter opierają się na krótkich komunikatach, wysyłanych do osób, które się na nie zapiszą, wszystkie inne funkcje – retwitty czy tagi – są tylko dodatkami. Sama zasada jest prosta jak kartka papieru i długopis, a tych każdy może użyć do własnego celu.

Marcin Jagodziński

Przedsiębiorca i bloger. Założyciel pierwszego serwisu OpenID w Polsce oraz Blipa (skrót od Bardzo lubię informować przyjaciół) – wzorowanego na amerykańskim Twitterze pierwszego polskiego serwisu mikroblogowego. Prowadzi też kilka blogów – kulinarny: Można Gościom, ze zdjęciami samolotów: Airnews oraz o internecie: NettoBrutto.

Na przykład, aby się wypromować. Gdzie leży granica między zdrowym dzieleniem się informacjami a marketingiem?
Najfajniejsze w Blipie czy Twitterze jest właśnie to, że dają niewielką możliwość wepchnięcia się komuś w jego przestrzeń, że każdy subskrybuje sobie takie informacje, na jakie ma ochotę. Na Blipie wprowadziliśmy tagi – funkcjonują w dużym stopniu jako kanały tematyczne, w założeniu maja rozrywać sieć, którą sobie sami tworzymy. Do naszej sieci bowiem dodajemy zazwyczaj to, co jest nam znane, a najciekawsze jest właśnie to nieznane, to, o czym nie wiemy, że chcieliśmy wiedzieć.

Czy blogi i mikroblogi zwiększyły liczbę osób piszących?
Nie wiem, czy zwiększyła się ich liczba, na pewno zwiększyła się ich ekspozycja. Internet jest w ogóle świetnym miejscem do prowadzenia działalności hobbystycznej – czy będzie to gotowanie, czy robienie zdjęć, czy właśnie pisanie. Z jednej strony ludzie mogą znaleźć tam ciekawą książkę, z drugiej mniej czytają, bo surfują po internecie.

1101


Badania Forrester Research dowodzą, że choć wciąż w błyskawicznym tempie rośnie liczba użytkowników internetu, to liczba treści przez nich publikowanych spada. Mnóstwo jest martwych kont, służących wyłącznie do podglądania. Czy czas blogowania się kończy?
Nie jestem co do tego przekonany. Z grubsza rzecz biorąc są trzy typy blogów. Po pierwsze blogi prywatne, nastawione na opisywanie własnego życia; po drugie, blogi hobbystyczne, nastawione na opisywanie swoich zainteresowań – one się trochę zazębiają z blogami profesjonalnymi; są jeszcze blogi firmowe czyli pseudo-blogi. Zostawiam już z boku serwisy redakcyjne, które tylko udają, że są blogami.
Jeżeli chodzi o blogi prywatne – podejrzewam, że faktycznie mniej osób używa ich do opisywania swojego życia. Dziesięć lat temu założyłem serwis blogowy www.blog.art.pl i widzę, że ludzie, którzy wtedy zaczynali tam publikować, już się jakoś opisali, określili i poznali nawzajem. Teraz szukają prostszych i krótszych komunikatów, jak serwisy społecznościowe, ale nastolatki dalej zakładają blogi (im Facebook się nie podoba ze względu na brak anonimowości). Blogi firmowe to z kolei od początku była ściema – wbrew temu, co mówiono, nikt nie chciał czytać sążnistych wpisów o działalności jakiejś firmy. Dlatego te komunikaty przeniosły się całkowicie na Facebooka, dużo lepiej niż blog sprawdza się wall, na którym się pisze krótko, zwięźle i jeszcze robi się co jakiś czas konkurs. Obserwuję natomiast niesamowity rozkwit blogów hobbystycznych, w których ludzie piszą o swoich pasjach. One zupełnie nie zostały skanibalizowane przez Facebooka, który bardzo ogranicza formę wypowiedzi.

Krótkopis

8 i 9 września, na Kongresie Kultury Europejskiej we Wrocławiu, w ramach programu „Czytelnia” oraz cyklu dwutygodnik.com KRÓTKOPIS, odbędą się warsztaty literackiego twittowania. Poprowadzi je John Wray, znany amerykański pisarz, współpracownik New York Timesa, mieszkaniec Brooklynu i wykładowca na University of Columbia, który od dwóch lat pisze także powieść na Twitterze. Zapisy na warsztaty zostały już zakończone.

Więcej o cyklu KRÓTKOPIS tutaj.

W każdym serwisie społecznościowym na początku pojawia się awangarda aktywnych i kreatywnych użytkowników, którzy uciekają, kiedy robi się zbyt popularny. Wtedy powoli odchodzą kolejni użytkownicy. Nie ma na to rady?
Wyczerpuje się sama koncepcja serwisów społecznościowych. W nich wszystkich chodzi o to, żeby móc się do kogoś odezwać (co już częściowo załatwiał e-mail, ale serwisy robią to lepiej) i, przede wszystkim, żeby śledzić, co ktoś ma do powiedzenia – nam i światu. Do tego wystarczy możliwość nawiązania linku ze źródłem informacji, a sam serwis mógłby zniknąć. Podejrzewam, że niedługo już w samych systemach operacyjnych warstwa społeczna zostanie zaimplementowana: będzie się podłączonym do sieci społecznościowej, ale jej zawartość niekoniecznie konsumowana będzie poprzez serwis. W przypadku Twittera czy Blipa pojawiła się ogromna liczba programów klienckich, dzięki którym twitty pojawiają się, niezależnie od serwisu, chociażby pod wpisami na blogach. Nowy serwis społecznościowy Google+ ma już funkcję, dzięki której kontaktujemy się z za pomocą serwisu z osobą, która nawet nie musi wiedzieć, że taki serwis istnieje. Obserwuję też wielki ruch w stronę aplikacji mobilnych.
Serwisy takie jak Grono czy Myspace, które bardzo mocno nastawione są na to, że tworzą „miejsce”, a nie są tylko kanałem przepływu pewnych treści, nudzą się jak restauracje czy kluby. To zupełnie naturalne. Może więc należy myśleć o serwisach społecznościowych nie jak o domu, który tworzy się na całe życie, ale jak o filmie, który najpierw jest emitowany na dużym ekranie, a dalej na małym, ale nikt nie wymaga od niego nieustannego trwania na  pierwszym planie.

Z Facebookiem będzie podobnie?
Są już sygnały mocnego znużenia Facebookiem i ludzie przenoszą część swojej aktywności gdzie indziej. Zresztą Facebook był tworzony na amerykańskich uczelniach do zupełnie innych celów niż służy obecnie i wychodzą z niego różne wady konstrukcyjne. Jest chociażby bardzo ograniczonym narzędziem marketingowym dla firm, zdewaluował też słowo like, które przestało już cokolwiek znaczyć. Powstaje więc pytanie, co Facebooka zastąpi? Żeby przejść gdzie indziej, użytkownicy muszą bardzo dużo zostawić, dlatego  skłonić ich do tego będzie w stanie tylko coś bardzo atrakcyjnego.


1102

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.